Najpierw książka, później film: „Grace i Grace”

ZWIERZ POPKULTURALNY ZWIERZ POPKULTURALNY
12.12.2017

Grace i Grace to już druga (po „Opowieści Podręcznej”) ostatnimi czasy ekranizacja powieści Margaret Atwood. W sześcioodcinkowym miniserialu twórcy starają się opowiedzieć losy Grace Marks – młodej służącej skazanej na wiele lat więzienia za zamordowanie swoich państwa. Jak zwykle w przypadku adaptacji znanej powieści pojawia się pytanie, jak serial ma się do książki, na podstawie której powstał.

Najpierw książka, później film: „Grace i Grace”

Na początku warto zauważyć, że w przypadku serialu – nawet mającego tylko kilka odcinków – jest dużo większa szansa na to, że uda się odtworzyć w miarę wiernie fabułę powieści. W przypadku dwugodzinnego filmu raczej nie ma szans, by zmieścić w nim wszystkie sceny i wydarzenia z książki. Tymczasem serial ma sporo czasu, nie musi się spieszyć i rozkłada akcję 450 stron powieści na ponad 6 godzin. Oglądając „Grace i Grace”, można dojść do wniosku, że trudno o lepszy gatunek dla adaptacji niż właśnie miniserial – z jednej strony – zdecydowanie dłuższy od filmu, z drugiej, podobnie jak książka, stanowiący zamkniętą całość – co sprawia, że scenarzyści nie mają pokusy, by dopisywać zbyt wiele od siebie. Stąd mamy dużo większe prawdopodobieństwo, że dostaniemy dzieło jak najbardziej zbliżone do oryginału.

Ponieważ jeszcze nie wszyscy widzieli serial i nie wszyscy czytali książkę, chciałabym omówić różnice i podobieństwa między tymi dwoma dziełami, bez wdawania się w szczegóły związane z rozwiązaniem głównej zagadki towarzyszącej przypadkowi Grace. Zdaję sobie sprawę, że większość osób nie patrzy na historię opowiedzianą w „Grace i Grace” jak na opowieść zawierającą niesamowite zwroty akcji, co nie zmienia faktu, że lepiej historię Grace poznawać po kawałku, tak jak ma to miejsce w serialu i powieści. Dlatego skoncentrowałam się przede wszystkim na ogólnych uwagach, które podpowiedzą, gdzie leżą różnice w książce i adaptacji, ale nie zdradzą za wiele z fabuły.

Pierwszą i największą różnicą, jaka rzuca się w oczy w przypadku serialu i filmu, jest kwestia powiązania opowieści o Grace ze znanymi faktami na temat tej zbrodni. W przypadku powieści Atwood od samego początku nie mamy wątpliwości, że powieść bazuje na faktach – przytaczane są wspomnienia, listy, wierszyki, które powstały w okresie, kiedy sprawa Grace Marks budziła spore emocje w Kanadzie. Atwood nie ukrywa, że dopisuje swoją narrację do prawdziwej historii i w pewien sposób koresponduje z materiałem, który jest dostępny dla wszystkich, którzy chcieliby się dowiedzieć więcej o życiu i zbrodni młodej służącej. W przypadku serialu można – jeśli nie wie się tego wcześniej – nie dostrzec, że mamy do czynienia z pewną interpretacją faktów, które rzeczywiście miały miejsce. Oczywiście, nie trudno sprawdzić potem, co o Grace rzeczywiście pisano, ale te dwie narracje – historyczna i fikcyjna nie występują tak obok siebie jak w powieści. Co jednak nieco zmienia podejście do historii, bo w przypadku książki dużo bardziej czujemy, że Atwood próbuje oddać głos osobie, która w tym zupełnie prawdziwym procesie miała najmniej do powiedzenia.

Z drugiej strony, serial jest dużo bardziej skoncentrowany na Grace niż książka. W przypadku powieści mamy dwoje narratorów. Grace mówi – podobnie jak w serialu – własnym głosem, prowadząc wewnętrzną narrację. W przeciwieństwie do serialu w powieści mamy jeszcze drugiego narratora, który w niezależny sposób opisuje nam poczynania doktora Jordana, który bada Grace. Dodatkowo doktor Jordan opisuje swoje problemy i wątpliwości dotyczące sprawy w licznych listach, które rozsyła do różnych osób, mniej lub bardziej zaangażowanych w sprawę. To rozbicie narratorów i perspektyw sprawia, że Grace, chociaż pozostaje w centrum uwagi, nie jest jedynym głosem w powieści. Dużo więcej dowiadujemy się o doktorze Jordanie, jego przeszłości, perspektywach i podejściu do sprawy. Serial oczywiście w pewien sposób pokazuje nam postać doktora i jego problemy, ale poświęca mu dużo mniej czasu niż samej Grace. Zresztą warto zauważyć, że produkcja jest najwierniejsza właśnie wtedy, kiedy właściwie słowo w słowo przenosi fragmenty wewnętrznych monologów Grace do serialu. W przypadku doktora Jordana dużo więcej wątków zostało pominiętych (np. kwestia jego sytuacji finansowej, relacje z matką) i zmienionych, niż w przypadku wątku Grace.

Powieść Margaret Atwood często porównuje się do patchworku – różne perspektywy, fragmenty tekstów z epoki, listy, które piszą do siebie bohaterowie powieści – wszystko to składa się na poszatkowaną narrację, która potem zbiera się razem, by stworzyć nowy obraz – winnej lub niewinnej Grace. Serial nie jest w stanie oddać w taki sposób tej struktury. Dlatego decyduje się na dwie rzeczy: po pierwsze ów patchwork traktuje dosłownie – kolejne elementy opowieści wszywane są w kołdrę Grace, która ostatecznie staje się symbolem całej sprawy. Do tego rzeczywiście przez pierwsze odcinki narracja może wydawać się poszatkowana – pewne sceny zostają wprowadzone niemal bez kontekstu. Dopiero z czasem zaczynamy rozumieć, jakie znaczenie miały w całej opowieści. Nie mniej wciąż narracja filmowa jest, z konieczności, zdecydowanie bardziej spójna i jednoznaczna. Nie jest to błąd czy zniekształcenie powieści – raczej próba przełożenia pewnego zabiegu literackiego na język serialu.

Choć serial jest przez większość fabuły wierny powieści, nie oznacza to, że twórcy nie pozwolili sobie na pewne odejście od tego, co znajdziemy w książce. Nieco inaczej przedstawione są relacje doktora Jordana z jego gospodynią, panią Humphrey. W powieści związek dwójki bohaterów zajmuje więcej miejsca, w serialu rozgrywa się na drugim planie i kończy się dużo gwałtowniej niż w książce (gdzie pani Humphrey nie znika tak po prostu, tylko wysyła listy do doktora Jordana, na które odpowiada jego matka). Inaczej też toczą się losy samego doktora Jordana, który w serialu kończy w zdecydowanie bardziej dramatyczny sposób niż w powieści, gdzie zapomina o całej sprawie i bierze ślub z odpowiednią i zamożną dziewczyną. Także los Grace jest nieco mniej jednoznacznie pokazany – co prawda koniec filmu i powieści są do siebie bardzo zbliżone, ale w książce pojawia się cień sugestii, że być może bohaterka jest śmiertelnie chora, co ponownie dodaje zakończeniu pewnej cały czas obecnej w książce niejednoznaczności.

W przypadku „Grace i Grace” trudno jednoznacznie powiedzieć, co wybrać. Książka Atwood z całą pewnością jest dziełem z nieco większymi ambicjami niż tylko opowiedzenie o losach Grace Marks. Pojawia się w niej dużo uwag o ówczesnym stanie psychologii i psychiatrii, pojawia się – jak zwykle u tej autorki – wiele wątków związanych z opresją kobiet, ale także uwag odnośnie tego, jak duże znaczenie dla bohaterów miała wywodząca się z religii wizja moralności. Atwood doskonale pokazuje, jak bardzo opresyjny był ów świat, nie tylko dla Grace ale dla wszystkich kobiet, a także dla niektórych mężczyzn. Do tego powieść Atwood jest jednak zdecydowanie bardziej zawieszona pomiędzy fikcją a faktami. Z kolei serial jest taką wydestylowaną z książki opowieścią o jednej kobiecie i jednej zbrodni. Twórcy dużo większy nacisk położyli na postać Grace i to przez pryzmat jej doświadczeń możemy przyjrzeć się sytuacji kobiet czy wpływowi pochodzenia społecznego na możliwości i ambicje jednostki. Choć serial stara się zachować obecną w książce niejednoznaczność, to jednak w pewien sposób jest bardziej stanowczy w tym, jak przedstawia historię Grace.

Choć nie sposób wybrać, czy lepszy jest serial czy książka, to zdecydowanie można podpowiedzieć, w jakiej kolejności spotykać się z tymi dziełami. Osobiście polecam najpierw obejrzeć serial, a potem sięgnąć po książkę. W ten sposób, znając już historię w jej nieco okrojonym kształcie, będziemy mogli dowiedzieć się więcej o historycznej Grace, badającym ją doktorze i czasach, w jakich rozgrywa się opowieść. Nie będziemy też odczuwać frustracji w tych momentach, w których serial coś skraca albo pomija. Warto też dodać, na koniec, że serial „Grace i Grace” dlatego tak dobrze radzi sobie z pokazaniem tego, co w powieści jest najważniejsze, ponieważ nad scenariuszem pracowała (jako współscenarzystka) sama Margaret Atwood (która zresztą pojawia się w drugoplanowej roli w serialu). To wyjątkowa sytuacja, w której autorka – pracując przy adaptacji – może podpowiedzieć, co chce wysunąć na pierwszy plan, a co można pominąć. A sam serial dowodzi, że dobra ekranizacja niczego książce tak naprawdę nie ujmuje – może co najwyżej pokazać nam nową i ciekawą interpretację tego, co znajdziemy w powieści.


komentarze [2]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
awita  - awatar
awita 12.12.2017 22:35
Czytelniczka

Chciałabym obejrzeć serial, a książkę uważam za doskonałą m.in. ze względu na wielorakość perspektyw, pedantyczne i arcyciekawe oddanie realiów epoki i detektywistyczną smykałkę autorki. Polecałabym właśnie taką kolejność, aby skonfrontować swoje czytelnicze wyobrażenia z punktem widzenia reżysera.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
ZWIERZ POPKULTURALNY - awatar
ZWIERZ POPKULTURALNY 12.12.2017 13:01
Redaktorka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post