Trzydzieści lat minęło. „Koło czasu” nareszcie na ekranie

Bartek Czartoryski Bartek Czartoryski
21.11.2021

Życie pisarza fantasy łatwe nie jest. Siadasz do napisania sześcioksięgu, a kilkanaście lat później kończysz z kilkunastoma powieściami na koncie. Taka niekoniecznie przykra niespodzianka przydarzyła się któregoś dnia Robertowi Jordanowi, autorowi „Koła czasu”.

Trzydzieści lat minęło. „Koło czasu” nareszcie na ekranie

Oko świataMoże jednak nie powinno to dziwić, bo, jak twierdziła jego żona, napisanie debiutu zajęło mu niespełna dwa tygodnie. Nie na darmo wybrano go, zanim jeszcze na dobre rozkręcił swoją karierę i zaczął sprzedawać miliony egzemplarzy, żeby wymyślił parę przygód słynnego barbarzyńcy, rębajły Conana. Tomy autorstwa Roberta Jordana, co potwierdzam, znając ich całą masę z autopsji, należą do grona tych najlepszych. Sam uważał je za cokolwiek epigońską chałturkę, ale jednak na tyle satysfakcjonującą, i zapewne dobrze płatną, że machnął ich aż siedem. Zajęło mu to zaledwie trzy lata. Tak czy siak, obojętne, jak prędko nie szłoby mu pisanie, monumentalne dzieło jego życia, czyli imponujący cykl „Koło czasu”, liczący sobie, jak porachowano, grubo ponad dziesięć tysięcy stron, to nie w kij dmuchał.

Pod koniec życia, schorowany i boleśnie świadomy, że zostało mu zaledwie parę lat, przygotował obszerne notatki, instruując swojego ewentualnego następcę, jak zakończyć cykl. Zaszczytu tego dostąpił Brandon Sanderson, lecz kiedy otrzymał zapiski zmarłego pisarza, uznał, że nie sposób zmieścić tego wszystkiego w jednej powieści. Machnął aż trzy, tym samym ostatni raz obracając kołem czasu. Dokonało się? No nie do końca, bo teraz na platformie streamingowej Amazonu debiutuje serial na podstawie rzeczonej serii, do którego przymiarki trwały jeszcze za życia Jordana. Prawa do dowolnych adaptacji swoich dzieł sprzedał kilkanaście lat temu, ale obszerność materiału oraz ciągłe żonglowanie owymi licencjami skutecznie opóźniały proces.

Telewizyjne „Koła czasu” zbierają całkiem niezłe recenzje przedpremierowe, aczkolwiek prasa, z jednej strony chwaląc kurczowe przywiązanie do książek Jordana, z drugiej wskazuje na niekoniecznie równe tempo narracji, co jest rezultatem gęstości adaptowanej fabuły. Miejmy nadzieję, że ta adaptacja będzie miała więcej szczęścia niż poprzednie. Zgadza się, na planie filmowym cykl zagościł po raz pierwszy, ale już wcześniej próbowano przekuć go, chociażby, na gry, zarówno fabularną, jak i na komputery. Żadna z nich nie odniosła jednak sukcesu, a szkoda, bo przynajmniej ta druga (na RPG się nie znam i nie podejmuję się oceny) była całkiem przyzwoitą eksploracyjną strzelanką z perspektywy pierwszej osoby. Niezbyt to konserwatywny wybór jak na adaptację „Koła czasu”, lecz, o dziwo, się sprawdził, tyle że gra poniosła komercyjną klęskę.

Książki Jordana nie miały też szczęścia na froncie komiksowym, bo ledwie zaczęto je wydawać, to zaraz przerwano, i to aż na trzy lata, po czym od niechcenia domknięto słabiutko sprzedającą się serię. Adaptacja serialowa również musiała przejść istną ścieżkę zdrowia. Już na początku nowego milenium szykował się do niej telewizyjny gigant NBC, który chciał przenieść na mały ekran pierwszy tom cyklu, „Oko świata”, a po tym, jak nic z tego nie wyszło, studio Universal myślało przekuć książkę na film, lecz i ta próba zakończyła się fiaskiem.

Ciekawiej zrobiło się na początku 2015 roku, kiedy to firma, której Jordan sprzedał prawa do książek, wyemitowała cichaczem niskobudżetowy, trwający zaledwie dwadzieścia parę minut prolog do „Oka świata”, praktycznie nikogo o tym nie informując. Ze strony żony zmarłego pisarza zaszło podejrzenie, że zrobiono to tylko i wyłącznie po to, żeby wywiązać się z umowy, bo jeśli nie nakręcono by nawet minuty, licencja powróciłaby do niej. Druga strona, rzecz jasna, ostro zaprzeczała podobnym plotkom, argumentując, że to przymiarka do większego projektu, co ostatecznie skończyło się sądowymi ugodami. Jakkolwiek by nie było, niedługo później serial przeszedł pod skrzydła Sony, które dobiło targu z Amazonem i nareszcie mamy tak długo wyczekiwaną adaptację. Miała ona zadebiutować znacznie wcześniej, ale plany pokrzyżowała pandemia. Studio najwyraźniej spodziewa się sukcesu, bo jeszcze przed emisją pierwszego odcinka podjęto decyzję o wyłożeniu pieniędzy na drugi sezon.

Dodajmy, że to wszystko przed zaplanowaną na jesień 2022 roku premierą wysokobudżetowego serialu na podstawie „Władcy pierścieni”, który wyląduje na tej samej platformie. Czyżby „Koło czasu” miało być jedynie przedsmakiem, swoistą przystawką? Byłoby to cokolwiek krzywdzące, bo, pamiętajmy, omawiany gargantuiczny cykl Jordana to najlepiej sprzedająca się seria fantasy od czasu wybitnej trylogii pióra J.R.R. Tolkiena. Ale od podobnych porównań trudno było amerykańskiemu pisarzowi uciec już przy premierze „Oka świata”, które ukazało się na początku 1990 roku. Choć książka odniosła sukces, zarówno krytyczny, jak i komercyjny, to kręcono nosem na jej podobieństwa do dzieł Brytyjczyka. Nie były to złośliwości, bo sam Jordan mówił, że chciał wykreować podobną atmosferę. Co prawda wytykano, że powieść jest za długa, przegadana, miejscami grafomańska i do bólu schematyczna, ale czytelnicy głosowali nogami i maszerowali do księgarń niczym orkowie na Helmowy Jar. Jeszcze w tym samym roku na półki trafił drugi tom, a Robert Jordan prędko pisał kolejne, wydawane rokrocznie, potem nieco rzadziej.

Dech zimyA kto myśli, że zainteresowanie powieściami słabło, ten się myli. Dziewiąty tom, „Dech zimy”, przez dwa miesiące utrzymywał się na szczycie bestsellerów prestiżowego dziennika „The New York Times”. Trafiły tam i następne dwie części cyklu, nie licząc prequela. Były one też, niestety, ostatnimi, jakie ukończył zmarły pod koniec 2007 roku Jordan. Rozpoczęte przez niego „Pomroki burzy” dokończył Brandon Sanderson i wybór ten, dokonany przez wydawcę, okazał się strzałem w dziesiątkę. Wieńczące cykl książki, składające się na trzyczęściowy finał, także były bestsellerami. Zapewne wyniki komercyjne poprawi szum związany z serialem Amazonu, już zresztą można nawet i u nas kupić wydanie „Oka świata” z odpowiednią okładką. Ale jest i druga strona medalu, bo dokonuje się przy okazji swoistej rewaluacji pisarstwa Jordana, któremu głośniej niż przed laty zarzuca się, na przykład, płytkie potraktowanie postaci kobiecych. Jak uporał się z tym serial? Przekonać się możemy nawet i dziś.


komentarze [3]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Legeriusz  - awatar
Legeriusz 22.11.2021 21:44
Czytelnik

Cóż, ongiś czytałem cykl do któregoś tomu. Były niezłe momenty, ale wtórność i to ciągłe już, zaraz, już za chwilę będzie wielka tragedia i koniec świata, bo Czarny nadchodzi, skutecznie mnie zniechęciły. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
marchewa79  - awatar
marchewa79 21.11.2021 19:22
Czytelnik

Płytkie potraktowanie postaci kobiecych? W tej książce? Dla mnie to jedna z bardziej kobiecych epic fantasy. Ale w tej części jaką przeczytałem rzeczywiście wątków "literkowych" jak na lekarstwo. Może o to chodzi?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bartek Czartoryski - awatar
Bartek Czartoryski 21.11.2021 10:01
Tłumacz/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post