Norweska powieściopisarka,nowelistka,autorka dramatów, urodziła się w 1918 roku, zmarła w maju 1984. Debiutowała w 1949 roku powieścią "Kwiaty kwitły wzdłuż ślepej uliczki"
Gdy wziąłem sobie tę książeczkę z półki w bibliotece pomyślałem, że wygląda ona w sam raz na takie bezczelne "+1" dla licznika recenzji na Lubimy Czytać - króciutkie (ledwie 96 stron),w sam raz do przejścia na jedno posiedzenie, nawet jak okaże się słabe to pewnie będzie można zagryźć zęby i dokończyć bez większego bólu i znoju. A słabej rzeczy poniekąd się spodziewałem, raz że z jakością dzieł w tej serii wydawniczej bywa, jak dowodzą moje doświadczenia, raczej różnie, dwa że generalnie rzecz biorąc w takiej skromnej objętości trudno jest cokolwiek zrobić, za mało miejsca żeby naprawdę coś powiedzieć i przekazać, skonstruować i toczyć wątki. Owszem, zdarzają się mistrzowie krótkiej formy, którzy i na garści stronic są w stanie odmalować ciekawe obrazy, często jednak brak miejsca staje się dla prozy zabójczy.
Toteż bardzo miłym zaskoczeniem było to, że książeczka dała jednak radę. Mamy tu obserwację rozchwianej psychiki samotnego wykolejeńca, który zaczyna z ukrycia podglądać młodą parę na wyspie, stopniowo tonąc w majakach jak i retrospekcjach tłumaczących źródła i przyczyny jego rozchwianej, nerwowej natury. Powstałe w ten sposób napięcie i kontrast szczęścia dwójki ludzi z demonami umysłu obserwującej ich z krzaków jednostki przykuwa uwagę, a w powietrzu wisi nastrój niezdrowego niepokoju. I nawet nie trzeba było tylu stronic by to odmalować. Nawet głupi zając, który się kręci po wysepce okazuje się mieć swoje, ważne znaczenie. Nawet sposób pisania tu pomaga. Początkowo, widząc krótkie, szarpane, urywane zdania miałem raczej negatywne wrażenie na temat jakości pisarskiego rzemiosła, lecz z czasem zmieniłem zdanie i ten chaotyczny styl faktycznie bardzo tu pasuje, oddając wdzięcznie wszystkie nerwowe myśli, obserwacje, wspomnienia i majaki udręczonego umysłu narratora. Całość zaskakująco solidna, a jeśli już bym miał coś zarzucić to fakt, że objętość mimo wszystko nie pozwala na zaspokojenie czytelniczego głodu - być może lepiej by to było wydać w ramach jakiegoś zbiorku opowiadań.