Którędy Daniel Emmerson 5,9
ocenił(a) na 510 lata temu Po książkę D. Emmersona sięgnęłam z czystej ciekawości, bez specjalnych oczekiwań czy konkretnego nastawienia. Dopiero po przeczytaniu, gdy zaczęłam nieco bardziej analizować tę pozycję nasunęła mi się pewna refleksja – nie każda książka ma tak zwaną „głębie”, a jeśli zaczynamy się jej doszukiwać na siłę, to zupełnie mija się z celem. Gdybym bardzo się starała i ubrała to w pseudomądre określenia – owszem, ta pozycja mogłaby się wydawać dużo bardziej wartościowa. Tyle tylko, że dla mnie w tym przypadku głębia znajduje się dosyć płytko, a tytuł, który poniekąd ją sugeruje w połączeniu z treścią (a przynajmniej jej znaczącą częścią, abstrahując od samego zakończenia) to raczej nie odpowiedź na pytanie: <Którędy mam iść przez życie>, a bardziej <Którędy do najbliższego baru>. Nie oznacza to bynajmniej, że czytanie było zupełną stratą czasu, a ten dosyć krytyczny wstęp zawiera w sobie całość moich spostrzeżeń. Tak prosto i jednostronnie z pewnością nie będzie, ale o tym za chwilę. Wróćmy do samej książki.
Sebastian i Joel – studenci Uniwersytetu w Plymouth gdzie kształcą się w dziedzinie medioznawstwa, w ramach wymiany studenckiej przylatują do Polski. W Katowicach mają spędzić następne trzy miesiące, poznając kawałek europejskiej kultury, „poszerzając horyzonty” i przygotowując projekt filmowy. Od samego początku traktują jednak ten wyjazd bardziej jako szansę wyszalenia się w nowym otoczeniu, bez zbędnego roztrząsania swojego zachowania czy nakładania sobie ograniczeń. Nocne życie, alkohol, seksualne przygody i mnóstwo poznanych ludzi – tak w dużym skrócie wygląda ich pobyt. Co ciekawe, w tym wszystkim znajduje się miejsce na rozmyślania o filozofii Nietzschego i jego spojrzeniu na wytwory sztuki czy wpływu Freuda na kulturę konsumpcjonizmu. W Katowicach, ale także Krakowie, Wrocławiu, Warszawie i innych miastach dwójka przyjaciół imprezuje w pełnym tego słowa znaczeniu.
Gdyby cała książka traktowała tylko o pijackich szaleństwach, to miałaby dla mnie pewnie jeszcze mniejszą wartość. Wymiana jednak dobiega końca, ale Sebastian po pewnym czasie wraca do Polski i tym razem jest zmuszony nieco bardziej odpowiedzialnie zająć się swoim życiem i podejmować bardziej istotne decyzje niż te związane z ilością wypitego alkoholu. Musi zmierzyć się z wydarzeniami, które na trwałe zmienią jego sposób postrzegania świata.
Jeżeli kogoś razi ostry, momentami wulgarny język – niech zaznaczy sobie „Którędy” jako pozycję, której nie czytać. Emmerson bowiem operuje słownictwem bardzo bezpośrednim, choć trzeba przyznać, że dobrze wpisuje się to w całą konwencje książki. Eufemizmy w tym przypadku byłyby raczej próbą sztucznego złagodzenia wyrazu opisywanych zdarzeń. Taki, a nie inny styl powoduje, że historia nabiera autentyczności, nawet jeśli niektóre fragmenty są bardziej niż dosadne. W połączeniu z często zabawnymi opisami (szczególnie w pierwszej części książki) dostajemy lekturę może niespecjalnie wybitną, ale dającą się względnie dobrze czytać.
Kwestią gustu pozostaje czy ktoś lubi takie klimaty jakie towarzyszą „Którędy”, ale jeden element tej pozycji uważam za naprawdę wartościowy. Dzięki niej mamy okazję zobaczyć Polskę, naszą rodzimą kulturę i zwyczaje z perspektywy obcokrajowca. To z pewnością spojrzenie świeże i intrygujące, dające nam nowy i przede wszystkim inny obraz naszego kraju niż ten który znamy na co dzień. Dostrzeżenie, że pewne tradycje (jak chociażby dzielenie się opłatkiem, który dla Sebastiana jest „jakimś białym waflem”, obchodzenie imienin czy noszenie kapci) będące dla nas codziennością, dla kogoś innego nie są tak oczywiste, to forma otwierania się na odmienną perspektywę. W tym kontekście warto było sięgnąć po książkę Emmersona. A jeśli chodzi o głębię… ktoś z Was może przecież dostrzec jej w tej pozycji więcej, prawda?
http://k-recenzjeksiazek.blogspot.com/2013/02/daniel-emmerson-ktoredy.html