Odczarujmy naszą szkołę – pobudźmy dziecięcą ciekawość!
Istnieje takie miejsce, które jednym kojarzy się z domem, a innym z więzieniem. Wspaniały, bo dający do myślenia kontrast: azyl i piekiełko. Właśnie w tak metaforyczny sposób o szkole często myślą uczniowie. Jak jednak sprawić, aby nasi podopieczni mówili i – przede wszystkim – myśleli pozytywnie? Co zrobić, żeby Dzień Dziecka trwał więcej niż jedną dobę? Odpowiedzi zapisano w literaturze.
Szkolne odczytywanie tekstów kultury – nie tylko powieści i opowiadań, lecz także komiksów, słuchowisk czy filmów – naznaczone jest przeklętym hasłem: obowiązek. Czyta się – lub podczytuje streszczenia, nie ma się co oszukiwać – pod przymusem, z konieczności. Co gorsza, często dla samych, jak najlepszych rzecz jasna, ocen. Żeby tylko przyspieszyć odsiadkę w szkolnych murach. Strasznie przygnębiająca, szarobura perspektywa. Dodajmy zatem nieco więcej kolorów! Pozwólmy, aby literatura przemówiła głosem uczniów.
Recepta jest prosta, przynajmniej w teorii, choć zabrzmieć może to dla niektórych nieco magicznie. Zbyt idealistycznie, zbyt abstrakcyjnie. Zaryzykujmy jednak, przecież bez ryzyka nie ma zabawy. Bo wiecie, rzecz w tym, aby każdy z nas – w domyśle każdy z dorosłych – nie zapominał o własnym wewnętrznym dziecku, które chlipie sobie cichutko zapomniane, bo do opłacenia są rachunki, ktoś musi zrobić pranie, wymyślić i ugotować obiad. Słowem – proza codzienności, o której trzeba pamiętać, żeby zbytnio nie odlecieć. Ale nie dajmy się zwariować. Jeśli czytanie będzie dawać nam radość, jeżeli dzieciaki będą to widzieć, a nade wszystko czuć, to łatwiej poczują własnego bakcyla, głód na książkę.
Czy tak to działa również w szkole? Nie. To znaczy – nie zawsze. Nieczęsto. A w taki sposób warto omawiać lektury. Niech „Akademia pana Kleksa” stanie się dla młodszych początkiem refleksji na temat tego, jak powinna wyglądać szkoła marzeń, co można zmienić w istniejącej klasie, a „Zbrodnia i kara” pobudzi starszych do myślenia o tym, w jaki sposób sprofilować portret kryminalisty, którego można jednak bronić… Czy zatrudnilibyśmy „Latarnika” z noweli Sienkiewicza, gdyby przedstawił nam swoje wyjątkowo bogate CV? W jaki sposób wykorzystać moc „Magicznego drzewa” w grupie rówieśników? Co z Geraltem z Rivii, o którym można opowiadać w nawiązaniu do słowiańskiej mitologii, przechodząc tym samym do polskiego romantyzmu – a jakże! – żeby wspomnieć jeden z aktów pierwszej części gry „Wiedźmin” z oczywistym nawiązaniem do „Balladyny” Słowackiego… Lektury z kanonu dają nieprawdopodobne możliwości do eksperymentowania i zabawy.
Wiem, że naprawdę jest to możliwe, ponieważ, no cóż, uczę w szkole – areszcie i schronieniu równocześnie. Możliwe, choć niełatwe za sprawą okrutnie tłustej, paraliżującej podstawy programowej, od której trudno się odbić i wskoczyć na poziom wyższej kreatywności, a także niedziałającej kserokopiarki, próbnych alarmów, zepsutych żaluzji, awarii umywalki zalewającej podłogę, uczniowskiej bójki, hałasu w przeładowanych klasach czy też, bo ja wiem, gołębia, który wleciał do pomieszczenia z zajęciami i zdecydował, że całą klasę oznaczy białą wydzieliną. Nie, nie wymyślam. Mnóstwo jest tych rozpraszaczy. Ale jeszcze więcej szans. Jeśli tylko odczarujemy naszą szkołę i pobudzimy dziecięcą czy młodzieńczą ciekawość.
Bo czytanie to nie jest obowiązek, a przyjemność. Poszerzanie horyzontów, przekraczanie granic, możliwość wejścia w świat przedstawiony, utożsamienie się z podmiotem lirycznym… Zostawmy jednak ten szkolny język. Magią literatury, przynajmniej dla mnie, jest odkrywanie, jak wiele my wszyscy – bez względu na płeć, religię, wyznanie, przekonania – mamy ze sobą wspólnego. Książki powinny łączyć i uwrażliwiać na różnice. Rzeczywistość, w której żyjemy, nie jest idealna, ale starajmy się ją chociaż zrozumieć, aby potem móc zmieniać. Na lepsze. Ale to już nieco inna opowieść…
Dzień Dziecka to też dobra, ba, znakomita okazja nie tylko żeby porozmyślać, ale faktycznie zacząć działać. Starajcie się, proszę, drodzy rodzice, opiekunowie, wujkowie, ciocie, babcie i dziadkowie, dobierać lektury wartościowe, niekoniecznie tudzież nie tylko z kanonu – a takie, które autentycznie wzruszają. Czy będą to losy „Ani z Zielonego Wzgórza” i próba odpowiedzi na pytanie o to, co żeńskie, a co męskie i zastanowienie się nad rolą marzeń w naszym życiu, czy może historia zapisana w „Roku 1984”, której niektóre elementy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej odnoszą się do codzienności. W literaturze ważne są przecież konteksty, a więc to, w jaki sposób czytamy i co z tego czytania właściwie wyciągamy.
Byłoby pięknie, gdyby książki stały się pomostem prowadzącym od tego, co potwornie złe – różnych traum, braku miłości, niezrozumienia – do tego, co prawdziwie dobre – przyjaźni, miłości, akceptacji i właśnie zrozumienia. Nie sądzę, że jest to myślenie nazbyt życzeniowe – pamiętajmy wszakże, że słowa mają moc! Zmieniania ludzi i naszego podejścia do świata (zatem raz jeszcze przypomnijmy: czytanie jako przyjemność, a nie obowiązek!). Dbajmy o nasze dzieciaki, naszą młodzież i nas samych nie tylko w czasie święta dziecka, czyli, tak właściwie, święta nas wszystkich.
komentarze [14]
Sporo książek w życiu przeczytałem, ale zasługa szkoły w tej dziedzinie jest praktycznie żadna. Przez wszystkie lata edukacji miałem 2, słownie: dwie lektury, które chętnie przeczytałbym z własnej, nieprzymuszonej woli.
Wyznaję prostą zasadę czytania tych książek, które mogą być dla mnie rozrywką, zaciekawią mnie, odciągną od szarej codzienności (fantasy, s-f, horror,...
Odczarujmy naszą szkołę - piękne hasło, tylko do kogo je skierować? Wydaje mi się że osoby, które mogłyby zrobić najwięcej nigdy tego nie zrobią, są zbyt uwikłane w politykę, rozgrywki personalne, procedury i przetargi, dobro szkoły i dzieci nie stanowi w tej grze priorytetu. Mam na myśli oczywiście MEN. Dopóki osoby odpowiedzialne za polską edukację nie przeanalizują...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejUżytkownik wypowiedzi usunął konto
Pomieszanie kwestii. Szkoła może być piekłem i niebem, miejscem pobudzania wyobraźni i jej tłamszenia. Odrębną sprawą jest związek szkoły z czytaniem i lekturą - ja pamiętam, że moje szkolne biblioteki wycisnęłam jak cytrynę - ale niespecjalnie pobudziła mnie do tego sama instytucja.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Droga Airaino,
kwestie, mimo wszystko, są ze sobą ściśle powiązane. Instytucja tworzy przestrzeń, bardzo konkretną, do czytania i lektury. Starałem się ten aspekt również zniuansować, być może nie do końca precyzyjnie.
Z bibliotekami szkolnymi miałem podobnie. ;)
Widzę,że wszyscy mają piękne wspomnienia ze szkoły.To miłe :-),ja byłem ofiarą psychicznego i fizycznego znęcania się.Więc,nie mam miłych ze szkołą wspomnień.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postUżytkownik wypowiedzi usunął konto
Użytkownik wypowiedzi usunął konto
Świetny tekst! Aż mi się przypomina powiedzonko mojej ulubionej polonistki: "Matury u mnie może nie zdacie rewelacyjnie, ale mam nadzieję, że będziemy się dobrze bawić". Bawiliśmy się całkiem nieźle, a maturę z polskiego zdali wszyscy ;)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Moja szkoła jako specyficzna miała więcej dystansu. W liceum plastycznym było trochę urozmaiceń wśrod uczniów, nauczycieli, rodziców i nikt się temu specjalnie nie dziwił;)
Naprawdę współczuję tej pani, mam nadzieję, że to nie zgniotło doszczętnie jej zapału :/
Ekhm... po ostatnich "wybrykach" nauczycieli to może być bardzo śliski temat, dlatego by nie podpalać miejsca które wszyscy lubimy i w którym się szanujemy zostawię nienapisane to co mógłbym napisać.
Szkoła jest obowiązkiem bez dwóch zdań. Można by się rozpisywać jaką rolę pełni jednak - jak sądzę - wszyscy się zgadzamy, że jest potrzebna. Problem w tym, że nie wszyscy...