Przestroga wobec władzy i wojny. „Katharsis” Macieja Siembiedy

Marcin Waincetel Marcin Waincetel
12.05.2022

Prawo zemsty, zakazane uczucie, przeznaczenie i wojna. „Katharsis”, najnowsza książka Macieja Siembiedy, to pasjonująca polsko-grecka saga łącząca pokolenia i wiodąca nas przez zdumiewający labirynt losów czwórki bohaterów. W powieści będziemy poznawać tajemnice Salonik i Gdyni, wyspy Wolin, Belgradu, Wrocławia i Kairu. Maciej Siembieda w specjalnym wywiadzie przy okazji premiery książki opowiada nam o gatunkowych konwencjach, namiętnościach, pragnieniu władzy, a także szukaniu własnego miejsca w świecie.

Przestroga wobec władzy i wojny. „Katharsis” Macieja Siembiedy

[Opis wydawcy] „Katharsis” to misternie poprowadzona, pasjonująca opowieść o ludziach wciągniętych w wir historii i uczuciach, które bez względu na okoliczności decydują o naszych wyborach. Między przemytnikami, bandytami, agentami służb specjalnych, spolszczonymi Grekami i ukrywającymi się w Egipcie nazistami Maciej Siembieda snuje także ponadczasową i ponadnarodową opowieść o dobru i złu, zagadkach tożsamości, próbach życia w zgodzie ze sobą, a wreszcie o polityce, będącej najbardziej plugawą i fałszywą dziwką, jaką nosi ta ziemia.

Brawurowe, godne greckiej tragedii zakończenie powieści pozostawia czytelnika oszołomionego nie tylko kunsztem pisarskim autora, ale także konfrontacją z pytaniami, które od zawsze stawia nam literatura: o granice naszej wolności, zależność od zrządzeń losu oraz cenę prawdy, która nie zawsze nas wyzwala.

Marcin Waincetel: Zacznę od końca: Wszystkie ścieżki powieści spotykają się w kopalni uranu w Kletnie na Dolnym Śląsku. Czy rzeczywiście polski uran zbudował radziecki potencjał nuklearny?

Maciej Siembieda: Nie da się tego stwierdzić jednoznacznie, ale prawda historyczna wydaje się potwierdzać tę hipotezę. Na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych Rosjanie wydobyli z Kletna ponad 20 ton uranu, z czego można było zbudować ponad 300 bomb o sile porównywalnej do bomby zrzuconej na Hiroszimę. Celowo wybrałem to miejsce i postanowiłem właśnie w nim dokonać powieściowego katharsis.

No właśnie. „Katharsis” to słowo o złożonym znaczeniu, najczęściej kojarzone z oczyszczeniem. Czy pan tak właśnie je definiuje? Skąd ten tytuł?

Może pana rozczaruję, ale tytuł nie wziął się z wieloletnich przemyśleń, studiów i poszukiwania sensu w traktatach filozoficznych pisanych antyczną greką. Po prostu spodobało mi się pierwotne znaczenie popularnego słowa „katharsis”, a zwłaszcza to, jak rozumiał je Arystoteles: To on uznał, że opisanie tragedii oczyszcza ją, reguluje poziom emocji. Zamienia w coś użytecznego, co można przekazać innym w postaci przestrogi i refleksji. Podoba mi się takie rozumienie literatury.

Zza drzewa, rosnącego tuż obok wejścia do podziemnego magazynu, wyszedł wysoki mężczyzna w rudym mundurze i sukiennym płaszczu organizacji Todt. Nosił opaskę ze swastyką i naszywki frontführera, ale nie wyglądał na Niemca. Miał skórę w kolorze herbaty, oczy jak dwa kawałki węgla i usta układające się w drapieżny grymas, podkreślony czarną kreską podgolonych wąsów, połączonych z mauretańską bródką. Przypominał postać z biblijnych rycin, chociaż jeden szczegół wyraźnie temu zaprzeczał. Funkcjonariusz Todta obracał w palcach paciorki, które ksiądz z łatwością rozpoznał. To był muzułmański różaniec.

Maciej Siembieda, „Katharsis”

Oczyszczenie, wyprostowanie trudnych spraw. To był pański imperatyw?

Poniekąd tak. Chociaż imperatyw każdej mojej powieści jest ten sam: ochota opowiedzenia ciekawej historii.

W swojej najnowszej książce ukazuje pan dramatyczne i bardzo burzliwe losy greckich emigrantów. Czy tragizm był od początku wpisany w ich życie?

„Życie” bohatera powieści to bardziej robota inżynieryjna niż kreacja artystyczna. Musi być dobrze zlokalizowane, osadzone w czasach i realiach. Musi mieć solidnie obliczony plan konstrukcyjny, który sprawi, że po stu stronach nagle wszystko się nie zawali. Musi mieć fundament, na którym buduje się sceny, zachowania, dialogi. Musi mieć ciekawą architekturę fabularną i dopiero wtedy można myśleć o estetyce: elewacji, sztukaterii i tak dalej. Dlatego pytanie o początek i koniec jest retoryczne. To są elementy konstrukcyjne trzymające opowieść w ryzach, bez nich bohater wymknie się spod kontroli i zafundujemy czytelnikowi jakąś literacką schizofrenię. I dopiero wtedy będziemy mieli do czynienia z fatum. Ale raczej zawiśnie ono nad autorem.

Porozmawiajmy o konkretnych bohaterach. „Sacharyna”, przemytnik z Gdyni lat trzydziestych XX wieku, staje się królem czarnego rynku, a dla nas przewodnikiem po mrocznej stronie miasta. Jest w tej historii romans, zdrada, wojna – śmierć i życie. Co stanowi źródło moralności w „Katharsis”? Zdawać by się mogło, że jest to rodzina, ale właściwie w każdej relacji podkreśla pan skazę bohaterów.

Ilu ludzi, tyle mutacji moralności. Ile mutacji, tyle skaz. Ale ma pan rację: wydarzenia, na które nie jesteśmy przygotowani lub które znamy tylko z teorii, potrafią nie tylko totalnie zmienić nasze życie, ale przede wszystkim nas samych. Wojna jest tego najtwardszym dowodem. Przeczytaliśmy o niej tony książek, jest czymś bardzo obecnym w naszej zbiorowej świadomości, a tak naprawdę nic o niej nie wiemy. I nie zmienią tego nawet najświeższe relacje najbardziej rzetelnej stacji telewizyjnej pokazującej eksplozje ruskich rakiet w Mariupolu. Od dwóch miesięcy wysilam wyobraźnię, starając się wyrobić obraz wojny, i nic. Powstają jakieś sztuczne twory. Wszystkie runęły, gdy wczoraj na spokojnej ulicy górnego Sopotu, pełnej słońca i kwitnących forsycji, byłem świadkiem sceny, gdy może trzyletnie ukraińskie dziecko panicznie wtuliło się w spódnicę matki, bo przelatywał helikopter. Wojnę zaczynamy ogarniać, gdy do nas przychodzi. Prywatnie. Choćby w postaci uchodźców, takich samych jak ci greccy – z „Katharsis”. Wtedy zaczyna się wielki test na moralność.

W zaskakujący sposób potrafi pan rozpisywać losy bohaterów, którzy często działają w różnych czasach, a spotykają się dopiero po latach – lub tylko we wspomnieniach. Jest tak chociażby w przypadku Janisa, syna Kostasa, który po wojnie w dramatycznych okolicznościach przerywa karierę bokserską. Zostaje milicjantem, a jedno ze śledztw poprowadzi go ku rozwiązaniu największej tajemnicy jego ojca. Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, ale między wersami zdaje się pan mówić, że od przeszłości nie da się uciec, że to jest siła, która zawsze nas determinuje. Czy jest jednak szansa na zupełne odcięcie się od tego, co było?

Dla mnie nie. Nie da się zresetować przeszłości. Oczywiście w literaturze jest to możliwe. Są książki, w których bohater doznaje urazu czaszki i od tej chwili niczego nie pamięta, zaczyna się na nowo. Ale nawet pisarze, którzy sięgają po ten zabieg, w pewnej chwili uruchamiają wspomnienia, które przebijają się przez uszkodzoną świadomość bohatera, a odzyskiwanie tożsamości zaczyna być atrakcją fabularną. I potwierdzeniem prawdy, że wszyscy skądś przychodzimy, mamy korzenie, geny, łańcuchy DNA. Staram się, aby moi bohaterowie byli jak najbardziej naturalni, jak najbliżsi rzeczywistości. A w rzeczywistości podlegamy przynależnościom, wśród których przeszłość odgrywa istotną rolę.

Żaden z więźniów nie zdążył się poderwać. Dwóch poleciało w tył odrzuconych przez serię, reszta zatańczyła na siedząco jakiś makabryczny balet i osunęła się na ziemię lub pozostała na kłodzie w nienaturalnych pozach. Na twarzy więźnia, który o mało nie upuścił pierwszego pojemnika, zastygło zdziwienie, choć przecież można się było domyślić ciągu dalszego.

Maciej Siembieda, „Katharsis”

Punktem wyjścia „Katharsis” jest historyczna prawda opracowana w misternym kostiumie sensacyjnej fikcji. Akcja została rozciągnięta w czasie od lat czterdziestych aż do końcówki XX wieku, dzięki czemu możemy poznać unikalny obraz politycznych intryg i ludzkich dramatów związanych z historią polskich Greków. Dlaczego wybrał pan akurat nację potomków Sokratesa? Ich związek z naszym narodem okazuje się zaskakujący, bardzo przewrotny, a równocześnie aktualny w kontekście wojny i kryzysu migracyjnego.

Jak zwykle zdecydował impuls. Kolega, polski Grek, opowiedział mi historię rodzinną, której nie wymyśliłby scenarzysta obdarzony nawet najbardziej wybujałą fantazją. Takie rzeczy zawsze na mnie działały. Uwielbiam nieprawdopodobne zdarzenia, które miały miejsce naprawdę. Od tamtej opowieści zaczęło się zainteresowanie greckimi uchodźcami w Polsce pod koniec lat czterdziestych. W porównaniu z obecną falą przybyszów z Ukrainy oni stanowili niewielką grupę. Raptem kilkanaście tysięcy. Różnili się praktycznie wszystkim. Z Kijowa i Charkowa przyjeżdżają do nas przede wszystkim kobiety z dziećmi, a media nagłaśniają to na cały świat, podkreślając ofiarność i empatię Polaków. Grecka emigracja to byli głównie mężczyźni. Lewicowi partyzanci ranni w wojnie domowej. Sprowadzano ich w największej tajemnicy i leczono w tajnym szpitalu wojskowym na wyspie Wolin. Żadna gazeta nie wspomniała o tym ani słowem. Dziś po greckim uchodźstwie pozostał kamień pamiątkowy i wiele tysięcy potomków Greków rozproszonych po Zgorzelcu, Wrocławiu, Gdyni, Bieszczadach. I mnóstwo sekretów, „smaczków” i ciekawostek, których odkrywanie było niezwykłą przygodą.

Dowodem emigracji jest Kostas Tosidos, jeden z bohaterów „Katharsis”. Mężczyzna, który był wychowany przez wojnę. Uczestnik greckiego ruchu oporu musiał udać się na wygnanie do komunistycznej Polski, którą odwzorował pan na kartach książki. W jaki sposób wyglądała tym razem praca ze źródłami? W pamięci utkwiły mi słowa, które wypowiedział pan w czasie jednego z naszych ostatnich wywiadów, a mianowicie: „Nie będę naginał rzeczywistości i prawdy do potrzeb fikcji”, które odnosiły się do powieści „Wotum”. A jak było w przypadku „Katharsis”?

Tak samo. Kopalnię w Kletnie poznałem w 1990 roku, kiedy interesowanie się uranem wydobywanym w Polsce wcale nie było bezpieczne, choć teoretycznie mieliśmy już wolne media. Źródeł jeszcze nie było, chyba że w tajnych archiwach, do których nie miałem dostępu. Temat kopalni ujawnił mi architekt z Opola, zatrudniony tam przez chwilę przy jakichś pracach konstrukcyjnych i zobowiązany do milczenia. Po upadku PRL poczuł się zwolniony z tego przyrzeczenia.

Być może najciekawszym bohaterem powieści jest „Zulus”, wychowanek „Sacharyny”, który napisze własny rozdział powojennej historii przestępczej Gdyni, choć los przeznaczy mu całkowicie inną rolę. Czy rozpisując konkretne partie dopasowywane do określonych bohaterów musi pan rozumieć ich intencje?

Tak jak już mówiłem, postacie muszą być starannie zaplanowane i konsekwentnie prowadzone. Trzeba nie tylko je wymyślać, ale i dyscyplinować fabularnie. Czytelnik lubi, gdy o bohaterze mówią jego wybory, decyzje i działania, czyli akcja. Woli, gdy narrator pisze: „Marysia schyliła się po zmiętą kartkę leżącą na ulicy i wrzuciła ją do pojemnika na papier”, niż: „Marysia dbała o środowisko naturalne”. Dlatego wszystko, co robi bohater, powinno być podporządkowane jego profilowi wymyślonemu przez autora opowieści. Intencje i motywacje oczywiście należą do tej układanki.

Niezwykle ważną rolę w powieści odgrywają kobiety. Jest obraz zarówno kochającej matki i żony Kostasa, która oddałaby wszystko za życie swojego dziecka, jak i kobiety fatalnej – mam tutaj na myśli Krystynę związaną burzliwą relacją z „Sacharyną”, której siły należy upatrywać w determinacji, jak również poświęceniu. Jak zdefiniować rolę kobiet w „Katharsis”?

Cztery części powieści mają męskich bohaterów, ale najważniejsza, piąta – dedykowana jest postaci Katheriny, żony Kostasa i matki Janisa. To nie rozpaczliwa próba ratowania parytetu ani kurtuazyjny ukłon w stronę kobiet. Katherina to pozornie drugoplanowa, ale bardzo ważna postać. To ona decyduje o wielu rzeczach i zjawiskach, ona często determinuje postępowanie bohaterów i wreszcie wszystko rozstrzyga. Skoro już musi być górnolotnie, to ona jest strażniczką skarbca tej historii.

Odjeżdżając, zastanawiał się, czy oficer SS wiedział, co znajdowało się w czarnych pojemnikach z żółtymi symbolami. Na samą myśl, że kiedyś po to wróci, poczuł nagły przypływ euforii. Nic nie było w stanie jej zakłócić. Ani chłód wiosennego poranka, ani obraz morderstw, w których właśnie wziął udział, ani głuche, choć coraz bliższe odgłosy radzieckiej artylerii. To wszystko nie miało już żadnego znaczenia. Prawdziwym zwycięzcą tej wojny był on i tylko on.

Zacisnął dłoń na kierownicy i dodał gazu.

Maciej Siembieda, „Katharsis”

„Katharsis” to burzliwa saga rodzinna, w której miłość łączy się z przekleństwem. Płomienny romans, który połączył księcia przemytników z przedwojennej Gdyni i klasyczną femme fatale, to jeden z charakterystycznych elementów całości. W jaki sposób określił pan wzór na stworzenie „Katharsis”? Wiem, że przed laty zaczytywał się pan w powieściach Kena Folletta.

Bardzo lubię sagi i zawsze chciałem sagę napisać. Follett i jego cykle „Filary Ziemi” oraz „Stulecie” czytałem z niesłychaną przyjemnością. Każdy z tomów to tysiącstronicowa cegła, a przyswaja się je lekko i z apetytem. Świetne postacie, świetna żonglerka wątkami, z których żaden się nie plącze. Mistrzostwo. Na dodatek fikcja miesza się tam z wielką historią, postacie wymyślone dotrzymują kroku autentycznym, co mnie również pociąga narracyjnie. I najważniejsze: to są zwykłe, spokojne historie bez nagłych twistów, labiryntów i zagadek. A jednak czytają się doskonale. Dlaczego? Bo mają bardzo wysoki wskaźnik czegoś, co nazywam urodą opowieści. Dziś trzeba nieustannie trzymać w napięciu. Ale dobry majster, pokroju Folletta, potrafi się bez tego obejść i sprzedawać miliony egzemplarzy. Zawsze w takich chwilach przywołuję „Dzień Szakala” Fredericka Forsythe’a. Powieść o zamachu na generała de Gaulle’a. Książka spojler. Każdy zna zakończenie. Zamach się nie udał. A jednak czyta się z wypiekami. Dla urody opowieści właśnie.

Zastanawiam się, co było dla pana najtrudniejsze, a co najbardziej satysfakcjonujące w pisaniu „Katharsis”. Pytam zarówno o warsztat pracy, splecenie poszczególnych wątków fabularnych i rodzinnych konotacji, ale również o emocjonalny ciężar i psychologiczny rys postaci.

Piszę dla przyjemności. Pewnie mocno egoistycznie, pewnie w dużej mierze dla siebie. Dlatego nie wynajduję sobie problemów egzystencjalnych zaklętych w moich bohaterach, abym musiał potem obgryzać paznokcie ze stresu, jak z tego wybrnąć w powieści. Wyciskam ciężary emocjonalne postaci, mierząc siły na zamiary. Psychologicznie też zapuszczam się tam, gdzie potrafię się wiarygodnie poruszać.

„Katharsis” to opowieść, która mieni się bogactwem kolorów, choć chciałoby się powiedzieć, że dominują odcienie szarości. Czym dla pana osobiście jest „Katharsis”? Z jaką myślą chciałby pan pozostawić swoich czytelników?

Ta książka miała być przestrogą przeciwko chciwości władzy, chorobie panowania nad światem. Przeciwko wojnie, która wszystko niszczy – od miast po mieszkania. Od narodów po jednostki. Która szarpie ludźmi jak huragan, rzucając ich tam, gdzie nie chcieliby być rzuceni. Miała to być przestroga literacka. Okazała się publicystyczna.

Maciej Siembieda – jest pisarzem z trzydziestoletnim doświadczeniem reporterskim. Zajmuje się dziennikarskimi śledztwami historycznymi. Trzykrotnie otrzymał za nie Nagrodę Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Laureat ponad dwudziestu nagród w konkursach na reportaż. Publikował w najważniejszych polskich tytułach prasowych – od „Kultury” (Paryż) po gazety codzienne. Wydał cztery zbiory reportaży oraz podręcznik ich pisania, popularny nie tylko wśród studentów dziennikarstwa. Jako autor zadebiutował w 2017 r. powieścią „444”. Czytelnicy pokochali kolejne jego książki „Miejsce i imię”, „Gambit” i wydaną w 2021 roku powieść „Kukły”. W swoich thrillerach po mistrzowsku wykorzystujących elementy prawdziwych historii, nadając im sensacyjną ramę i tempo. 

Przeczytaj fragment książki:

Kathrsis

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.

Książka „Katharsis” jest już dostępna w sprzedaży.

Artykuł sponsorowany.


komentarze [10]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
zayanna  - awatar
zayanna 19.06.2022 20:24
Czytelnik

Chciałam napisać jakąkolwiek krytykę: merytoryczną, konstruktywną, wyimaginowaną nawet! Czekałam na tę książkę, ale nie sądziłam, że będzie AŻ TAK dobra... Nie mogę powiedzieć nic złego na jej temat... ani słowa. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
markot  - awatar
markot 04.06.2022 22:40
Czytelnik

Co jak co ale Katharsis pozytywnie mnie zaskoczyło, zdecydowanie jedna z lepszych książek 2022 roku!

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Liska  - awatar
Liska 20.06.2022 13:21
Czytelnik

Zgadzam się :D fenomenalna powieść! Autor naprawdę genialny, że napisał coś takiego 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
czesiek  - awatar
czesiek 13.05.2022 12:46
Czytelnik

Książki tego Pana czytam jednym tchem... tło historyczne, ciekawe historie a to wszystko oparte na faktach. Dla koneserów bardzo polecam! 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
ksiazkofil  - awatar
ksiazkofil 13.05.2022 12:42
Czytelnik

Mój ulubiony autor, który z "książki na książkę" jest coraz lepszy.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Patrycja  - awatar
Patrycja 12.05.2022 21:31
Czytelniczka

Artykuł czyta się z przyjemnością, jak książki Pana Macieja. Tę na 100% przeczytać z wielką ciekawością.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Domulanda  - awatar
Domulanda 12.05.2022 20:01
Czytelniczka

To jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie książek tego roku!  😍
  

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
czesiek  - awatar
czesiek 13.05.2022 12:45
Czytelnik

to całkiem jak u mnie :D
 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Magdulek  - awatar
Magdulek 12.05.2022 20:00
Czytelnik

Prezentuje się ciekawie

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Marcin Waincetel - awatar
Marcin Waincetel 12.05.2022 14:30
Oficjalny recenzent

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post