Najpierw książka, później film – „Twój Simon“

ZWIERZ POPKULTURALNY ZWIERZ POPKULTURALNY
30.06.2018

W ostatnich latach pojawiło się w kinach mnóstwo ekranizacji powieści młodzieżowych. W tym miesiącu na ekrany wszedł „Twój Simon”, oparty na powieści Becky Albertalli Simon oraz inni Homo sapiens. I tu czas odpowiedzieć sobie na pytanie: komu opowieść o młodym Simonie stojącym u progu wielkich życiowych zmian wyszła lepiej – pisarce czy filmowcom?

Najpierw książka, później film – „Twój Simon“

W obu przypadkach historia ma ten sam punkt wyjścia. Simon Spier jest całkiem zadowolonym z życia siedemnastolatkiem. Mieszka w niewielkiej miejscowości, chodzi do pobliskiego liceum, ma sympatycznych rodziców, fajne siostry i grupę oddanych znajomych. Nie wyróżnia się jakoś bardzo z tłumu, udziela się w kółku teatralnym i spędza czas, wygłupiając się z rówieśnikami. Jedyne, co wyróżnia Simona, to jego tajemnica – jest homoseksualistą, choć nikomu się jeszcze do tego nie przyznał. Dopiero kiedy zaczyna korespondować z tajemniczym Blue, także samotnym, nieujawniającym swojej orientacji seksualnej chłopakiem ze swojej szkoły, coś się w nim zmienia – zwłaszcza gdy jego korespondencja z Blue staje się przedmiotem szantażu ze strony innego ucznia w szkole.

Choć film i książka mają ten sam punkt wyjścia, to mamy tu nieco inaczej rozłożone akcenty. W powieści zdecydowanie więcej miejsca poświęcono korespondencji Simona i Blue. Dzięki wymianie ich maili dowiadujemy się o nich nieco więcej niż w filmie. Przede wszystkim zaś dużo szybciej nabierają one charakteru flirtu, i to flirtu dwóch nastolatków, którym sporo się kojarzy. Pod tym względem film jest bez porównania grzeczniejszy. Nie powinno to dziwić, kinematografia – zwłaszcza ta, która pragnie dotrzeć do szerszego widza – jest bez porównania bardziej pruderyjna od literatury. Oznacza to, że książkowi Simon i Blue mogą przerzucać się aluzjami seksualnymi, czego zdecydowanie nie zrobią w filmie, gdzie wszystko będzie miało w sobie dużo więcej z cukierkowego romansu, a dużo mniej – z historii o zakochanych nastolatkach, w których buzują hormony.

Kolejna sprawa, która różni powieść od ekranizacji, to kwestia pokazania relacji Simona i jego znajomych. W obu przypadkach mamy do czynienia z taką samą grupą osób – oprócz naszego bohatera w jednej paczce jest też Abby, nowa koleżanka, która przeprowadziła się do miasteczka ledwie sześć miesięcy wcześniej, oraz Nick i Lea – znajomi Simona od przedszkola. Książka ukazuje ich relacje jako nieco bardziej skomplikowane i naturalne, przede wszystkim dowodząc, że nieporozumienia między nastolatkami zdarzają się dość często, równie często co poczucie całkowitej przynależności do grupy. Zwłaszcza wątek Lei jest odmiennie poprowadzony w książce i w filmie. W powieści ma ona do Simona pretensje przede wszystkim o to, że nie obdarzył jej zaufaniem, na które liczyła. W filmie zdecydowano się na bardziej sztampowy motyw nieodwzajemnionych uczuć. Nieco inaczej wygląda też sprawa z szantażującym go Martinem – książka, podobnie jak film, stara się zrozumieć motywy jego postępowania, choć w powieści wypada to zdecydowanie bardziej wiarygodnie.

Tym, co chyba najbardziej różni powieść od filmu, jest to, że książka nie próbuje nas przekonać, iż historia Simona jest w jakiś sposób wyjątkowa czy oddziałująca na życie innych. Wręcz przeciwnie – jednym z największych jej plusów jest to, że opowiada w sumie historię dość banalną: szkolny romans. Pokazuje, że – niezależnie od tego, kto staje się obiektem uczuć – pewne zachowania i emocje są bardzo podobne. W filmie historia Simona i próba dowiedzenia się, kim jest Blue, są zdecydowanie ważniejsze dla życia całej szkoły i pod koniec filmu mamy sceny, w których uczestniczą niemal wszyscy szkolni koledzy bohatera. Jest w tym dużo więcej z typowej komedii romantycznej, gdzie wielkie wyznania miłości muszą odbywać się publicznie – bo, jak wiadomo, nie ma nic bardziej romantycznego niż pocałunek przy wiwatujących znajomych.

Jednocześnie ta zmiana sprawia, że książka i film – choć fabularnie podobne – na pierwszym miejscu stawiają nieco inne problemy. Książka podejmuje wprawdzie temat coming outu i trudności z nim związanych, jednak pokazuje też, jak rozwija się uczucie bohatera, jak próbuje się on odnaleźć w tym świecie nowych dla siebie emocji. Coming out jest ważny, ale nie jest postawiony w centrum narracji – to przede wszystkim powieść o zakochiwaniu się w nieco trudniejszych niż zwykle warunkach. Z kolei film zdecydowanie stawia coming out – i to, jak powinien wyglądać – na pierwszym miejscu. Między innymi dlatego, że twórcy bardziej koncentrują się na tym, jak bardzo nie w porządku jest wyautowanie kogoś, kto jeszcze nie jest na to gotowy. Pod tym względem film jest dużo bardziej skoncentrowany na społecznym odbiorze historii Simona niż na jego osobistych emocjach.

„Twój Simon” to nie przypadek, gdy mamy do czynienia z dobrą książką i słabą ekranizacją albo odwrotnie – filmem, który wyciąga z powieści to, co najlepsze. Choć w moim odczuciu książka jest lepsza – mniej banalna i po prostu bardziej angażująca, to film broni się jako osobne dzieło. Zarówno powieść, jak i film mają ten sam pozytywny przekaz i wprawiają czytelnika czy widza w dobry nastrój. Książka jest nieco bardziej oryginalna od ekranizacji, która korzysta z utartych schematów romantycznego kina dla nastolatków. Warto jednak zauważyć, że np. postać ojca Simona, w powieści dość płaska, w filmie nabiera głębi (m.in. dzięki dobrej grze aktorskiej). Jednocześnie mam wrażenie, że to jeden z niewielu przypadków, gdy lepiej najpierw obejrzeć film, a potem przeczytać książkę. W ten sposób powieść nadal będzie nas cieszyć – dodając informacje o bohaterach, które pominięto w ekranizacji, zaś sam seans nie będzie nas denerwował tym, czego zabrakło. Choć, gdyby trzeba było wybrać tylko jedno, to chyba opowiedziałabym się za książką. Głównie dlatego, że pokazuje jednak nieco bardziej zniuansowany świat bohatera. Plus: nie unika tematu seksu i pożądania, o czym film niemal zupełnie nie wspomina.

Na koniec należy jeszcze zauważyć, że świat powieści i świat kina w odniesieniu do tematu homoseksualizmu wśród młodzieży wciąż bardzo się od siebie różnią. Kinematografia jest nie tylko bardziej pruderyjna, ale także po prostu zdecydowanie rzadziej podejmuje ten temat w popularnych filmach. O ile znalezienie pierwszo- czy drugoplanowych bohaterów należących do społeczności LBTQA w powieściach młodzieżowych nie jest szczególnie trudne, o tyle w filmach jest zdecydowanie gorzej. Pod tym względem „Twój Simon” nie jest tylko uroczą produkcją o zakochanym nastolatku, lecz także dużym krokiem naprzód, jeśli chodzi o reprezentację mniejszości seksualnych w kinie młodzieżowym. I jest to coś, z czego naprawdę trzeba się cieszyć.


komentarze [4]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Rafik 26.11.2018 17:08
Czytelnik

Świetna książka i chętnie przeczytam coś podobnego jakieś sugestie?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Marcin Fryncko 16.07.2018 15:36
Czytelnik

Z filmem ani książką o których jest mowa nie miałem do czynienia, ale zwykle mam tak że też wolę sięgnąć pierw po książkę, a potem po film, a często jest tak że, po film w ogóle nie sięgam. Filmowe adaptacje są zwykle słabsze niż książkowe oryginały.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
yuukinev 30.06.2018 10:15
Czytelniczka

Książka mnie zauroczyła, jest prosta, lecz świetnie kreuje bohaterów. W filmie mi tego brakuje. Oglądając go - zwyczajnie się nudziłam.
" Pod tym względem film jest dużo bardziej skoncentrowany na społecznym odbiorze historii Simona niż na jego osobistych emocjach." - To jeden z największych minusów.

"W filmie historia Simona i jego próba dowiedzenia się, kim jest Blue,...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
ZWIERZ POPKULTURALNY 29.06.2018 10:48
Redaktorka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post