językoznawca, leksykograf, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Jest autorem, współautorem lub redaktorem naukowym kilkunastu słowników, dwóch monografii oraz licznych artykułów. Od r. 2000 prowadzi pierwszą w Polsce internetową poradnię językową na stronach Wydawnictwa Naukowego PWN.
Idąc za przykładem przyjaciół z różnych filologii postanowiłem przeczytać... tak, tak, SŁOWNIK! Niebagatelny, bo rzecz się tyczy tytułowych wyrazów kłopotliwych. Mamy typowy układ alfabetyczny z hasłami i do nich przeróżne opisy. Nie są to tak naprawdę stricte słownikowe definicje, a różne historie, anegdotki i przykładny z prasy oraz literatury.
Dowiedzieć się można wielu ciekawych rzeczy, na przykład jedna z najbardziej kontrowersyjnych to zalecenie słownikowe dotyczące pisania spójników lubby, iby itp. Tak, tak, tak, to są jak najbardziej oficjalne poprawne formy, ale sam autor słownika podchodzi do nich z ogromnym dystansem i cytuje krytyczne analizy takich form.
Ciekawa rzecz, która zapadła mi w pamięć? Mamy coś na tapecie, ale bierzemy coś na TAPET, nie tapetę! Gdyż frazeologizm ten związany jest ze stołem, przy którym obradowano (tapet),a nie z tapetą na pulpicie czy też ścianie :) I takich ciekawych kwiatków jest bardzo wiele.
Słownik czytałem tak naprawdę w podróży, jak spóźniłem na tramwaj i kwitnąłem 15 minut na przystanku etc. więc w sumie zajęło mi to z pół roku, ale gdybym miał na spokojnie czytać np. po pół godziny dziennie to chyba bym nie dał rady :D A tak, to bardzo ciekawa i rozwijająca przygoda.
Wizualne wydanie przemyślane, starannie wykonane, przyciągające wzrok, twarda okładka, krzykliwe kolory.
A jeśli chodzi o treść, to czyta się lekko, szybko i z humorem, bo i za dużo do czytania nie ma. Oprócz nazw jakimi zwracają się do siebie zakochani z krótkim ich opisem, są przykłady użycia ich w zdaniach, znalezionych w internecie, czy gdziekolwiek indziej.
Tylko... po co.
Tak się zastanawiam czy mogę zwątpić w pomysł twórców słownika i podważyć jego zasadność istnienia. Szczerze mówiąc, nie wiem dlaczego niniejsza pozycja została wydana, jak na mój gust szkoda papieru na czytanie o myszkach, kotkach, miśkach, tudzież innych zwierzątkach, lub częściach ciała oraz jeszcze bardziej barwnych nazwach jakimi określają się ludzie, którzy są ze sobą na dobre i na złe.
Nie rozumiem zamysłu niniejszego słownika.
Wiem tylko tyle, że dzięki szacie graficznej udało się przez to przebrnąć, choć i tak pobieżnie, bo poświęcać czas na to nie ma sensu.
Ale jako element humorystyczny dla jakiejś pary, która być może znajdzie jeszcze jakieś inne określenie? Albo wynajdą wszystkie te, którymi posługują się nawzajem codziennie? Może tak, ale nie w regularnej cenie 39,90 zł (poważnie?).