cytaty z książki "Listy do Mileny"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Miłością jest, że ty jesteś tym nożem, którym ja grzebię w sobie.
(...) jestem zmęczony, nie wiem nic i chciałbym tylko złożyć mą twarz na Twoich kolanach, czuć Twoją rękę na mojej głowie i trwać tak przez całą wieczność.
Nie przestrasz się, proszę, gdy poczujesz moje wargi na szyi. Nie chciałem całować, to tylko bezradna miłość.
Czemu nie jestem na przykład szczęśliwą szafą w Twoim pokoju, szafą, która patrzy na Ciebie całą, kiedy siedzisz w fotelu czy przy biurku, albo gdy kładziesz się i śpisz.
Mnie wcale nie jest znów tak smutno, jakby z listu tego można wnosić, tylko, że w tej chwili nic innego nie da się powiedzieć. Tak się cicho zrobiło, że nie śmie się powiedzieć ani słowa w tej ciszy. No tak, przecież będziemy razem w niedzielę pięć, czy sześć godzin. Wprawdzie to za mało na rozmowę, ale dość, aby milczeć, trzymać się za rękę i patrzeć w oczy.
Zawsze bowiem było to dla mnie coś całkiem niezrozumiałego, gdy się ktoś we mnie zaplątał.
Sen jest istotą najniewinniejszą, a człowiek bezsenny najbardziej winną.
(…) skłamałbym, gdybym powiedział, że brak mi Pani. To jest najpełniejsze, najboleśniejsze czarodziejstwo. Pani jest tutaj, dokładnie tak jak ja, nawet bardziej; gdzie jestem ja, jest Pani, tak jak ja, a nawet bardziej. To wcale nie żart, czasem mi się zdaje, że to Pani, ta która jest tutaj, odczuwa brak m n i e i pyta : Gdzie on jest?
(…) mężczyźni cierpią może więcej, albo jeśli inaczej na to spojrzeć, są mniej odporni, ale kobiety cierpią zawsze „bez winy” i to nie tak, jakby „nic na to nie mogły poradzić”, tylko cierpią w sensie, który może rzeczywiście znów pokrywa się z „nieponoszeniem winy”. Zresztą myślenie o takich rzeczach jest bezużyteczne. To tak, jak gdyby ktoś się wysilał rozbić jedyny kocioł w piekle. Po pierwsze nie udaje się to, po drugie, jeśliby się udało, ten ktoś spali się wprawdzie w rozżarzonej masie, która wypływa, ale piekło trwa nadal w całej swojej wspaniałości.
Zawsze bowiem było to dla mnie coś całkiem niezrozumiałego, gdy się ktoś we mnie zaplątał.
A zatem Pani zagubiła mi się kompletnie?
Zasada jest wprawdzie poznaniem, ale tylko poznaniem będącym w drodze, a droga jest bez końca...
Jak to pięknie, że otrzymałem Pani list i teraz muszę jej odpowiedzieć – mimo niewyspanej głowy. Nie wiem, co mógłbym napisać, błądzę tylko pomiędzy wierszami w świetle Pani oczu i w oddechu Pani ust, niczym w atmosferze pięknego, szczęśliwego dnia (…).
Czasem mam wrażenie, jakbyśmy mieli jeden pokój z dwojgiem drzwi położonych naprzeciw siebie. Każde z nas trzyma za klamkę jednych drzwi i wystarcza drgnienie rzęs jednego z nas, aby ten drugi ktoś znalazł się już za drzwiami. Wtedy wystarcza, by ten ktoś pierwszy przemówił tylko słowo, a już ten drugi z pewnością zatrzaśnie drzwi za sobą i już go nie będzie widać. Z pewnością otworzy on te drzwi znowu, bo kto wie, czy to nie taki pokój, którego opuścić nie można? Gdyby tylko ten ktoś pierwszy nie był dokładnie taki jak ten drugi, gdyby był spokojny, gdyby pozornie nie spoglądał wcale ku drugiemu, doprowadziłby powoli pokój do porządku, tak jakby to był pokój jak każdy inny; tymczasem ten ktoś zachowuje się przy swoich drzwiach dokładnie tak samo, czasem oboje nawet są za drzwiami, a piękny pokój jest pusty...
Czasem mam wrażenie, jakbyśmy mieli jeden pokój z dwojgiem drzwi położonych naprzeciw siebie. Każde z nas trzyma za klamkę jednych drzwi i wystarcza drgnienie rzęs jednego z nas, aby ten drugi ktoś znalazł się już za drzwiami. Wtedy wystarcza, by ten ktoś pierwszy przemówił tylko słowo, a już ten drugi z pewnością zatrzaśnie drzwi za sobą i już go nie będzie widać. Z pewnością otworzy on te drzwi znowu, bo kto wie, czy to nie taki pokój, którego opuścić nie można? Gdyby tylko ten ktoś pierwszy nie był dokładnie taki jak ten drugi, gdyby był spokojny, gdyby pozornie nie spoglądał wcale ku drugiemu, doprowadziłby powoli pokój do porządku, tak jakby to był pokój jak każdy inny; tymczasem ten ktoś zachowuje się przy swoich drzwiach dokładnie tak samo, czasem oboje nawet są za drzwiami, a piękny pokój jest pusty.
Było tak, że mózg nie mógł już znieść nałożonych mu trosk i boleści. Oświadczył: Ustępuję; jeżeli tu jednak jest jeszcze ktoś, komu choć trochę zależy na utrzymaniu całości, to niech ujmie mi trochę ciężaru i będzie to jeszcze chwilkę szło.
Człowiek dręczony przez swoich diabłów mści się nieprzytomnie na własnym bliźnim.
Trudno jest powiedzieć prawdę, wprawdzie jest tylko jedna, ale jest żywa i dlatego ma żywą, zmienną twarz.
Dzień jest taki krótki z Panią, a zresztą na kilku drobnych sprawach tak prędko schodzi i już się kończy. Zostaje zaledwie chwilka na napisanie do prawdziwej Mileny, skoro ta jeszcze prawdziwsza była tu przez cały dzień w pokoju, na balkonie, w obłokach.
Czemu nie jestem na przykład szczęśliwą szafą w Twoim pokoju, szafą, która patrzy na Ciebie całą, kiedy siedzisz w fotelu czy przy biurku, albo gdy kładziesz się i śpisz...
Pani martwi się w swej dobroci, odczuwa przykro brak listów.
Zdaje mi się Mileno, że mamy jedną wspólną właściwość: jesteśmy tak nieśmiali i lękliwi, że każdy niemal list jest inny; każdy niemal jest przerażony poprzednim listem, a jeszcze bardziej odpowiedzią. Pani z natury swej nie jest taka, to łatwo dostrzec, a ja – może nawet i ja nie jestem taki z natury, ale to już niemal stało się naturą i przechodzi tylko w rozpaczy i co najwyżej jeszcze w gniewie, a także, co należy pamiętać: w strachu.
Więc nie jest Pani chora i nie mam już powodu do obaw o Panią? Tak, rzeczywiście, już wcale się nie troszczę – nie, teraz przesadzam jaki wtedy, ale to taka troska, jakbym miał panią tutaj w swej opiece, karmił panią równocześnie mlekiem, które piję i krzepił powietrzem, którym oddycham, a które wieje ku mnie z ogrodu. Nie, to byłoby bardzo mało, krzepiłbym Panią o wiele więcej niż siebie.
(...) najgorszą rzeczą nie jest przegląd naszych oczywistych zbrodni, tylko tych czynów, które kiedyś uważaliśmy za dobre.
(…) byłaby Pani mogła niejedno przede mną zamilczeć albo upiększyć i mogłaby to Pani jeszcze, ale w obecnym stanie już bym to wyczuł, choćbym tego nawet nie powiedział, i bolałoby mnie to podwójnie.
Miłością jest, że ty jesteś tym nożem, którym ja grzebię w sobie...
Nie mogę równocześnie słuchać moich straszliwych głosów wewnętrznych i głosu Pani, ale mogę ich słuchać i zwierzać się Pani z tego, jak zresztą nikomu na świecie.
Najgorszą rzeczą nie jest przegląd naszych oczywistych zbrodni, tylko tych czynów, które kiedyś uważaliśmy za dobre...
Mnie wcale nie jest znów tak smutno, jakby z listu tego można wnosić, tylko, że w tej chwili nic innego nie da się powiedzieć. Tak się cicho zrobiło, że nie śmie się powiedzieć ani słowa w tej ciszy. No tak, przecież będziemy razem w niedzielę pięć, czy sześć godzin. Wprawdzie to za mało na rozmowę, ale dość, aby milczeć, trzymać się za rękę i patrzeć w oczy...
To, że byliśmy tak zgodni nawet tutaj, w ciemnościach, jest najdziwniejsze, i uwierzyć w to mogę literalnie tylko w co drugim momencie.