Cold Burn of Magic Jennifer Estep 6,4
ocenił(a) na 47 lata temu Przyznam, że przed lekturą miałam dość wysokie oczekiwania - opis brzmiał zdecydowanie zachęcająco. Niestety, choć tragedii nie było, i tak skończyło się na zawiedzionych nadziejach.
Zacznijmy od tego, co dobre. A zatem, zdecydowanie na plus:
+ ciekawy pomysł na świat przedstawiony
+ wątek Felixa i Deahi
+ Oscar
+ ogólny zarys fabuły
Znajdą się jeszcze pomniejsze plusy, czyli niektóre sceny czy zabiegi fabularne, ale w ich przypadku jest to raczej takie "przyzwoite" niż "wyróżniające" się, więc nie będę ich punktować.
Czas na minusy:
- główna bohaterka - na wstępie zaznaczam, nie jest bardzo źle. Jest właściwie przeciętnie, ale że ta przeciętność ogarnia całą pierwszoosobową narrację, to jednak nie da się jej nie zauważyć. Są też zdecydowanie złe momenty, takie jak straszliwa pyskówka i egoizm w niektórych scenach czy też...
- soulsight - teoretycznie jest to "część" głównej bohaterki, a właściwie jedna z jej umiejętności, ale przy tym stanowi tak fatalny zabieg fabularny, że zasługuje na swój własny minus. Widzicie, GB potrafi odczytać emocje osoby, której patrzy w oczy. Samo w sobie nie byłoby to złe, gdyby nie to, że ma ona już parę innych, o wiele potężniejszych Talentów. Soulsight wydaje się przy nich raz, że takim dopieszczaniem na siłę, a dwa, że tanim sposobem na uproszczenie sobie fabuły. I to widać. Wystarczy spojrzenie, by GB uznała Devona za wspaniałego człowieka wartego, by zaryzykować w jego obronie życie, ale kiedy później usiłuje znaleźć zdrajcę w szeregach rodzinki, no to cóż, jakoś zdolność nie zaskakuje. Są też inne momenty, w których wprost bohaterka stwierdza, że kontakt wzrokowy był za krótki, by coś odczytała - mimo to parę rozdziałów dalej zaledwie rzutem oka rozgryza cały charakter pewnego typa. I gdzie tu logika, gdzie tu konsekwencja? Mam wrażenie, że książka byłaby z trzy razy lepsza, gdyby całkowicie wyciąć tę zdolność, a autorkę zmusić do wymyślenia porządnej fabuły, bo...
- zapychanie - nie nadmierne, ale występuje. Szczególnie rzucają się w oczy sceny i wątki, które nie mają za bardzo przełożenia na fabułę. I wiem, że autorka stara się podłożyć grunt pod kolejne części, niemniej jednak, takie dokładanie wątków na siłę - kiedy główna fabuła jest taka niedorozwinięta - straszliwie irytuje. Tak jakby pierwsza część nie mogła być interesująca sama w sobie. (Jeśli ktoś tak naprawdę myśli, to polecam zerknąć na "Drogę Królów" - to bardzo wyraźnie pierwsza część, a przy tym i tak wciąga na maksa i oferuje znakomity punkt kulminacyjny. Da się? Da.)
- Devon - "true love" w tej powieści, a przy tym potraktowany po macoszemu. Jego kumpel Felix był o wiele bardziej interesujący, i to pomimo, że jakby sobie rozpisać w punktach ich role, to Devon wyglądałby lepiej. No bo no, syn i przypuszczalny dziedzic rodziny paramafijnej, o ciekawym Talencie (tak straszliwie niewykorzystanym, że aż szok!),będący na celowniku porywacza. Problem w tym, że wszystkie kwestie Devona są straszliwie nijakie. Jego rola w fabule też jest straszliwie nijaka, w dodatku wyraźnie lekceważy swoje bezpieczeństwo, bo przecież "ja nie potrzebuję ochrony". To byłoby spoko zagranie, gdyby autorka chciała, żeby Devon był właśnie takim irytującym, próbującym grać badassa kolesiem, który koniec końców dostanie po pysku - ale nie, GB ciągle myśli o tym, jaki to on jest dobry i lojalny, i w ogóle jak wszyscy go uwielbiają, i jaki ma świetny kaloryfer na brzuchu.... Ugh.
- przewidywalność - mocno. Bardzo mocno. Zaskoczeń z mojej strony brak.
- lampshading - wymieniam jako ostatnie, a jednak jest to jeden z większych minusów. Do końca nie wiem, jak przetłumaczyć termin na język polski - w skrócie chodzi o taką sytuację, kiedy autor zdaje sobie sprawę, że popełnia pewien błąd logiczny, ale zamiast go naprawić, zdecyduje się go "zasłonić". Najczęściej jedna z postaci zdziwi się, że coś się stało - czy to w myślach, czy też na głos - czasami spróbuje znaleźć na to jakąś kiepską wymówkę. Jest to w pewien sposób gorsze, niż samo popełnianie błędów, bo świadczy o tym, że autorka wie, że robi źle - tylko nie chce jej się spróbować zrobić lepiej.
Koniec końców, tragedii nie ma. Jak na paranormal romance - nieźle. Szczególnie, że sam taki ogólny zarys fabuły wyraźnie był i trzymał się kupy, tylko że diabeł siedzi w szczegółach. Siedzi i trzyma się tam mocno. Ostatecznie, jak komuś przypadły do gustu takie "Mroczne umysły" czy "Dary Anioła", to ta książka też pewnie się mu spodoba.
A jeżeli chodzi o mój osobisty ranking, to pod gatunkiem "paranormal romance" na pierwszym miejscu wciąż króluje "Królowa Lata" ;)