Jonathan Wilson pisze regularnie na temat wschodnioeuropejskiego futbolu i taktyki piłarskiej. Jest autorem pięciu książek, m. in. "Odwrócona piramida. Historia taktyki piłarskiej", książki nagrodzonej jako Najlepsza Książka Piłkarska 2009 roku w Anglii. Jego ostatnią ksiązką jest "Nobody ever says thank you", biografii Briana Clougha. jest również założycielem i redaktorem naczelnym The Blizzard, kwartalnika piłkarskiego dla czołowych dziennikarzy sportowych.
Jonathan Wilson jak zwykle w wybornej formie. I też spotkało mnie przyjemne zaskoczenie, bo spodziewałem się, że to będzie w dużej mierze książka o Złotej Jedenastce, Puskasie czy Kocsisie, jednak ta kwestia to w zasadzie zakończenie książki. Wcześniej Wilson przeprowadza nas przez historię węgierskiej piłki. Poznamy początki klubowego futbolu, wpływ Anglików na węgierską piłkę nożną, ale przede wszystkim jak Węgrzy kształtowali ten sport w Szwecji, Włoszech, Ameryce Północnej i Południowej. To też historia o wielu osobach, które rozjechały się po świecie w celu nauki futbolu - Imre Hirschlu, Beli Guttmannie, Erno Erbsteinie, Kalmanie Konradzie i wielu innych. Ale też, jak już to niejednokrotnie Wilson pokazywał, dla pisarza piłka to tylko pretekst, żeby opowiedzieć historię państwa, zwrócić uwagę na jego politykę, trudne losy i jak w tym wszystkim odnajdywali się piłkarze. Znakomita jest zwłaszcza część o drugiej wojnie światowej ukazująca życie sportowców ukrywających się przed Niemcami i Strzałokrzyżowcami i o tym jak udało się im przetrwać (lub niestety nie) Holocaust, a następnie jak wyglądała komunistyczna rzeczywistość dotycząca sportu. Wilson specjalizuje się w historii taktyki piłkarskiej, więc nie powinno też dziwić, że to również opowieść o tym jak zmieniały się ustawienia i sposób gry w piłkę nożną. "Nazwiska dawno niesłyszane" to kolejna świetna książka tego pisarza, napisana w stylu do którego już przyzwyczaił swoich czytelników i który mi też bardzo odpowiada, czyli mieszanina historii, skomplikowanych życiorysów, ale też opowieści o wielkich meczach tamtego okresu.
Gdyby chcieć przedstawić historię jakiegoś kraju poprzez piłkę nożną, to Argentyna byłaby chyba najlepszym wyborem. I odwrotnie – gdyby chcieć opowiedzieć o piłce nożnej za pomocą historii jakiegoś kraju, to... Argentyna byłaby najlepszym wyborem! Książka Wilsona nawiązująca tytułem do klasycznego już czarnego kryminału, to rzecz absolutnie wyjątkowa – z jednej strony jest to bowiem imponujące kompendium wiedzy o argentyńskiej piłce, tak na poziomie klubowym, jak i reprezentacyjnym, z drugiej zaś otrzymujmy fantastyczną opowieść o tym, jak historia kraju przenika się z rozwojem futbolu i jak wzajemnie na siebie oddziałują. Jako że przez wiele lat interesowałem się piłką i równocześnie zawsze kibicowałem Argentynie, książka była dla mnie pełna smaczków (choć przyznaję, o klubowej piłce z początków XX wieku nie wiedziałem zbyt wiele) – zwłaszcza, że autor opisuje wszystkie najważniejsze wydarzenia z historii argentyńskiej piłki – poznamy losy najważniejszych klubów, ich osiągnięcia w kontynentalnych i międzykontynentalnych zmaganiach, opisany będzie też każdy występ Argentyny w Copa America i na Mundialu. Dla kogoś, kto z piłką jest mocno na bakier, w pewnym momencie może być tego wszystkiego trochę za dużo, ale nie dajcie się zniechęcić – chyba nigdy nikt wcześniej z taką dramaturgi nie opisywał przebiegu meczów i strzelanych bramek (poza „Miastem utrapienia” Pilcha oczywiście!). Ale najciekawsze jest jednak to, jak Wilsonowi udaje się powiązać wątki sportowe i historyczne – w jego ujęciu losy Argentyny są nierozerwalnie powiązane z wydarzeniami boiskowymi, począwszy od uzyskania przez nią niepodległości, przez rządy Perona, po mundialowe sukcesy z okresy 1978-1990, po współczesność i wielkie oczekiwania wobec Messiego (tym bardziej szkoda, że zabrakło w „Aniołach..” epilogu w postaci zdobycia przez Argentynę mistrzostwa świata przed rokiem). Znaczące jest również to, że Wilson w swojej książce powołuje się w różnych miejscach chyba na wszystkich najważniejszych argentyńskich pisarzy (od Sabato po Cortazara),bo będąc Argentyńczykiem o piłce po prostu nie można nie pisać...