Wykuci z popkultury. Colson Whitehead i inni

Bartek Czartoryski Bartek Czartoryski
25.06.2022

Niby nie trzeba już chyba dzisiaj nikogo przekonywać odnośnie do dominującej roli popkultury, która, gwoli ścisłości, może być równie mądra, co durna, i że jej ignorowanie jest praktycznie równoznaczne z zamknięciem się na bezkresne, wyobrażone światy.

Wykuci z popkultury. Colson Whitehead i inni

Ale mimo to co bardziej snobistyczni czytelnicy chcieliby otoczyć ulubionych pisarzy swoistym kordonem, byle tylko świat literatury wysokiej nie przeniknął się z plebejskimi opowiastkami o, jak zwykło się myśleć, rzeczach niegodnych. Rzecz jasna umyślnie tutaj uogólniam i deczko demagogicznie wyolbrzymiam, bo wydaje się, że jednak owe podziały, częstokroć sztuczne, tak czy siak zanikają coraz prędzej z uwagi na stałe przenikanie się jednego kulturowego rejestru z drugim — żadna książka nie bierze się przecież z próżni — a podobne postawy przypominają swoistego chochoła, z którym ja nie mam zamiaru się tutaj mocować.

Chciałbym jednak odwołać się do pewnego osobistego doświadczenia, które dało mi do myślenia i stało się poniekąd przyczynkiem do napisania tego tekstu. Bo dotarło do mnie wtedy, na przykład, że jeśli czytasz którąś z ostatnich powieści, dajmy na to, Łukasza Orbitowskiego, nie zaznajomiwszy się z osobą autora, możesz nie mieć nawet pojęcia, czym ta skorupka niegdyś nasiąkła. I choć można rzec, że nie ma to najmniejszego znaczenia, bo przecież książka książką i pisarz pisarzem, a jednak. A sam Orbitowski nie kryje, że uformowały go marne horrory, durny metal i kiepskie filmy (mogłem pomylić przymiotniki). Powracając jednak do owego doświadczenia, chodzi mi o festiwal literacki, na który przyjechał późniejszy laureat szacownej nagrody Pulitzera, amerykański pisarz Colson Whitehead, autor „Kolei podziemnej”, wyróżnionej prestiżową National Book Award. Innymi słowy, człowiek z legitymacją jednego z najważniejszych obecnie pisarzy z kręgu literatury anglosaskiej. Miałem wtedy okazję spędzić z nim nieco więcej czasu, bo prócz przeprowadzonego wywiadu machnęliśmy razem kawę, tłumaczyłem go podczas rozmowy z innym dziennikarzem i tak dalej. Rozmawialiśmy wtedy, jak pamiętam, przede wszystkim o horrorach, których obaj jesteśmy fanami. Opowiadał mi, jak mocno przeżył „Noc żywych trupów”, gdzie bohaterem jest czarnoskóry mężczyzna, co było dlań pewnym novum.

Tyle że podobne rewelacje wywołały niejaką konsternację (rym niezamierzony) później, kiedy podczas spotkań z czytelnikami pytany był niekiedy o rzeczy cokolwiek abstrakcyjne, mocno teoretyczne, akademickie, podczas gdy sam chętniej pogadałby o… Johnie Carpenterze, któremu, jak wtedy powiedział, postawiłby pomnik. Dla mnie była to piękna chwila. Autor, który jest na totalnym topie, mówi publicznie o swojej fascynacji królem kina klasy B. Zapewniam jednak, że nie cała publika zareagowała podobnie, czuło się pewien dysonans poznawczy.

A przecież Whitehead napisał kiedyś niewydaną u nas książkę „Zone One”, która traktowała o apokalipsie zombie. Nie był to żaden czystej krwi horror, bynajmniej, ale, jak by nie było, autor tej rangi, wywodzący się z zupełnie innej tradycji literackiej, wykorzystał taki, a nie inny gatunkowy sztafaż. I to umiejętnie. Jego świeża powieść, „Rytm Harlemu”, reklamowana jest już bez obciachu jako opowieść sensacyjno-kryminalna, choć należy przy tym zauważyć, że akurat ten rodzaj literatury dostąpił już chyba oficjalnego wyniesienia. Powiedziałbym nawet, że i „Kolej podziemna” czerpie garściami z popkultury, to remiks faktu i myślenia życzeniowego wywiedzionego z powieści przygodowych i kina. Przy czym Whitehead korzysta z tego, na czym wyrósł i co pokochał, mądrze, nie żongluje zapożyczonymi motywami, nie rzuca nazwami, nie puszcza do czytelnika oka, nie zaprasza do żadnej zabawy dla wynikającej z niej rozrywki. Jego rozumienie kultury popularnej jest głębsze, bo jest ona u niego i dla niego naturalnym składnikiem opowieści, częścią tożsamości, nie tylko tej autorskiej. To inherentny składnik jego literatury.

Niejako na przeciwległym biegunie jest, na przykład, tyleż sprawnie napisana, co absolutnie nieznośna książka „Ready Player One” Ernesta Cline'a. Choć to nie ta sama waga, to, pomijając jej nikłą wartość artystyczną, posłużyć może ona za znakomitą egzemplifikację powieści nie tyle obudowanej popkulturą, co z popkultury zbudowanej. Bohater całą swoją tożsamość, z braku innych alternatyw, bo żyje w dystopicznym świecie przyszłości, który jest całkowicie wyrugowany ze sztuki, opiera na tym, co stworzono w latach osiemdziesiątych minionego milenium. Jeśli uznamy te pozycje za oddalone od siebie punkty tego samego spektrum, między nimi zmieścimy chociażby „American Psycho” Breta Eastona Ellisa, gdzie socjopata Patrick Bateman definiuje siebie nie tylko poprzez kupowane kompulsywnie luksusowe dobra, ale i muzykę, której jest koneserem, i niektóre rozdziały poświęcone są szczegółowym analizom nagrań zespołu Genesis.

Na upartego można tam pewnie też dorzucić, szukając nazwisk z wyższych półek, Jonathana Franzena, choć on akurat odwołuje się do popkultury jako elementu budującego kontekst przedstawionego przezeń świata. A to naturalna rzecz. Jak pisałem wyżej, nie da się przecież ignorować, że ta istnieje. Znakomity pisarz Marlon James (laureat nagrody Bookera za „Krótką historię siedmiu zabójstw”) w swych powieściach wykazuje się znawstwem i popkultury, i gatunkowych konwencji. Nic dziwnego. Opowiadał przecież, jak się rozpłakał, słysząc po raz pierwszy „Sweet Child O’Mine”, a powstającą jeszcze trylogię „Ciemna gwiazda” sam określił mianem afrykańskiej „Gry o tron”. No i także kocha horrory, uwielbia amerykańskie komiksy (jego ulubionym jest „Hellboy”), wychował się na Michaelu Jacksonie i tak dalej. Ta-Nehisi Coates, o którego świetnym eseju „Między światem a mną” pisałem swojego czasu na łamach portalu, a którego „Wodnego tancerza” akurat czytam (słucham), pisał niezłe scenariusze do „Czarnej pantery” i „Kapitana Ameryki” dla Marvel Comics. Michel Houellebecq poświęcił całą książkę Howardowi Philipsowi Lovecraftowi. Michel Faber z kolei ponazywał postaci z „Księgi dziwnych, nowych rzeczy” nazwiskami twórców komiksowych (to o superbohaterach przegadałem z nim kawał czasu przy okazji innego festiwalu), a ostatnia jego książka, niewydana u nas (może ktoś się zrehabilituje za to niedopatrzenie?), to, jak mniemam po opisie, fantastyka dla młodzieży, na której okładkę rekomendację napisał Neil Gaiman; zatoczyliśmy pewne koło.

Szczerze mówiąc, im więcej nazwisk wymieniam, im więcej książek sobie przypominam (jest jeszcze chociażby Radek Rak albo świeżutka „Strefa mroku” Nony Fernandez, której tytuł nie jest przypadkowy), tym bardziej czuję, jakbym pisał oczywistości i wyważał otwarte drzwi. Lecz co może być jasne dla mnie i dla ciebie, zapewniam, nie jest oczywiste dla każdego. A wszyscyśmy z jednej, popkulturowej gliny, nawet i najlepsi pisarze na świecie. Czas się z tym pogodzić.


komentarze [4]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Remigiusz Koziński - awatar
Remigiusz Koziński 28.06.2022 01:13
Redaktor

Dla mnie to Whitehead się wykluł że Steinbecka. Albo przynajmniej skorupka za młodu nasiąkła :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Mariusz Miszke - awatar
Mariusz Miszke 27.06.2022 17:50
Czytelnik

Wydaje mi się, że ten problem dotyczy głównie Polski- być może krajów Europy środkowowschodniej, bo nigdy nie interesowało mnie w tych tematach poletko zagraniczne, ale z tego co wiem (i słyszę od ludzi dobrze zorientowanych), na zachodzie nie ma tak silnych podziałów na kulturę wysoką i popkulturę. Mało tego, taka sytuacja bywa dla nich mocno niezrozumiała.
W ogóle sprawa...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Bete_Noire  - awatar
Bete_Noire 26.06.2022 20:43
Czytelnik

Nie wiem, czy ktokolwiek zainteresowany literaturą wysoką, nie zdaje sobie sprawy, że klasycy literatury, to też ludzie z krwi i kości. Wystarczy przeczytać kilka biografii, by przekonać się, jak wielu z nich było zwykłymi bawidamkami, znajdującymi uciechy w pijaństwie i hazardzie 😉 Jednak będąc bliżej tematu, przykładów też nie trzeba daleko szukać, Stanisław Lem nie krył...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Bartek Czartoryski - awatar
Bartek Czartoryski 25.06.2022 10:00
Tłumacz/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post