Tkanka bliznowata Danuta Bartoszuk 7,5
ocenił(a) na 825 tyg. temu Już sam tytuł najnowszej książki Danuty Bartoszuk podpowiada, że będziemy tu mieli do czynienia ze sferą bardzo wrażliwą, z licznymi zadrapaniami, ubytkami, ranami. A sprawa jest o tyle delikatna, że przecież chodzi o „Tkankę bliznowatą”, pokrywającą miejsca szczególne.
W tomie Bartoszuk to emocje są głównymi bohaterami. Podmiot każdego z wierszy wywleka je na wierzch przy okazji wspomnień, aktualnych trosk, zmagania się z trudnymi sytuacjami lub podczas zupełnie niespodziewanych zdarzeń. Nie da się żyć nie odczuwając. A podczas lektury „Tkanki bliznowatej” będziemy odczuwać w nadmiarze. Mało tego, po przeczytaniu książki, będziemy chcieli więcej, choć niektóre wiersze wymagają konfrontacji z emocjami bardzo trudnymi.
W tym świecie poetyckim eksponuje się skomplikowane tematy. Jest tu m.in. kobieta, która doświadczyła przemocy i dopiero po długich latach „nie boi się płakać”. Ale jest i Halinka – ciągle „ciasno trzymana w mężowskim ucisku”. Pojawia się alkoholizm jako źródło degradacji rodziny, żony jako ofiary uzależnienia partnera. Ważną kwestią wydaje się też sprawa tożsamości dziecka uzależnionego rodzica. O tym mówi się bardzo mało, a to przecież tak istotne. A Bartoszuk nie waha się wnikać bardzo głęboko w problemy swoich bohaterek.
Dużo mówi się też o zagubieniu człowieka, o jego samotności. I o niezrozumieniu, o bagatelizowaniu problemów oraz niedostrzeganiu realnych potrzeb („tyle powinno wystarczyć”, „nie narzekaj”). Kobiety z tych wierszy rozpaczliwie wołają o pomoc, o akceptację, łakną bliskości i miłości. A deficyt tego sprawia, że decydują się na nieprzemyślane, „egoistyczne”, kroki. Co, rzecz jasna, przynosi im jeszcze więcej cierpienia.
Ludzie z „Tkanki bliznowatej” zmagają się też z niezaspokojonymi pragnieniami, z rozczarowaniem (sobą, innymi, światem),z brakami, z bólem (fizycznym i egzystencjalnym),z życiem za bardzo i z „nicniemuszeniem” oraz z nieustannym udawaniem.
Wśród trudnych pojęć przebija też to, które wyzwala najwięcej emocji – śmierć. I z nią mierzą się podmioty wierszy Bartoszuk. Mamy więc czułe pożegnania, nieoczkiwane rozstania, ból po stracie, niepogodzenie się z czyimś odejściem czy lęk przed umieraniem.
Obiektywny podmiot, który tylko podsuwa nam pewne obrazki lub sylwetki, nie ocenia, nie wartościuje. Poza kilkoma momentami, gdzie pozwala sobie na własny komentarz, nie wiemy nic na temat jego stosunku do bohaterów wierszy, do ich wyborów. Autorka zostawia odczucia w rękach (sercach?) czytelnika. Pokazuje kadr z życia pewnych osób, ale czy on spowoduje współczucie, odrazę, smutek, strach, a może gniew czy wyzwoli jeszcze inne emocje – to już kwestia każdego z nas. To bardzo ważna sprawa – dać odbiorcy aż tyle przestrzeni na własne odczuwanie.
Danuta Bartoszuk prezentuje rozmaite scenki rodzajowe, kreśli też niecodzienne (dla poezji) portrety rodzinne, jak choćby w wierszu „Rozliczanie”:
matka jest tylko jedna
ojców trzech
niezły wynik
bo dwojgu najmłodszych
przytrafił się ten sam
najlepszy czy najgorszy
o gustach i o zmarłych
nie trzeba
matka jest tylko jedna
ojcom wszystko jedno
Przy okazji tego wiersza warto zwrócić uwagę na puenty Bartoszuk. Bo to zwykle finał tekstu zawiera największy ładunek emocjonalny, jest trafnym podsumowaniem konkretnego zagadnienia i/lub bywa swoistą prawdą uniwersalną, sformułowaną na podstawie opisywanej sytuacji bohaterów.
Powyższy wiersz ujawnia też inne cechy charakterystyczne dla stylu „Tkanki bliznowatej”. To m.in. pewnego rodzaju dystans podmiotu do opisywanych treści (nawet, jeśli mówi on o własnych przeżyciach, a nie tylko relacjonuje) i pewną grę z językiem. „Rozliczanie” rozpoczyna frazes, po którym moglibyśmy się spodziewać jakiejś choćby nostalgicznej opowieści o matce. Ale Bartoszuk przełamuje te konotacje, wprowadzając element delikatnie żartobliwy (nacechowany komentarz „niezły wynik”). Później znów posiłkuje się utartym „o gustach i o zmarłych”, ale i tu nie pozwala sobie na schematyczność, wprowadzając element zaskakujący (myślę, że poetka jest w tym naprawdę świetna. Innym przykładem tego chwytu może być tytuł wiersza: „Święta, święta i po świętej”). Puenta jest z kolei znakomitym podsumowaniem i całego wiersza, i tendencji społecznej, o jakiej opowiada. Dodatkowo jest to swoista zabawa słowna, która jeszcze mocniej podkreśla znaczenie postawionej tezy.
Poetka sprawnie operuje językiem, tworzy neologizmy, które idealnie podkreślają kluczowe elementy dla opisywanych treści, jak np. „nawódniać”. Poza tymi drobnymi akcentami językowych przekształceń, poetka nie stosuje poetyckiej ekwilibrystki. To wiersze, które mają trafić do każdego czytelnika, a najbardziej chyba do tego, kto utożsamia się z bohaterami tych tekstów.
A zatem Bartoszuk sygnalizuje problemy, jakie nieustannie toczą polskie domy. Uświadamia, że zło, o jakim pisze, ma potężne konsekwencje – nie tylko tu i teraz, bo przecież trauma trzyma człowieka w garści przez wiele długich lat, a niekiedy nawet nigdy nie puści.
Książka pełna emocji i bólu.