Pseudonim: Leonard. Polski pisarz, autor powieści sensacyjnych z intrygą międzynarodową, nazywany polskim Frederickiem Forsythem. Wydane pod koniec PRL, wszystkie jego thrillery stały się bestsellerami. Zaczął pisać powieści w wieku 65 lat, na emeryturze. Wcześniej zajmował się zawodowo morskim handlem zagranicznym (m.in. napisał trzy monografie naukowe wydane przez Instytut Morski). Mieszkał w Gdyni. Pochowany został w Pogódkach, gmina Skarszewy.
Ciekawa w zamyśle, depresyjna opowieść o tym, że zadzieranie z „deep state” nigdy nie kończy się dobrze.
Niestety infantylność potraktowania niektórych wątków, ze szczególnym uwzględnieniem erotycznych przygód głównego bohatera, miejscami nieco grafomańskie zapędy autora i liczne niezręczności językowe („chwyty poniżej bokserskiego pasa” etc.) rujnują przyjemność z lektury.
Szkoda, że owa epickość jest tu celem samym w sobie, a nie środkiem do czegoś. Książka jest piekelnie nudna, w szczególności dla kogokolwiek, kto ma choć niewielkie pojęcie o realiach wojennych, czy też choćby liznął współczesnej filozofii na studiach. Rozważania są wręcz wtórne i po łebkach. Jedynym atutem jest to, że świetnie się przy niej zasypia. Nakreślone wątki praktycznie urywają się jeden za drugim, tworząc historie bez większego ładu i składu.
A szkoda, gdyż można było bardziej skupić się kilku poruszonych dylematach (w tym także moralnych) i rozwinąć je bardziej.
Zdecydowanie lepszą pozycją (o podobnej wymowie i skali) jest "Sprawa pułkownika Miasodajewa" Józefa Mackiewicza. Nie dość, że tamta jest opisana wręcz dokumentarnie, to świetnie przedstawia różne warstwy polityczno-społeczne i relacje między nimi. Właściwie robi dokładnie to, co Zagórski chciał zrobić, ale mu nie wyszło.