Jedyna Marisa De Los Santos 6,7
ocenił(a) na 76 lata temu DROGI TATO...
Eustacia, w skrócie Taisy kochała w swoim życiu tylko trzech mężczyzn – kolegę ze szkoły, brata bliźniaka i Wilsona, czyli aroganckiego ojca, który wcześniej zdecydował się całkowicie odciąć od rodziny. Swoim „najbliższym” dał przy tym jasno do zrozumienia, że nie uważa ich za godnych jakiegokolwiek wyjaśnienia czy dalszego utrzymywania kontaktu. Gdy jednak niedługo po ciężkim zawale Wilson wzywa córkę do domu, ta decyduje się po raz ostatni wrócić do dawno zakopanej przeszłości. Co przyniesie jej ta decyzja?
Gdy we wtorek wróciłam do domu po maturze z geografii, doszłam do wniosku, że muszę, po prostu muszę przeczytać jakąś lekką książkę. Że potrzebuję chwili odprężenia, chwili spokoju i chwili zatopienia w zupełnie innym świecie – w innych problemach bohaterów, niż te, z którymi mam do czynienia na co dzień. Rozpoczynając „Jedyną” próbowałam przypomnieć sobie, co tak naprawdę prawie rok temu sprawiło, że tak bardzo chciałam ją przeczytać. Ładna okładka? Nalepka klubu „Kobiety to czytają”? Czy sam opis? Nie mam zielonego pojęcia.
Główna bohaterka to porzucona i odtrącona przez ojca dziewczyna, która mimo trzydziestki na karku, wciąż nie może zrozumieć, co skłoniło Wilsona do takiego zachowania. Pomimo doznanych przez niego krzywd, wciąż tli się w niej nadzieja, że pewnego dnia zostanie dostrzeżona przez ojca. Że zauważy, że oprócz młodszej córki z nowego małżeństwa, istnieje jeszcze Taisy i jej brat bliźniak. Że ją doceni, zaaprobuje a może... pokocha? Wyjaśnienia jego zachowania szuka w jego przeszłości, której nie zna, a która okazuje się mieć przeważający wpływ na to, kim jest. Jednak Wilson nie jest osobą skłonną do okazywania jakichkolwiek emocji w stosunku do dawnych bliskich ani tym bardziej do zwierzeń. Uważa siebie za wyjątkową osobistość, za kogoś ponad resztą przeciętnych śmiertelników, który wszystkich poza swoją obecną rodziną traktuje jak godny pożałowania plebs.
„Szczerze mówiąc. mam dość stawania na uszach, żeby mnie pokochał. Już nie jest mi to potrzebne. Chyba nawet tej miłości nie chcę.”
Muszę przyznać, że autorce świetnie udało się ukazać w tej książce charaktery bohaterów. Od razu moją sympatię zyskała Taisy, której chwilami było mi naprawdę żal. Za to postać dawnego ojca została bardzo precyzyjnie stworzona tak, by jak najbardziej podkreślić, jak bardzo specyficzną jest on osobą. Oprócz tego ważne miejsce w powieści zajmuje również Willow - „nowa córka”, która została wychowana niemal w perfekcyjnym i wyizolowanym świecie, pozbawionym brzydoty i normalności. Od dziecka była utrzymywana w przekonaniu, że znacząco odbiega od standardów, od przeciętności i zwyczajności. Miało to ogromny wpływ na irytujące zachowanie nastolatki, która na szczęście przechodzi pozytywną przemianę.
Sięgając po „Jedyną” sama nie wiedziałam, czego mogę się po niej spodziewać. Liczyłam na ciepłą, spokojną i dobrą lekturę, którą będzie się świetnie czytać. I po części coś takiego dostałam, z tą różnicą, że nie była to tak lekka książka, na jaką liczyłam. Niektóre sceny, zwłaszcza wspomnienia Taisy dotyczące ojca, naprawdę wydawały mi się bardzo, ale to bardzo przygnębiające i wywołujące ogromny smutek. Jedyne, co niekoniecznie przypadło mi to gustu, to dosyć ckliwe zakończenie, w pakiecie z przesłodzonymi chwilami szczęścia.
„Jedyna” to ciekawa i chwilami dosyć zabawna powieść o sile rodzinnych więzi i skrywanych w sercu tajemnicach. Może nie przypaść każdemu do gustu, ale mimo to uważam, że warto po nią sięgnąć chociażby w ramach próby ;)
www.carolinelivre.pl