rozwiń zwiń

Strzały znikąd. „Szlak umrzyka” Larry’ego McMurtry’ego

Bartek Czartoryski Bartek Czartoryski
03.11.2023

Znamienne jest to, że „Czułe słówka” na anglojęzycznej Wikipedii nie mają nawet własnej strony i wszystkie odnośniki przekierowują prosto do filmowej adaptacji powieści Larry’ego McMurtry’ego. Bo i na pierwszy rzut oka kto przy zdrowych zmysłach pomyślałby, że podstawę zasypanego Oscarami, rodzinnego melodramatu stanowi książka pióra speca od opowieści kowbojskich, traktujących o trudach pogranicznego żywota, o młodości Starego Zachodu i o jego osnutym mitologicznym romantyzmem zmierzchu?

Strzały znikąd. „Szlak umrzyka” Larry’ego McMurtry’ego

Hollywood zawsze czuło miętę do prozy teksańskiego autora, która bez wyjątku świetnie przyjmowała się na ekranie – od „Huda, syna farmera” z Paulem Newmanem, przez „Ostatni seans filmowy”, dzisiaj uznawany, nie bez słuszności, za pomniejszy klasyk kina amerykańskiego, aż do „Czułych słówek”. No i, rzecz jasna, do wyróżnionego złotą statuetką przez Akademię scenariusza do „Tajemnicy Brokeback Mountain”, którego McMurtry był współautorem. O dziwo, jego westerny z tetralogii rozpoczętej słynnym „Na południe od Brazos” (za tę powieść otrzymał Pulitzera) nigdy nie doczekały się podobnego potraktowania, kończąc jako telewizyjne seriale, aczkolwiek z udziałem doborowej obsady, docenione przez krytykę i nagradzane. „Szlak umrzyka” również trafił na mały ekran.

Kto dzisiaj przystępuje do lektury książek o Gusie i Callu, staje przed pytaniem, w jakiej kolejności w ogóle je czytać. Czy zacząć od „Na południe od Brazos”? Bo to przecież pierwsza powieść z owego cyklu napisana przez McMurtry’ego. Tyle że chronologicznie dopiero trzecia. Czyli może jednak od rzeczonego „Szlaku umrzyka”, który dokumentuje pierwsze wyprawy młodych jeszcze poszukiwaczy przygód, których marzenia o bogactwie i sławie zostają prędko zweryfikowane przez prerie, nad którymi unosi się odór śmierci, jakby sama natura starała się wypchnąć człowieka – intruza – ze swojego łona? Nie będzie to zła decyzja, ale ma ona jeden zasadniczy minus: polskie przekłady kolejnych powieści wychodzą co kilka lat, stąd trzeba będzie trochę poczekać na tłumaczenie następnej, „Comanche Moon”, ostatniej wydanej, lecz opisującej wydarzenia po „Szlaku umrzyka”, a przed „Na południe od Brazos”. Dość jednak tej matematyki.

Larry McMurtry

Niezależnie od tego, które to będzie spotkanie z Gusem i Callem, na czytelnika czeka kawał świetnej literatury, niepolukrowanej powieści przygodowej, która podejmując się swoistej dekonstrukcji mitu wielkiej męskiej przygody, nadal trzyma się jej ram. Młodzi awanturnicy, którzy wstępują do oddziału Strażników Teksasu – rzecz dzieje się w latach czterdziestych dziewiętnastego wieku, niedługo po utworzeniu niepodległej Republiki Teksasu – prędko muszą zweryfikować swoje nadzieje, jako że jednostka okazuje się zbieraniną im podobnych i zostaje rychło rozgromiona. Niezrażeni jednak przyszli kowboje ruszają na ekspedycję pod dowództwem byłego pirata Caleba Cobba, którego śmiałym celem jest zajęcie meksykańskiego Santa Fe, według opowieści – krainy srebrem i złotej płynącej. Istnym punktem kulminacyjnym tej wyprawy stanie się zabójczy marsz przez Jornada del Muerto, tytułowy szlak umrzyka, gdzie trudno o cokolwiek do jedzenia i picia, gdzie dokucza mróz i gdzie koczują żądni krwi Komancze pod komendą Garbu Bizona – budzącego postrach bezlitosnego wojownika.

Zaledwie dziewiętnastoletni Gus i Call, niewykształceni, nieposiadający żadnego alternatywnego pomysłu na życie i jeszcze nieświadomi, że noszą jakiekolwiek talenta, prą naprzód niejako z braku laku, motywowani wyłącznie brakiem jakiejkolwiek innej motywacji. I choć raz za razem otrzymują od życia nauczkę – McMurtry jest równie okrutny dla swoich postaci, co depczący im po piętach indiańscy tropiciele – to nadal szukają dla siebie drogi, może nawet jakiegokolwiek sensu. A tego braknie. Wyprawa pułkownika Cobba to źle przygotowana, skazana na klęskę ekspedycja, istna fatamorgana zrodzona w głowie chciwego dowódcy, który sam przyznał sobie oficerskie pagony, bo i na pograniczu każde kłamstwo z miejsca staje się prawdą. Kolejni członkowie oddziału padają jak muchy, z głodu, zimna, od strzał wystrzelonych z ciemności. To jeszcze bowiem nie ich kraj, to nieokiełznana dzicz, gdzie wszystko sprzysięga się przeciwko cywilizacji, broni się zębami i pazurami przed próbami kolonizacji. Ale wiemy, że to łabędzi śpiew, że zaledwie kilkadziesiąt lat później z Dzikiego Zachodu, o którym pisze McMurtry, nie zostanie już nic poza kowbojskimi opowieściami wydawanymi w taniej, miękkiej oprawie.

Autor „Szlaku umrzyka” słuchał ich nader chętnie, siedząc na ganku swojego domu, bo jego wujowie byli jednymi z ostatnich teksańskich poganiaczy bydła, a potem, kiedy odkrył uroki groszowej literatury, zaczytywał się w powieściach przygodowych. Opisywani przez niego bohaterowie to często analfabeci, czasem prymitywy, nierzadko zwyczajni głupcy, którzy gnają ku zatraceniu, tak jak Gus i Call. Ale nie wszystkim braknie serca. Chłopcom towarzyszy bowiem biegły w zwyczajach Indian i obeznany z prerią zwiadowca Wielka Stopa Wallace, postać historyczna (ale w rzeczywistości wyciągnął on fasolkę innego koloru; kto przeczyta książkę, ten dowie się, o co chodzi), człowiek empatyczny, zdeterminowany i śmiały, który bierze na siebie obowiązki niemal ojcowskie. Jest z nimi także Matylda Roberts, matkująca im prostytutka o obfitych kształtach i godnej pozazdroszczenia wrażliwości na czyjąś krzywdę. Lecz otaczają ich głównie okrutnicy, polujący na skalpy traperzy, mordercy meksykańskich dzieci tudzież handlarze niewolnikami, dopuszczający się gwałtu i tortur na swoim „towarze”. McMurtry nie szczędzi sugestywnego opisu, okrucieństwo jest tu na porządku dziennym. I choć wiemy, że nasi bohaterowie muszą przetrwać, całe to doświadczenie pozostawi w ich pamięci głębokie blizny.

Przemykają tu postacie, które poznamy – albo już znamy – jak ranczer Charles Goodnight oraz miłości obu mężczyzn, Clara i Maggie, ale McMurtry pisze tak, żeby zadowolić i starych wyjadaczy, i tych, którzy z jego cyklem mają styczność po raz pierwszy. Goodnight to także postać prawdziwa, ale autor podchodzi do historii lekko, wykorzystując autentyczne zdarzenia i osoby na potrzeby snutej przez siebie fabuły, stąd błędem będzie traktować jego książki jako podręczniki, a obeznani z losami tego czy innego bohatera nieraz się zaskoczą, że skończy ona inaczej, niż miało to miejsce w rzeczywistości. Proza McMurtry’ego, dynamiczna, chciałoby się powiedzieć, że galopująca, nie pozwala odłożyć „Szlaku umrzyka” na długo. Choć powieść liczy sobie przeszło czterysta stron, nietrudno skończyć ją po zaledwie kilku dniach. Aż chce się sięgnąć po kolejne. I bez różnicy, czy zaczęliśmy od „Na południe od Brazos”, czy od omawianego tutaj tytułu, i tak wszyscy przeczytamy tę samą pozycję – „Comanche Moon”. Obyśmy czekali jak najkrócej.

Chcesz kupić „Szlak umrzyka” w cenie, którą sam/-a wybierzesz? Ustaw alert LC dla tej książki!

Książka jest już dostępna w sprzedaży online.

---
Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem.


komentarze [8]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Fungal 05.11.2023 19:34
Czytelnik

O książce 'Na południe od Brazos' słyszałem same dobre rzeczy. Później znalazłem jakiś serial 4 czy 8 odcinkowy właśnie Lonesome Dove. Nie był zbyt dobry, raczej średni. Lightowy western raczej. Jeśli chodzi o książkę chyba opis różnił się z treścią serialu. Był też pełnometrażowy, chyba lepszy. Ale bardzo dawno temu, szczegółów nie pamiętam.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Miśka 06.11.2023 15:43
Czytelniczka

Film to straszne nudy, książka jest mięsista, szczerze polecam.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Miśka 05.11.2023 12:13
Czytelniczka

Byłam zachwycona "Na południe od Brazos" (oryginalnie "Lonesome Dove"  😉). Zdarza mi się myślami wracać do tej historii, więc z tym większą radością sięgnę po wcześniejsze części! Uczta :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
asymon 03.11.2023 13:21
Bibliotekarz

Zabieram się powoli do całości, ale niedawno skończyłem Krwawy południk i trochę jednak muszę odpocząć... Pozdrawiam też przy okazji osoby odpowiedzialne w Vesperze za e-booki.

Aha, jeszcze ciekawostka. Syn autora, James, jest muzykiem, można sobie posłuchać, głównie smęcenie z gitarą. Jest na Spotify.

...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Coriolan 03.11.2023 12:50
Czytelnik

O ile "Na południe od Brazos" uważam za znakomitą powieść, o tyle późniejsze "Ulice Laredo" oceniam jako zdecydowanie nieudane. I to nie literacko, ale jako sam pomysł. Zero pozytywnych postaci, sceny jak z horroru dotyczące ludzi i zwierząt czynią tą książkę kompletnie niestrawną. Autor tak chciał zniszczyć mit wild west,że zniszczył przy tym chęć czytania. Ciekaw jednak...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Krzysztof Gromadzki 03.11.2023 12:37
Czytelnik

Artykuł narobił mi czytelniczego smaku na książki Larry'ego McMurtry'ego. Przeczytam i ocenię go sam. Bowiem chyba naprawdę warto to zrobić. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bartek Czartoryski 03.11.2023 12:00
Tłumacz/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
grego1980 04.11.2023 22:15
Czytelnik

Chyba nie ma o czym dyskutować.  😉 Właśnie kończę Szlak. Znakomity. Troszkę tylko gorszy niz Brazos. Larry miał wielki talent do pisania o dzikim zachodzie z tą nuta sentymentalizmu. Całkowicie odzieral go z romantyzmu. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się