Najnowsze artykuły
- ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński26
- ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać402
- Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
- Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Krzysztof Feusette
2
5,4/10
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
5,4/10średnia ocena książek autora
96 przeczytało książki autora
102 chce przeczytać książki autora
4fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Alfabet Salonu Krzysztof Feusette
6,2
Od dawna chciałem napisać podsumowanie mojej czytelniczej przygody z tzw. „tygodnikami prawicowymi”, ale zamiast tego mogę to zrobić pzy okazji mojej recenzji tej książki. Krzysztofa Feusette’a znam od czasu początków tygodnika „Uważam Rze”, w którym to pan Krzysztof pisał aż do czasu „zbombardowania” tegoż tygodnika przez Grzegorza „Hajdabombera” Hajdarowicza. Dziennikarze tego zasłużonego tygodnika prawicowego podzielili się na dwa konkurencyjne pro-PiSowskie obozy dziennikarskie, czyli „Do Rzeczy” oraz „wSieci” (ze względów prawnych zamieniony później na „Sieci”),które od tamtej pory rywalizowały ze sobą w poziomie podlizywania się partii pretendującej do rządów i później już rządzącej. Krzysztof Feusette trafił do tego drugiego tygodnika. Przez kilka lat regularnie czytywałem oba pisma, choć tygodnik „wSieci” od początku wydawał mi się mniej ambitny, kierowany do mniej wymagającego czytelnika i mniej obiektywny, bardziej „tanio-efekciarski”. Dziś oba te tygodniki opiniotwórcze, które pisarz Tomasz Gryguć nazywa „Od Rzeczy” i „wŚmieci” olewam i szkoda mi na nie czasu. Ale do czego zmierzam... Otóż ze względu na wiele lat spędzonych na lekturze tygodników, do których autor książki „Alfabet salonu” pisał swoje felietony, jestem dziś w stanie powiedzieć o nim więcej niż przypadkowy czytelnik, wielbiciel PiS albo osoba, która pana Krzysztofa zna bardziej z popularnego programu TVP Info „W tyle wizji” niż z felietonów. Są to niestety dla fanów Prawa i Sprawiedliwości oraz prasy temu obozowi sprzyjającej fakty niemiłe. Od razu napiszę, że niełatwo jest przyznać, że osoba, którą przez długi okres czasu ceniłem, nie jest tym, kim wydawała się być. Może gdybym czytał tę książkę w czasach rządów Platformy Obywatelskiej i PSL, na wszystko patrzyłbym inaczej. Okazuje się jednak, że czas robi swoje i książki polityczne napisane przed zmianami władzy można obiektywniej zrecenzować, znając realia czasów, w których zostały napisane oraz późniejsze, za to nie warto rzucać się na nie zaraz po ich promocji. No i tak to nagrodzony „Złotą Rybą” felietonista, który w mrocznych czasach rządów „jawnej zdrady narodowej” wydawał mi się osobą odważną - bo stosunkowo młodą, z karierą przed sobą, a jednak dla tamtej totalniackiej władzy bezwzględnie krytyczną i rzekłbym nawet „pyskatą” – co w tamtych czasach było aktem odwagi i możliwym przekreśleniem swojej kariery dziennikarskiej, bowiem media należały do zblatowanych z władzą właścicieli – okazał się, przykro mi to stwierdzić, „dziennikarską prostytutką”. Jest mi obojętne, że nierzadko dla widzów „W tyle wizji” jest on chamski, że człowiek ten nie ma w sobie nawet odrobiny pokory, ale jednego faktu zignorować nie mogę i dlatego też użyłem tego brzydkiego epitetu. Otóż proszę sobie wyszukać na kanale YouTube hasła „Oficerowie propagandy "Dobrej Zmiany" na straży zamilczania pewnych faktów”, aby raz i na zawsze naocznie i nausznie przekonać się, jacy są ci pożal się Boże prawicowi i niepokorni dziennikarze. Przy okazji „POPiS” dała też Dorota Łosiewicz, która jest felietonistką tego samego tygodnika. Oboje na wizji spławili dzwoniącego do studia z Kanady Polaka, który zaalarmował opinię publiczną w Polsce o zagrażającej nam ustawie „uroszczeniowej” nr 447. Dziennikarze słysząc, że chodzi o cokolwiek związanego z żydowską diasporą, od razu spławili i ośmieszyli widza, po czym za parę dni inny dziennikarski lokaj PiS, Stanisław Janecki alarmował o tej ustawie, tyle że stało się to dopiero, kiedy mleko się rozlało i do sprawy w końcu trzeba się było odnieść, bo w Polsce zaczęło być o tej ustawie głośno. Odcinków „W tyle wizji” widziałem mnóstwo, więc swoje negatywne zdanie na temat prowadzących podtrzymuję i opieram na kilku latach obserwacji.
I tu dochodzimy to zasadniczego pytania, a mianowicie – czy w takim wypadku, kiedy nie ufamy już dziennikarzowi i wiemy, że nie tylko nie jest obiektywny, ale jest służalczy wobec władzy, nawet w przypadku, kiedy owa służalczość czasami uderza w interes naszego narodu, jego książkę powinno się spalić, wyrzucić, oddać albo po prostu sobie ją darować, bo nie warto jej wcale czytać? Niezupełnie, bo świat nie jest czarno-biały i cokolwiek byśmy sądzili o redaktorze Krzysztofie z nazwiskiem trudnym do napisania albo o jego koledze Rafale Ziemkiewiczu, to ich krytyka opozycji (dawniej rządu) potrafi być dosadna, zazwyczaj jest prawdziwa, często zabawna i chyba właśnie o to chodzi. Czy warto wspierać takich twórców, skoro wiemy, że nie są do końca godni zaufania? To już kwestia indywidualna. Nie chciałbym zniechęcać ludzi do „Alfabetu Salonu”, bowiem Krzysztof Feusette nierzadko „dowala” dziennikarskim kłamcom i manipulatorom w sposób rzetelny, cytując ich kłamstwa i dając przykłady ich manipulacji. Problem w tym, że od czasu napisania tej książki, opozycja zamieniła się miejscem z ówczesną władzą i po latach widać, jak wiele z zarzutów, pan autor mógłby przypisać sam sobie i swojemu „prawicowemu” środowisku.
Dyktatura gender Adam Bujak
4,6
Intencje autorów tej książki budzą we mnie wątpliwości, zastanawia, czy naprawdę zależy im na ochronie niewinnych dzieci.
Jeśli jest tak faktycznie - to dlaczego nie stają by w obronie wszystkich niewinnych, narażonych na zgorszenie?
Dawno temu byłam niewidzialnym dzieckiem, a po wielu latach dowiedziałam się, że nie byłam w tym wcale osamotniona. Nikt nie widział, że zostałam zgorszona, nikt mnie nie obronił. Najgorzej, że w "święte prawo" zamieszano BOGA.
Wbrew woli, stałam się ofiarą seksualizacji, zgorszenie nazwano miłością, zło - dobrem. Zły dotyk usprawiedliwiono Biblią.
A Kościół? Nigdy oficjalnie nie potępił bicia dzieci, nigdy nie przestrzegł, przed wpływem bicia po pośladkach na seksualność dziecka. Duchowni i pobożni autorzy poradników wychowania bardzo często głosili pochwały dla "wychowywania rózgą".
Czy nigdy nie słyszeli o wynikach badań, o wpływie "klapsów" na rozwój masochizmu? Ani o przypadkach gdy "wychowanie" było jedynie przykrywką dla perwersyjnych pedofili?
Czy nie czytali błagalnych apeli ofiar, takich jak Bethanie Fenimore?
http://www.drmomma.org/2010/01/how-spanking-changed-my-life.html
Nie znam odpowiedzi na te pytania. Nie wiem, dlaczego dzieci, które "biblijna rózga" pchnęła w odmęty masochizmu - są dla krytyków Gender - zupełnie niewidzialne.
Dla zainteresowanych tematem polecam książki z mojej biblioteki.