Ilustrator, malarz, autor komiksów. Uczył się rysunku oraz technik drukarskich najpierw w The Buxton School i na Wesleyan University, by zakończyć edukację w słynnej Ecole des Beaux-arts w Paryżu. Zaczął wystawiać swoje obrazy jeszcze w trakcie studiów, a jego pierwsze prace opublikowane zostały w 1987 roku w komiksowym wydawnictwie Futuropolis.
Od tamtej pory prace Hymana ukazują się w książkach, czasopismach i galeriach na całym świecie, zyskując uznanie i liczne nagrody. Wśród jego klientów znajdują się m.in. „The New Yorker Magazine", „The New York Timess", Chronicle Books, Gallimard, „GQ", „Le Monde", czy Louis Vuitton.https://www.mileshyman.com/
To, co jako koncept mogło przerażać ludzi w 1948 roku na pewno nie przeraża nas teraz.
To, co jako opowiadanie może się jeszcze na tym polu bronić - tworzeniem atmosfery, stylem, niedopowiedzeniami - nie broni się już jako komiks.
Bo komiks - szczególnie taki w którym jest zaskakująco mało tekstu - czyta się szybko. Przerzuca się kartki. Wzrok ślizga się po ilustracjach.
(A kreska ilustratora w ogóle sprawiała, że wszyscy bohaterowie wyglądali dla mnie strasznie podobnie.)
To sprawiło, że nie potrafiłam się wczuć, że żadna z postaci nie wzbudziła mojej sympatii, że w sumie nie obchodziło mnie, co się z nimi wszystkimi stanie.
I to byłoby na tyle.
Moja pierwsza powieść graficzna, uboga w tekst, ale za to bogata w treść. Jestem teraz ciekawa opowiadania, ale choć go nie czytałam, to jestem w stanie zrozumieć, dlaczego po jego publikacji poniósł się taki rwetes - to naprawdę niepokojąca historia. Sama kreska również ciekawa - nie nazwałabym jej ładną, ale jest bardzo "amerykańska", jak ulał pasuje do tej historii.