rozwiń zwiń
Tartaruga

Profil użytkownika: Tartaruga

Nie podano miasta Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 54 minuty temu
119
Przeczytanych
książek
119
Książek
w biblioteczce
119
Opinii
651
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Mężczyzna
Dodane| Nie dodano
Zawiesiłem swoją aktywność po wepchnięciu do gardła tego nowego, obrzydliwego interfejsu, tej szkaradnej, pokracznej bety.

Opinie


Na półkach: ,

Kontynuacja "Żmii w garści" opisuje dalsze losy bohatera, który wkracza w dorosłość i próbuje sobie ułożyć życie na przekór knowaniom nikczemnej rodzicielki. Wraz z latami traci on, niestety, werwę i energię młodego urwisa, gotowego do walki i buntu, miast tego przygniata go codzienność i troska o chleb. Sama antagonistka okazuje się zaś nie tak demoniczna jak to się przez pryzmat dziecięcych oczu wydawało: jej zło jest tak prozaiczne, że zasługuje raczej na litość niż gniew. I jak autor to opisuje, strąca to ją z piedestału złej bogini, godnej heroicznej walki. Koniec końców zamiast dążeć do faktycznej kary lepiej jest pozostawić ją, aby się dusiła we własnej złości, jak i spróbować znaleźć szczęście we własnym życiu rodzinnym. W pewien sposób można uznać to, za znanym przysłowiem, za najlepszą zemstę, wydaje się jednak, że przegrali na tej wojnie wszyscy: tak bohater, pokiereszowany i spustoszony, jak i jego bracia, którzy wyrośli na żałosnych, małych dupków oraz sama jędzopa, siejąca truciznę w zasadzie po nic. I ten gorzki wydźwięk unosi się nad książką, brakuje tego awanturniczego wydźwięku optymistycznego, młodocianego buntu, jaki można było zaobserwować w części poprzedniej. Jest to teraz pozycja daleko bardziej obyczajowa. Całość stała się gorzka i smak ten pozostawia raczej przykre wrażenie, co i odzwierciedla sama ocena, niższa niż u poprzedniczki.

Kontynuacja "Żmii w garści" opisuje dalsze losy bohatera, który wkracza w dorosłość i próbuje sobie ułożyć życie na przekór knowaniom nikczemnej rodzicielki. Wraz z latami traci on, niestety, werwę i energię młodego urwisa, gotowego do walki i buntu, miast tego przygniata go codzienność i troska o chleb. Sama antagonistka okazuje się zaś nie tak demoniczna jak to się przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Psychologia uczy nas, że naszą osobowość najbardziej kształtują i rzeźbią lata dojrzewania. Chłonna, nieukształtowana psychika dziecka formowana jest przez jego środowisko w umysł dorosłego człowieka. Zmienić coś później jest niemalże niemożliwością. W środowisku naszego dorastania rodzi się charakter, poczucie prawd i zasady moralne. Tam, gdzie nas tłamszono kwitnie bunt, tam gdzie dano nam rozkwitnąć rodzą się talenty.

Powieść Bazina, oparta ponoć bardzo mocno na wątkach autobiograficznych, jest właśnie powieścią o dojrzewaniu. Tu jednak daleko od kochanego rodzinnego domu i normalnych warunków. Zamiast tego mamy tu matkę - królową pszczół, która nienawidzi własnych dzieci i tłamsi je, podobnie jak i swego słabego, nieudolnego męża, odwracającego wzrok i potulnie godzącego się na wszelkie machinacje. Wieczna musztra, policzkowanie (i dziabanie widelcem przy stole), oszczędzanie na jedzeniu i ubraniach, tysiące dobrych przykrości i złośliwości budzą w trójce dzieci gwałtowne uczucia gniewu i sprzeciwu, które z czasem przeradzają się w ponurą, toksyczną wojnę pokoleń. Wszystko opisane z perspektywy jednego z synów, buntownika z potworem nad głową, w którym kiełkuje nienawiść zrodzona latami spijania tych trucizn.

Z jednej strony wszystko to jest szalenie ponure i czyta się to niczym pamiętnik więźnia, wiecznie poniżanego i niemalże bez szans o walki o swoją godność, którą musi wydzierać po kawałku podstępami i machinacjami; z drugiej strony opisane jest to z pewnym odcieniem humoru i chwackiej energii, gdy z czasem owa walka o wpływy w domu zamienia się w swoistą grę, gdzie trzeba podchodzić przeciwnika i - paradoksalnie - nauczyć się od niego jego własnych niegodziwości, by nimi dogodnie odpowiedzieć we właściwej chwili. A że latka lecą, matka się starzeje a młodzi rosną, więc siłą rzeczy przewaga powoli przechyla się w ich stronę. Jędzowata megiera (przezywanych przez młodych gniewnych "jędzopą") jest jednak tego dobrze świadoma, a jej przewaga potężna.

Jest to o tyle interesujące, że mierzy się z mitem nieskończonej miłości macierzyńskiej jak i rzekomej większej empatii i dobroci płci pięknej; tymczasem i wśród kobiet nie brakuje osób z gruntu nikczemnych, których złość i wieczny, cierpki gniew przelewany jest na innych, łącznie z własnymi dziećmi; nie brakuje ludzi, którzy źle sobie wspominają spotkania z niejedną taką żmiją. Naturalnym zaś skutkiem i efektem takiej ekspozycji na wieczny niegodziwej despotki jest to, że dla młodego bohatera kobiety jako płeć stają się kolektywnie niegodziwe i godne pogardy. Jego nienawiść wyrosła na żyznych gruntach, a doznane krzywdy na zawsze go ukształtowały. Oto i efekt całych tych zmagań - człowiek równie skalany złem co ona, który w gniewie demoluje wnętrza kościołów jako wyraz swego buntu przeciwko fałszywym autorytetom owej dewotki. Przepchnięci do muru chłopcy myśleli nawet o zbrodni - jak opisano, po całych tych latach upokorzeń i wiecznych prześladowań byłoby to dla nich niczym zabicie szczura czy innego szkodnika. Cała ta analiza w jego wspomnieniach zdaje się mówić, że jednak stanie się on lepszym człowiekiem. Stara zaś jędza zapewne będzie tylko gorzknieć w miarę upływu lat. Ale o tym pewnie przekonam się w kontynuacjach, po które z ciekawością sięgnę.

Psychologia uczy nas, że naszą osobowość najbardziej kształtują i rzeźbią lata dojrzewania. Chłonna, nieukształtowana psychika dziecka formowana jest przez jego środowisko w umysł dorosłego człowieka. Zmienić coś później jest niemalże niemożliwością. W środowisku naszego dorastania rodzi się charakter, poczucie prawd i zasady moralne. Tam, gdzie nas tłamszono kwitnie bunt,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Cechą elit społecznych jest to, że organizując jakąś akcję, starają się zawsze narobić dużo hałasu i stworzyć pozory, że dotyczy to całej ludzkości".

Już dla samego wstępu autora warto to przeczytać. Autor, choć identyfikuje się z socjalizmem, jest jednak wyczulony na wszelkiego rodzaju nonsensy płynące z postępowych, nowoczesnych ideologii. Pisane 150 lat temu nie straciło to nic na aktualności, przeciwnie, wydaje się aktualne jak nigdy wcześniej. Poruszone są tu kwestie obyczajności i tak zwanej "kwestii kobiecej" (feminizm w rozumieniu współczesnym nie miał wtedy jeszcze nawet wyrobionej terminologii), z których ogólnym wnioskiem jest to, że małżeństwo w formie jaką postulują je elity stanowi potworne wynaturzenie, gwałt przeciwko naturze, przez co niemalże z założenia przynosi obu małżonkom głównie utrapienie. Jak dowodzi Stringberg, u "ciemnego" niby chłopstwa równość płci występuje w znacznie większym stopniu niż wśród bywalców salonów i gabinetów z ich fałszywymi hasłami na ustach: to tak wspólne troski ciężkiej codziennej pracy i walki o byt naturalnie budują stabilność związków, których mogą pozazdrościć zepsute wyższe sfery. Człowiek prosty, żyjący blisko natury jest tu postawiony w rażącej opozycji do życia ludzki z inteligencji i szlachetnie urodzonych, gdzie sztuczne twory cywilizacji raczej pętają i ograniczają niż przynoszą pożytek. W młodym człowieku buzują hormony i energia życiowa, naturalnym prawem biologii łaknie on płci przeciwnej, jednakże nie jest mu to dane, gdyż uznane jest to za nieobyczajne i krzewione jako grzech; trzeba najpierw ukończyć szkoły, zapychając sobie głowę nieprzydatnymi nonsensami pokroju wkuwania łaciny i greki i uczenia się na pamięć budowy odnóży owadów (czyż nie brzmi znajomo...?), doczekać nieszczęsnej konsekracji, zdobyć zawód i dopiero wtedy rozglądać się za ożenkiem, podczas gdy młodość i siły witalne są wszelkimi sposobami tłamszone. Podobnież i panny pensjonarki są odizolowane od mężczyzn w imię zasad społecznych i gdy w końcu dojdzie do małżeństwa aż trudno się dziwić, że masa oczekiwań i wyśnionych wyobrażeń zderzają się z brutalną prozą życia i brakiem jakiegokolwiek powiązania; ponownie małżeństwo staje się jakąś anomalią, do której ludzie dążą wyłącznie z nakazów religijnych i obyczajowych. Skutek jest opłakany: szczęście w związkach przeważnie niewielkie, dobre relacje udawane i upudrowane na pokaz przed światem, podczas gdy w zaciszu domowym panują ciche wojny i napięcie nerwów, a wysiłek w celu naprawienia problemów i szkód (bo że coś nie działa, to każdy widzi) prowadzi jedynie do jeszcze większych spustoszeń. Czy zresztą można tu mówić o jakiejś recepturze by naprawić tej szkody? W sumie całą cywilizację można uznać za swego rodzaju anomalię w historii człowieka, do której nie zdążyliśmy jeszcze w pełni przywyknąć i skazani jesteśmy na tarcia z racji samego naszego gatunku. Jakże by nie było, nie jest w każdym razie w interesie rządzących i mających władzę atakowanie religii czy hierarchii społecznej, w końcu to ona ich wynosi na piedestał. Wprost przeciwnie, zalecane jest by utrzymać bieżący stan rzeczy - kosztem wszystkich innych.

I zastraszające jest obserwowanie tej diagnozy i tych analiz pisanych z dawnej perspektywy na przełomie XIX i XX stulecia i zestawianie ich ze współczesnym światem, bo widać, że nic a nic z tego całego bałaganu i nonsensu nie udało się dotąd naprawić, przeciwnie, ugrzęźliśmy na amen. Jedyna różnica, że rolę religii dawnych czasów przejęły teraz na Zachodzie kolorowe, lewicowe ideologie. Wszelkiego rodzaju głosy rozsądku są natychmiastowo tłamszone - jakże obrazowe jest tu porównanie współczesnej cancel culture z autorem sądzonym za bluźnierstwo za swoje obserwacje - trybunał się zmienił, ale mechanizm pozostał...

A wszystko to sam goły wstęp autorski - a potem są opowiadania, które wszystkie te tezy ilustrują i obrazują, aż do żywego mięsa odzierają ze złudzeń i iluzji. Dostaje się religii, obyczajowości, edukacji, wyższym, rzekomo inteligenckim sferom - i to nie byle jak, ale z hukiem i świstem bata; nic dziwnego, że publikacja ta wywołała skandal i kontrowersje, nic bowiem tak nie potrafi rozjątrzyć ludzi jak prawda, jak spojrzenie w lustro, w którym odbijają się wszystkie ich przywary i cały ten absurd do jakiego cywilizacja doprowadziła. Mówi się, że ten co sam kradnie najgłośniej krzyczy "trzymać złodzieja" i można to i tu zaobserwować, nic dziwnego, że ludzie poczuli się dotknięci, gdy ich cały brud został tak brutalnie wywleczony na ostre światło dnia, pod obserwację i analizę.

Niestety, druga część odstaje od pierwszej, czego zresztą autor był świadom; obok porządnych, dobrej jakości opowiadań zaczynają się pojawiać krótkie, dwu-trzy stronicowe miniatury pozbawione poprzedniej elegancji i wdzięku, sama zaś krytyka robi się momentami aż nadto zjadliwa. Osłabia to, niestety, wydźwięk całości i daje pretekst wszelakim krytykom by dyskredytować całość i zamieść cała sprezentowaną krytykę społeczną pod dywan z wygodną etykietą "seksizmu". Szkoda.

Na marginesie trzeba wspomnieć, że wydanie to jest znakomicie opracowane i nic, tylko życzyć sobie, by inne dzieła literatury doczekały się podobnych. Mamy tu bogactwo drobiazgowych przypisów wyjaśniających użyte sformułowania i rozmaite nawiązania, jak i posłowie tłumacza, pokazujące (jego jak się zdaje jego ulubionego) autora w odpowiednim kontekście historycznym i społecznym. Można tylko żałować, że więcej dzieł nie jest wydana na podobnym poziomie.

"Cechą elit społecznych jest to, że organizując jakąś akcję, starają się zawsze narobić dużo hałasu i stworzyć pozory, że dotyczy to całej ludzkości".

Już dla samego wstępu autora warto to przeczytać. Autor, choć identyfikuje się z socjalizmem, jest jednak wyczulony na wszelkiego rodzaju nonsensy płynące z postępowych, nowoczesnych ideologii. Pisane 150 lat temu nie...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Tartaruga

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
119
książek
Średnio w roku
przeczytane
15
książek
Opinie były
pomocne
651
razy
W sumie
wystawione
117
ocen ze średnią 5,6

Spędzone
na czytaniu
638
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
15
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]