"Natchnienie nie istnieje" - relacja ze spotkania z Markiem Krajewskim
Pamiętacie, jak zapraszaliśmy Was na warsztaty literackie „Morderstwo w Czarnym Kocie” w Poznaniu? W ramach tego cyklu odbyło się kolejne spotkanie. Tym razem jego gościem był Marek Krajewski.
Spotkanie jak zwykle prowadziła jego inicjatorka – pisarka kryminałów, Joanna Jodełka – i jak zwykle miało niecodzienny, bardzo otwarty charakter, co doceniali uczestnicy spotkania. Rozbawieni poznaniacy pasjonujący się kryminałami, nierzadko stali bywalcy winiarni, w której odbywają się warsztaty, często włączali się do rozmowy pisarzy, zadając pytania i wtrącając swoje komentarze. Niewykluczone, że w tak pogodnym przebiegu, było nie było, spotkania o mrocznym, bo dotyczącym morderstwa podtekście, pomocna okazała się piękna letnia aura i białe, mocno schłodzone wino w kieliszkach.
O czym rozmawialiśmy? Przede wszystkim o warsztacie pisarskim. Joanna Jodełka znanego sobie od dawna gościa w osobie Marka Krajewskiego wzięła w krzyżowy ogień pytań. Dowiedzieliśmy się, dlaczego pisarz wybrał za tło swoich książek Wrocław (ponieważ jest spryciarzem, który potrafił wczuć się w tendencje panujące od dawna w tym mieście). I usłyszeliśmy historię powstania „Śmierci w Breslau”, pierwszej powieści autora. To było w roku, w którym Wrocław zalała powódź. Marek Krajewski opowiada:
Pakowałem się z dziećmi do samochodu. Jechaliśmy na trzytygodniowe wakacje. Spieszyłem się i na miejscu zorientowałem się, że zapomniałem materiałów do doktoratu, którego pierwszy rozdział miałem w czasie tych trzech tygodni napisać. O zgrozo, trzy tygodnie przede mną, dwójka dzieci w wieku 3 i 7 lat, ja sam z nimi, co będę robić? Poszedłem do kiosku. Kupiłem zeszyt stukartkowy i czarny długopis. I zacząłem pisać. Cofnąłem się do roku 1992, kiedy pracowałem w Ossolineum. Wymyśliłem wtedy fabułę - chciałem napisać horror. Wyszedł kryminał. Pisałem szybko, bo miałem gotowy pomysł w głowie. Na tych wakacjach mogłem go wreszcie urzeczywistnić. W ciągu trzech tygodni napisałem 1/3 całości. Po powrocie uznałem, że szkoda, by praca, jaką włożyłem w napisanie tego tekstu, poszła na marne i dokończyłem książkę.
Pisarz podzielił się ze słuchaczami swoimi doświadczeniami z próbami wydania „Śmierci w Breslau”. Przyznał, że przyjął postawę pesymisty defensywnego – uważał, że i tak nic z tego nie będzie, i tak. To pozwalało mu spokojnie czekać na decyzje kolejnych wydawców, do których wysyłał rękopis.
Joanna Jodełka spytała również autora cyklu powieści o Eberhardzie Mocku o to, jak pisze. Pisarz zdecydowanie zdeklarował, że nie wierzy w natchnienie.
Siadam o 8 rano przy biurku, kiedyś siadałem już o 4:30. Na biurku czekają już termos i kanapka uszykowana poprzedniego wieczoru przez żonę. Przez pięć godzin piszę, a po ich upływie przerywam nawet w połowie zdania. Jestem człowiekiem pedantycznym i nudnym.
Całkiem serio polecał aplikacje mobilne, które pozwalają zarządzać czasem pracy i czasem przeznaczonym na „sytuacje towarzyskie”. Nic dziwnego, trzeba systematycznie pracować, bo przecież – jak stwierdził Marek Krajewski: Teraz w branży kryminałów panuje zasada „Pisz raz do roku albo giń”.
Nie obyło się również bez pytań o współpracę z Mariuszem Czubajem – o to, jak to możliwe, że dwie osoby są w stanie napisać wspólnie książkę.
Warunki są dwa. Warunek pierwszy: trzeba się lubić. Warunek drugi: trzeba umieć naśladować styl kolegi. Z Mariuszem mamy dwa wspólne pola zainteresowań: sport, zwłaszcza piłkę nożną, oraz muzykę, głównie rockową z lat 70. Polubiliśmy się. Zaczęliśmy pisać wspólnie opowiadanie. To opowiadanie się nam rozrosło.
Gdy zaczęło się rozrastać, pisarze postanowili napisać książkę. Metodyka? Stworzona wspólnie fabuła w domu nad jeziorem (prowiant zapewniła żona Marka Krajewskiego) – rozpisana scena po scenie drabinka fabularna. A następnie pisanie – 20 tysięcy znaków dziennie, na przemian – raz Krajewski, raz Czubaj. Kolejne fragmenty wzajemnie oceniali („słabe jest to, co napisałeś”) i przesyłali sobie mailowo.
Powoli, powoli tematyka spotkania zaczęła przechylać się w kierunku rozmów o dalszym ciągu powstającego w Winiarni Pod Czarnym Kotem opowiadania. Publiczność, która już wcześniej nie pozostawała bierna, jeszcze aktywniej włączyła się do dyskusji. Postulowano m.in., aby ofiara postanowiła popełnić samobójstwo, by uniknąć cierpień. Ale nic więcej nie zdradzamy – dalszy ciąg będzie można niedługo przeczytać na stronie wydarzenia na facebooku, do czego serdecznie zachęcamy.
Po spotkaniu Marek Krajewski cierpliwie rozdawał autografy, a publiczność jeszcze długo w noc biesiadowała pod gołym niebem, rozmawiając o literaturze i innych intrygach.
W przyszłym tygodniu gośćmi warsztatów będą Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński – autorzy wydanej niedawno powieści kryminalnej Tajemnica domu Helzlów. Gościem ostatniego, zamykającego cykl spotkania będzie Vincent V. Severski - odbędzie się ono 26.08.
A mieszkańców Poznania i okolic zapraszamy w przyszłą środę o godz. 19:00 do winiarni "Pod Czarnym Kotem" znajdującej się przy ul. Wolsztyńskej 1 (wejście od ulicy Marcelińskiej). Wstęp wolny!
komentarze [22]
Bardzo ciekawy artykuł.To tylko jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu jak lubię kryminały.
A mam zamiar kupić Krajewskiego Arena Szczurów.Sam bym się chciał włączyć do takiej dyskusji.
"Siadam o 8 rano przy biurku, kiedyś siadałem już o 4:30. Na biurku czekają już termos i kanapka uszykowana poprzedniego wieczoru przez żonę." - FACET ZOSTAJE SAM W DOMU I NIE MOŻE SOBIE ZROBIĆ KANAPKI ANI HERBATY?!?!?!?! O_o w życiu bym nie szykowała niczego komuś, kto jest cały dzień w domu i może się poruszać na nogach, a nie jeździ na wózku inwalidzkim, a ja zapylam do...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejNiektóre kobiety nie chcą, Ophelio, żeby ktoś mniej kompetentny niż one krzątał się po ich kuchni - bo grozi to położeniem byle gdzie deski do krojenia, pozostawieniem okruchów na blacie i niedomknięciem chlebaka ;)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
W dzisiejszych czasach kuchnia nie jest królestwem kobiet. To są wygodne dla mężczyzn (niemieckie ponoć) stereotypy. Kościół, kuchnia i dzieci. Obawiam się, że gro kobiet nie zgodzi się z takim uprzedmiotowieniem.
Sorki Bogdan, ale to jest wygodne tłumaczenie lenia. Nie stanowi problemu odłożenie deski do krojenia na swoje miejsce, domknięcie chlebaka i posprzątanie po...
Następna wyzwolona facetka... Jeśli kobieta ma ochotę przyrządzić posiłek mężczyźnie to dla ciebie problem? I to zapylanie do pracy. Czyżby pan Krajewski nie pracował? Litości!
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Wystąpię tu w roli adwokata Ophelii.
Panie Legeriusz, miałem nadzieję, że kindersztuba obowiązującej ludzi inteligentnych. Sadziłem też, że społeczność na LC to wybrańcy, elita, ludzie z ilorazem a nie iloczynem inteligencji. Epitetem "wyzwolona facetka..." udowodnił Pan jak srodze się myliłem. Użycie określenia facetka w stosunku do kobiety przynajmniej w moim środowisku...
Proszę wskazać kindersztubę w bezczelnej i prostackiej wypowiedzi Ophelii! Jeśli pisze o pisarzu per facet, i to jeszcze krzycząc, to ja mam takie samo prawo względem niej. To nie ja zaniżyłem poziom.
Cytaty cytatami, ale jeśli czasem mężczyzna wniesie szafę, albo naprawi samochód, to kobieta może zrobić kanapkę, korona jej z głowy nie spadnie. Na tym polega życie i miłość.
Szanowny Panie Legeriuszu. Man nadzieję, że szafę wnosi Pan tak samo często jak Pana żona lub partnerka robi Panu kanapkę. To się nazywa sprawiedliwy podział obowiązków. Dlatego też, życzę Panu tylu podanych obiadów ile razy naprawił Pan samochód. Z wyrazami szacunku, Czesław.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Trochę dziwne, że najpierw, po obrażeniu mojej osoby, kultury i inteligencji, pisze pan "z wyrazami szacunku". Ale oczywiście rozumiem, to ta wyszukana, elitarna ironia.
Względem podziału obowiązków- każdy z doświadczeniem życiowym wie, że coś takiego jak sprawiedliwy podział obowiązków nie istnieje. Liczenie typu: ja zrobię kanapkę, a ty naprawisz samochód jest bez sensu....
Panowie, Panowie...zakopcie wojenne tomahawki i idźcie twarze umyć;))
Obrażanie się publiczne -czy to wyszukiwanym słownictwem, czy też niedbałym- nic nie wnosi do tematu. Co najwyżej można swój idiolekt poszerzyć;))
A temat, cóż, kontrowersyjny. Może wypowiem się jako kobieta. Irytujące jest sprowadzanie mnie li tylko do...domowej kury i "obowiązków" jakie mam względem...
I dokładnie o to chodziło! Kłaniam się serdecznie :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postNoblesse oblige, szanowny Panie Ligeriuszu. Dodam także, że "Pan" pisałem z dużej litery :) Co do ironii jest Pan domyślny, chapeau bas. Tak więc jeśli poczuł się Pan dotknięty osobiście to przepraszam, przesadziłem z tym iloczynem. Nie mogę jednak zgodzić się z Pana poglądami na temat kanapek, szaf, samochodów i gwoździków. Tak więc pozostaniemy adwersarzami. Jeśli chodzi...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejDodam jeszcze Panie Ligeriuszu, że kiedyś w przyszłości, gdy obudzi się Pan jako stary mężczyzna obok starej kobiety, pogładzi ją Pan po resztkach niegdyś pięknych włosów, i będzie Pan nadal w niej widział swą najpiękniejszą, ukochaną dziewczynę, to będzie to miłość (to moje). A gdy ona obudzi się w nocy i ujrzy, że Pana oczy nie spoglądają na nią z miłością, będzie...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Cóż, teraz wyczuwam protekcjonalność, ale mi to nie przeszkadza, bo myślę dokładnie tak samo. O dziwo :) Zresztą o ową kanapkę nie ja rozpocząłem gardłowanie :)
Odnośnie pań na forum, to Bernadecie 1233 mógłbym otworzyć drzwi samochodu, a nawet rozwinąć czerwony dywan bez żadnej ujmy, bo znać w wypowiedzi życiową mądrość. Jednak wobec impertynenckich,rozpychających się...
Złapał kozak tatarzyna a tatarzyn za łeb trzyma. :)
Zacytuję więc Benedykta Chmielowskiego: "Koń jaki jest, każdy widzi". Niech ten cytat stanowi puentę naszej słownej szermierki.
Ja czytając o tej kanapce usmiechnąłem sie i pomyślałem, że Krajewski ma kochająca żonę.
Troche to smutne, iż dla niektórych to impuls do wniosków o lenistwie, braku wzajemności, steretypowym traktowaniu, uprzedmiotowieniu, wykorzystywaniu itp.
Polecam Beatlesów, oni mieli rację ("all you need is love"):)
no, kochająca żona...a kochający mąż? Czemu on nie zrobi kobiecie kanapek i nie zrobi kawy/herbaty w termos rano, skoro ona leci do roboty, a on jest w domu..?( i btw wstaje kiedy chce, a ona ma na konkretną godzinę) Rozumiem, że są osoby, które nawet wodę potrafią przypalić, ale bez przesady. Wszystko jest do nauczenia się, tak samo jak te ww. okruszki czy niedomknięty...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
"Siadam o 8 rano przy biurku, kiedyś siadałem już o 4:30. Na biurku czekają już termos i kanapka uszykowana poprzedniego wieczoru przez żonę..."
Szczęśliwy człowiek z pana Marka, że żona tak się o niego troszczy :). Taki mały, serdeczny (i romantyczny) gest z jej strony. Według mnie to wyraz uczucia :).
Szczęśliwy człowiek z pana Marka, że żona tak się o niego JESZCZE troszczy.
Ciekawe kiedy jej się to znudzi?
Jak ze szklanaką do połowy napełnioną wodą. Jedni widzą ją w połowie pustą a inni w połowie pełną... ale kazdy piję wodę:)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postMawiają:, jeśli widzisz szklankę do połowy pełną lub od połowy pustą to przelej ją do mniejszego naczynia, napij się i zagryź ogórkiem. :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post