cytaty z książki "Skoruń"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Skrucha nie polega na tym, że
wybuchasz płaczem i mówisz: „To ja”. Wtedy tylko idziesz na ugodę z sumieniem, robisz wymyk, zrzucasz je z siebie na innych, każesz im wymierzyć sobie karę, a to bardzo łatwe. Prawdziwa skrucha składa się z rzeczy, z uczynków. Wypłacasz się, na ile cię
stać. Czego nie odrobisz, zostaje na twoim rachunku jako wieczny minus, ale nie ma co się tym przejmować, bo nie ty będziesz ten
rachunek zliczać. Może tylko czasem najść cię ochota, by się wyspowiadać. Niekoniecznie księdzu. Zwykłemu człowiekowi
lepiej. Nawet takiemu jak ty, co jeszcze ma pstro w głowie. Może nawet takiemu najlepiej, przynajmniej nie będzie oceniać. Najwyżej może rozgadać. Jak chcesz, rozgadaj. Nikt ci nie uwierzy,bo kto by uwierzył, że ci się czymś takim szczerze pochwaliłem?
Uroczystość przypominała mszę w kościele, ciekawiła i nudziła zarazem.
Lato jeszcze grzało co sił, ale pajęczyniło się już leciutko na łąkach.
Siedzieliśmy tak długo, niby w milczeniu, ale coś w nas gadało, pytało, może płakało też i przeklinało.
- Zna się pan na snach?
- E tam, znam się czy nie znam. Nikt się nie zna. Większość snów jest głupia jak kocie gówienko. Kitwasi się w nich wszystko bez ładu i składu. Ale czasem przyśni się coś niegłupiego. Wiesz, co ci się wyśniło? - Pokręciłem głową. - Że twój ojciec, jak umrze, zamieszka ci w głowie.
- Czemu właśnie ojciec?
- No a kto inny?
- O mamie też się pamięta.
...(...)
- W głowie masz pamięć o ojcu. Ojciec robi tam swoje, robi nieźle, nawet gdy jeszcze żyje. Kiedyś go pochowasz, ale i tak się od niego nie uwolnisz. Najwyżej będziesz trochę lżejszy. Rozumiesz? Lżejszy. Do diabła, nie umie ci tego wytłumaczyć. Pamięć o matce to zupełnie inna sprawa. Matkę pamiętasz brzuchem. Matkę masz w brzuchu. Rozumiesz? Nie? Pewnie, że rozumiesz. Zapamiętaj to albo i nie, jak sobie chcesz. Ojca ma się w głowie, matkę w brzuchu. Najpierw ona ciebie, potem ty ją. Z brzucha do brzucha. Siedzi ci w brzuchu, więc wydaje ci się, że o niej nie pamiętasz, że nie musisz pamiętać. Spróbuj sobie przypomnieć twarz swojej matki, kolego. - Zamyśliłem się, zawahałem. - Ha, no widzisz. A twarz ojca pewnie pamiętasz. Ale matkę jednak się pamięta, tyle tylko, że się o tym nie myśli. Nie myśli się, nie gada, bo i po co. Matka jest, no jest, i tyle, o czym tu gadać. Nawet jej nie widzisz, jakby była niewidzialna. A ona ciągle jest. Oj, paskudnie przypomnieć sobie o niej nie w porę. Bo ona potrafi się z tego brzucha odezwać. (...) Jak? A różnie, bardzo różnie. Poszedłbyś na wojnę, byś zobaczył. Jak się na wojnie dostanie w czapę, ale tak porządnie, że aż nogi wyrwie z tyłka, i ma się jeszcze siłę, żeby coś pomyśleć albo głos z siebie wydusić, to wiesz, co to jest za głos? Wiesz, co każdy wtedy krzyczy, nawet tęgi chłop?... Mamooooooooooooo!!!
Obaj samotnie walczyli z jakimiś czerwonymi, stary w miasteczku, a ojciec w naszej wsi.
- Byłeś w niewoli? – zawołałem z nadzieją. (…) - Wszędzie jestem w niewoli.
Boże wałkoni i skoruniów, spraw, by Wisła zawsze była ciepła, gościnna i bez wirów, a wikliny gęste, bym mógł z przyczajenia podglądać kąpiące się dziewuchy, i usuwaj mi krowie placki, spod nóg, gdy się wałęsam po pastwiskach za wałem.
Jabłko należy chwycić delikatnie, z szacunkiem, jak jajko. Nie ściskać, tylko ująć, podtrzymać u dołu małym palcem, palec wskazujący oprzeć o ogonek i na tej dźwigience przechylić je jednym ruchem.
Bo choćby ktoś nie wiem ilu miał najętych chłopaków do zrywania i parobków do dźwigania, w sadzie i tak nie uniknie tego, co zawsze było, jest i będzie, mimo wszystkich maszyn świata: harówki, ciężkiej roboty własnych rąk i kręgosłupa, zwłaszcza kręgosłupa, niechby go diabli wzięli.
Ciemność zakipiała ciężkim jazgotem, jak gdyby cisza wywróciła się na lewą stronę.
Jak kto ucieka przed milicją, trzeba pomóc. W moim domu nikogo się wydawać nie będzie.
Dyszeliśmy chrapliwie, jak zajeżdżone konie, za mało było powietrza, by mogło nam nastarczyć, zbyt czarne było, zbyt zimne i gęste.
Dzwon nie dzwoni od parady, dzwon nie dzwoni w środku letniej nocy. Jak dzwoni dzwon, od razu wiesz, że świat pękł na pół i w to pęknięcie powpadały wszystkie małe sprawy; czujesz się tak, jakby za chwilę miał się zacząć straszny sąd.
Rzeka kusiła nas w milczeniu, niby słabiutka, ale znałem to kuszenie, znałem dobrze jej chytrość. Czasem próbowałem z nią gadać, ale o cokolwiek się ją pytało, nie mówiła nic, każde pytanie zbywała milczeniem, głębokim i mglistym jak krowie oczy.
Rzeka nie miała się jak skryć, smużyła się szarobłękitnie, osłabła od skwaru, wypita przez suszę.
Lato wisiało coraz niżej nad horyzontem, jak późne, ale jeszcze skwarne popołudnie.
Jabłka potrafi zdejmować z gałęzi tak delikatnie, jak gdyby to były bombki z choinki, odbezpieczone granaty, kurze jaja zawieszone na pajęczych niciach.
Październik się snuje, paruje, brnie przez błoto, a my w nim. Robota muli, niebo szoruje brzuchem po jabłoniach.
Roztelepany od serca po koniuszki palców, nie miałem i nie mogłem mieć dla niej nic oprócz zimna -i nadaremno szeptanych zapewnień, że czuję to zimno razem z nią.
Wojna rozdziela, napuszcza ludzi na siebie nawzajem. A powódź łączy.
Gdzie nie popatrzysz, tam marnie i to marnota naprawdę najmarniejsza z marnych, koślawa, śmierdząca: sklepy puste, wszystko na kartki, głupiego „malucha” dostać trudno, nie mówiąc o ciągniku.
Jabłka miały w sobie długą opowieść o nie zawsze szczęśliwym czekaniu.