cytaty z książki "Wilk stepowy"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Kto chce dziś żyć zadowolony ze swego życia, temu nie wolno być takim człowiekiem jak ty i ja. Kto zamiast brzdąkania żąda muzyki, zamiast zadowolenia - radości, zamiast pieniędzy - duszy, zamiast taśmowej produkcji - prawdziwej roboty, a zamiast flirtu - prawdziwej namiętności, dla tego ten piękny świat nie jest ojczyzną...
Jakże mam nie być wilkiem stepowym i obdartym pustelnikiem, skoro żyję w świecie, którego celów nie podzielam, którego radości są mi wszystkie - obce. Nie mogę długo siedzieć w teatrze ani w kinie. Zaledwie mogę przeczytać gazetę, rzadziej współczesną książkę. (...). I w rzeczy samej, jeśli ten świat ma rację, jeśli ma rację ta muzyka kawiarniana, jeśli mają rację te masowe przyjemności i ci ludzie zamerykanizowani, tak niewiele wymagający, w takim razie ja nie mam racji, ja jestem szaleńcem, prawdziwym wilkiem stepowym, jak siebie często nazywałem, zbłąkanym w obcym i niezrozumiałym świecie zwierzęciem, które już nie znajdzie ani ojczyzny, ani powietrza, ani pożywienia.
Samotność jest niezależnością, życzyłem jej sobie i zdobyłem ją po długich latach. Była ona zimna, o tak, ale była też cicha, prawdziwie cicha i wielka, podobnie jak zimne, ciche przestworza, po których wędrują gwiazdy.
Jesteś dla tego prostego, wygodnego dzisiejszego świata, zadowalającego się byle czym, za bardzo wymagający i za głodny, on cie wypluwa, masz dla niego o jeden wymiar za dużo
Większość ludzi nie chce pływać, dopóki nie nauczy się pływania. Oczywiście, że ludzi nie chcą pływać. Urodzili się przecież dla ziemi, nie dla wody. Oczywiście, że nie chcą myśleć, gdyż stworzeni zostali do życia, a nie do myślenia. Kto myśli, kto z myślenia czyni sprawę najważniejszą, ten wprawdzie może w tej dziedzinie zajść daleko, ale taki człowiek zamienił ziemię na wodę i musi kiedyś utonąć.
Niech sobie to będzie wyższą mądrością, albo najprostszą naiwnością: ale kto tak umie żyć bieżącą chwilą i kto tak przyjaźnie i troskliwie potrafi doceniać każdy przydrożny kwiatek, każdy, nawet najdrobniejszy, zabawny moment, temu życie już nic złego zrobić nie może.
[...] przyjrzyj się jakiemukolwiek zwierzęciu, kotu, psu, ptakowi [...] Zobaczysz, że one wszystkie są prawdziwe, że żadne nie jest zakłopotane, każde wie, co ma robić i jak się zachować. Nie chcą imponować. Żadnej komedii. Są takie, jakie są, jak kamienie i kwiaty albo jak gwiazdy na niebie.
[...] zasadę miłości bliźniego wpojono mu bowiem równie głęboko, jak nienawiść do samego siebie i w ten sposób całe jego życie stało się przykładem, że bez miłości własnej niemożliwa jest też miłość bliźniego, że nienawiść do samego siebie jest tym samym co skrajny egoizm i płodzi w końcu tę samą okrutną samotność i rozpacz.
To, co dla mnie jest radością, rozkoszą, przeżyciem, ekstazą i podźwignięciem to świat zna i szuka chyba tylko w poezji, w życiu zaś uważa za obłęd.
(...)jeśli na jakąś przyjemność potrzebujesz aprobaty innych, to rzeczywiście jest mi cię żal.
W rzeczywistości żadne „ja”, nawet najbardziej naiwne, nie jest jednością, lecz bardzo zróżnicowanym światem, małym gwiaździstym niebem, chaosem form, stopni i stanów, dziedzicznych obciążeń i możliwości. Każda jednostka dąży do uznania tego chaosu za jedność i mówi o swoim „ja”, jak gdyby ono było zjawiskiem prostym, zdecydowanie ukształtowanym, jasno nakreślonym; ale jest to złudzenie, właściwe każdemu człowiekowi, nawet najdoskonalszemu, jest – jak się zdaje – pewną koniecznością, postulatem życia, tak jak oddychanie i jedzenie.
Jako ciało każdy człowiek jest jednością, jako dusza nigdy.
Miałeś w sobie obraz życia, jakąś wiarę, jakieś żądanie, byłeś gotów do czynów, do cierpień i ofiar... a potem spostrzegałeś stopniowo, że świat nie żąda od ciebie ani czynów, ani ofiar, ani podobnych rzeczy, że życie nie jest heroicznym poematem z rolami bohaterów i tym podobnych postaci, lecz mieszczańską najlepszą izbą, gdzie ludzi w pełni zadowala jedzenie, picie i robótka na drutach, partia taroka i radio. Kto zaś pragnie czegoś innego i żywi w sobie pragnienie tego, co bohaterskie i piękne, pragnienie kultu dla wielkich poetów albo dla świętych, ten jest szaleńcem i donkiszotem.
Czy nie pojmujesz tego, mój uczony panie, że dlatego ci się podobam i dlatego jestem dla ciebie ważna, bo przedstawiam coś w rodzaju zwierciadła, bo w moim wnętrzu jest coś, co daje ci odpowiedź i co ciebie rozumie? Właściwie wszyscy ludzie powinni być dla siebie takimi zwierciadłami i wzajemnie sobie służyć odpowiedzią i oddźwiękiem, ale tacy dziwacy jak ty są właściwie cudaczni, łatwo wpadają w omamienie i już niczego nie umieją dojrzeć i odczytać w oczach innych ludzi, bo to już ich nic nie obchodzi. A gdy taki dziwak znajdzie jakąś twarz, która naprawdę spojrzy na niego, w której wyczuje coś jakby odpowiedź i powinowactwo, wówczas – rzecz jasna – cieszy się.
Jest coś pięknego w tym zadowoleniu, w tej bezbolesności, w tych znośnych przyczajonych dniach, kiedy ani ból, ani rozkosz nie mają odwagi krzyczeć, kiedy wszystko tylko szepcze i skrada się na palcach.
(...) tak postępuje, żyje i działa
większość ludzi, dzień w dzień, godzina za godziną, z musu, wcale tego nie chcąc,
składają wizyty, prowadzą rozmowy, odsiadują godziny w urzędach i biurach,
wszystko z musu, mechanicznie, wbrew woli, choć równie dobrze mogłyby to
wykonać lub tego nie wykonać maszyny; i ten wiecznie funkcjonujący mechanizm
nie pozwala im uprawiać, podobnie jak ja to czynię, krytyki własnego życia,
poznawać i odczuwać jego głupoty i płytkości, jego deformacji i zawikłań, jego
beznadziejnego smutku i pustki. O tak, i ci ludzie mają po stokroć rację, że tak żyją,
że rozgrywają swoje gierki, że uganiają się za swoimi rzekomo ważnymi sprawami,
zamiast bronić się przed przygnębiającą mechaniką i rozpaczliwie spoglądać w
próżnię, tak jak czynię to ja - człowiek wykolejony.
Idź do domu, Harry, i poderżnij sobie gardło. Dość długo z tym zwlekałeś.
Lekkie życie, lekka miłość, lekka śmierć- to nie dla mnie.
Tęsknię za innym nieszczęściem, innego potrzebuję; powinno być takie, które pozwoli mi cierpieć i umierać z rozkoszą. Oto jest nieszczęście czy może szczęście, na które czekam.
Niestety ze mną jest tak, że źle znoszę uczucie zadowolenia, szybko staje mi się ono nienawistne i wstrętne i pełen rozpaczy muszę szukać innych temperatur, o ile to możliwe, w rozkoszy, a w razie konieczności - również i w cierpieniu.
Jeśli przez jakiś czas nie doznałem ani rozkoszy, ani bólu i oddychałem letnią, mdłą i znośną atmosferą tak zwanych dobrych dni, wtedy dziecinną moją duszę ogarnia tak ogromny smutek i taka żałość, że zardzewiałą lirę wdzięczności ciskam sennemu bożkowi zadowolenia w sytą twarz, wolę bowiem czuć w sobie prawdziwie diabelny ból, niż zdrową temperaturę pokojową. Wtedy rozpala się we mnie dzika żądza mocnych wrażeń, żądza sensacji, wściekłość na wymuskane, płaskie, unormowane i wysterylizowane życie i obłędna chęć zniszczenia czegoś, na przykład domu towarowego albo katedry, albo siebie samego; chciałbym wtedy popełnić jakieś zuchwałe głupstwa, zedrzeć peruki paru czczonym bożyszczom, zaopatrzyć paru zbuntowanych sztubaków w wymarzony bilet do Hamburga, uwieść małą dziewczynkę, albo skręcić kark kilku przedstawicielom mieszczańskiego ładu. Gdyż przede wszystkim najszczerzej nienawidziłem, brzydziłem się i przeklinałem zadowolenie, zdrowie, wygodnictwo, ten wypielęgnowany optymizm burżuja, tę tłustą, prosperującą hodowlę wszystkiego co mierne, normalne, przeciętne.
rozpaczliwe "niechcenie umierania" jest najpewniejszą drogą do wiecznej śmierci, gdy tymczasem gotowośc umierania, zrzucania powłok, wieczne oddanie swego "ja" przemianie, prowadzi do nieśmiertelności.
Człowiek nie jest wszak jakimś mocnym i trwałym kształtem [...], jest raczej próbą i stanem przejściowym, jest niczym innym jak wąskim, niebezpiecznym mostem między naturą i duchem. Najgłębsze przeznaczenie popycha go ku duchowi, ku Bogu - najgorętsza tęsknota ciągnie go z powrotem ku naturze, ku matce; między obiema potęgami drżąc lękliwie, balansuje jego życie.
(...) marzymy wszyscy o jakiejś mowie bez słów, która wyraża, czego nie sposób powiedzieć, przedstawia to, co nie da się ukształtować.
Bez miłości własnej niemożliwa jest też miłość bliźniego; nienawiść do samego siebie jest tym samym, co skrajny egoizm i płodzi w końcu tę samą okrutną samotność i rozpacz.
Tak jak każda siła może się stać słabością (a w pewnych okolicznościach nawet m u s i się nią stać) tak i na odwrót, typowy samobójca może ze swej pozornej słabości uczynić siłę i oparcie, ba, czyni to nawet bardzo często. Do tych przypadków zalicza się różniej przypadek Harry'ego, wilka stepowego. Jak tysiące mu podobnych uczynił on z wyobrażenia, że o każdej godzinie droga do śmierci stoi przed nim otworem, nie tylko młodzieńczo-melancholijną igraszkę fantazji, lecz zbudował na tej myśli pocieszenie i oparcie. W prawdzie każdy ból, każdy wstrząs, każda niepomyślna sytuacja życiowa natychmiast budziły w nim, jak we wszystkich ludziach jego pokroju, pragnienie ucieczki przez śmierć, stopniowo stworzył jednak z tej skłonności filozofię, służącą życiu. Oswojenie się z myślą, że to zapasowe wyjście jest wciąż otwarte, dodawało mu siły, budziło w nim ciekawość wypróbowania cierpień i złych stanów, a gdy było z nim bardzo źle, mógł czasem ze zgryźliwą radością, z pewnego rodzaju zadowoleniem z niepowodzenia, pomyśleć: ,,A jednak jestem ciekawy, ile właściwie człowiek potrafi wytrzymać! Jeśli osiągnąłem już granicę wytrzymałości wystarczy mi tylko otworzyć drzwi i już mnie nie będzie". Jest wielu samobójców w których właśnie takie myśli wyzwalają niezwykłe siły.
Ponieważ jestem taka, jak ty. Ponieważ jestem, tak samo jak ty, samotna i nie mogę, podobnie jak ty, kochać życia, ludzi i siebie, i traktować tego wszystkiego serio. Zawsze przecież istnieje trochę takich ludzi, którzy wymagają od życia tego, co najlepsze i nie mogą pogodzić się z głupotą i brutalnością.
Ja, wilk stepowy gnam bez końca,
Świat pod całunem śniegu legł,
I nigdzie sarny ni zająca,
A nawet kruk z gałęzi zbiegł.
W sarenkach jestem zakochany,
Ach, gdybym chociaż jedną miał,
Wziąłbym ją w zęby, wziąłbym w łapy,
I przy niej rozkosznie się grzał.
Ach, jaki byłbym dla niej czuły,
W jej uda kłami bym się wpił,
Jej krew chłeptałbym do syta,
A z żalu bym po nocach wył.
Wystarczyłby mi nawet zając,
Kawałek grzbietu, jeden skok;
Czyż wszystko mnie już opuściło,
Co rozwesela życia mrok?
Siwieje mi już włos ogona,
I bystrość oka przyćmił czas,
Przed laty zmarła moja żona,
Więc gnam za sarną w ciemny las.
O sarnach marzę i zającach,
Pragnienie gaszę lodu krą,
Zimowy wiatr po nocach pląsa,
Zanoszę diabłu duszę mą.
A gdy w jednej krwi i w jednej duszy zamieszka dwóch śmiertelnych wrogów, wówczas życie staje się nie do wytrzymania. Ale cóż począć, skoro każdy dźwiga swe przeznaczenie, a nie masz lekkich przeznaczeń.
Zawsze tak było i zawsze tak będzie, że czas i świat, pieniądze i potęga należą do ludzi małych i płaskich, a do innych, do tych właściwych ludzi, nic nie należy. Nic oprócz śmierci.