Arkadiusz Gołaś. Przerwana podróż Piotr Bąk 7,7
Siatkówka to specyficzny sport. Nieważne, czy jest to odmiana plażowa, czy klasyczna - halowa. To ta dyscyplina, która wymaga u sportowca sporej koncentracji, swoistej zdolności opanowania wewnętrznego ducha, także koordynacji i umiejętności współpracy w zespole. Siatkówka to swego rodzaju sportowa odmiana – jeśli tak by to można nazwać - ,,korpo- team worku”, gdzie, przykładowo, decyzje co do strategii przeprowadzanego ataku muszą być podjęte w drużynie praktycznie ,,natychmiast”, ot ,,na wczoraj”, przy czym zawsze w zanadrzu team atakujący musi mieć świadomość bardzo możliwej ze strony przeciwnika obrony, a co za tym idzie ważne jest to, aby mieć te ,,kilka ruchów do przodu w zapasie”.
Najbardziej widowiskowa odmiana siatkówki, to siatkówka rozgrywana przez mężczyzn – ale tylko i wyłącznie jeśli chodzi o aspekty: dynamiki, siły, tempa gry czy jej efektowności. Co istotne, historia nie kłamie, a kto oglądał ,,siatę” w telewizji, czy na żywo nie raz, wie, że kobiety są tak samo wielkie i waleczne w tym sporcie, co mężczyźni. Jednakże to ewolucyjna przewaga fizjologiczna ,,płci brzydkiej” sprowadza się ostatecznie na większą atrakcyjność tej dyscypliny; po prostu mężczyźni i kobiety mają tak samo ciężko w tym sporcie; tyle samo ,,krwi, potu i łez” z siebie wyrzucają, i nie ma lekko, tu ,,każdy orze jak może”; bez litości, zwłaszcza jeśli chcesz odnieść jak największy sukces, wejść na szczyt i długo na nim pozostać.
Mimo iż wtedy nie było mnie jeszcze na świecie, to istnieje pewne bardzo zacięte spotkanie w historii męskiej siatkówki, które przeszło nie tylko do historii tej konkurencji, ale i do annałów całego dobytku i kultury światowej myśli i idei sportu, które raz na zawsze zmieniło oblicze tej dyscypliny w naszym kraju, wymuszając w Polsce swego rodzaju jej ewolucję, która ciągnie się po dziś dzień i jeszcze, jeszcze długo tak pozostanie. Rzecz rozchodzi się o mecz reprezentacji Polski ze Związkiem Radzieckim – finałowe spotkanie drużyn w turnieju olimpijskim podczas Igrzysk w Montrealu, w 1976 roku. To wtedy Polacy zdobyli złoto, inteligentnie ogrywając przeciwnika, którego pokonanie w ogóle (w tak zaszczytnym turnieju, i to w takim momencie!),wyszło poza granice zwykłej sportowej walki. ,,Komunistyczny okupant”, o czym nie mówiło się głośno podczas napiętego okresu Zimnej Wojny, został przyszpilony do siatkarskiego parkietu. Rosjan, faktycznie, dało się pokonać, nawet i w uczciwej sportowej rywalizacji, a to, jak wiemy, coś przecież znaczyło. Starsi kibice, nasi rodzice i dziadkowie, niektórzy z nich, mogą bez zająknięcia, choćby i w środku nocy wyrwani ze snu, podać dość dokładnie punktowy przebieg tego meczu. Po dziś dzień złoto dla polskiej siatkówki podczas Igrzysk Olimpijskich wywalczono tylko raz: w omawianym, klasycznym ,,polsko-ruskim” pojedynku. Kobietom powodziło się trochę gorzej, ale na Igrzyskach szansę nasze panie miały nie raz. Naszym chłopakom najbardziej brakowało chyba szczęścia; owszem dobrej sportowej dyspozycji i postawy trenera, który – nieważne kto akurat piastował to stanowisko w kadrze – nie potrafił pogodzić decyzji strategicznych z własną prywatną intuicją, również. Ale to ten ,,wiecznie przechodzący przez drogę czarny kot” sprawia, że coś jest na rzeczy, że to nasi siatkarze zawsze pracują najciężej w okresie przygotowawczym do IO, tylko po to aby pozbyć się tej dziwnej świadomości i omenu, który przyssał się do kadry, i (przynajmniej) najważniejsze: zdobyć olimpijski medal.
W rozgrywkach na szczeblu Mistrzostw Świata, my Polacy, wcale tak źle w siatkówce sobie nie radzimy. Obecnie jesteśmy jedną z najlepszych, jak nie najlepszych, drużyn w męskiej odmianie tego sportu. W ciągu ostatniej dekady, od 2014 do 2021 roku zdobyliśmy dwukrotnie tytuł mistrzowski. Mamy 2022 rok, tegoroczne Siatkarskie Mistrzowa Świata mężczyzn pierwotnie miały odbyć się w Rosji. Los spłatał światu figla… a tak właściwie zrobili to Rosjanie. Pod koniec lutego anno domini 2022., w związku z całkowicie niepotrzebną agresją tego państwa na Ukrainę, w ramach sankcji organizacja Mistrzostw została mu odebrana. Zamiast Rosji tak prestiżowe i ważne dla każdego siatkarza zawody zostały przeniesione do Polski i Słowenii; decyzję tę ogłoszono w Polsce 14 kwietnia 2022 roku. Jak to się mówi, ,,zawody zawodami” – te już trwają. Dotychczas, w momencie, w którym piszę ten pół na pół: felieton i recenzję w jednym, w Mistrzostwach Świata Polska radzi sobie znakomicie. W grupie, co istotne: rozgrywanej na własnej ziemi!, zajęliśmy pierwsze miejsce, pokonaliśmy Tunezję w pierwszym etapie Fazy Pucharowej, w 1/4 finału Amerykanów, a w półfinale czekają na nas Brazylijczycy. Jako umiarkowany kibic siatkówki (z największą szczerością mówię: nie jest to ogólnie najlepsza dla mego gustu i upodobań gra zespołowa; Polaków, jako m.in. sportowców, lubię jednak oglądać, najbardziej w sportach drużynowych i lekkiej atletyce, gdzie mamy dość szeroką i udokumentowaną tradycję występów i sukcesów),nie jest to ważne - na pełne ,,fanowskie 100%” - czy Polacy zdobędą trzeci z rzędu tytuł mistrzowski, i przejdą do absolutnej historii gier zespołowych w sporcie w ogóle, czy zajmą czwarte lub piąte miejsce. Znając moje kibicowskie zapędy i ambicje pewnie kolejne mecze tak walczących o każdą piłkę naszych rodaków obejrzę, ale nie będzie to na pewno ,,mus na już!”.
Z okazji tegorocznych Mistrzostw Świata w siatkówce męskiej, z racji tego w jak wybitnej formie są nasi ,,chłopacy” pod wodzą Bartosza Kurka, również z racji wspomnień co do pewnej postaci polskiej siatkówki, która odeszła od nas zbyt wcześnie, postanowiłem dłużej nie czekać i przeczytać również niniejszym omówić i zrecenzować prostą, krótką, ale bardzo czule i emocjonalnie napisaną książkę reportażowo-biograficzną o Arkadiuszu Gołasiu, jednym z największym talentów w historii światowej siatkówki. Autorem wspomnień o Arku, wywiadów, informacji praktycznych, czyli wszystkiego tego wplecionego do formy lekko ponad 230-stronicowej pracy, jest Piotr Bąk, dziennikarz sportowy, z powołania pasjonat i fan siatkówki. O tej książce mało się mówi, gdyż nie jest ona w Polsce dość popularna, mimo iż to rodzime wydawnictwo, SQN, wypuściło ją na rynek. Rzecz w tym, że nie wszyscy z nas pamiętają Gołasia – są to pobieżne wspomnienia, przede wszystkim z racji jego bardzo wczesnej śmierci: siatkarz zginął tragicznie, podczas podróży autostradą do Włoch, 16 września 2005 roku. Odszedł w wieku 24 lat. Chłopak dopiero się rozkręcał, w nowym sezonie miał grać we Włoszech. Świat mówił o nim jak o dziecku obdarzonym boskim wybiciem i refleksem, również licznymi atrybutami dla tego sportu idealnymi. Sam pamiętam niektóre jego akcje w meczach Polaków, zwłaszcza to słynne ,,wbijanie gwoździa” w ataku i wyskakiwanie na ,,metrowe piłki" ponad potrójny blok. Ale były to tylko ,,niektóre” sytuacje, gdyż, jak sami wiemy, Arek dopiero zaczynał karierę w kadrze i w klubach. Młode pokolenie w ogóle może nic nie wiedzieć o tym skromnym człowieku, który siatkówce poświęcał się nad życie. Po to jest ta książka: zarówno dla uzupełnienia informacji dla mnie, jak i dla tych, którzy chcą dowiedzieć się, kim był Arkadiusz Gołaś, dlaczego o nim tak intensywnie mówiono, i to na tak wczesnym etapie sportowego życia, i dlaczego robi się to do dziś.
Wielka siatkarska impreza, ot globalny czempionat rozgrywany na ziemiach Słowenii i Polski w 2022 roku, zakończy się 11 września. Jeśli Polacy zdobędą trzeci tytuł z rzędu, a z dyspozycją na najważniejszych zawodach bywa u nich różnie, jeśli to będzie faktycznie ta korona prawdziwych tytanów tej dyscypliny, to nie zdziwię się, gdy podczas wręczenia pucharu i medali dla Polaków lub udzielania wywiadów przez naszych reprezentantów padnie jakaś dedykacja, która dotyczyć będzie Arka. Finał Mistrzostw Świata rozegra się 5 dni przed rocznicą jego śmierci; dla młodych reprezentantów Polski, Gołaś i jego bardzo naturalne pełne siatkarskiej pasji i miłości podejście do tego sportu, jego legendarny talent i osobowość przekazywane przez trenerów i z licznych opowieści, to prawie że dla nich bezcenne źródło inspiracji. Inspiracji, która także powinna odbić się na każdym z nas. Ta książka, mimo swej skromnej, stonowanej informacjami, objętości – bo znalazło się tu w większości nic więcej niż tylko to, co najważniejsze z ujęcia sportowego życia Arka (od stawiania pierwszych kroków w szkolnych drużynach, aż po występy w częstochowskim AZS-ie i na Igrzyskach Olimpijskich w Atenach) – co poszło na korzyść większej emocjonalności i wspomnień (wywiady, cytaty wypowiedzi osób, które w życiu tego młodego sportowca odegrały największą rolę),także charakteru swego rodzaju memoriału czy też dziennika Arka spisywanego przez osobę z zewnątrz, to przede wszystkim krótka i bardzo rozsądnie poprowadzona publikacja. I nie jest to zwykła biografia czy książka sportowa; nie powstała ona w celach promocyjnych i biznesowych. To wykładnia o pasji i poświęceniu dla tego, co się kocha, przy jednoczesnym zachowaniu zdrowego rozsądku i nie popadania w samo zachwyt w momencie, gdy wchodzi się do specyficznego trudnego sportowego środowiska; to przepis na sukces zwykłego człowieka, syna, męża i ojca, przed którym stoi cały siatkarski świat. Mimo niektórych wad tytułu, jak m.in. forma fizyczna: niekiedy tekst zdaje się zbyt szybko przechodzić z jednego akapitu w drugi, czcionka zdaje się być zbyt duża, a niekiedy zostawiane jest za dużo miejsca na krańcu jednego i początku drugiego rozdziału, "Przerwana podróż" jest książką idealną dla tych, którzy chcą o Arku czegoś więcej dowiedzieć, albo na tyle aby poznać jego legendę. To pozycja dla tych czytelników, którzy chcą Gołasia ciepło wspominać. Żył za krótko, a odszedł zbyt tragicznie, aby tworzyć tą typową opasłą biografię o jego prywatnym i sportowym świecie. Arek nawet by chyba tego nie chciał, bo przecież był taki skromny, tak uwielbiający ludzi i siatkówkę.
Postaci polskiej piłki siatkowej udzielających się w "Przerwanej podróży" było całkiem sporo. Ignaczak, trener Mazur, Oczko, Winiarski, czy Świderski – to tylko jedni z wielu, przez których czytelnik mógł poznać życie, etapy kariery i fenomen Arkadiusza Gołasia. Taką strategię budowy swej publikacji o Arku wybrał pan Bąk, głównie ze względu na, co tu dużo mówić, a brzmi to okrutnie i prawdziwie: zbyt krótkie i niepełne życie zawodowego siatkarza, który tak naprawdę nie był nawet na etapie prawdziwej kariery - Arek dopiero co się wznosił i rozwijał swoje możliwości, a nie zapomnijmy o nie do końca pełnej i swobodnej dostępności do archiwów z jego udziałem, oprócz rzecz jasna prywatnej kolekcji fotografii jego rodziny i bliskich. Nawet na serwisach typu YouTube znajdziemy strzępek nie tyle filmów, co ,,urywków!”, z treningów, wywiadów czy meczów z udziałem Arka, nic poza tym. Dlatego też poznanie historii Gołasia, przez książkową formę reportażu i dziennikarskiego felietonu biograficznego z elementami sportowych danych i statystyk, to najlepsza z wszystkich możliwych form i mediów, które by na ten cel się nadawały.
Książka Piotra Bąka to również coś bardzo fajnego i ciepłego o nastaniu i jej rozwoju: ery polskiej siatkówki, w której specyficzny okresie znalazł się akurat Gołaś i jego liczny koledzy, którzy z kolei swymi licznymi sukcesami dali inspirację kolejnemu pokoleniu, które teraz właśnie walczy o najważniejsze laury w Mistrzostwach Świata. Nie zabrakło co nieco z historii powstania słynnej siatkarskiej ,,Plus Ligi”, o bardzo ważnej dla nas Szkolnej Ligii Siatkówki, o najlepszych szkoleniowcach ,,ery Gołasia”, a zaliczali się do tego grona m.in. Krzysztof Felczak, Ireneusz Mazur, Remisław Dmochowski, Edward Sroka.