rozwiń zwiń

„Wyp***dalać!”, czyli w poszukiwaniu lepszego kontaktu z własną złością – rozmowa z Aleksandrą Nowak

Anna Sierant Anna Sierant
08.03.2024

W 2020 roku Trybunał Julii Przyłębskiej zdecydował o niemal całkowitym zakazie przerywania ciąży, co doprowadziło do fali protestów (nie tylko) kobiet, ale i zainspirowało Aleksandrę Nowak do napisania zbioru esejów „Wyp***dalać! Historia kobiecego gniewu”. Wydarzenia sprzed niemal czterech lat stanowią punkt wyjścia do rozważań nad gniewem, nad potencjalną siłą, która w tej emocji drzemie. A także nad próbami unicestwienia tej siły przez władzę i społeczne oczekiwania. Zapraszam do lektury wywiadu z Aleksandrą Nowak na temat jej najnowszej książki.

„Wyp***dalać!”, czyli w poszukiwaniu lepszego kontaktu z własną złością – rozmowa z Aleksandrą Nowak Materiały wydawnictwa Znak

[Opis: Wydawnictwo Znak Horyzont22 października 2020 roku Trybunał Przyłębskiej zaostrza prawo aborcyjne i wydaje wyrok na Polki. Na ulice wychodzą tłumy. Wzburzone. Wściekłe. Wkurwione.

Kobiecy gniew eksplodował wtedy mocniej niż w trakcie Czarnego Protestu. Setki tysięcy kobiet w dziesiątkach miast głośno upomniały się o swoje prawa. Prawa, których wiele z nas nie miało nigdy.
Aleksandra Nowak była jedną z nich. Tamtymi demonstracjami otwiera swoją prywatną kronikę gniewu, wściekłości i furii. Autorka przygląda się współczesnej kulturze, tradycyjnemu wychowaniu i religii. Sięgając do własnych doświadczeń, w przejmująco osobistej książce analizuje siłę, której nie sposób powstrzymać. 

Wywiad z Aleksandrą Nowak, autorką „Wyp***dalać!. Historia kobiecego gniewu”

Anna Sierant: Kiedy zobaczyłam tytuł i okładkę twojej książki, pomyślałam: No to teraz osoby, którym będzie z przedstawionymi w niej tezami nie po drodze, zaczną się czepiać, że oto jakaś wściekle feministyczna książka. No właśnie: ale dokładnie o to chodzi? Pokazanie, że tak – my, kobiety, mamy prawo się złościć? Ba! Złość może być źródłem siły?

Aleksandra Nowak: Jest dokładnie tak jak mówisz: tytuł sam w sobie ma być formą manifestu – pokazywać, że mamy prawo do złości, że możemy ją dla siebie odzyskiwać. Nie musimy się swojej złości wstydzić, nie musimy za nią przepraszać. A jeśli spotkamy się z jakąś negatywną oceną – co w życiu jest nieuniknione, szczególnie gdy działamy w głębokiej zgodzie ze sobą – nie musimy uzależniać od niej swojego poczucia wartości. Jestem bardzo ciekawa, jakie reakcje wywoła książka, bo to doskonale pokaże, w jakim miejscu znajdujemy się społecznie – na ile jesteśmy w gotowości, by spojrzeć poważnie na gniew kobiet, nie infantylizować go i nie demonizować.

Tytuł twojej książki był jednym z najczęściej pojawiających się na protestach haseł. A czy mogłabyś opowiedzieć, jaką jeszcze genezę ma ta – silna w przekazie – okładka?

Z założenia tytuł miał być nie tylko manifestem, ale też rodzajem hołdu dla wszystkich osób – nie tylko kobiet – które zdecydowały się wyjść na ulice w 2020 roku, by zaprotestować przeciwko wyrokowi Trybunału Julii Przyłębskiej. Gdyby nie ich odwaga, ta książka nigdy by nie powstała. Protestowe hasła w mocny, bezkompromisowy, kreatywny, nieraz pełen emocji sposób mają zwracać uwagę na problemy społeczne, których doświadczamy. Podobnie ma działać okładka mojej książki – nie powinno dać się jej przeoczyć, tak samo jak nie powinny być dłużej przeoczane czy zamiatane pod dywan problemy dotyczące kobiet. Samo tworzenie transparentów – po które sięgamy dziś w trakcie protestów dotyczących przeróżnych kwestii i deklarując różnorodne poglądy polityczne – wywodzi się w dużej mierze właśnie z ruchu feministycznego. Nawiązanie do pojawiających się na transparentach haseł wydało mi się więc również idealną kontynuacją pewnej tradycji. Prekursorką w zakresie wykorzystywania banerów była Mary Lowndes – brytyjska artystka i sufrażystka. W napisanym przez siebie na początku XX wieku podręczniku („Banners and Banner-Making”) radziła: who takes the eye – takes all („kto skupia uwagę, wygrywa”). A osoby wychodzące na ulice w 2020 roku zdecydowanie wiedziały, jak przyciągnąć uwagę całym szeregiem pełnych kreatywności, niestroniących również od humoru haseł i obrazów. Myślałam też o tych wszystkich punktach przecięć między polityką, literaturą a sztuką. O tym, jak hasła z prac artystycznych były wykorzystywane w czasach rozmaitych protestów na świecie albo jak hasła wykrzykiwane na ulicy przenikały następnie do tekstów czy prac wizualnych (na myśl przychodzi m.in. kultowa już praca artystki Barbary Kruger głosząca „Twoje ciało to pole walki” czy tekst filozofa Simona Critchleya pod znaczącym tytułem „Shit Is Fucked Up and Bullshit”, zapożyczonym z transparentów stosowanych w trakcie protestów ruchu Occupy Wall Street). Jednak sam tytuł to nie wszystko – na okładce mamy też postać kobiecą rzucającą pełne mocy spojrzenie. To nawiązanie do wątków, o których piszę w książce – zarówno do mitologicznej Meduzy, jak również pracy artystki Weroniki Perłowskiej z cyklu „Złość piękności szkodzi”.

W „Wyp***dalać!” pojawia się często motyw obracania na swoją korzyść tego, co społeczeństwo, patriarchalna kultura chcą widzieć jako oznakę histerii, czegoś, czego należy się wstydzić. Wystarczy wspomnieć właśnie o Meduzie. Dlaczego warto na nią spojrzeć (inaczej) i dlaczego to tak ważny symbol w dyskusji o gniewie?

Meduza – obok harpii, syren, wampirzyc czy czarownic – bardzo długo funkcjonowała w kulturze jako jedno z wielu wcieleń nieokiełznanej, zagrażającej czy wręcz histerycznej kobiecości. Lęk przed potworzycami – tak naprawdę reprezentującymi kobiety wymykające się patriarchalnym regułom – nieodzownie przenikał się jednak z erotyczną fascynacją. Tę dwuznaczność pokazuje choćby analiza mitu o Meduzie autorstwa Freuda, który przemianę mężczyzn w kamień pod wpływem spojrzenia bohaterki łączył zarówno z erekcją, jak i z obawą przed kastracją. Na szczęście dziś zarówno na Meduzę, jak i na inne „potworne” kobiety nie patrzymy już tak często „męskim” okiem – wreszcie stają się prawdziwymi bohaterkami swoich własnych historii, a może raczej należałoby powiedzieć: herstorii. Widzimy to bardzo mocno w popkulturze, literaturze, sztuce – pomyślmy choćby o rekordowej popularności serialu „Wednesday”. Ale już w latach 70. francuska filozofka Hélène Cixous w swoim tekście „Śmiech Meduzy” obnażała stereotypowe założenia psychoanalizy, a samą Meduzę pokazywała jako bohaterkę, która przechodzi transformację prowadzącą do rozkwitu pełnej mocy. A ta moc oparta jest w olbrzymiej mierze na dostępie do emocjonalnej pełni – w tym również do gniewu, z którym kontakt po prostu się nam należy.

W książce piszesz, że w odniesieniu do kobiet o złości mówi się lekceważąco, jako o czymś, co jest nieracjonalne, co powinno się utemperować („poskromienie złośnicy”), a tymczasem gniew, odbierany bardziej poważnie, przypisywany jest częściej mężczyznom.

Złość kobiet często traktowana jest pejoratywnie – co ciekawe: z jednej strony bywa lekceważona, infantylizowana, określana jako niedojrzała czy nieracjonalna, z drugiej bywa też demonizowana, postrzegana jako olbrzymie, śmiertelnie poważne zagrożenie. Z kolei złość mężczyzn, nie zawsze, ale często, bywa gloryfikowana. Dobrze oddaje to fragment wywiadu z mojej poprzedniej książki „Dziwki, zdziry, szmaty. Opowieści o slut-shamingu” (napisanej z Pauliną Klepacz i Kamilą Raczyńską-Chomyn). Jedna z rozmówczyń, polityczka, Nina Gabryś, opowiadała, że gdy w trakcie swojej pracy polityk wyrazi złość i np. walnie pięścią w stół, ludzie traktują to jako dowód jego silnego zaangażowania w sprawę, pasji i mocnego charakteru. Kiedy złość okaże polityczka, pojawiają się głosy, że przesadza, jest przewrażliwiona itd. W nowej książce opisuję z kolei badania przeprowadzone na Uniwersytecie Stanu Arizona, z których wynika, że jeżeli złość w miejscu pracy okazują mężczyźni, to zyskują szacunek, a kobiety go tracą. To nie oznacza jednak, że musimy godzić się na ten stan rzeczy – że nie możemy starać się przeobrazić rzeczywistości wokół, pożegnać stereotypów i rozsadzać binarnego myślenia.

A co gdy ta złość, ten gniew stają się narzędziami zemsty lub jesteśmy na dobrej drodze do tego, by tak się stało? Co wtedy robić? Jak (i czy) ten gniew okiełznać?

Myślę, że wszystko zależy od określonej sytuacji i jej kontekstu. Chciałabym podkreślić, że gniew nie jest tożsamy ani z agresją, ani z przemocą – natomiast może mieć potencjał nie tylko pozytywny, ale również destrukcyjny. Musimy zastanawiać się nad tym, jaka ekspresja złości będzie konstruktywna i etyczna – dotyczy to oczywiście nas wszystkich, nie tylko kobiet. Jeśli jesteśmy w dobrym, zdrowym kontakcie ze swoją złością, prawdopodobieństwo, że dojdzie do wybuchu tak intensywnego i zagrażającego, że okiełznanie go stanowi olbrzymie wyzwanie, jest mniejsze. Tak naprawdę to właśnie bieżące dawanie upustu złości w konstruktywny sposób (np. poprzez twórczość, niekoniecznie profesjonalną, pracę z ciałem czy zaangażowanie się w działalność aktywistyczną) sprawia, że gasimy to potencjalnie destrukcyjne oblicze złości.

Punktem wyjścia są dla ciebie protesty kobiet (a także osób je wspierających), które wybuchły po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w roku 2020, praktycznie zakazującym w Polsce aborcji (na co wskazują m.in. dane, które przytaczasz – 97% zabiegów przerywania ciąży w roku poprzedzającym wyrok wykonano z powodu nieuleczalnych wad płodu). To dla historii współczesnego kobiecego gniewu moment przełomowy? Sama też pamiętam, jak znajome – z Warszawy, innych miast, mojej rodzinnej miejscowości – uczestniczyły w strajkach, udostępniały o nich informacje. To były chwile, w których miałam wrażenie, że zjednoczyły się (niemal) wszystkie kobiety.

To zdecydowanie moment przełomowy. Tak potężnej eksplozji kobiecego gniewu nie było w Polsce wcześniej, choć już Czarny Protest z roku 2016 był momentem budzenia się tego siostrzeństwa, szeroko zakrojonej solidarności, o której wspominasz. Myślę, że wizja, że zjednoczą się absolutnie wszystkie kobiety, jest utopjina, ale fakt, że zjednoczyło się nas tak wiele – niezależnie od miejsca zamieszkania, wieku, statusu czy innych dzielących nas różnic – jest nie do przecenienia. Poza tym w tej solidarności stanęły z nami też tysiące mężczyzn czy osób niebinarnych. To był bardzo wzruszający moment.

Jak wspominasz w książce, protesty dokonały olbrzymich zmian w świadomości Polek i Polaków, w ich poglądach na temat prawa do przerywania ciąży. Uważasz, że efekt ten już z nami zostanie?

Tak, myślę, że nie ma już możliwości cofnięcia skutków przełomu, który nastąpił – choć niektórzy zapewne by tego chcieli. Doskonale pokazują to sondaże z ostatnich kilku lat – zdecydowana większość społeczeństwa opowiada się za liberalizacją prawa aborcyjnego. Każdy kraj miał swój moment przełomowy, jeśli chodzi o aborcję. Na przykład we Francji, jeszcze w latach 70., był to Manifest 343, w którego ramach setki znanych kobiet zdecydowały się publicznie powiedzieć, że miały aborcję, choć wówczas automatycznie narażało je to na odpowiedzialność prawną. Z kolei w Argentynie olbrzymie znaczenie miała sprawa Belén, skazanej na osiem lat więzienia za samoistne poronienie, a następnie uwolnionej – tę sprawę opisuje Ana Elena Correa w książce „Wszystkie jesteśmy Belén”. W Polsce ten czas przeobrażenia świadomości przypadł właśnie na rok 2020 i choć prawo nie zostało jeszcze zmienione, jestem przekonana, że jesteśmy już na drodze ku temu, choć ta droga wciąż może być kręta i pełna przeszkód.

Jeszcze w kontekście zmian – w książce wspominasz, jak ważne jest to, w jaki sposób wychowujemy dziewczynki. Kiedy patrzę na liczbę przeciekawych, wspaniałych lektur, po które mogą sięgnąć dzisiaj dziewczynki czy nastolatki, pozytywnie im zazdroszczę! Dużo się w tej kwestii zmieniło od chociażby pierwszego dziesięciolecia XXI wieku?

Ogromnie dużo! Ja czuję dokładnie tak samo jak ty – sama chciałabym mieć więcej takich lektur pod ręką, będąc dziewczynką czy nastolatką. Mogłybyśmy polecać i polecać kolejne tytuły godzinami. Wystarczy wspomnieć o publikacjach herstorycznych, takich jak „Damy, dziewuchy, dziewczyny” Anny Dziewit-Meller, albo książkach pozwalających budować czułą relację z ciałem, takich jak choćby „Twoje ciałopozytywne dojrzewanie” Barbary Pietruszczak, czy podręcznik od SEXEDPL. Jest też wspaniały magazyn „Kosmos dla dziewczynek”. Obserwujemy rozkwit literatury young adult, a w jej ramach pojawia się całe mnóstwo nowych, ciekawych wzorców.

Mieszkasz obecnie w Berlinie – czy z perspektywy czasu, jaki tam już spędziłaś, Niemcy wydają ci się państwem zdecydowanie bardziej sprzyjającym kobiecemu gniewowi niż Polska? Czy sądzisz, że jeszcze kiedyś wrócisz na stałe do Polski?

Niemcy na pewno są państwem, w którym pewne podstawowe prawa są już zagwarantowane. Weźmy pod uwagę np. prawa reprodukcyjne – nie tylko dostęp do aborcji, ale też do antykoncepcji awaryjnej czy standardy opieki okołoporodowej. Mam koleżanki Polki w Niemczech, które są mamami lub niebawem nimi zostaną i często podkreślają, że bałyby się rodzić w Polsce. Natomiast nie jestem w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy ja sama wrócę kiedyś na stałe do Polski, bo staram się nigdy nie tworzyć bardzo długoterminowych planów – zakładam, że moje życie, jak i ja sama, moje potrzeby, marzenia będą się wielokrotnie zmieniać i chcę być na to otwarta. Zmienna jest też sytuacja polityczna i społeczna – zapewne za mojego życia, gdziekolwiek bym nie mieszkała, będzie się zmieniać jeszcze wielokrotnie, co w Niemczech pokazuje niestety rosnące poparcie dla skrajnie konserwatywnej partii AfD.

A jak sądzisz – w jakim kierunku pójdzie teraz Polska? Czy po wyborach w październiku 2023 roku czujesz powiew pozytywnych zmian, czy ten wiatr już trochę ustał?

Właściwie od samego początku po wyborach ten powiew pozytywnych zmian jest po prostu blokowany przez część osób u władzy. Na przykład ostatnio prezydent Andrzej Duda zapowiedział, że nie podpisze ustawy o antykoncepcji awaryjnej (tak zwana pigułka „dzień po”), a jeszcze niedawno mogłyśmy mieć nadzieję, że antykoncepcja ta będzie dostępna już od kwietnia. Nie jestem w stanie przewidzieć przyszłości, bo na kształt sytuacji może mieć wpływ szereg wydarzeń czy czynników, o których dziś możemy nie mieć pojęcia – przypomnijmy sobie choćby, jak wielkim zaskoczeniem była pandemia. Nie mogę mieć żadnej pewności, co wydarzy się za tydzień czy tym bardziej za kilka lat, mogę natomiast mieć nadzieję, że ten powiew zmian będzie coraz intensywniejszy. I właśnie taką nadzieję w sobie podlewam i pielęgnuję.

Jak długo pracowałaś nad książką i jaki był rytm tej pracy, ten „pustelniczy tryb funkcjonowania”, o którym piszesz, oraz jak przebiegał sam research? W książce niemało jest m.in. fragmentów wywiadów, książek, zdjęć.

Cały proces pracy nad książką trwał około trzech i pół roku. Pierwsze kilka tygodni to było głównie uczestnictwo w protestach i tworzenie na szybko, bardzo impulsywnie i w dużym gniewie, kolejnych notatek, żeby przetworzyć emocje towarzyszące demonstracjom, ale też zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Później przez około pół roku robiłam właściwie tylko research – czytałam kolejne książki, teksty naukowe, artykuły, badania itd. Potem rozpoczął się proces pisania, któremu jednocześnie cały czas towarzyszyło robienie dalszego researchu – przeprowadzanie wywiadów, rozmowy z bliskimi mi kobietami, poszukiwanie gniewnych bohaterek w popkulturze, czytanie kolejnych materiałów. Sam proces pisania przebiegał dość sinusoidalnie – zaliczałam zarówno okresy „pustelniczego funkcjonowania”, o którym wspominasz, całe dnie czy tygodnie, gdy od rana do wieczora byłam po prostu zatopiona w tekście, jak i okresy, gdy potrzebowałam na moment odejść od tekstu, zebrać nowe informacje i doświadczenia, stworzyć notatki i poczekać, aż pewne refleksje się uformują. Do tego oczywiście dochodziło szlifowanie tekstu wraz z wydawnictwem, a więc przechodzenie przez kolejne procesy redagowania. Myślę, że największym wyzwaniem było powiedzenie sobie w pewnym momencie „stop” – uznanie, że tekst jest już gotowy. Było to o tyle trudne, że nieustannie miały miejsce kolejne wydarzenia, które chciałam opisać – protesty w Iranie czy Bułgarii, ograniczenie praw reprodukcyjnych w Stanach Zjednoczonych, nowe wydarzenia polityczne w Polsce. Trafiałam też na kolejne przykłady gniewnych heroin w filmach, serialach, powieściach i przeżywałam szereg sytuacji, które uruchamiały nowe refleksje. Cały czas uzupełniałam wcześniej napisany tekst o nowe konteksty, aktualizowałam różne informacje. Ale gdybym chciała pójść za wszystkimi możliwymi tropami, zapewne nigdy nie skończyłabym pisać.

I ostatnie pytanie – w wielu sytuacjach żałujemy, że nie potrafiłyśmy, potrafiliśmy odpowiednio zareagować, gdy poczułyśmy czy poczuliśmy gniew, złość; mistrzami czy mistrzyniami ciętej riposty stajemy się później, nie w trakcie danego wydarzenia. Czasem też złość kumulujemy w sobie tak długo, że ta wybucha, gdy jesteśmy już u kresu wytrzymałości. W książce piszesz o swojej drodze do oswojenia, polubienia gniewu – a co radziłabyś zrobić w ramach pierwszego kroku na tej drodze do akceptacji własnej złości?

Sądzę, że nie ma jednej dobrej ścieżki, która sprawdzi się u każdej czy każdego. Ale myślę, że najłatwiej ten pierwszy krok wykonać z kimś, a nie samodzielnie, w jakiejś interakcji społecznej. Porozmawiać o złości szczerze z bliskimi osobami. Pójść z przyjaciółką do lasu, żeby się wykrzyczeć. Zrobić użytek ze swojego głosu na proteście. Postawić granicę w jakiejś sytuacji i zobaczyć, co nam to robi. Zapisać się na terapię. Cokolwiek przemawia do nas indywidualnie. Można też przeczytać moją książkę. Oczywiście nie zastąpi ona np. pracy z emocjami w ramach terapii, ale na pewno może pomóc wykonać ten pierwszy krok, by ruszyć na własne poszukiwania lepszego kontaktu ze złością.

O autorce

Aleksandra Nowak – dziennikarka, pisarka, kulturoznawczyni, aktywistka. Współzałożycielka feministycznego magazynu „G’rls ROOM”. Współautorka książki „Dziwki, zdziry, szmaty. Opowieści o slut-shamingu”, napisanej z Pauliną Klepacz i Kamilą Raczyńską-Chomyn. Współtwórczyni siostrzanej przestrzeni spotkań dla kobiet w Berlinie - Adelfi.Space. 13 marca 2024 roku to data premiery jej nowej książki – „Wyp***dalać! Historia kobiecego gniewu”.

Chcesz kupić tę książę w cenie, którą sam/-a wybierzesz? Ustaw dla niej alert LC.

Książka jest już w sprzedaży online

Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem


komentarze [196]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
AgaGaga 15.03.2024 12:49
Czytelniczka

Powinnam na pewno przedrzeć się przez te ponad 200 komentarzy, wtedy odkryłabym, że powtarzam to, co wszyscy już napisali, ale ponieważ mam dużo pracy, to zamiast czytać od razu jednak napiszę (to, co zapewne już padło): za sam tytuł książka nadaje się na przemiał. Podobnie jak te wszystkie ze słowem na k (i jego pochodnymi) w tytułach, niezależnie od nazwiska autora. I...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Baldwin 12.03.2024 23:14
Czytelnik

Chry-ste Pa-nie...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Buki 12.03.2024 16:58
Czytelnik

Powolny upadek kinematografii widzimy już od kilku lat, teraz przychodzi czas na książki...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Marian 12.03.2024 09:01
Czytelnik

Wyp***dalać z tym bełkotem z głównej 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
nedved23 11.03.2024 15:46
Czytelnik

Prawdziwe prawo to prawo do życia, a nie prawo do skrobanki.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
bardecki79 12.03.2024 16:32
Czytelnik

Brawo👏🏻

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
konto usunięte
11.03.2024 14:26
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

bardecki79 11.03.2024 08:25
Czytelnik

Jak patrzę na okładki tego typu "dzieł",to stwierdzam,że lecimy w dół jako społeczeństwo. Aż się dziwię,że LC przeprowadza wywiad z autorką (ups! OSOBĄ AUTORSKĄ,sorry,)tego tworu,potwierdzając,że od jakiegoś czasu robi wszystko,żeby tylko pieniążki wpadły do sakiewki. Popelinę robicie ludzie,zaczyna zalatywać poziomem tefałenowskim.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
saa-saa- 11.03.2024 07:00
Czytelnik

Te same kobiety, które walczą z agresją wobec kobiet, w tym z agresją słowną, używają agresji słownej. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
saa-saa- 10.03.2024 18:33
Czytelnik

Zafascynowało mnie to jak trzynastolatkę 

„Gniew kobiet" staje się tu nie tyle boski, co absolutny - jest konieczny dla naprawy świata. Brutalne hasto „wypierdalac", promujace Czarny Protest Polek
przeciwko zakazowi aborcji, to synonim tego, jak brutalnie i skrajnie polska kultura kobietobójstwa
redukuje kobiety do nicosci. Bedziecie czytac ten esej nie tyle z iskrami, co...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
MarekFeliks 11.03.2024 18:41
Czytelnik

"skrajnie polska kultura kobietobójstwa redukuje kobiety do nicosci"... 😂

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
saa-saa- 10.03.2024 17:57
Czytelnik

Gratulacje dla osoby autorskiej! Tak się robi kasę. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post