W przyćmionym świetle Halina Popławska 5,8
ocenił(a) na 340 tyg. temu Książka daremna w czytaniu.
Przede wszystkim jest napisana w sposób mocno infantylny, sugerując jako odbiorcę czytelnika nieprzekraczającego wieku - bo ja wiem - 10-12 lat. Co jest jednak dziwne zważywszy na to, że akcja rozgrywa się w środowisku studenckim, z alkoholem i romansami, a także okazjonalnie wampirem, i to nie z tych błyszczących.
Schizofrenię czytelniczą pogłębia postać głównego bohatera, studenta rzekomo celującego, zgłębiającego jeden z trudniejszych kierunków, czyli prawo, objawiającego jednak na co dzień wprost żenujący brak inteligencji.
I tu dochodzimy do problemu numer dwa - konstrukcji fabuły. Otóż autorka założyła sobie, że student natknie się na tajemniczą, piękną kobietę żyjącą w wilanowskim pałacu, i będzie ją widywał tylko w określonych okolicznościach - ewidentnie nadprzyrodzonych, i ewidentnie rodem z przełomu XVII i XVIII wieku. Czytelnik z miejsca - góra na dziesiątej stronie - wie, że bohater obcuje z osobą z innego czasu, student zaś DO KOŃCA KSIĄŻKI próbuje rozgryźć, po co kobieta przebiera się w stare ciuchy, używa świec i robi za damę, a także dlaczego nie zna choćby telewizji. Autentycznie - bodaj ANI RAZU nie przychodzi mu na myśl, że ciemniejące niebo, stary cmentarz, drewniany kościół i szereg innych elementów może jednak nie mieć nic wspólnego z bieżącą rzeczywistością.
Jest to tym bardziej irytujące, że studentowi towarzyszy często tajemniczy nieznajomy, rzekomo też student, który z kolei mieszka na Starym Mieście, w domu również jakby wyjętym żywcem z XVII wieku. Ale nie, z pewnością i kobieta, i nieznajomy, są aktorami albo należą do jakiejś szajki próbującej obrabować wilanowskie muzeum. No bo przecież nic innego nie wchodzi w grę. Autorka zapętla te informacje w dialogach, z jednej strony czyniąc ze studenta ciężkiego idiotę, z drugiej zamrażając rozwiązanie tajemnicy ad infinitum - ot, ciągle kręcimy się w kółko z osobami z innej epoki, nie dostając ani jednego dodatkowego elementu, który umożliwiłby dokładniejsze zrozumienie całej koncepcji.
Co więcej, ów nieznajomy jest mistrzem unikania odpowiedzi, a student mistrzem zadawania bezsensownych pytań. Bo tu muszę nadmienić jeszcze jeden mankament - powieść składa się głównie z dialogów. Jałowych, pustych, sprawiających wrażenie wałkowania raz za razem tych samych wątpliwości, informacji i uwag. Oczywiście jest tu również kapka narracji, ale akapity przekraczające objętością siedem linijek złożonego z dość dużej czcionki tekstu można policzyć dosłownie na palcach jednej ręki.
I tak jest do samego końca powieści, kiedy - ot tak, chlapnięte dosłownie na ostatnich sześciu stronach - dostajemy mniemane rozwiązanie intrygi, które jednak niczego nie rozwiązuje. Bo niby jak cała ta sytuacja z przeskokami w przeszłość była w ogóle możliwa? Jak przebiegała pod względem technicznym? I po co tak naprawdę znalazła się w książce, skoro do niczego konkretnego ostatecznie nie posłużyła?
Nie wiem, być może książkę należałoby czytać maksymalnie w końcówce podstawówki, ale podejrzewam, że nawet wtedy lektura będzie raczej z tych frustrujących...