Olśnienie Aimee Agresti 6,7
ocenił(a) na 57 lata temu Rzadko sięgam po książki traktujące o aniołach. Do tej pory trafiałam na takie, po których lekturze byłam zmęczona nieumiejętnością pociągnięcia fabuły w taki sposób, by książka miała „ręce i nogi”. W przypadku „Olśnienia”, zabrałam się za nią po usilnych namowach przyjaciółki, która była rozczarowana tą książką. I chyba dzięki niej i jej „rekomendacjom”, jakoby książka była kiepska, nie nastawiałam się na super lekturę i to uratowało chyba mój pogląd.. Owszem, książka nie jest powalająca, ale nastawienie na „brak dobrej lektury” spowodowało, że byłam mile rozczarowana fragmentami, które dało się czytać i czytało się z mniejszym lub większym zainteresowaniem.
Autorka miała całkiem ciekawy pomysł na książkę. Anioły pod postacią szesnastolatków nie mających zielonego pojęcia o swojej anielskości. Diabły pod postacią (jakby się mogło wydawać) idealnych - młodych i bogatych - ludzi. Walka między dobrem a złem – w tym wypadku o duszę młodych bohaterów.
O ile ¾ książki ciągną się niemiłosiernie, ilość opisów, które zwalały z nóg oraz miejscami dialogi, które albo nie wnosiły nic specjalnego w konkretnym momencie lub były tak nudne, że aż czuć było sztuczność i nieudolną próbę „rozwinięcia” sytuacji sprawiły, że książka jest po prostu nijaka. Ani dobra, ani zła. Taki twór, który ciężko określić. Autorka ewidentnie nie poradziła sobie z przelaniem pomysłu na papier, a szkoda, bo gdyby skrócić książkę o 1/3 (głównie opisy),podrasować dialogi i wyostrzyć odrobinę bohaterów, książka z pewnością byłaby dobrą lekturą.
Pochwalić można ostatnie strony, a właściwie „część trzecią” gdzie akcja zaczyna nabierać kształtów i dynamizmu, jednak sama scena walki między aniołami a diabłami – słaba i nijaka. Zabrakło jej tego czegoś, by móc powiedzieć „wow”.
Kreacje bohaterów też nie powalają. Główna bohaterka Haven to zamknięta i wycofana dziewczyna, która cały czas sobie zaprzecza. Mam tu na myśli jej niską samoocenę. To drażniło mnie chyba najbardziej w tej postaci.. cały czas sytuacje na zasadzie „przepraszam, że żyję”, dopiero pod koniec „rozwinęła skrzydła” i powiedzmy, że nabrała pewności siebie.
Kolejna nijaka postać to Lance – zdolny, inteligentny chłopak, całkowicie wycofany. W całej tej historii przepadał bez echa, do momentu, aż książka zbliżała się do końca, gdzie (wreszcie!) zabłysnął.
Jedyną kolorową, wyrazistą postacią był Dante – gej romantyk, uzdolniony kucharz/cukiernik, stylista i fryzjer w jednym. Zabawny i postrzelony.. Od samego początku przyjemnie „błyszczy”, chociaż gdzieś w środku całej historii znika, by na końcu powrócić w wielkim stylu.
Ze złej strony barykady, muszę zwrócić uwagę na (!) cudowną kreację Luciana - diabła-amanta. Te niedopowiedzenia, słodka tajemnica i sposób jego wypowiedzi. Idealny kandydat by się zakochać (w końcu to diabeł!) .. Przyjemnie czytało się wszelkie fragmenty, gdzie uwodził niepewną Haven…
Za to Aurelia, doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Została wykreowana na (nie chce użyć niecenzuralnego słowa) wredną babę, zimną i wyrachowaną, dążącą do celu po trupach (i to dosłownie).
Podsumowując .. Na plus jest na pewno okładka, która uwiodła mnie tak samo jak rekomendacja na niej od samej Josephine Angelini. Dante i Lucian, którzy przyjemnie wyróżniali się na kartach książki i pomysł na fabułę.
Minusów jest zacznie więcej. Autorka nie poradziła sobie z przelaniem pomysłu na papier. Opisy pomieszczeń zwalały z nóg, nie wnosząc za wiele do książki. Akcja monotonna, nudna. Większość postaci była po prostu nijaka, a dialogi.. nuda, nuda i jeszcze raz nuda.
I chociaż był potencjał, a książka okazała się po prostu nijaka, z chęcią przeczytałabym kontynuację, by dowiedzieć się, czy udało nawrócić się Luciana…