cytaty z książek autora "Piotr Czerwiński"
Młodość jest jak te butelki, które rozwalaliśmy o ściany. Nie można ich skleić z powrotem, ale jest jeszcze szansa, dla każdego z nas, marnych ciuli, że przyjdzie ktoś, kto ułoży z nich witraże.
Gdyby damska hipokryzja zostawiała blizny, moglibyśmy zagrać w Koszmarze z Ulicy Wiązów bez charakteryzacji.
[...] znowu serce będzie walić tak przeokrutnie, że aż pęknie.
Trzeba być suką, żeby traktować człowieka jak psa.
Są na świecie dobre kobiety. One istnieją, posłuchajcie mnie. Naprawdę istnieją. Przez całe życie chodzą obok nas, takie dobre, mądre i piękne, a my, jak te ciule, nie widzimy ich. Jeden ciul na tysiąc trafia do baru, w którym dobra kobieta, odrywając się od książki poda mu rękę, a wraz z ręką poda mu siłę, która naprawdę może zmieniać świat.
Trzeba mieć jaja, żeby kogoś kochać w dwudziestym pierwszym wieku. Dwudziesty pierwszy wiek to nie najlepszy czas dla ludzi, którzy maja pasję.
I nikt nie pamięta, że słowo "zajebisty" jeszcze dwadzieścia lat temu znaczyło w języku polskim umysłowo chorego, znanego lepiej jako "pierdolnięty".
Ja wam mówię, my deer peepal. Gdyby zrobić bilans wszystkiego, co człowiek robi w życiu, gówno byłoby na pierwszym miejscu
Żyjemy w czasach, kiedy najdłuższa wypowiedź ludzka ma sto czterdzieści znaków i można wystukać ją jednym palcem na nieistniejącej klawiaturze telefonu, która sama podpowiada gotowe wyrazy.
Bardzo dużo przeklinam. Kiedyś tak nie było, ale w pewnym momencie wszystkie inne słowa przestały mieć właściwą moc. Mam nałogowe podejście do języka; zarzucanie lekkich słówek zupełnie mnie już nie kręci. Muszę spawać mocne, twarde wyrazy. Słowa są zbyt giętkie, by im pozwolić na tremę. A najbardziej giętkie są przekleństwa. One nas kiedyś zegną do reszty.
...wiem bardzo mało o świecie, ale nie przejmuję się tym. To moja zemsta za to, ze świat rownież mało wie o mnie.
To u nas naturalne, że najbrzydsze ulice nazywają się Cudna, najpodlejsze knajpy nazywają się Luksus, a o największych debilach mówi się, że to fachowcy. To jest polskie pojęcie pozytywu, nasza zafajdana estetyka.
Wszyscy mamy w życiu sufity, o które pierdolniemy głową, kiedy przyjdzie nam lecieć do słońca, by nakleić na nim serduszko.
Żyjemy w zamkniętym obiegu, wracamy, uciekając, zaprzeczamy, zgadzając się, kochamy, nienawidząc, dajemy, biorąc. Jesteśmy walutą i towarem jednocześnie. Kupują nami nas samych po to, żeby nas sprzedać nam samym po wyższej cenie.
Czasami twoja największa słabość jest twoją największą bronią,
a twoja największa broń – twoją największą słabością.
Przekleństwa są czasami jak prozac. Pozwalają zabić cały smród dookoła.
Co to znaczy dorosnąć? Jak byłem małolatem, mówili mi, że wszystkiego się dowiem, kiedy dorosnę. A teraz mam trzydzieści lat. Co to znaczy dorosnąć?
To taki zwyczaj robić te wszystkie wigilie. Robić wigilie kloszardów, wigilie pedałów, wigilie kalek i wigilie strażaków. Czasami myślę, że wszyscy oni mają po prostu innego boga. I kategorycznie muszą osobno świętować z nim swoje wigilie. I nigdy nie poznać tych, którym inny bóg kazał wpieprzać wszystkie te żurki, ryby i uszka z barszczem. I symulować miłość; to przecież takie ludzkie.
Studia toczą nam się bezstresowo i gładko. Mówiąc szczerze, są do tego stopnia łatwe, że noszą nieoficjalną nazwę wydziały tramwajowego; aby z nich wylecieć, należy wpaść pod tramwaj.
Klękam i patrzę na Jezusa, który też spogląda na mnie zatroskany.
- Powiedz mi, dlaczego zima trwa już trzydzieści lat?
- Wytrzymaj - mówi Jezus. - Wychodzi słońce.
Jak pięknie jest myśleć o przyszłości, której nie ma jeszcze w plecaku, przygniatającym nas do ziemi.
Niektóre słowa z czasem zupełnie się zeszmaciły. Tyle razy wytarto sobie nimi gębę. Mamy wiele takich słów, które kiedyś były dużo warte i miały jakieś znaczenie, a dzisiaj są jak chustka do nosa. Mamy słowo "życie", mamy słowo "śmierć". Mamy "radość" i "szczęście". Mamy dużo takich słów. A właściwie powinienem powiedzieć, że mieliśmy. Bo ja ich już nie rozumiem.
Wbrew wszelkim pozorom najbardziej niepewna jest przeszłość. Mętna otchłań coraz więcej niejasności, pęczniejący kosz pełen coraz bardziej zgniłych ogryzków. Przeszłość obrasta nas jak wysypisko, aż w końcu zakrywa pewnego dnia na zawsze. Najgorsze jest to, że tylko do przeszłości można uciec.
Wszystko się kiedyś kończy. To banalne zdanie, ale nie doceniamy jego wagi, bo zbyt często bywa wypowiadane. Tak jak z miłością, która przestała być święta. Jest jej za dużo i tak jak wszystko kiedyś się kończy.
Polska jako kraj stanie się niedługo wirtualny. Wszyscy spierdolimy, ostatni zgasi światło.
Nie wiem już od czego się to wszystko zaczęło. Przełomów się nie dyktuje, one nadchodzą samoistnie.
O my goodness, jaka tania dramaturgia, prawda? Jakie to straszne, że największy kicz to czasem najprawdziwsze życie.
Pierwsza starość, mylnie nazywana drugą młodością, polega głównie na tym, by miło wspominać zmarnowane szanse.