Najnowsze artykuły
- ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać2
- ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
- Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński25
- ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Jan Galarowicz
27
7,1/10
(ur 1949) Krakowski filozof i nauczyciel akademicki. Ukończył między innymi studia filozoficzne w Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie również doktoryzował się; uczeń wybitnych myślicieli: prof. Władysława Stróżewskiego i ks. prof. Józefa Tischnera. Pracownik naukowo - dydaktyczny Wydziału Humanistycznego AGH; wykładał również w UJ i w Papieskim Uniwersytecie Jana Pawła II w Krakowie. Interesuje się przede wszystkim filozofią człowieka, filozofią wartości i etyką. Znawca antropologiczno - etycznej myśli Romana Ingardena, Karola Wojtyły i Józefa Tischnera. Wydał kilkanaście tytułów książkowych.
7,1/10średnia ocena książek autora
53 przeczytało książki autora
101 chce przeczytać książki autora
3fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Atrakcyjność chrześcijaństwa. Karl Rahner – Józef Tischner – Tadeusz Żychiewicz
Jan Galarowicz
0,0 z ocen
1 czytelnik 0 opinii
2023
Wprowadzenie do antropologii filozoficznej. Ujęcie fenomenologiczno-personalistyczne.
Jan Galarowicz
10,0 z 1 ocen
7 czytelników 1 opinia
2017
Wojtyła - Tischner: Kapłaństwo i myślenie oraz inne eseje
Jan Galarowicz
0,0 z ocen
0 czytelników 0 opinii
2016
Martin Heidegger: genialny myśliciel czy szaman?
Jan Galarowicz
6,6 z 5 ocen
20 czytelników 1 opinia
2014
Być ziarnem pszenicznym. Nowa książeczka o człowieku
Jan Galarowicz
6,3 z 3 ocen
4 czytelników 1 opinia
2006
Najnowsze opinie o książkach autora
Być ziarnem pszenicznym. Nowa książeczka o człowieku Jan Galarowicz
6,3
Bardzo wartościowe treści w nieprzystającej im formie. Zlepek z samodzielnych części, często się powtarzających, przy pomocy taśmy klejącej, w tym przypadku "personalizmu" (przypowieść o ziarnie jest "tylko" uroczym pretekstem dla całości). Momentami mam wątpliwości czy to rozmyślania, czy laurka dla Karola Wojtyły i Józefa Tischnera. Wodolejstwo, szczególnie przy fragmentach z Tischnera (jakże by inaczej),przydusza przyjemność z czytania całości. Odrzucać może też używanie niepopularnych alternatyw słów (np gnoseologia) - co jednocześnie może też być zaletą poszerzającą słownictwo. Lubię manierę Jana Galarowicza rozpoczynania każdego rozdziału krótkimi cytatami.
Mimo krytycznych uwag warto sięgnąć po to skromne acz wartościowe dziełko.
----------------------------------------------------
„Pisze Adoranto: Myśl słaba, mimo że pragnie być przeciwnikiem totalitaryzmu, pozostaje od niego głęboko zależna. Antynazizm i antykomunizm w pewien sposób kontynuują dzieło zniszczenia, którego dokonały nazizm i komunizm. Kiedy więc spotykamy się z głoszonym przez postmodernizm poglądem, że trzeba zabić moralność, aby się uratować przed nazizmem i komunizmem, to w poglądzie tym żywa jest nadal zasada totalitaryzmu”.
„Stwierdziliśmy: Zachód po doświadczeniach z dwudziestowiecznymi systemami totalitarnymi, zamiast sięgać do głębi człowieczeństwa, kontynuuje destrukcję podmiotowości pojedynczego człowieka. Ks Józef Tischner pisze: „… śmierć ludzkiej istoty była już od dawna zapowiadana w europejskim myśleniu o człowieku. Odgłosy zapowiedzi dochodziły ku nam z różnych miejsc, wyrażając wspólne przekonanie, że człowiekowi nie dano możliwości urzeczywistnienia ideału człowieczeństwa. Człowiek umierał w sceptycyzmie, który odmawiał mu prawa do prawdy, umierał w determinizmie, który odmawiał mu prawda do wolności, umierał w ateizmie, który odmawiał mu prawa do szczęścia w Bogu. Strukturalizm doprowadził sprawę do końca. Pozbawił człowieka jego własnego Ja. Dowodził, że ludzkie Ja, z którego od czasu Kartezjusza był tak dumny, jest jedynie maską, służącą do zasłonięcia bezosobowego «się». Tak więc stało się: człowiek umarł”.
„Człowiek pozbawiony „ja” coraz bardziej przypomina zwierzę, bestię. Atak na egologiczną strukturę osoby ludzkiej wiąże się z a n i m a l i z a c j ą człowieka, chociaż trudno stwierdzić, w jakim stopniu animalizacja ta jest efektem ataku na podmiot, a w jakim jedynie go wzmacnia. Faktem jest, że zagubiony w wielości opinii antropologicznych człowiek bardzo często rozumie siebie jako zwierzę. Nie ulega wątpliwości, że mamy dzisiaj do czynienia z powrotem antropologii naturalistycznej i modą na animalizację człowieka. Sedno dzisiejszej, trzeciej już – po oświeceniowej i pozytywistycznej – fali animalizacji człowieka trafnie wyraża formuła: Geny, geny, über alles. „Jeśli ludzie pojmują siebie – pisze Maciej Zięba – jako zwierzęta, to nieuchronnie zachowują się między sobą jak bydlaki – empiria nie zna wyjątków od tego prawa”.
„Nie umiera się dla pozoru. Nie żyje się nawet dla pozoru i w nim”. Jean Guitton
„Jestem rzeczywistością egologiczną, istniejącą w sobie i dla siebie. Nie jestem środkiem do żądnego celu, lecz celem samym w sobie, wartością samą w sobie. Zarazem jestem bytem (i dobrem),który nie może się urzeczywistnić, spełnić, jeśli będzie żył tyko dla siebie, ponieważ jest weń wpisany wymiar komunijny i prawo daru. Decyzja służenia wartościom, życia dla innych osób, miłowania, implikuje moje obumieranie – wyrzeczenie, trud, poświęcenie, ofiarę. Obumieranie nie jest jednak celem, lecz drogą. Bycie wiernym prawu paradoksu egzystencji etycznej, to również zastępowanie egoizmu miłowaniem siebie.
Istnieją dwa zupełnie odmienne sposoby służenia wartościom, bycia dla innych, poświęcenia się: patologiczny, niewolniczy i dojrzały, mądry. Mądry akt służby, bycia dla jest zawsze umocowany w „ja”, jest aktem wolności. Obumieranie ziarna jest symbolem oczyszczania się człowieka z motywów pozamoralnych i wiązania czynu bycia dla z sercem szlachetnym i z motywem bezinteresowności. Aby mój czyn był czynem dobrym, musi być – twierdzę za Karolem Wojtyłą – zgodny z moją godnością.
„Jeżeli [ziarno] obumrze, przynosi plon obfity”. „Plon obfity” ma dwojaki charakter. Żyjąc dobrze – odpowiadając adekwatnie na rzeczywistość, podejmując odpowiedzialność itp., sprawiam, że na świecie jest nieco więcej dobra. Dobro jest ekstatyczne: efektem, a nie celem życia dobrego jest moje spełnienie, autokreacja moralna, zmartwychwstanie moralne. Tischner pisze: „Człowiek służy wartościom – realizując je, wartości «służą» człowiekowi – ocalając go”. Czy to ocalenie moralne jest tożsame z ocaleniem eschatologicznym, ze zbawieniem? Owe spełnianie się człowieka jako bytu moralnego rodzi szczęśliwość. W tym sensie ludzie dobrzy są szczęśliwi. Wojtyła pisze: „Spełnić siebie i być szczęśliwym – to prawie tożsamość”.
„Duch został ukonstytuowany przez świadomość, samoświadomość i rozumność. Jest zatem obdarzony duchowym światłem, dzięki któremu uobecnia mu się rzeczywistość i dzięki któremu może tę rzeczywistość przeżywać. To duch sprawia, że człowiek nie poprzestaje na zmysłowym kontakcie z rzeczywistością, na odbieranie wrażeń, lecz jest zdolny do głębszego wglądu w nią – do poznania istot i istotnościowych stanów rzeczy oraz do rozróżniania tego, co jest ważne i mniej istotne. Gdybyśmy byli pozbawieni ducha, prawda byłaby nam obojętna. Zdrowie ducha przejawia się w trosce o prawdę – w otwartości na jej przyjęcie i w jej żarliwym poszukiwaniu, w pragnieniu dzielenia się nią i jej głoszenia. Zdrowy duch emanuje mądrością, co przejawia się również w zdolności do przyznawania racji drugiemu człowiekowi i zdolności do kompromisu w sprawach praktycznych (Otto F. Bollnow)”.
„Siła woli nie rośnie z wyborem, lecz wybór (w znaczeniu wolności wyboru) – z siłą” Max Scheler
„… światło, zrozumienie wartości i siła potrzebna do ich urzeczywistnienia są tym, czego w życiu najbardziej dla ducha powinniśmy pragnąć”. Józef M. Bocheński
„A jeśli czasem nie jesteśmy w stanie uciec od faktu, że istnieje na tym świecie coś, co wykracza poza naszą sferę podmiotowo-przeżyciową, coś, co koliduje z naszym projektem oraz kwestionuje naszą przyjemność i wygodę – stajemy się jak bezbronne dzieci: zakłopotani, a niekiedy przerażeni. To zakłopotanie i przerażenie może jednak okazać się szansą na radykalne nawrócenie się, czyli nawrócenie aksjologiczne, którego najgłębszy sens polega na tym, aby otworzyć się na logos uniwersum wartości. Na pytanie, czym jest szczęście, odpowiedziała niedawno wybitna intelektualistka francuska Chantal Delsol: „adekwatnością wobec świata – naszą z nim identyfikacją”.
„Swoje refleksje etyczne kończy Spaemann uwagami na temat ustosunkowania się do losu. Żyć dobrze to znaczy również: właściwie odnosić się do tego, co zastajemy i czego nie możemy zmienić. Istnieją trzy sposoby potraktowania losu: fanatyzm, cynizm oraz spokój ducha.
F a n a t y z m to postawa człowieka, który utrzymuje, że sens istnieje tylko jako ustanowiony i realizowany przez niego samego. Doświadczając przewagi losu nad sobą, fanatyk chce albo zmienić okoliczności działania albo zginąć. Fanatyka można jednak przekonać, że niezbędnym warunkiem sensownego działania jest przyjęcie pozytywnej postawy wobec rzeczywistości, która stanowi ramy jego działania.
Z c y n i k i e m jest trudniejsza sprawa; nie reaguje on bowiem na argumenty. Być może jedynie siła czyjegoś świadectwa jest w stanie otworzyć go na sens. „Cynik – pisze Spaemann – nie staje po stronie sensu przeciwko rzeczywistości, lecz po stronie rzeczywistości przeciwko sensowi, wyrzeka się sensu”.
Często fanatyk staje się cynikiem – dzieje się tak wówczas, gdy doświadczy on przewagi rzeczywistości, z którą walczy”.
„Zdaniem francuskiego myśliciela, Jeana Guittona, są dwa rodzaje filozofów: ci, którzy wierzą w byt, i ci, którzy wierzą w nicość. O ile klasyczna myśl zachodnia, a w szczególności ontologia grecka oraz metafizyka judeo-chrześcijańska, postrzega poszczególne byty jako mocno istniejące, trwałe, posiadające własną tożsamość i rację istnienia, zasadniczo dobre, filozofia ponowoczesna wszystko to kwestionuje”.
„Sercem powołania jest zwyczajność: zwyczajne obowiązki zawodowe, rodzicielskie itp. Tadeusz Żychiewicz pisze: „… nie strójmy zawiedzionych min nad naszymi małymi cudami zwyczajności, do których nas powołano. Bo jest i taka skala, w której «mały» i «duży», «zwyczajny» i «nadzwyczajny» nie znaczy już nic”. I w innym tekście: „… chwała tym, którzy przechodzą czyniąc dobrze. Choćby tylko buty łatali albo zmywali podłogi szpitalu”.
„Zły sposób bycia, negatywna postawa moralna, niewłaściwa uczuciowa odpowiedź na wartość, zła decyzja i czyn sprawiają, że obciążam się winą. Do rzeczywistej winy mogę ustosunkować się w dwojaki sposób: uciekać od niej albo, przyznając się do niej, wyzwolić się z niej poprzez skruchę.
A w jaki sposób należy ustosunkować się do krzywdzicieli? Wykluczając odwet i zemstę, nie rezygnuję – co dziś jest takie modne – z kary. Zarazem dostrzegam to, co jest ważniejsze od kary – przebaczenie. Przebaczenia nie wolno jednak utożsamić z zapomnieniem – to szkodliwy stereotyp. Przebaczenie nie oznacza uniewinnienia złoczyńcy. Akt przebaczenia oczyszcza duszę pokrzywdzonego, a nie krzywdziciela. Złoczyńca może się oczyścić sam jedynie poprzez akt skruchy”.
Szczęście na manowcach Jan Galarowicz
9,0
Niezwykle trafny komentarz do kondycji współczesnego człowieka. Zdezorientowanym ludziom pomoże zrozumieć co się wokół nich i w nich samych dzieje.
Nie spodobało mi się lakoniczne zasugerowanie w jednym akapicie, jakoby Jung i Maslow byli „głównymi teoretykami” selfizmu. Przecież Jung kładł ogromny nacisk na wspólnotę nie tylko horyzontalną (obok, wokół),ale na wertykalną (przodkowie i potomkowie),przez co bliżej mu do komunitaryzmu, którego zwolennikiem jest sam autor.
Słusznie natomiast dostaje się po głowie Rogersowi i Frommowi (choć temu drugiemu łagodnie i życzliwie).
Zaawansowany poziom akademicki nieprzygotowanemu czytelnikowi może sprawić trudności – dobrze jest znać przynajmniej podstawy filozofii.
-----------------------------------------
„Są w języku ludzkim takie słowa, od rozumienia których zależy często całe życie człowieka. Jeśli słowa te człowiek źle zrozumie, jego życie idzie błędnymi ścieżkami…” Tischner
„Jean Delumeau pisze: „Od XVIII wieku chrystianizacja i dechrystianizacja postępowały ramię w ramię: chrystianizacja mniejszości i dechrystianizacja większości”. Rozwińmy tę tezę:
W ostatnich wiekach dokonał się na Zachodzie proces, który określa się jako „zaćmienie Boga”, „utratę Boga” czy „śmierć Boga”. Martin Heidegger nazywa ten proces wygaśnięciem świętości i boskości. Myśliciel ten pisze: „Nie tylko zbiegli bogowie i zbiegł Bóg, lecz w dziejach świata wygasł blask boskości. Czas Nocy Świata jest marnym czasem, gdyż marnieje coraz bardziej. Zmarniał aż tak, że nie potrafi już rozpoznać, iż brak Boga jest właśnie brakiem”.
„Istnieje cały arsenał środków walki z religią. Zwrócę uwagę tylko na jeden – na zmianę znaczeń słów. Robert Tekieli pisze: „Wszystkie religie mówią, że panowanie nad namiętnością jest istotą rozwoju wewnętrznego. Oświeceniowi heretycy przekonują ludzi, że pełnią wolności dla człowieka jest dogadzanie sobie. Neoliberałowie i lewicowcy nazywają aborcję prawem, eutanazję litością, perwersję normalnością. Tworzą świat odwróconych pojęć, w którym człowiek – jeśli zaakceptuje współczesną kulturę – musi się skrzywdzić, musi mieć nieszczęśliwe życie”.
„Okazuje się również, że wśród naukowców wcale nie przeważają – jak można by sądzić na podstawie przekazu dominujących mediów – ateiści i agnostycy, lecz osoby wierzące. W sondażu, jaki przeprowadzono wśród najwybitniejszych uczonych na świecie, na 398 ankietowanych 16 spośród nich uważa się za niewierzących, 15 za agnostyków, a aż 367 osób za wierzących”.
„W ostatnich stu latach byliśmy świadkami mniej lub bardziej spektakularnych nawróceń myślicieli, uczonych, intelektualistów itp., między innymi filozofów – Gabriela Marcela i Edyty Stein, psychologa i psychiatry Karla Sterna, chirurga Alexisa Carrela i aborcjonisty Bernarda Nathansona, pisarzy – Andre Frossarda i Vittorio Messoriego oraz dziennikarza Malcolma Muggeridge’a”.
„Dinesh D’Souza zwraca uwagę na to, aby w czasach „zaćmienia Boga” i kontynuowania procesu „wielkiej desakralizacji” nie umknęło „naszej uwadze najważniejsze zjawisko naszych czasów: globalne odrodzenie religijne”. Mimo że w Europie, Astralii i Kanadzie „religia została wyrugowana z głównego nurtu kultury”, „na całym świecie żyje obecnie więcej osób o tradycyjnych poglądach religijnych niż kiedykolwiek przedtem”, a „chrześcijaństwo rozrasta się dziś najszybciej na świecie”.
„Wiele faktów przemawia za tym, że religijność człowieka współczesnego jest bardziej świadoma i pogłębiona. Charles Taylor zauważa: „Od późnego średniowiecza możemy obserwować rosnący nacisk na religię osobistego zaangażowania i oddania, w odróżnieniu od form skoncentrowanych na zbiorowym rytuale”.
„Dojrzewa świadomość, że obojętnienie serca na sacrum, zamykanie się na nie, odcinanie od niego i usuwanie go z kultury (co powoduje, iż z kultury ulatuje sens) implikuje ostatecznie groźną iluzję dotyczącą mocy człowieka – przekonanie, że człowiek i społeczeństwo to rzeczywistości plastyczne i można je zmieniać bez ograniczeń, włącznie do zanegowania. Kołakowski ostrzega: „Utopia doskonałej autonomii człowieka i nadzieja na jego doskonalenie się nieskończone są, być może, najbardziej skutecznymi narzędziami samobójstwa, jakie kultura wynalazła”.
Jeśli do istoty religii należy również uwrażliwianie ludzi na zło, to wypieranie z kultury sacrum sprawia, że zanika świadomość zła i grzechu, a miejsce człowieka kierującego się w życiu sumieniem zajmuje barbarzyńca”.
„Dlaczego człowiek (a nawet całe społeczeństwa),odchodząc czasem od Boga, wraca jednak do Niego? Dlatego, ponieważ ów powrót jest powrotem do jego naturalnej sytuacji.
A co jest alternatywą, z którego sacrum byłoby całkowicie wyrzucone? Stajemy przed paroma możliwościami. Wielu myślicieli, między innymi Paul Tillich, Paul Ricoeur, Viktor E. Frankl, Charles Taylor i Leszek Kołakowski, uważa, że odejście człowieka od Boga prowadzi ostatecznie do pustki egzystencjalnej. Taylor pisze: „w epoce świeckiej, po «śmierci Boga», naszym zasadniczym problemem, jest brak sensu. Druga możliwość to życie w świecie mrzonek i iluzji, „próżne fantazjowanie”, bujanie w obłokach. Max Scheler napisał gdzieś: „Każdy skończony duch wierzy albo w Boga, albo w jakiegoś bożka”. A religioznawca Mircea Eliade pisze: „Absolutu nie można [z człowieka] wyrwać, można go tylko zdegradować”. Wiara religijna jest zastępowana różnymi zabobonami – wiarą w astrologię, magię, horoskopy itp. – i oddawaniem czci różnym bożkom: zdrowia, urody, pieniędzy, seksu, popularności, władzy itp. Człowiek bowiem absolutyzuje wartości skończone”.
„Jedną z charakterystycznych cech światopoglądu człowieka współczesnego jest wiara w postęp. Wiara ta wiąże się z ewolucjonizmem. Zwolennicy progresywizmu uważają, że w dziejach ludzkości dokonuje się automatycznie nieustanny postęp.
Z poglądem tym wiąże się fetyszyzm naukowy, bałwochwalstwo nauki czy scjentyzm – przekonanie, że nauka jest największym dobrem człowieka i że rozwiąże ona wszelkie jego problemy, również egzystencjalne, metafizyczne, religijne i polityczne”.
„Kozioł ofiarny przybiera w istocie dwie formy: „białego samca” i katolicyzmu. Dlatego ostrzeżenie Chantal Delsol nie jest bezzasadne: „Wiele wskazuje na to, że nadchodzące dziesięciolecia będą brutalne i zbrodnicze”.
„… wolny czyn nabiera swojego pełnego sensu dopiero wtedy, gdy jego przedmiotem nie jest cokolwiek, lecz to, co należyte”. Romano Guardini
„Paul Ricoeur nazywa wolność bez ograniczeń wolnością abstrakcyjną, dziką. I poddaje ją surowej krytyce: „Wolność czynienia czegokolwiek to jeszcze nie cała wolność, to tylko pierwszy jej element, najprostszy i najuboższy, spośród całej konstelacji różnych jej cech, które musimy na nowo scalić. […] Wolność abstrakcyjna to wolność, która jeszcze nie poświęciła swej nieokreśloności, nie pogodziła się z tym, że na to, by stać się czymś, musi przestać być wszystkim. Nie ograniczona pozytywną władzą wolność nie może wkroczyć w egzystencję, nie może się urzeczywistniać. Ten, kto nie zgadza się być czymś określonym, a więc ograniczonym, ten w istocie wybiera niebyt”. Czy niebyt może być szczęśliwy? Drogą do szczęścia jest zatem również zdolność do przyjmowania uwarunkowań i ograniczeń. „Kto chce dokonać czegoś wielkiego – powiada Goethe – ten musi skupić swe siły, w stawianiu sobie granic objawia się mistrzostwo”. W słynnej modlitwie AA jest taki mądry fragment: „daj mi cierpliwość i pokorę, bym znosił to, czego nie mogę”. Ricoeur nazywa taką wolność wolnością rozsądną.
Czy rzeczywiście ideałem naszego życia jest sytuacja Robinsona Crusoe? Ryszard Legutko odpowiada: „negatywna wolność absolutna jest właśnie samotnością”. I dlatego „marzenie o całkowitej wolności nie często pojawia się w ludzkiej świadomości”. Właśnie: dlaczego w świecie, w którym coraz bardziej wyzwalamy się spod kurateli Kościoła i państwa, tradycji i obyczaju oraz deprecjonujemy życie małżeńskie i rodzinne, jest coraz więcej osamotnienia, pustki egzystencjalnej, agresji, chorób psychicznych, samobójstw, innych zachowań autodestrukcyjnych itd.?
Komentując walkę o wyzwalanie się spod różnych więzi, wybitny myśliciel, Karl Rahner, pisze: „Często była to wielka, uczciwa walka – niekiedy zaś głupie uniesienie, które w rozpasaniu i nieskrępowaniu, w wolność błądzenia i niszczenia mylnie dopatrywało się prawdziwej wolności.
Wznosząc okrzyk bojowy wolności, europejski człowiek nagle popadł w osobliwe poddaństwo. Nie chodzi mi tutaj o system zewnętrznego przymusu, znany z minionych lat [Rahner ma na myśli narodowy socjalizm], nie chodzi mi również o poddaństwo głodu i niedoli, które potem nastąpiło, by do dziś panować. Mam na myśli zupełnie inne poddaństwo: autonomiczny człowiek popadł w poddaństwo płynące od wewnątrz. W najgłębszym wnętrzu człowieka, który wyzbył się wszelkich więzi, który uwolnił od Kościoła i dogmatów, niespodziewanie pojawiła się jakaś władza czyniąca go, na pozór całkowicie wolnego, poddanym.
W miarę jak wyzbywał się zewnętrznych więzi powszechnie obowiązującego obyczaju, powszechnie obowiązujących zasad myślenia i działania, człowiek nie stawał się prawdziwie wolny, lecz ulegał z jednej strony panowaniu innych mocy, które przemożnie go dopadały od wewnątrz, takich jak popęd, chęć imponowania, żądza władzy, płciowość i używanie, z drugiej strony zaś – panowanie niemocy, takich jak drążąca go od wewnątrz troska, jak niepewność, jak zanik sensu życia, jak lęk i rozczarowanie”.
„Dlatego Chantal Delsol napisała zwięźle i trafnie: „Historia dwudziestowiecznych ideologii jest historią zagłady człowieka-demiurga”. Historia ta, ogromnym kosztem, zweryfikowała prawdę o wolności człowieka: w istocie wolność ta nie jest mocą demiurgiczną, lecz wolnością ludzką. „Z doświadczeń XX wieku płynie taka oto lekcja: mamy granice, których sobie nie wybieramy i które powinniśmy brać pod uwagę, zamiast próbować je usunąć, bo próby ich usunięcia prowadziuły do straszliwych skutków. Delsol pisze również: „Wyraźna porażka komunizmu we wszystkich krajach, w których próbowano go urzeczywistnić, pokazuje raz jeszcze, że jeśli chodzi o człowieka, nie wszystko jest możliwe”. Czy jednak prawda ta przeniknęła do serc mieszkańców Zachodu? Odpowiedź, jakiej udziela Delsol, jest gorzka: „Nie pogodziliśmy się ze skończonością jako podstawową strukturą człowieka”. Również z podstawową strukturą wolności”.
„Tę ideę wolności zawarł Józef Tischner w prostych słowach: „Jesteś wolny, kiedy nie idzie o to, czy w prawo czy w lewo, tylko o to, by w górę”. Komentując słowa swojego mistrza, Zbigniew Stawrowski pisze: „Bo to jeszcze żadna wolność, gdy stoimy przed wyborem «w lewo» czy «w prawo»: kawa czy herbata. Najgłębsze doświadczenie wolności mamy wtedy, gdy wybieramy między «w górę» a «w dół» – gdy wznosimy się lub upadamy. […] Prawdziwa wolność jest tam, gdzie pojawiają się wartości moralne; gdy czujemy, że powinniśmy coś zrobić, coś powiedzieć, wobec czegoś zaprotestować”. Sprowadzanie wolności do wyboru między czymkolwiek jest jej banalizowaniem, odbieraniem jej powagi i dostojeństwa. Czy taka „wolność” może być źródłem szczęścia?"
„Mistrz Eckhart wyraża to dobitnie: „Jeśli kochasz samego siebie, wszystkich kochasz jak siebie. Dopóki choćby jednego tylko człowieka kochasz mniej niż siebie, nigdy nie kochałeś naprawdę siebie samego. […] Człowiek jest wtedy taki, jaki powinien być, kiedy kocha siebie, a wszystkich jak siebie samego…”.
„Leszek Kołakowski mówi: „Wydaje się […], że sposób życia, w którym każdy interesuje się tylko zaspokajaniem własnych kaprysów i w którym wygasa poczucie obligacji społecznych i kulturalnych, jest przeciwieństwem totalitaryzmu. Ale mnie się wydaje, że jest inaczej, że brak zainteresowania naszymi powinnościami społecznymi i całkowita koncentracja na sumie przyjemności, którą możemy otrzymać od życia i od świata, to jest mentalność, która ułatwia postęp totalitarnych ideologii, totalitarnych form rządzenia...”.
„Z błędem tym wiąże się również – uczucia są bowiem ściśle powiązane z wartościami – redukcjonizm aksjologiczny (agatologiczny). Sympatycy antropologii hedonistycznej głoszą, że wszystkie wartości, z którymi człowiek obcuje i których jest nosicielem, są w gruncie rzeczy wartościami hedonistycznymi. Jednak między innymi fenomenologowie – Max Scheler, Nicolai Hartmann, Dietrich von Hildebrand i Roman Ingarden – odkryli, że świat wartości charakteryzuje się ogromnym bogactwem i różnorodnością, a w jego obrębie można wyróżnić określone rodzaje wartości – m.in. hedonistyczne (przyjemność – przykrość),witalne (zdrowie – choroba),utylitarne (sprawność – złe funkcjonowanie),prawne (sprawiedliwość – niesprawiedliwość),estetyczne (piękno – brzydota),intelektualne (poznanie prawdy – iluzja),etyczne (dobro – zło),i religijne (świętość – diabelskość). Jak widać, to, co hedonistyczne, stanowi tylko jeden z rodzajów tego, co jest ważne”.
„Istnieje radość dionizyjska i apollińska. Radość dionizyjska to „dzika radość”, radość pełni życia, przeżycie spontaniczne, intensywne, chaotyczne, pozbawione odpowiedzialności. Natomiast radość apollińska jest głęboka oraz charakteryzuje ją spokój i harmonia. Wiąże się ona z dokonanymi odkryciami i wglądami w rzeczywistość, obcowaniem z wybitnymi dziełami itp.”
„Im bardziej gonimy za szczęściem, tym bardziej odpychamy je od siebie. Im bardziej chodzi nam o przyjemność, tym bardziej ona umyka”. W tym sensie „konsekwentny hedonizm znosi się sam”. Frankl ilustruje to przykładem z dziedziny erotyki: koncentracja na osiągnięciu orgazmu, a nie oddaniu się partnerowi, prowadzi do impotencji mężczyzn i oziębłości kobiet”.
„To dość często spotykane przekonanie, że człowiek kochający siebie, to wstrętny egoista, samolub, natomiast człowiek kochający innych to wspaniały altruista. Czy pogląd ten jest zgodny z prawdą? To dlaczego wielka księga mądrości – Biblia mówi: „Kochać bliźniego, jak siebie samego”? Czyli: należy również kochać siebie. A nawet więcej: najpierw i przede wszystkim należy kochać siebie”.
„Obserwując obecnie rodziców wychowujących swoje dzieci, zauważam w ich postawie pewnik: „Im więcej dostarczę swoim pociechom przyjemności, tym lepiej dla nich, dla ich dobra i szczęścia”. A mnie w tych sytuacjach ogarnia podwójny smutek: z powodu iluzji rodziców i skutków tej iluzji. Dlatego często powtarzam prostą prawdę: nie wystarczy chcieć dobrze (dobra); trzeba wiedzieć, na czym to dobro polega i umieć je czynić. I przypominam sobie fragment Etyki Hildebranda: „wiemy jeszcze bardzo niewiele, dopóki twierdzimy tylko, że każdy akt woli zwraca się ku jakiemuś dobru. Wszystko zależy od tego, czy motywującą kategorią ważności jest wartość, obiektywne dobro dla osoby, czy to, co jedynie subiektywnie zadowalające”.
„Nie bez powodu Kołakowski, nawiązując do Anatola France’a napisał mocne i gorzkie słowa, które są dla selfistów oburzające: „w imieniu żadnej doktryny nie zamordowano tylu ludzi, co w imię zasady, że człowiek jest z natury dobry”.
„Czy rzeczywiście samorealizacja może być główną normą moralną? Obserwując w roku 1969/1970 to, co dzieje się w amerykańskiej edukacji, Leszek Kołakowski przeraził się tym, że szkoła ta miała służyć właśnie samorealizacji: „Co znaczy samorealizacja? Człowiek może się realizować rozmaicie, jeden ma potencjał, żeby zostać świętym Franciszkiem, a drugi, żeby zostać Hitlerem. Czyż mamy powiedzieć, że naszym zadaniem jest ułatwić każdemu realizację jego potencjału niezależnie od tego, jaki to jest potencjał? Oswojenie człowieka w cywilizacji polega nie na tym, żeby spontanicznie wyrażał wszystko, co mu może w danej chwili się spodobać, ale na tym, żeby był czynnym i wartościowym uczestnikiem cywilizacji, w której ludzie są zdolni sobie pomagać, mają poczucie wspólnoty, poczucie związku z tradycją historyczną, poczucie zobowiązań w stosunku do społeczności, w której żyją, a nie tylko potrzebę nieskrępowanego wyrażania instynktów”. Krótko mówiąc: dobre i szczęśliwe życie należy oprzeć na innej normie moralności”.
„Między selfizmem a chrześcijaństwem zachodzi radykalna różnica w kwestii relacji między celem życia a drogą do niego prowadzącą. W perspektywie chrześcijańskiej droga do celu nie jest usłana różami – bywa trudna, kręta i wyboista, a wędrowaniu nią towarzyszy czasem wiatr, deszcz i mróz; można na niej spotkać również złoczyńców i krzywdzicieli itp. A nie używając metafor, chrześcijańskie wędrowanie zawiera także elementy negatywne, na przykład smutek, beznadzieję, rozczarowanie, gorycz, osamotnienie, rozstanie, bezdomność itp. Natomiast ostateczny cel ziemskiej, doczesnej wędrówki jest oszałamiający, zachwycający – jest nim zmartwychwstanie i życie wieczne. Mówiąc krócej i nieco banalnie: przygoda człowieka zaczyna się pesymistycznie, a kończy optymistycznie. Natomiast w selfizmie jest odwrotnie: „Selfistyczny humanizm początkowo tryska optymizmem, by w końcu przynieść nieuchronny pesymizm”. Mówiąc inaczej: selfizm bardzo wiele człowiekowi obiecuje, natomiast ostatecznie przynosi mu rozczarowanie i gorycz”.
„Świadomość nie jest pierwszą rzeczywistością, którą możemy poznać, lecz ostatnią”; „Świadomość jest zadaniem, zadaniem uświadomienia się samemu sobie”. Paul Ricoeur
„Wprawdzie sama godność jest niestopniowalna, ale stopniowalne jest poczucie godności. U niektórych osób jest ono bardzo wysokie, u innych – na przykład u zniszczonych przez uzależnienia – bardzo słabe, co przejawia się między innymi w osłabieniu lub nawet całkowitym zaniku wstydu. Poczucie godności jest subiektywne i wtórne wobec obiektywnego, realnego faktu bycia osobą i posiadania godności”.
Dopowiedzmy, że przeciwieństwem właściwej postawy rodziców wobec dzieci jest: postawa odtrącająca, nadmiernie wymagająca, unikająca oraz nadmiernie chroniąca, nadopiekuńcza. Dla rodziców o postawie odtrącającej dziecko jest doświadczane i traktowane jako ciężar i źródło kłopotów. Przy postawie nadmiernie wymagającej, zmuszającej i korygującej, dziecko jest zwykle naginane do wytworzonego przez rodziców wzoru dziecka, które chcieliby posiadać, nie licząc się z jego indywidualnymi, rzeczywistymi cechami i możliwościami. Z kolei postawę unikającą charakteryzuje emocjonalny chłód, obojętność uczuciowa rodziców wobec własnych dzieci, a w najlepszym wypadku obdarzanie ich niemal niezauważalnym ciepłem. Natomiast w postawie chroniącej podejście do dziecka jest całkowicie bezkrytyczne. Dopowiedzmy, że postawa nadopiekuńcza jest często uważana za najdoskonalszy sposób traktowania własnego dziecka, za supermiłość”.
„Przede wszystkim należy dzieci i młodzież wychowywać, a w pewnym momencie oni sami powinni się wychowywać, do pokory – widzenia siebie w prawdzie. „Fundamentem prawdziwej dumy, podobnie jak prawdziwej pokory, jest prawda”. Przeciwieństwem pokory jest – z jednej strony – poniżanie się, samodeprecjacja oraz – z drugiej strony – pycha, fałszywa pewność siebie, próżność, zarozumiałość, nieuzasadniona duma i apodyktyczność. Bardzo ważnym elementem konstytuującym pokorę jest świadomość własnej niedoskonałości, ułomności i grzeszności”.
„Samorealizacja, a raczej samospełnienie, jest wartością podobną do szczęścia. Uzasadniłem już wcześniej tezę, że samorealizacja (samospełnienie),podobnie jak szczęście, ma naturę paradoksalną: jeśli się do niej dąży wprost – oddala się; jeśli natomiast robimy coś innego – staramy się żyć sensownie, służyć wartościom, realizować swoje powołanie itp. – pojawia się w nas jako „owoc”, produkt uboczny takiego właśnie życia”.
„Ten, kto nie zgadza się być czymś określonym, a więc ograniczonym, ten w istocie wybiera niebyt”. Paul Ricoeur