Fiński pisarz, autor siedmiu powieści kryminalnych, których tłumaczenia ukazały się w 27 krajach. Zanim poświęcił się karierze literackiej, pracował w agencjach reklamowych jako copywriter. Debiutował w 2006 r. Międzynarodowy rozgłos przyniosła mu wydana w 2011 r. powieść Uzdrowiciel, która zdobyła tytuł Najlepszej Fińskiej Powieści Kryminalnej i była nominowana do prestiżowej skandynawskiej Nagrody Szklanego Klucza. Kolejna, Czarne jak moje serce, została uznana przez fińskich czytelników za najlepszy kryminał ostatniej dekady i sfilmowana przez fińskiego producenta Making Movies LTD. Obecnie Tuomainen razem z żoną mieszka w Helsinkach, a kiedy nie pracuje nad nowymi powieściami, pisze opowiadania i artykuły dla prasy.http://anttituomainen.com/
Gdyby Beethoven, Henry Ford i Josephine Cochrane spędzali czas na zastanawianiu się nad swoimi odczuciami, nie mielibyśmy dzisiaj symfonii, ...
Gdyby Beethoven, Henry Ford i Josephine Cochrane spędzali czas na zastanawianiu się nad swoimi odczuciami, nie mielibyśmy dzisiaj symfonii, samochodów ani zmywarek do naczyń.
Jeśli ktoś oczekuje pełnokrwistego kryminału to sie zawiedzie. Wątek kryminalny wydaje się być równoległy do tego, w którym główny bohater poznaje i uczy się absurdów tak zwanego normalnego świata. Obydwa wątki po równo dzielą się siłą rażenia - żaden nie przeważa. Choć trochę za mało jest absurdalnych akcentów humorystycznych, tym bardziej, że autor dość szybko udowadnia, że 'w taki humor to on potrafi’.
Mimo kryminalnego niedosytu książka mi się podobała, bo polubiłam Henriego, chociaż mam już po dziurki w nosie popkulturowego eksploatowania osób atypowych. Może dlatego, że jego ZA nie walił po oczach podręcznikowym zestawem zachowań i klisz, a jest raczej mieszanką stereotypowego Fina z osobą z ZAsp.
Zwariowana komedia kryminalna prosto z Finlandii, w której głównym bohaterem jest matematyk, a narzędziem zbrodni trzymetrowy plastikowy królik. To się nazywa oryginalność!
Henri, zakochany w liczbach introwertyczny aktuariusz, czyli specjalista od wyceny ryzyka ubezpieczeniowego, po właśnie zmarłym bracie dziedziczy park przygody. Jest to wesołe miasteczko w gigantycznej hali wypełnione tłumem rozdokazywanych dzieci i ich rodziców, nie wiadomo które z nich bardziej na skraju załamania nerwowego.
Gdy pierwszego dnia nowy właściciel dociera wreszcie do swojego biura na końcu hali, po drodze starając się zachować równowagę umysłową oraz nie rozdeptać żadnego z klientów, co jest dla niego bardzo ważne, gdyż świadczy o profesjonalizmie i poważnym traktowaniu obowiązków, z wizyty dwóch brutalnych panów dowiaduje się, że brat-hazardzista był winien gangsterom niemal ćwierć miliona euro, do zwrotu za dwa tygodnie, a najlepiej od ręki.
Jeśli lubicie kino Tarantino, śmieszą was gagi Braci Marx, a do poduszki czytacie Janinę Bąk, to ubawicie się jak norki. Pozostałych może zmęczyć, znudzić, zaszokować albo wszystkie trzy na raz.
Cytat przybliżający meandry statystyki, wart zapamiętania:
"Właśnie dlatego nigdy nie uprawiałem hazardu w żadnej postaci. Moim zdaniem hazard można porównać z pływaniem w basenie wypełnionym w połowie rekinami, bo mimo że rekiny zajmowały tylko połowę basenu, i tak cały należał do nich."