cytaty z książki "Wróżenie z wnętrzności"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Żyję wolny poza wolnością, bo wolność to przymus, bo trzeba być wolnym, jak się żyje, a ja żyję i nie muszę być wolny, sobie jestem, głupi brat, na poddaszu brata mądrego. Wolność to wychodzenie na zewnątrz, to zaznaczanie siebie na zewnątrz siebie, gdzieś w świecie. A ja nie muszę siebie zaznaczać, mnie dobrze we własnym wnętrzu, niech inni męczą się na zewnątrz. Ja patrzę. Takie życie, dziwne życie, ale czyje nie jest dziwne.
Mateusz jest mądry i dlatego krąży między światami, bo wie, że życie w samych wnętrznościach nie jest mądre. Mateusz na zmianę męczy się i wypoczywa, tworzy i niszczy, zamyka i otwiera. To jest życie, to jest oddech, to jest oddalanie się od świata i powrót do niego, pulsacja życia.
Przyjechałem z Toskanii wypoczęty, z duszą zdrową i zdecydowaną, by bezpowrotnie zanurzyć się we własne wnętrze. Uznałem, że zewnętrze niewarte jest uwagi, w każdym razie niewarte takiej troski, jaką ludzie noszą w sobie zazwyczaj. Siedziałem i nie mówiłem, i patrzyłem tylko i nie ruszyłem się długo z miejsca.
Druga opowieść idzie oporniej, bo niesie ją wstyd, a nie duma, a wstyd oddała i spowalnia, wstyd nie uskrzydla słów, słowa uciekają przed wstydem.
Mama miała też jeszcze jedną bardzo ważną sprawę do głaskania mnie po głowie, może dla niej najważniejszą, ale też wypowiedzianą okrężnie, tym jej językiem omijania rzeczywistości i wykrzywiania jej, by mniej bolała.
W wewnetrzności się nie działa, bo wewnetrzność na nic nie wpływa. W wewnetrznosci nawet ręką nie można poruszyć, a co dopiero życie wybierać.
Mateusz ma w sobie moc zamykania dawnych światów na klucz, aby nie mogły się przedrzeć do jego rzeczywistości.
Tajemnicze jest dzisiaj bez jutra i tajemnicze teraz bez głębi, którą daje wczoraj.
Kim jest Marta, która teraz musi coś zrobić, zbierając w sobie siłę i mądrość wszystkich Mart, które w niej mieszkają.
I komu można zadać to pytanie? Głupiemu nie warto, mądremu nie wypada. Zresztą obaj odpowiedzą jednakowo.
Stary człowiek chciał, by świat sam dopełnił jego słowa, chciał słowami tylko inicjować i muskać, a nie domykać.
Bo stary człowiek nie milczał jak obcy, nie odgradzał się milczeniem, tylko milczał swojsko, zapraszając innych do wspólnego milczenia.
Nosił w sobie niepewność, bo zawsze był niegotowy na życie. Żył jako niegotowy, zawsze o krok z tyłu, musiał wszystko przemyśleć, wypróbować, sprawdzić, zanim zdecydował się to przeżyć.
Nie można dać niczego tym co mają wszystko. A już na pewno nie może dać czegoś ten, co nic nie ma.
Tylko aniołowie przychodzą znienacka, bez imion, i zmieniają nasze życie, po czym znikają, by więcej nie powrócić. Aniołowie zawsze przynoszą jakąś zmianę, są obietnicą i nadzieją obietnicy.
Fakty muszą być przeżyte, przetrawione przez organy i gruczoły. Wtedy stają się treścią wnętrzności, wtedy dopiero można zacząć opowiadać. Wywlekać wnętrzności i wróżyc z nich, wtykając palce w bolące miejsca.
Nigdy nie ma stałych pór swojego życia i imorowizuje, za każdym razem stwarzając siebie na nowo.
Taki jest Mateusz, wędruje po świecie i przytula się do zwyczajów innych ludzi. Najczęściej są to zwyczaje Marty, czasem moje, a czasem lasu, który otacza nasz dworzec. Bo las rodzi grzyby o poranku, a jagody o zmierzchu. I to są zwyczaje lasu, a Mateusz je szanuje.
Sara jest schowana za samą siebie i pewnie dlatego pisze książkę, aby wyjść ze swego cienia.
Więc chodzi po Poświatowie jak projekt, jak zarys projektu. Myślę, że sam nie wie, w co się ten projekt rozwinie.
Cieszą się z ciszy, ale od tego spokoju, wnętrzności bardzo im się męczą.
Ze mną jest inaczej, bo ja cały jestem w sobie i ze sobą wożę cały mój świat.
Najgłośniejsi są ludzie o rzadkiej konsystencji, bo oni ciągle muszą coś mówić. Bez tego zamierają i ich nie ma, tak jak nie ma pana Fryderyka, kiedy milczy.
Marta była inna, jej siła płynęła z niej samej, z jej wnętrzności, z ziemi.
Mateusz zawsze zostawiał jej popsute światy, a Marta siadała nocami przy biurku i je cerowała, naprawiała, przywracała im spójność i sens.
A przecież wszystko dzieje się przez małe zmiany, które udają, że ich nie ma, które kryją się w szczegółach i z wolna przemieniaja świat.
Mógłby służyć słuchaniem, ale nie potrafi słuchać. Chyba dlatego, że mówienie to ciągle bycie na zewnątrz, a słuchanie to trwanie wewnątrz. A przecież pan Fryderyk nie potrafi być wewnątrz siebie. Więc mówi, wypluwa słowa, wypluwa siebie i nic z tego nie wynika.
Wie, kiedy się milczy, i wie, kiedy trzeba się odezwać. Nie ucieka przed słowami, ale też nie zagaduje rzeczywistości.
Mateusz jest inny, bo mówi mniej. Widzę, że ma w sobie dużo słów i gotowych zdań, ale macha ręką i rezygnuje z nich. Nie wygląda to dobrze, bo wychodzą z niego same takie ech, oj, bo tak, chyba nie. Ale Mateusz wie, co powiedzieć, tylko nie mówi. Siedzą w nim te słowa, duszą się, a on nie pozwala im wyjść. Myślę, że je więzi, że je przytrzymuje w sobie, a potem zabija. Ale kiedyś tak nie było, kiedyś Mateusz mówił za wszystkich. Mateusz potrafił mieć słowa za każdego i wszyscy mu za to dziękowali.