Można powiedzieć wiele ciepłych słów pod adresem „Domu ciszy”. To proza bardzo pojemna, emocjonalna i pełna psychologicznej głębi, a jednocześnie nie przytłaczająca i w żadnej mierze nie utrudniająca zrozumienia tego, co rozgrywa się między bohaterami powieści. Urzeka swoją kameralną atmosferą i bezpretensjonalnością. Uwodzi dźwiękami muzyki.
Piękna, wzruszająca opowieść o miłości, nienawiści i muzyce - w dodatku rozpisana na kilka głosów, dzięki czemu poznajemy świat z punktu widzenia kilkorga bohaterów.
Przyznam, że początkowo gubiłam się w rodzinnych koligacjach, ale szybko zorientowałam się, kto jest kim - i od tej pory lektura ze strony na stronę stawała się coraz ciekawsza i coraz bardziej intrygująca.
Zakończenie to prawdziwa wisienka na torcie, czyli coś, co bardzo lubię.
Całość trzyma w napięciu, sprawia, że z wielką niecierpliwością odwraca się kartki.
Kreacje postaci to na pewno dodatkowy plus i jedna z największych zalet fabuły. Podobnie jak koło, które ona zatacza - świetny pomysł i bardzo dobra realizacja (a to nie zawsze idzie w parze).
Pochłonęłam tę powieść w jedno popołudnie. Przeczytałam bardzo szybko, ale książka pozostawiła po sobie niezapomniane wrażenia. Na pewno nie jest to lektura, którą ekspresowo się poznaje i równie szybko o niej zapomina.
Spodobał mi się też oszczędny styl, bardzo wyważony, dopasowany do charakteru postaci.
Jest w "Domu ciszy" jakiś dziwny magnetyzm, który sprawia, że od lektury trudno się oderwać.
Polecam przede wszystkim miłośnikom niebanalnych historii, w dodatku opowiedzianych w nietypowy sposób.