cytaty z książek autora "Richard P. Feynman"
Fizyka jest jak seks: pewnie, że może dawać jakieś praktyczne rezultaty, ale nie dlatego to robimy.
Na konferencji było mnóstwo durniów, do tego zadufanych w sobie, a zadufani w sobie durnie doprowadzają mnie do szalu. Do zwykłych durniów nic nie mam; można z nimi porozmawiać i spróbować im pomóc. Ale zadufani w sobie durnie – ludzie, którzy stroją swoja głupotę w różne czary-mary i popisują się, jacy są genialni – TEGO PO PROSTU NIE ZNOSZĘ. Zwykły dureń nie jest szarlatanem; do uczciwego durnia nic nie mam. Ale nieuczciwy dureń - to okropne!
- Widzisz tego ptaka? - mówił. - To gajówka Spencera (wiedziałem, że nie zna prawdziwej nazwy). - Widzisz, po włosku to jest Chutto Lapittida. Po portugalsku - Bom da Peida. Po chińsku - Chung-long-tah, a po japońsku - Katano Tekeda. Możesz poznać nazwy tego ptaka we wszystkich językach świata, ale kiedy już się ich nauczysz, nie będziesz miał o nim bladego pojęcia. Będziesz tylko wiedział, że ludzie w różnych miejscach świata tak go nazywają. Więc popatrzmy sobie na ptaszka i zobaczmy, co robi, bo to się właśnie liczy. (Bardzo wcześnie nauczyłem się, jaka jest różnica między poznaniem nazwy jakiegoś przedmiotu a wiedzą o nim).
Jest coś niedobrego z ludźmi: nie uczą się przez zrozumienie, tylko jakoś inaczej, pewnie na
pamięć. Ich wiedza jest taka krucha!
Ofiarowanie komuś własnego cierpienia jest dowodem zaufania.
Każdemu człowiekowi dany jest klucz do bram nieba. Ten sam klucz otwiera bramy piekielne.
Pewnego razu w tym samym zbiorniku, co ja siedziała piękna dziewczyna, a obok niej człowiek, z którym się chyba nie znali. Natychmiast zacząłem myśleć: „Kurcze, jak tu nawinąć rozmowę z tą gołą ślicznotką?”. Zastanawiam się, jak zagaić, a facet mówi do niej: - Yyy, znaczy, uczę się masażu, mógłbym na tobie poćwiczyć? - Jasne - ona na to. Wychodzą ze zbiornika i ona kładzie się na stole do masażu opodal. Myślę sobie: „Ależ metoda! Że też ja nigdy na coś takiego nie wpadnę!”. Facet zaczyna ją naciskać koło dużego palca u nogi. - Chyba czuję - mówi. - Czuję jakby wgłębienie - czy to przysadka? - Przysadka jest w mózgu, baranie! - bluznąłem. Spojrzeli na mnie przerażeni - zdemaskowałem się - a on powiedział: - Nie znasz się na refleksologii! Szybko zamknąłem oczy i udałem, że medytuję.
Pierwsza zasada brzmi, że nie wolno wam oszukiwać siebie samych - a osoba, którą najłatwiej wam będzie oszukać, jesteście właśnie wy sami.
Bo to jest tak, że ja muszę rozumieć świat.
Przerwałem, więc - w przypadkowym miejscu - i przeczytałem następne zdanie bardzo uważnie. Nie pamiętam go dokładnie, ale brzmiało to mniej więcej tak: "Indywidualny członek zbiorowości społecznej często otrzymuje informacje wizualnymi kanałami symbolicznymi". Po dokładnej analizie byłem w stanie przełożyć to zdanie na ludzki język. A co ono znaczy? "Ludzie czytają". (...) Nie było w tym wszystkim zbyt wiele treści: "Czasem ludzie czytają,czasem słuchają radia" i tak dalej, napisane tak skomplikowanym językiem że z początku nic nie rozumiałem, ale kiedy już złamałem szyfr, okazało się, że nic tam nie ma.
Wreszcie pomyślałem sobie: "Wiesz co, oni mają o tobie tak fantastyczne wyobrażenie, że jest niemożliwe, abyś mu sprostał. Ale przecież nie masz obowiązku sprostać czyimś fantatstycznym wyobrażeniom!"
Co za sprytna myśl: nie masz obowiązku sprostać oczekiwaniom ludzi co do twoich osiągnięć. Nie mam obowiązku być tym, kogo oni we mnie widzą. To ich błąd, a nie moja wina.
[...] nie trzeba czuć się odpowiedzialnym za świat. Skutkiem jego [John'a von Neumann'a] porady rozwinąłem w sobie bardzo silny zmysł społecznego tumiwisizmu. Od tej pory jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem.
Wydaje mi się, że znacznie ciekawiej jest żyć nie wiedząc, niż znać odpowiedzi, które mogą być błędne.
Wszystkie cuda to opowieści wymyślone po to, żeby pomóc ludziom zrozumieć rzeczy "bardziej wyraziście", nawet gdy stoją w sprzeczności ze zjawiskami naturalnymi. Ja uważałem, że natura sama w sobie jest już tak ciekawa, że nie ma potrzeby jej zniekształcać.
Tak oto stopniowo zacząłem powątpiewać w całą religię.
Kiedy jadę do Albuquerque w następną sobotę, dowiaduję się, o co chodzi. W pokoju stoi ruszcik na węgiel drzewny – kupiła go w dziale sprzedaży wysyłkowej u Searsa. Ma szesnaście cali średnicy (ok. 38 cm) i nóżki.
– Pomyślałam, że moglibyśmy zjeść befsztyk – mówi Arlene.
– Jak, do diabła, mamy tego używać tutaj, w pokoju, przecież to dymi i nie wiadomo co!
– Nie, nie. Wystarczy, że go wyniesiesz na trawnik. Teraz co niedziela będziesz mógł nam robić befsztyk.
Szpital mieścił się zaraz przy drodze nr 66, głównej szosie prowadzącej przez całe Stany!
– Nie mogę – oświadczyłem. – Widziałaś, jak pędzą te wszystkie auta i ciężarówki i ilu ludzi chodzi tam i z powrotem po chodniku? Nie mogę tak po prostu wyjść i jakby nigdy nic przyrządzać na trawniku befsztyk!
– A co ciebie obchodzi, co myślą inni? – Arlene po prostu mnie tym torturowała. – W porządku – mówi i otwiera szufladę. – Pójdziemy na kompromis: nie będziesz musiał zakładać czapki kucharskiej ani rękawic.
Pokazuje mi czapkę (prawdziwa czapka kucharska) i rękawice, potem rozkłada fartuch i każe mi go przymierzyć. Na przodzie fartucha widzę jakiś głupi napis, „KRÓL GRILLA”, czy coś w tym rodzaju.
– Dobrze już, dobrze! – wołam przerażony. – Upiekę ci te befsztyki na trawniku!
Odtąd w każdą sobotę albo w niedzielę wychodziłem na drogę nr 66 i przyrządzałem befsztyki.
Życzę wam więc tylko jednego – żebyście mieli szczęście znaleźć się tam, gdzie wolno wam będzie zachować opisaną przeze mnie rzetelność naukową, gdzie konieczność walki o utrzymanie stanowiska czy o subwencje finansowe nie zmusi was do wyrzeczenia się rzetelności. Oby ta wolność była wam dana.
Jest coś niedobrego z ludźmi: nie uczą się przez zrozumienie, tylko jakoś inaczej, pewnie na pamięć. Ich wiedza jest taka krucha!
Z początku czułem się bardzo dziwnie. Siedziałem, na przykład, w restauracji w Nowym Jorku, wyglądałem przez okno i zastanawiałem się, ile wynosił promień zniszczeń bomby hiroszimskiej... ile jest stąd do 23. Ulicy, ile budynków ległoby w gruzach – i tak dalej. Szedłem po mieście, widziałem, że budują most, i myślałem sobie, co za wariactwo, oni nic nie rozumieją, oni nic nie rozumieją. Po co oni budują te wszystkie nowe mosty? To bezcelowe. Na szczęście budowanie mostów jest bezcelowe już od czterdziestu lat. Pomyliłem się więc co do bezcelowości budowania mostów i cieszę się, że ludzie byli na tyle rozsądni, żeby żyć dalej.
Na przykład była książka, która zaczynała się od czterech zdjęć: nakręcana zabawka, samochód, chłopiec na rowerze i coś jeszcze. Pod każdym zdjęciem podpis: „Co tym porusza?”.[...]
Przewróciłem na następną stronę. „Zabawką porusza energia”. „Rowerem porusza energia”. Wszystkim porusza energia.
To nic nie znaczy. Gdyby dać jakieś indiańskie słowo na energię, zasada brzmiałaby na przykład „Wszystkim porusza wahu-wahu”. Nie płynie z tego żadna wiedza.
Stoi nad brzegiem morza,
zdumiewa się zdumieniem:
to ja wszechświat atomów
atom we wszechświecie.
Żadne intelektualne argumenty nie pozwolą głuchemu zrozumieć, na czym naprawdę polega muzyka. Podobnie, żadne intelektualne argumenty nie pomogą zrozumieć natury przedstawicielom „drugiej kultury”. Filozofowie mogą próbować kogoś czegoś uczyć, powtarzając jakościowe stwierdzenia o naturze. A ja usiłuję ją opisać. Nie jestem jednak w stanie przekazać całej wiedzy, ponieważ bez matematyki jest to niemożliwe. Zapewne z powodu „humanistycznego” ograniczenia horyzontów niektórzy ludzie są w stanie wyobrażać sobie, że człowiek stanowi centrum Wszechświata.
Uważam, że naukowiec stojący w obliczu problemów nienaukowych jest tak samo głupi jak każdy inny człowiek - a gdy mówi o rzeczach nienaukowych wypada tak samo naiwnie jak każdy nie posiadający wystarczającej wiedzy w danej sprawie.
Kiedy przyszło do oceny konferencji w ostanim dniu, inni mówili, jak wiele z niej wynieśli, jak bardzo była udana i tak dalej. Kiedy spytano mnie, powiedziałem: "Ta konferencja była gorsza niż test Rorschacha: pokazują ci nic nie znaczący kleks i pytają, co to, twoim zdaniem, jest, a kiedy im powiesz i tak się z tobą nie zgadzają!".
(...) nie widzę sposobu, by ktoś miał się czegokolwiek nauczyć w tym samonapędzającym się systemie, w którym ludzie zdają egzaminy i uczą innych zdawać egzaminy, ale nikt nic nie wie.
Kiedy byłem w szkole średniej i zauważyłem na przykład, że strumień wody z kranu zwęża się ku dołowi, zastanawiałem się, czy potrafię znaleźć wzór na tę krzywą. Okazało się, że to dość proste. Nie musiałem tego robić; to nie ważyło na przyszłość fizyki. Ktoś to już zrobił przede mną, ale to się nie liczyło: wymyślałem różne rzeczy i przeprowadzałem eksperymenty wyłącznie dla własnej przyjemności.
Mówiąc prościej: chcemy pokazać, z czego się wszystko składa i jaka jest najmniejsza liczba elementów, z których wszystko można zbudować.
Następnie odpowiedzieć należy na pytanie, dlaczego planety w ogóle krążą wokól Słońca. W czasach Keplera niektórzy uważali, że za każdą planetą lecą anioly, machając skrzydłami i popychając cialo niebieskie wokół orbity. Jak się przekonamy, ta odpowiedź jest bliska prawdy, tyle że anioly siedzą z innej strony i popychają planetę w kierunku Słońca.
Fizycy nie mogą zmienić uzywanego języka. Jeśli ktoś chce zrozumieć i nauczyć się cenić piękno natury, musi opanować język, którym ona przemawia. Natura mówi o sobie tylko w jednym języku. Nie możemy być na tyle pyszni, aby żądać zmiany, nim zaczniemy słuchać.