Nie czytuję o wojnie - a raczej nie czytywałem dotąd. To jest książka o wojnie. Nie o konflikcie izraelsko-arabskim, nie o polityce czy racjach. To jest o wojnie i o tym, dlaczego wojna jest ważna dla mężczyzn. Powoli, bardzo powoli zaczynam to rozumieć... Jakże potrzebna jest ta książka!
Wydaje się, że kobieta czytająca tę powieść przeżyje coś zupełnie innego niż czytelnik płci męskiej.
[Aha, a propos kategorii - to nie jest ani thriller, ani sensacja, ani kryminał.]
Tematem wojny w Libanie zainteresowałem się poprzez film "Walc z Baszirem". "Twierdza Beaufort" to kolejna historia, która pozwala uwolnić Izraelitów od oklepanej roli więźniów obozów i pokazać ich jako współczesnych żołnierzy, twardzieli, "zwykłych chłopaków". Mam nadzieję, że o wojnie Libańskiej powstanie przynajmniej połowę tyle filmów i książek, co o Wietnamie.
Historia opisana w książce ma w sobie coś z powrotu do dzieciństwa - przyjaźń, bliskość i humor, brakuje tylko jednego istotnego elementu - bezpieczeństwa. Autor opisuje pobyt w bazie wojskowej w Libanie, jako coś, czego nie da się porównać z niczym innym. Mury Beaufort stają się przestrzenią wyciętą z rzeczywistości, gdzie ludzie się zmieniają, poznają samych siebie, tworzy się hermetyczny folklor, a po powrocie do kraju myśli wciąż tam powracają.