Najnowsze artykuły
- ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel16
- ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik267
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Ralph Blumenthal
2
5,9/10
Pisze książki: kryminał, sensacja, thriller, reportaż
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.plhttp://www.ralphblumenthal.com/
5,9/10średnia ocena książek autora
12 przeczytało książki autora
29 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Pościg. Tylko do twojej wiadomości Ian Fleming
4,8
Od jakiegoś czasu zbieram polskie wydania książek Iana Fleminga. Wymieniam się ze znajomym z Anglii, kolekcjonerem wszystkiego co zostało wydane na świecie, a związane jest z 007. Przy okazji sam mam okazję poznać PRL-owskie edycje i te z wczesnych lat dziewięćdziesiątych, czyli przez przypadek przechodzi przez moje ręce kawał bondowskiej historii. Postanowiłem wykorzystać jeden chwilowy, nowy nabytek do zapoznania się z "mistrzami kryminału". Tak właśnie sugeruje okładka jednego z tomów "Pościgu", jak podejrzewam seria specjalizowała się właśnie w tego typu historiach.
"Pościg" to jeden z wielu zbiorów opowiadań, jakie wyszły na naszym rynku w tamtych czasach. Wszystkie cechuje to samo. Tani papier, brzydkie okładki, słabe tłumaczenia i bardzo często sam dobór treści pozostawia wiele do życzenia. Jednak po "Dzieciach z Bullerbyn" miałem wielką chęć poczytać, jakieś poważne, obskórne, niewymagające większego zaangażowania kryminalne opowieści.
Ian Fleming - Tylko do twojej wiadomości
Tytuł oryginału brzmi "For Your Eyes Only". W Polsce ten tytuł wiele razy został zgwałcony. Mieliśmy już "Ściśle tajne", "Czego oczy nie widzą", "Tylko dla twoich oczu", a teraz "Tylko do twojej wiadomości". Nie miałem zamiaru wchodzić jeszcze raz w tę samą historię, zwłaszcza, że niedawno ukończyłem cały zbiór opowiadań Fleminga. Ciekawi mnie tylko jedno. Dlaczego wydawcy tak uparli się na ten tytuł? Podobnie było z "Ośmiorniczką", ale przy tym tytule nie jestem pewien, może rzeczywiście jest świetne, to się jeszcze okaże. Opowiadanie, które zostało tutaj umieszczone, nie jest niczym nadzwyczajnym. Z tego samego zbioru można byłoby wyciągnąć o wiele ciekawszy "Specjał Hildebranda" lub wspaniały "Wskaźnik ukojenia", które rzucono na rynek dopiero w 2008 roku. "Ośmiorniczkę" i "Tylko dla twoich oczu" (będę używał "normalnej" nazwy) serwują polskim czytelnikom od 1990. Słaby wybór moim zdaniem, zwłaszcza, że osoba składająca numer traktowała ten tytuł prawdopodobnie priorytetowo.
Ralph Blumenthal - Ostatnie dni Sycylijczyków (Pizza Connection)
Ręce opadły mi, jak zacząłem to czytać. Akcja dzieje się od środka. Jak inaczej mam wytłumaczyć sobie, że nie potrafię po dziesięciu stronach znaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia w fabule. Autor to kolejny wspaniały człowiek, który "uratował" Amerykę przed makaroniarzami, po czym spróbował opisać swoje przeżycia. Jak ktoś umie pisać w gazecie, to na pewno może też pisać książki. To chyba główne motto, jakie przewracało się w głowie temu mistrzowi pióra.
Konstrukcja opowiadania jest bardzo prosta. Natchniony stworzę teraz własne dzieło w ten sam sposób, jak zrobił to Ralph.
"Mirosław wyszedł z baru po dwóch drinkach. Greta szorowała w tym czasie podłogę, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Nic niespodziewający się Wacław podniósł oczy znad gazety, by móc podziwiać widoki za oknem jadącego pociągu. Obok niego siedziała Greta, cała spocona i rozochocona. Wtem Zygmunt, widząc nadchodzącego Radosława zaminowaną ulicą, wykrzykuje do niego na całe gardło: "Julian! Mam sprawę na mieście". Po czym zakłada koguta na dach zielonego poloneza i polską drogą jadą w kierunku Nowego Jorku."
Też potrafię tworzyć takie opowiadania. Znudziło mi się pisać po dwóch minutach, ale czytać takie wypociny musiałem przez 40 stron. Że nie wiadomo w jakim miejscu się dzieje akcja? Greta szoruje podłogę w jadącym pociągu i podnieca ją widok Wacława? W tej pornograficznej sytuacji może nakryć ich wyłącznie dzwonek do drzwi. To jest właśnie moja odpowiedź na "dzieło" Blumenthala.
Swoją drogą, facet tak mnie zainteresował, że przeszukałem strony internetowe. Inne wydanie "Ostatnich dni..." zajmuje około 400 stron. Ciekaw jestem, czy dodano tam zdjęcia? Czy może te 40 stron, które miałem, to wycięte z całości krótkie opowiadanie? W takim razie brawa należą się też redakcji "Pościgu". Co nie zmienia faktu, że uratowali mnie przed katuszami i grafomanią Blumenthala.
Peter Cheyney - Numer wysokiej klasy
Ostatni autor w zbiorze dostał zaszczyt posiadać dwa swoje opowiadania. Pierwsze to sześciostronicowy kryminał, który najchętniej bym nazwał "tanim". Jest to kolejna jego historyjka, gdzie występuje Lemmy Caution. Tym razem za wiele do roboty nie ma, bo jak tu zmieścić coś odważnego, czy ciekawego na tak małej ilości stron. Ogólnie nie jest źle, zwłaszcza na tle całego zbioru.
Peter Cheyney - Portret tajniaka
Drugie liczy sobie o 100% więcej stron. Lemmy pojawia się tylko na początku, by powiedzieć nam, że zaczyna opowiadać o Bałamucie, którymś tam z kolei gangsterze. Ponownie śmierdzi tanim kryminałem napisanym na niskiej jakości papierze toaletowym. Wątpie, by ktoś chciał się w to mocniej wgłębiać. W odbiorze jest łatwa i oba dzieła tego autora, były w pewnym sensie balsamem na hemoroidy sprezentowane przez Blumenthala. Jednak nie da się już tego uratować.
Jak można ocenić książkę, którą od pierwszego zdania chce się odłożyć? W 2010 roku czytałem "Alchemika" i byłem pewien, że nic gorszego mnie nie czeka. "Gniot roku 2010" miał, jak w kieszeni. Niestety trafiłem na "Pościg", który nie tylko w tym roku jest słaby, ale jest najgorszą książką od 2005 roku, jaką zdzierżyłem do końca. Jedynym ratunkiem, a zarazem karą jest wysłanie do mojego znajomego tego egzemplarza, bez żadnych wyrzutów sumienia. Nie zna polskiego, może zna autorów. W każdym razie jemu nie zaszkodzi. W ten sposób "uciekłem" z Polski jeden egzemplarz. Pozostało jeszcze 99 999 takich książek.