-
ArtykułyPlenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać2
-
ArtykułyW świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać4
-
ArtykułyZaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać2
-
ArtykułyMa 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant7
Biblioteczka
Dzisiaj czas na kolejną książkę (a właściwie dwie książki) które wzięłam z myślą o moim starszaku, który dzielnie ćwiczy czytanie. Nadal mamy pewne trudności, niektóre słowa są dla niego na tyle trudne, że bez pomocy nie potrafi poradzić sobie z ich przeczytaniem, ale i tak jest poprawa, powoli, powolutku idziemy do przodu, mam nadzieję, że po wakacjach będzie już czytał zupełnie sam bez niczyjej pomocy :) Oby tylko miał większe chęci, bo narazie w większości przypadków trzeba go do czytania zachęcać, albo i nawet zmuszać, bo straszne zniechęca go to, że nie potrafi i nie mogę mu przetłumaczyć, że im więcej ćwiczeń tym lepiej będzie sobie radził...
Właśnie dlatego staram się o coraz to nowsze, ciekawe tytuły, które nadadzą się do samodzielnego czytania przez moje dziecko. Wiadomo, że Nikodem nie chwyci jeszcze po książkę, która ma pełno stron i wiele tekstu, bo nie poradziłby sobie pewnie z taką książką. Dlatego teraz dużą uwagę zwracam na to, żeby lektury które podsuwam mu do czytania miały dużą czcionkę i mało tekstu.
Postanowiłam więc sprawdzić jak to będzie w przypadku książek, które dzisiaj Wam prezentuje. Seria "Czytamy bez mamy" jest przeznaczona dla dzieci, zarówno tych które dopiero rozpoczynają przygodę z czytaniem jak i tych które radzą już sobie świetnie. Cała seria liczy już sobie jedenaście tytułów o trzech poziomach trudności. My dzisiaj skupimy się na poziomie pierwszym.
Chciałabym napisać Wam kilka słów o dwóch najnowszych tytułach, a mianowicie o książce "Wizyta w bibliotece" oraz "Wycieczka do zoo". Poznamy tutaj dzieciaki z pierwszej klasy. Najpierw przeczytamy i tym jak ich nauczycielka postanowiła wprowadzić nowy rytuał. W każdy wtorek Pani wraz ze swoimi uczniami będzie wychodziła do biblioteki. Pierwsza wizyta wywołała w dzieciakach wiele radości. Pani dała im zadanie, każdy miał odnaleźć inny tytuł książki. Jednak Ola była tak zachwycona różnymi książkami, że nawet nie zaczęła szukać tytułu, który kazała jej znaleźć Pani. Na szczęście z pomocą przybył Leon...
Druga książeczka opowiada nam o tym jak dzieciaki wybrały się wraz z Panią na wycieczkę do zoo. Szczęśliwe biegają, podziwiają zwierzaki, zachwycają się nimi. Kiedy nadchodzi czas na przekąskę okazuje się, że zaginął plecak Oli. Leon dzieli się z nią swoim śniadaniem. Na szczęście plecak się odnajduje, a winna tego zamieszania jest... Będziecie musieli zgadnąć sami ;)
I choć treść jest ważna i moim zdaniem jest bardzo ciekawa to jednak w naszym przypadku kiedy z czytaniem są jeszcze problemy dużą uwagę zwracam na ilość tego tekstu oraz czcionkę. I tutaj muszę koniecznie pochwalić pomysł zapisywania tych opowiadań. Każde słowo jest podzielone na sylaby i zaznaczone dwoma innymi kolorami. Dzięki temu dziecko wie w jakim momencie przedzielić wyraz aby łatwiej było go przeczytać. Na końcu obu tych książeczek znajdują się po cztery zadania sprawdzające to co dziecko zrozumiało i zapamiętało z przeczytanego tekstu.
Na koniec powiem Wam tylko, że książeczki te są bardzo poręczne, cienkie, lekkie. Miękka okładka, śliskie strony, duży czytelny tekst. Z łatwością można je gdzieś schować i zabierać ze sobą na spacer czy w drogę do innego miejsca. Są także bardzo kolorowe, mają dużo ilustracji, które idealnie przedstawiają to o czym czytamy. My lekturę tych książek mamy już za dobą, a Ty? Nie pozostaje nam nic innego jak życzyć Wam Miłego czytania :)
Dzisiaj czas na kolejną książkę (a właściwie dwie książki) które wzięłam z myślą o moim starszaku, który dzielnie ćwiczy czytanie. Nadal mamy pewne trudności, niektóre słowa są dla niego na tyle trudne, że bez pomocy nie potrafi poradzić sobie z ich przeczytaniem, ale i tak jest poprawa, powoli, powolutku idziemy do przodu, mam nadzieję, że po wakacjach będzie już czytał...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-03-09
Może pomyślicie, że jestem trochę jak dziecko, ale chciałabym, żeby na świecie istniały czary. Oczywiście nie te złe, tylko te dobre. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby gdzieś w kącie mojego mieszkania zamieszkały krasnoludki, a wraz z motylkami fruwały małe wróżki. Na święta Bożego Narodzenia jakiś uroczy czarodziej wyczarowałby piękny, biały i skrzypiący pod stopami śnieg. A latem nigdy nie byłoby ani za gorąco ani za mokro. Ech... szkoda, że to tylko marzenia. Ale z drugiej strony, gdyby tak taka czarodziejska różdżka trafiła w ręce malutkich psotników, to już nie byłoby tak fajnie. Na świecie zapanowałby - delikatnie mówiąc - chaos. A jaki? Jeśli chcecie wiedzieć zerknijcie do tej książki.
Dziś bowiem z przyjemnością polecam Wam bardzo zabawną i ciekawą lekturę. Księgę pełną magii i czarów. Ale nie opowiada ona o tym jak to pewien czarodziej robi dobre uczynki za pomocą swojej czarodziejskiej różdżki. Fakt, bohater tej książki to bardzo miły staruszek o dobrym serduchu. I z całą pewnością zrobiłby on wiele przyjemnych niespodzianek wszystkim dookoła, gdyby tylko miał na to czas! Niestety nie ma tak łatwo, bo Mag Zachariusz jest bardzo zajęty odkręcaniem innych czarów. Bardzo psotnych i szczerze mówiąc również bardzo śmiesznych. Wystarczy tylko zerknąć na ilustracje w tej książce i można nie źle się uśmiać. Najwyraźniej nie każdy powinien mieć dostęp do magicznych zaklęć. Bo czarowanie nie każdemu wychodzi najlepiej ;)
W tej książce znajdziemy 4 opowiadania, gdzie w każdej z nich kto inny przysparza Magowi Zachariaszowi nie lada kłopotów. Na początek dwa skrzaty ukradły naszemu bohaterowi czarodziejską różdżkę i uciekły! Czarodziej gonił za nimi przez calutki dzień, a psoty tych dwóch małych urwisów były tak pomysłowe, że naprawdę aż trudno w to uwierzyć. Oglądając ilustracje po prostu nie można się powstrzymać od śmiechu. Stołek na sprężynie, flet zamiast gwizdka w czajniku, spagetti zamiast sterty siana, sowa w okularach, wąż zamiast krawatu, niemowlę na smyczy, pan z ryjkiem świnki, piesek na kółkach i wiele wiele więcej. Nie umiałabym chyba wyliczyć Wam wszystkich tych psot. A to przecież dopiero pierwsza przygoda Maga Zachariasza!
Kolejne opowiadanie to przygoda naszego uroczego czarodzieja podczas gonitwy za Dżinem. Okazało się, że ten grubiutki duszek uciekł swojemu Panu. Butelka od wielu lat stała w jego szopie, ale najwyraźniej jej korek lekko się poluzował i Dżin czmychnął czym prędzej. Czarodziej miał więc po raz kolejny ręce pełne roboty, by odkręcić wszystkie psoty uciekiniera. Widzieliście kiedyś pana młodego, który zamiast cylindra ma wiadro pełne wody? A może piłkarza grającego na boisku w spódniczce tutu? Podobał mi się także piesek z ogonem z trawy lub gęś na łańcuchu przy budzie ;) Powiem krótko, tu się wszystko może zdarzyć! A to przecież jeszcze wciąz nie wszystko!
Kolejna część opowiada o tym jak Mag Zachariasz ratuje krainę baśni. Tym razem wielkiego zamieszania dokonał tajemniczy ktoś. Aby dowiedzieć się kto stoi za tymi wszystkimi psotami czarodziej musiał podążać za śladami, które odnaleźć wcale nie było trudno. I tak podążając za psotnikiem - dowiedzieć się kim jest i dlaczego robi takie zamieszanie. Domyślacie się pewnie, że w tej części także nie brak dziwactw. Nie będę Wam zatem ich opisywać i od razu przeskoczę do ostatniej historii opisanej w tej książce. A dotyczy ona krainy Świętego Mikołaja. A dokładnie poszukiwania krasnoludków tego naszego kochanego brodacza. Te małe skrzaty czmychnęły tuż przed Bożym Narodzeniem zostawiając po sobie nie zły bałagan. Mag Zachariasz znów nie będzie się nudził. Oj, nie... ;)
Choć wydawałoby się, że każde z tych opowiadań to jakieś długie i dość skomplikowane historie, to powiem Wam, że wcale tak nie jest. Przede wszystkim tekstu w tej książce jest naprawdę baaardzo niewiele. Na każdej stronie dosłownie po kilka zdań. Bo kluczową rolę odgrywają tutaj ilustracje! Zajmują one całe strony i sprawiają, że książka ta jest po prostu rewelacyjna. Bowiem podczas każdej z wypraw Maga Zachariasza mamy za zadanie odszukać na obrazku wszystkie elementy, które z pewnością bez czarów wyglądałyby zupełnie inaczej. Psoty poszczególnych "uciekinierów" są naprawdę bardzo zabawne. I co najważniejsze - jest ich tu cała masa! W pierwszym opowiadaniu musimy odnaleźć aż 250 pomyłek, w następnym 280, a w dwóch kolejnych 260 i 250. Czyli jak widzicie ponad 1000 w sumie! Więc na nudę podczas lektury tej książki narzekać nie będziemy. Oj nie!
Księga 1000 pomyłek to lektura dla małych bystrzaków. Dla dzieciaków, które uwielbiają doszukiwać się szczegółów na ilustracjach i wyłapywać błędy. Książka ta z całą pewnością rozwija spostrzegawczość i koncentrację. Uczy cierpliwości i zachęca do wytężenia odrobiny swoich szarych komórek. A ponieważ jest to książka niezwykle zabawna i ciekawa, żadne dziecko z pewnością nie będzie się przy niej nudzić. Nie ukrywam, że jestem pod wrażeniem pomysłowości jej autorów. Ja nigdy w życiu nie wpadałabym na to, żeby w taki sposób zmienić świat. Trzeba mieć na prawdę ogromną wyobraźnię by z nosorożca zrobić wielbłąda z rogami, umieścić donicę z kwiatami "do góry nogami" pod balkonem lub umieścić wózek na ludzkich nogach i do tego wsadzić do niego świnkę! Tutaj pan w teatrze zamiast muchy mam motyla pod brodą, samochody mają kwadratowe koła, renifery jeżdżą na nartach, a ośmiornica ma na swoich mackach zawiązane kokardki. Genialne prawda??
Powiem Wam, że przeglądając tę księgę nie mogłam przestać się śmiać. Ta książka jest po prostu rewelacyjna. Gdy raz się do niej zajrzy, nie sposób się od niej oderwać. Każda strona sprawia, że jeszcze bardziej jesteśmy ciekawi co wydarzy się dalej. A podczas lektury po prostu uśmiech nie schodzi nam z ust. Ogromną zaletą jest także fakt, że księga ta jest dość duża. Więc ilustracje wewnątrz także są spore i możemy patrzeć na nie w nieskończoność. Lektura ta posiada także grubą i sztywną okładkę, a papier wewnątrz choć raczej szorstki w dotyku - jest dość gruby. Ogólnie księga wygląda na bardzo solidną więc nie musimy się martwić, że po kilku zabawach rozpadnie nam się w rękach. Jestem pewna, ze długo będzie nam służyć. Nawet jeśli nasze dzieciaczki stale będą po nią sięgać. Cóż więc jeszcze mogłabym dodać? Ja naprawdę jestem nią zachwycona i gorąco ją Wam polecam. Jestem pewna, że każde dziecko będzie nią zachwycone :)
Może pomyślicie, że jestem trochę jak dziecko, ale chciałabym, żeby na świecie istniały czary. Oczywiście nie te złe, tylko te dobre. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby gdzieś w kącie mojego mieszkania zamieszkały krasnoludki, a wraz z motylkami fruwały małe wróżki. Na święta Bożego Narodzenia jakiś uroczy czarodziej wyczarowałby piękny, biały i skrzypiący pod stopami śnieg....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Nikodem od września zaczął przygodę z czytaniem na poważnie i nadal nie jest tak jak być powinno. Niestety czytanie nadal sprawia mu trudności i choć zna wszystkie literki i potrafi wszystko przeliterować to połączenie tego później w wyraz jest już dużo trudniejszym zadaniem. Niestety w szkole nie uczą ich czytać, w szkole Pani zadaje wyłącznie czytanki do domu z nakazem nauczenia się płynnego czytania, następnego dnia odpytuje z czytania. To byłoby tyle w tym temacie. Ja sama muszę nauczyć moje dziecko czytać i powiem Wam, że czasami ręce mi się załamują i płakać mi się chce razem z Nikodemem, bo opornie nam idzie... Ćwiczymy i ćwiczymy...
Właśnie dlatego interesują mnie teraz książki, które skierowane sa do dzieci uczących się czytania. Właśnie w taki sposób trafiłam na Kapitana Zębola i Kajtka Kuternogę. "W królestwie Brzuchaczy" i "W królestwie pięknisiów" to dwie książeczki z serii "Czytamy bez mamy". Poziom pierwszy przeznaczony jest własnie dla dzieci zaczynających swoją przygodę z czytaniem.
Kapitan Zębol i Kajtek Kuternoga to dwaj bardzo brzydcy, bardzo nikczemni i bardzo głupi piraci. Pływają na swojej rozwalonej łajbie, żywią się szczurami i szukają okazji, aby kogoś okraść. W książce "W królestwie Brzuchaczy" trafiają w miejsce gdzie książę i księżniczka są tacy grubi, że nie mogą się już porządnie ruszać, więc łatwo będzie ich ograbić. Tak też czynią. Napadają na ich królestwo, zamykają wszystkich w lochach i więzieniu i przejmują panowanie nad krainą Brzuchaczy wprowadzając własne niemądre ustawy. Jednak księżniczka i książę nie mają zamiaru się poddawać. Biorą sprawy w swoje ręce...
Druga książka czyli "W królestwie pięknisiów" opowiada o tym jak to Kapitan Zębol i Kajtek Kuternoga zjawiają się u Pięknisiów. Organizowany jest tam konkurs piękności i ten kto wygra będzie przez rok mógł rządzić krajem. Wstrętni piraci korzystają z okazji, że wszyscy mieszkańcy są bardzo zajęci napadają na nich i przejmują władzę. Książę Jan Czaruś i królewna Ślicznotka muszą diametralnie zmienić styl życia i zrezygnować ze wszystkich pięknych kosmetyków, których dotychczas używali. Jednak wiecie co? Wychodzi im to na dobre ;)
Książeczki te skierowane są do dzieci, które dopiero rozpoczynają przygodę z czytaniem. Jest to poziom pierwszy czyli najłatwiejszy jednak powiem Wam, że mam pewne wątpliwości. Miałam już sporo okazji do czytania pierwszych czytanek z Nikodemem. Z tego co zauważyłam są one o wiele łatwiejsze niż opowiadania z tych książek. Jest tutaj wiele trudnych słów, liter takich jak ż, ą, ę, ś, ć też jest mnóstwo. Myślę, że jak dla takich dzieciaków jak mój Nikodem to jeszcze za trudna lektura.
Fakt jest tutaj duża czcionka i podział na rozdziały, które nie są zbyt długie, ale to chyba tyle jeśli chodzi o początkowe czytanie. Moje dziecko nie potrafiłoby jeszcze poradzić sobie z tymi książeczkami, więc narazie odłożymy je na bok, poczekają aż Nikuś zacznie lepiej czytać ;) Jednak nie zmienia to faktu, że opowiadania te są ciekawe i zabawne. Każde z nich niesie także jakieś przesłanie. Na przykład to jak niezdrowo jest się objadać i że nadwaga nie jest wcale fajna, za to zdrowy tryb życia, odpowiednie odżywianie i ćwiczenia to coś co z całą pewnością przyda się każdemu. Albo to, że wygląd wcale nie jest najważniejszy. Że bycie pięknym wcale nie oznacza, że jest się szczęśliwym...
Książki te są dosyć małe i cienkie, czyta się je bardzo szybciutko ponieważ rozdziały są krótkie, a czcionka spora. Do tego są także fajne, śmiechowe, kolorowe ilustracje rewelacyjnie przedstawiające zarówno szkaradnego Kapitana Zębola i jego kompana nie zbyt mądrego Kajtka Kuternogę, ale także mieszkańców królestwa Brzuchaczy i Pięknisiów. Zdecydowanie duży plus za obrazki, bardzo mi się podobają :) Mimo tego, że powyżej trochę narzekałam to i tak polecam - przecież rodzice mogą sami poczytać te książeczki swoim dzieciom, albo po prostu spróbujcie, jeśli Wasze dzieciaki radzą sobie z czytaniem lepiej niż mój Nikodem to myślę, że nie będą miały problemu z przeczytaniem tych opowiadań. My po prostu odczekamy jeszcze trochę, aż moje dziecko udoskonali swoje czytanie ;)
Nikodem od września zaczął przygodę z czytaniem na poważnie i nadal nie jest tak jak być powinno. Niestety czytanie nadal sprawia mu trudności i choć zna wszystkie literki i potrafi wszystko przeliterować to połączenie tego później w wyraz jest już dużo trudniejszym zadaniem. Niestety w szkole nie uczą ich czytać, w szkole Pani zadaje wyłącznie czytanki do domu z nakazem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-02-23
Ostatnio dość często sięgamy po książki w języku angielskim. A przecież nasze dzieciaczki nie znają jeszcze dobrze tego języka. Tak naprawdę to dopiero są na etapie nauki. Poznają pierwsze słówka i zwroty. Starają się dobrze wymawiać usłyszane wcześniej zdania. Daleko im więc jeszcze do czytania książek po angielsku. A mimo to, gdy tylko taka lektura w obcym języku trafia do naszego domu, to właśnie te maluchy biegną do nich jako pierwsze. Takie tłumaczenie książek to dla nich jak przygoda. Wyzwanie. Moja Ala twierdzi, że czuje się wtedy jak detektyw, który rozwiązuje szyfr. ;)
Jak zwał tak zwał, ale najważniejsze jest to, że dzieci chcą się uczyć, poznawać nowe rzeczy. Jeśli tylko taka nauka połączona jest z choćby odrobinką zabawy - jest ona bardzo entuzjastycznie przyjęta przez nasze dzieci. Dlatego też większość zeszytów ćwiczeń czaruje nas magią barw i pomysłowością. Do wielu z nich dołączane są gadżety w postaci magicznych długopisów czy chociażby naklejek. A co z innymi książkami? Czy taka pozycja edukacyjna pozbawiona ilustracji i rysunków nadal byłaby taka interesująca? Pewnie tak, ale te kolorowe są zawsze milej widziane. A gdy jeszcze znajdziemy wewnątrz obrazki z ulubionym bohaterem? Hm... to dopiero frajda!
Dziś pokażę Wam książkę, która na pewno przypadnie do gustu wszystkim fanom małego żółwika o imieniu Franklin. I choć chce Wam dziś pokazać słownik, to zapewniam Was, że żadne dziecko nie będzie tej lektury kojarzył z nudną nauka lub żmudną pracą. Ta książka to bardzo fajny sposób na poznawanie nowych angielskich słów. Na naukę poprzez zabawę. A tłumaczenie z nią angielskich opowiadań to będzie czysta przyjemność, wierzcie mi.
Wewnątrz znajdziemy ponad 1000 haseł. Ale nie są one ot tak wysypane po kolei w książce lecz ciekawie przedstawione. Każdy wyraz ma tutaj tłumaczenie, przykład w jaki sposób można go użyć w zdaniu i coś jeszcze. Każde takie hasło użyte w tym słowniku jest zilustrowane obrazkiem pochodzącym z książek o Franklinie. I tak zobaczymy tu naszego uroczego żółwika robiącego zdjęcie przy haśle dotyczącym aparatu fotograficznego. W innym miejscu nad jego głowa lata ważka. Jak myślicie, czego dotyczy tłumaczenie? Jest tu także Franklin w szkole i w domu, z przyjaciółmi i rodziną. Skoro haseł jest tu tak wiele, a do każdego z nich jest dodany obrazek to... pewnie już się domyślacie, ze tych ilustracji jest tu całe mnóstwo. Nie sposób wymienić wszystkich.
Poza typowym słownikiem z hasłami na samym końcu tej książki znajdziemy jeszcze kilka dodatków. Jest nią na przykład strona z kolorami, liczbami, dniami tygodnia miesiącami, porami roku, zwrotami grzecznościowymi itp. Takich dodatków jest tu całkiem sporo. Najciekawszymi z nich jest według mnie część dotycząca tego jak należy czytać po angielsku lub strony z rzeczownikami o nietypowej liczbie mnogiej, rzeczownikami, które występują wyłącznie w liczbie pojedynczej oraz z czasownikami nieregularnymi. Ciekawe? Według mnie bardzo. Jak dotąd w takich słownikach dla dzieci nigdy się z takimi informacjami nie spotkałam. Więc według mnie to świetny pomysł.
Muszę koniecznie dodać jeszcze to, że książka ta jest naprawdę fajnie wydana. Cała masa kolorowych i wesołych ilustracji to jedno. Ciekawe dodatki na końcu to drugie. Ale podoba mi się także to, że papier wykorzystany do tej książki jest gruby i śliski. A co za tym idzie - bardzo solidny i przyjemny w dotyku. Fajne jest też to, że okładka w tej lekturze jest gruba i solidna. Że kartki są wszyte wewnątrz a nie wklejane. Ale to wciąż nie koniec. Fajne jest też to, że na każdej stronie, na której umieszczony jest słownik z hasłami na samej górze umieszczona jest linijka, która ułatwia nam znalezienie odpowiedniego hasła. Alfabet zna chyba każde dziecko, ale niekiedy maluchom trudno przypomnieć sobie czy h jest przed literką g czy za bez przypomnienia go sobie całego od początku. Tutaj dziecko nie musi co chwilkę powtarzać alfabetu podczas poszukiwania konkretnego słowa. Wystarczy zerknąć na linijkę i wiadomo czy teraz musimy przesunąć strony do przodu, czy tez należy się cofnąć.
Słownik języka angielskiego powinien być w każdym domu. Wiem, że na rynku jest całe mnóstwo różnych propozycji tego typu. My same także polecałyśmy Wam już kiedyś jakiś słownik, który także bardzo nam się podobał. Ale powiem Wam szczerze, że ten także jest rewelacyjny. Nie wiem czy lepszy, czy gorszy. Ale na pewno jest super i bardzo się cieszę, ze do nas trafił. Jest ciekawy, przejrzysty i bardzo pomocny. Podoba mi się w nim wszystko. I sądzę, że świetnie się nadaje dla każdego brzdąca. Nie tylko wielkiego fana Franklina. Dlatego z czystym sumieniem Wam go polecam :) Jest świetny!
Ostatnio dość często sięgamy po książki w języku angielskim. A przecież nasze dzieciaczki nie znają jeszcze dobrze tego języka. Tak naprawdę to dopiero są na etapie nauki. Poznają pierwsze słówka i zwroty. Starają się dobrze wymawiać usłyszane wcześniej zdania. Daleko im więc jeszcze do czytania książek po angielsku. A mimo to, gdy tylko taka lektura w obcym języku trafia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-02-23
Już minął prawie rok, od kiedy Marta polecała Wam bardzo fajną książeczkę dla ciekawskich dzieciaków. Nosi ona tytuł "Wytłumacz mi dlaczego..." i wyjaśnia małym czytelnikom aż 365 różnych ciekawostek o świecie. Dziś mam okazje pokazać Wam pewnego rodzaju kontynuację tej serii. Tym razem książka nosi tytuł "Już wiem, dlaczego...", ale podobnie jak w ej poprzedniej lekturze jest tu poruszonych 365 przeróżnych ciekawostek, które mogą zainteresować dzieciaki. Bez względu na płeć, zainteresowania czy wiek. Jestem pewna, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie :)
Lektura ta podzielona jest na 9 rozdziałów. Pierwszy z nich dotyczy ciała człowieka. Znajdziemy w nim więc takie informacje jak: dlaczego palenie papierosów jest niezdrowe?, dlaczego starsze osoby mają zmarszczki?, dlaczego ziewamy?, co to jest choroba morska?, co to jest zapalenie wyrostka robaczkowego?, dlaczego lecą nam łzy?, jak się goi rana? itd. itp. Pytań w tym dziale jest kilkadziesiąt i jak widzicie są one bardzo urozmaicone. A to przecież jeszcze nie wszystko. Co jest dalej? Rozdział drugi nosi tytuł Historia świata. Ten jest znacznie mniejszy od poprzedniego, a zagadnienia, które znajdziemy wewnątrz to między innymi: gdzie odbyły się pierwsze igrzyska olimpijskie?, gdzie wynaleziono papier?, dlaczego wokół niektórych miast są mury?, gdzie była Atlantyda?, Jak powstało państwo Liberia? itp. Ciekawe? Na pewno. Choć niektóre tematy na pewno będą jeszcze mało interesujące dla mojej 8 latki. Ale większość z pewnością jej się przydadzą. Chociażby pytanie dotyczące śladów człowieka lub historii monety. Moja ciekawsza córeczka będzie zachwycona!
Kolejny dział to Przyroda i środowisko. Ten także jest dość skąpy w pytania, ale spokojnie. Kolejne na pewno nam to zrekompensują. Tak więc w tym dziele przeczytamy o tym dlaczego żywność przechowujemy w lodówce?, dlaczego trzeba myć ręce przed jedzeniem?, dlaczego w chlebie są dziury?, co to są błędne ogniki?, dlaczego wygotowuje się butelki dla niemowląt? itp. Tutaj pytań jest niewiele, ale jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej na temat przyrody, warto zerknąć dalej. Bowiem kolejny rozdział to Rośliny! I kolejne ciekawostki do poznania to na przykład: jak rosną drzewa? Po co na dnie doniczki jest otwór?, dlaczego liście mają żyłki?, dlaczego przycina się drzewa?, w jaki sposób rośliny wspinają się po murze?, dlaczego kwiaty więdną? i wiele wiele więcej.
W bardzo obszernym dziele Technika, fizyka i chemia znajdziemy odpowiedzi na pytania o tym dlaczego kamień tonie w wodzie?, jak produkuje się jedwab?, dlaczego cukier błyszczy?, jak działa kompas?, w jaki sposób samoloty latają?, po co latawiec ma ogon?, lub chociażby dlaczego w lustrze wody widzimy swoje oblicze? itp. Następny rozdział dotyczy tradycji i powiedzeń, a tam autorka zawarła takie pytania jak: jak się zapisuje muzykę?, o co chodzi z całowaniem się pod jemiołą?, czy na przykład skąd się wzięło określenie 'siedzieć po turecku"? :) Dalej jest Ziemia i wszechświat. W nim przeczytamy o tym co to jest wieczny śnieg?, dlaczego gwiazdy świecą?, dlaczego w nocy nie ma Słońca?, dlaczego satelity nie spadają na Ziemię?, skąd siębiorą powodzie, buzrze, tęcza? i wiele wiele więcej.
I tak zostały mi już ostatnie dwa działy do omówienia. Wiem, że pewnie zanudzam Was już tymi informacjami, ale chciałabym Wam choć odrobinę przybliżyć treść tej lektury. Tak wiec kolejny rozdział to znane osoby. Dziwne? Niekoniecznie. Tutaj przeczytamy bowiem o tym kim był Juliusz Cezar, Tutanchemon, Leonardo DaVinci, Maria Antonina, Jezus, Mahomet, itp. Natomiast ostatni rozdział dotyczy zwierząt. W nim znajdziemy odpowiedzi między innymi na takie pytania jak: co pomaga zwierzętom przetrwać zimę?, dlaczego mole zjadają ubrania?, czy ryby śpią?, w jaki sposób pisklę wylęga się z jaja?, dlaczego żaby skaczą?, gdzie ślimak ma oczy?, jak się porusza wąż?, dlaczego nie ma już tygrysów tasmańskich? itp. Tutaj tych pytań jest całe mnóstwo. Aż trudno wszystkie ogarnąć :)
Jak widzicie w tej publikacji znajdziemy całe mnóstwo pytań i odpowiedzi. Ale najfajniejsze jest to, że możemy z niej korzystać w różny sposób. Jeśli szukamy odpowiedzi na konkretny temat, sięgamy do bardzo szczegółowego spisu treści, dzięki któremu znalezienie odpowiedzi jest banalnie proste. A gdy nie szukamy niczego szczególnego, tylko ot tak chcemy dowiedzieć się czegoś nowego, wystarczy, że zaczniemy czytać wszystkie pytania i odpowiedzi po kolei. Nie są one bowiem rozmieszczone tematycznie, więc po przeczytaniu dziesiątego czy kolejnego zagadnienia nie zaczniemy ziewać z nudów, gdyż wszystkie, które dotąd przeczytaliśmy nie będą dotyczyć jednego lecz wszystkich działów po trochu. Bardzo mi się to podoba. I z decydowanie ten drugi sposób poznawania treści tej książki wydaje mi się ciekawszy. Tym bardziej, że pytań w tej książce jest 365. Możemy więc czytać ją pomału przez okrągły rok. Nie spiesząc się. Ot tak, dla przyjemności :)
Książka ta jest także bardzo fajnie wydana. Ma duży format, grube kartki wewnątrz oraz ciekawą i wesołą grafikę. Dlatego zerkając do środka nie poczujemy się tak, jakbyśmy właśnie sięgnęli po kolejny podręcznik szkolny lub typową książkę edukacyjną. Ta przypomina raczej zbiór zapisków na różne tematy. Nie ma tu miejsca na poważne zdjęcia, schematy czy tabele. W tej publikacji znajdziemy jedynie bardzo zabawne ilustracje, które na pewno rozbawią małego czytelnika i zachęcą do lektury :) Według mnie ciut rozpraszające jest to, że w książce tej użyta jest cała masa różnorodnych czcionek. Co prawda wygląda to dość ciekawie i na pewno zabawnie. Ale nie wiem czy jest takie wygodne do czytania dla młodego człowieka. Moja Alicja jest raczej przyzwyczajona do tych czytelnych i przejrzystych tekstów i gdy tylko trafiała na większe zawijasy miała z nimi mały kłopot.
Ogólnie muszę przyznać, że ta książka jest świetna. Bardzo interesująca i wesoła. Uczy nasze dzieciaki, rozbudza w nich ciekawość świata. Alicja zawsze bardzo lubiła tego typu publikacje i tym razem wcale nie jest inaczej. Mała lubi zerkać do środka. Podoba jej się to, że każda odpowiedź jest napisana dosłownie w kilku zdaniach więc nie musi spędzać nad książką połowy dnia, by się czegoś dowiedzieć. Odpowiedzi na pytania są tu ujęte w prosty i łatwy do zrozumienia sposób. Nie potrzebne są nam zatem jakieś dodatkowe informacje. Wyjaśnienia. Wystarczy przeczytać to co jest i wszystko staje się jasne. Jak dla mnie super, prawda? Jedyne co bym tu zmieniła, to z przyjemnością zobaczyłabym ta lekturę w twardej oprawie. Miałabym pewność, że będzie nam ona długo służyć nawet jeśli będziemy do niej stale wracać. Fajnie by było, gdyby kartki były wewnątrz wszywane, a nie wklejane, tak jak jest teraz. Cała reszta według mnie jest super. Polecam!
Już minął prawie rok, od kiedy Marta polecała Wam bardzo fajną książeczkę dla ciekawskich dzieciaków. Nosi ona tytuł "Wytłumacz mi dlaczego..." i wyjaśnia małym czytelnikom aż 365 różnych ciekawostek o świecie. Dziś mam okazje pokazać Wam pewnego rodzaju kontynuację tej serii. Tym razem książka nosi tytuł "Już wiem, dlaczego...", ale podobnie jak w ej poprzedniej lekturze...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
O Franklinie pisałam już tyle razy, że z pewnością znacie go już tak doskonale jak i my :) Jeśli jakimś cudem nie wicie kim jest Franklin to koniecznie musicie nadrobić zaległości w tym temacie! Tego żółwia nie można nie znać!
Franklin to przesympatyczny, młody żółwik, który ma młodszą siostrę żółwinkę, najlepszego przyjaciela Misia oraz Lisa, Bobra, Królika, Gąskę, Wydrę, Ślimaka i Skunksa. Zwierzaki te chodzą do szkoły gdzie nauczycielką jest Pani Sowa.
Tym razem pokażę i opiszę Wam dwie nowe książeczki pełne przygód Franklina i jego rodzinki oraz przyjaciół. Pierwsze z nich to "Franklin i uroczyste śniadanie". Przeczytamy w niej o tym jak to rodzina Franklina postanowiła przygotować uroczyste śniadanie, na którym miała pojawić się ciocia Emi. Franklin namówił mamę, aby dała mu przygotować samemu jedzenie, niestety okazało się, że gotowanie to wcale nie taka prosta sprawa i do jednej jogurtowej masy żółwik robił kilka podejść... Niepowodzenie trochę go zniechęciło, ale wpadł na pewien pomysł...
Draga książeczka nosi tytuł "Franklin i nocna wyprawa do lasu". Opowiada o tym jak to Klub Poszukiwaczy Ciekawostek na czele z Panią Sową czyli nauczycielką Franklina wyruszył na nocny spacer po lesie. Przewodnikiem został ich gość czyli Skunks, który doskonale znał lat w ciemności. Zwierzaki zobaczyły kilka bardzo interesujących rzeczy, na przykład świecące w ciemności grzyby i kwiaty, które kwitną wyłącznie po zmroku. Jednak Franklin najbardziej marzył o tym, aby zobaczyć i złapać świetliki. Jednak kiedy je spotkał... Dowiecie się tego już z książeczki ;)
Lubię Franklina i Nikodem też go lubi. Chociaż mój chłopiec twierdzi, że jest już za duży na takie bajeczki to i tak zawsze słucha ich z zainteresowaniem. Jestem pewna, że niedługi kiedy zacznie już porządnie czytać to sam chwyci za książeczki z tej serii ponieważ dzięki krótkiemu tekstowi i dużej czcionce są one idealne do samodzielnego czytania. Są cienkie, mają miękką okładkę, śliskie strony, niewiele kartek, fajny format, czyta się je szybko, są bardzo kolorowe, wesołe, pouczające, ciekawe, niewiele kosztują i seria jest naprawdę spora! To wszystko jest zaletą tych książeczek i myślę, że warto je mieć :) Dlatego polecam! Bez wątpienia spodobają się Waszym dzieciakom.
O Franklinie pisałam już tyle razy, że z pewnością znacie go już tak doskonale jak i my :) Jeśli jakimś cudem nie wicie kim jest Franklin to koniecznie musicie nadrobić zaległości w tym temacie! Tego żółwia nie można nie znać!
Franklin to przesympatyczny, młody żółwik, który ma młodszą siostrę żółwinkę, najlepszego przyjaciela Misia oraz Lisa, Bobra, Królika, Gąskę,...
Pamiętacie małą Lenę i jej młodszego braciszka Kubusia? Wspominałam Wam już kiedyś o tej dwójce, tylko, że wtedy braciszek był malutkim niemowlakiem, teraz jest już biegającym i zaczynającym mówić małym łobuziakiem, którym Lena ciągle musi się opiekować ;)
Dzisiaj opiszę Wam dwie książki naraz. Postanowiłam połączyć te recenzje w jedną, bo przecież są one do siebie tak bardzo podobne. Opowiadają o tych samych bohaterach tylko oczywiście różnią się treścią, ale bez obaw, opiszę Wam je obie :) Tym razem przeczytamy o tym jak Lena uczy swojego małego brata oraz o urodzinach naszej głównej bohaterki i jej cudnym braciszku, który mimo tego, że jest strasznie denerwujący jest też najukochańszym bratem na ziemi :)
Pierwsza z nich czyli "Braciszek na piątkę" opisuje nam nauki językowe. Mama Leny strasznie zdziecinniała, zamiast mówić do synka wydaje z siebie jakieś dziwne dźwięki. Lena martwi się, że jej brat wyrośnie na jakieś dziwadło, które nie potrafi mówić więc postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i uczy go mówić. Niestety Kubuś chyba kompletnie nie wie o co jej chodzi. Lena i jej dziwne pomysły - z pewnością nie wróży to nic dobrego ;)
Druga książeczka to "Lena świętuje urodziny" opowiada o tym jak to nasza bohaterka przygotowuje swoje przyjęcie urodzinowe. Lena kończy już sześć lat, to taki poważny wiek. Dziewczynka ma ogromną nadzieję, że jej mały brat nie zepsuje jej całej imprezki. Przychodzą goście, przynoszą prezenty - Lena czuje się zawiedziona zarówno tym co otrzymała jak i zachowaniem swojego brata, jednak okazuje się, że jej przyjaciele uwielbiają Kubusia... Może to przyjęcie nie jest taką kompletną klapą ;) ?
Lena to naprawdę fajna dziewczynka, choć powiem Wam, że jej pomysły nieco mnie przerażają. Dobrze, że to tylko książki, bo nie wyobrażam sobie, aby w realnym życiu niektóre jej akcje miałyby tak dobre zakończenie. Mała dziewczynka bierze sama niemowlaka na spacer w deszczu, wraca do domu i rodzice nawet nie zauważają ich zniknięcia? Brrr nieco to straszne ;) Mam nadzieję, że mali czytelnicy nie będą mieli takich pomysłów jak ona ;)
Książeczki te są ciekawe - nie można im tego odmówić. Opowiadania te są pomysłowe, główna bohaterka choć jeszcze taka mała jest już naprawdę zaradna i potrafi poradzić sobie w każdej sytuacji. Z tymi książeczkami nie będziemy się nudzić, jestem pewna, że sprawią one, że na buziach małych czytelników pojawią się uśmiechy :)
Miękka okładka i klejone strony wcale nie są tutaj minusem. Książki te są poręczne, dosyć cienkie i zajmują niewiele miejsca, dzięki temu bez problemu możemy zebrać całą kolekcje opowiadań o Lenie i nie będzie kłopotu z jej przechowywaniem ;) U mnie to spory problem, bo książek mam ogrom, a miejsca na półkach ani trochę... Wewnątrz tych książeczek oprócz ciekawych i zabawnych opowiadań znajdziemy także dużą, czytelną czcionkę i wiele kolorowych, zabawnych obrazków. Połączenie idealne ;)
Pamiętacie małą Lenę i jej młodszego braciszka Kubusia? Wspominałam Wam już kiedyś o tej dwójce, tylko, że wtedy braciszek był malutkim niemowlakiem, teraz jest już biegającym i zaczynającym mówić małym łobuziakiem, którym Lena ciągle musi się opiekować ;)
Dzisiaj opiszę Wam dwie książki naraz. Postanowiłam połączyć te recenzje w jedną, bo przecież są one do siebie tak...
Wspominałam Wam już o pierwszej części tej uroczej serii. Dziś kolej na drugą. Co prawda nie różni się ona tak bardzo od tej poprzedniej, ale trzeba przyznać, że te książki jakoś tak wpadły mi w oko. A ponieważ przy ostatniej recenzji nie napisałam Wam wszystkiego co chciałabym przekazać Wam na ich temat, to skorzystam z okazji i zrobię to teraz. Więc spokojnie możecie czytać tą recenzję dalej. Mam nadzieję, że w połowie nie zaczniecie ziewać ani nic takiego. Jestem pewna, że z tego wpisu dowiecie się kolejnych ciekawostek na temat tej kolekcji.
Ale może zacznę od treści.Ostatnio jakoś tak nie po kolei piszę te recenzje, więc dziś będę się bardziej pilnować. Tak więc o czym jest ta książka? No cóż. Kilkoro bohaterów klasy I b zdążyliście poznać już poprzednio. Dziś pora na kolejne postacie, czyli Maję, Filipa i Oskara. A opowiadanie to opisuje nam pewien bardzo chytry, ale jakże skuteczny plan Pani Klary, czyli wychowawczyni dzieciaczków mający na celu zbliżenie do siebie wszystkich jej podopiecznych i sprawienie, by zapanowała między nimi przyjemna atmosfera. Bo wiadomo jak to jest. Czasem ktoś ma goryszy dzień, czasem kiepski humorek. I niekiedy pomiędzy dzieciaczkami dochodzi do drobnych konfliktów. Warto więc szybko im zaradzić, by te nieporozumienia nie przerodziły się w znacznie gorsze awantury.
I tak Pani Klara wpadła na pewien plan. Zdecydowała, że poprzez wesołą zabawę sprawi, że jej uczniowie bardzo się polubią. A miłe zachowanie wobec siebie wejdzie im w krew. Pewnego dnia z samego rana zaskoczyła całą klasę. Przyniosła naczynie pełne małych karteczek i poprosiła dzieci, by każde z nich wylosowało jedną. Zastrzegła im tylko, żeby nikomu nie zdradzali, co mają na tych karteczkach napisane. Bo były na nich imiona jednego z uczniów w klasie. A osoba, która ją wylosowała miała za zadanie stać się jego tajemniczym przyjacielem. Czyli wspierać tę osobę, być dla niej uprzejmym itp. Tak, by osoba wylosowana sama domyśliła się, kto jest jej tajemniczym przyjacielem. Hm... jak myślicie? Czy plan nauczycielki się powiódł??
Jak wiecie te książeczki są naprawdę bardzo fajne.Opowiadanie nie są ani za krótkie, ani za długie. Czyta się je szybko i z przyjemnością. Poza tym, podobnie jak w poprzedniej części tutaj także czcionka jest dopasowana tak by początkujący czytelnik nie zniechęcił się po zajrzeniu do środka. Czcionka zatem jest duża, tekst ciekawy, a tło pod nim białe. Kolorowe ilustracje to tylko miły dodatek. Zdobią one poszczególne strony, obrazują czytany właśnie tekst, ale nie przeszkadza. Myślę, że to ogromny plus.
Warto także wspomnieć o tym jak ta lektura wygląda z zewnątrz. Jakie wywiera pierwsze wrażenie zanim zapoznamy się z jej zawartością. Poprzednio pominęłam ten szczegół i uważam, że to błąd. Bowiem książeczki te prezentują się naprawdę bardzo fajnie. Przede wszystkim seria ta naprawdę nie należy do olbrzymów. Ma format wielkości zeszytu. Nie są duże ani ciężkie. Są po prostu bardzo poręczne i możemy je ze sobą zabrać dosłownie wszędzie. Podoba mi się bardzo to, że książki te mają nie tylko twardą i grubą okładkę, ale także papier wewnątrz jest dość grubi i śliski. Myślę, że dzięki temu lektury te raczej trudno byłoby zniszczyć czy zabrudzić. Jestem pewna, że posłużą nam one dość długo.
Podsumowując sądzę, że inwestycja w te lektury to dobry pomysł. Książeczki są nie tylko śliczne, ale także bardzo ciekawe. Poza tym maluch, który dopiero rozpoczyna przygodę z literaturą powinien być zadowolony. Duża i czytelna czcionka z pewnością ułatwi mu te trudne początki. I zachęci do tego by sięgać po kolejne części :) U nas Ala czyta już całkiem nie źle, więc dla niej ta lektura to zwykła rozrywka. Ale w przyszłości na pewno te książeczki nam się przydadzą, gdy Natalka zacznie naukę czytania. Dlatego też bardzo się cieszę, że mamy je w domu. A z tego co widzę na ostatniej stronie okładki - kolekcja ta jeszcze znacznie się powiększy! Następne tytuły są już w przygotowaniu. Oj, już nie mogę się doczekać. Z przyjemnością przygarnę je wszystkie :)
Wspominałam Wam już o pierwszej części tej uroczej serii. Dziś kolej na drugą. Co prawda nie różni się ona tak bardzo od tej poprzedniej, ale trzeba przyznać, że te książki jakoś tak wpadły mi w oko. A ponieważ przy ostatniej recenzji nie napisałam Wam wszystkiego co chciałabym przekazać Wam na ich temat, to skorzystam z okazji i zrobię to teraz. Więc spokojnie możecie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Nie ulega wątpliwości, że książeczki nie posiadające tekstu, za to mające ogromne bardzo szczegółowe ilustracje są ostatnio na topie. Wydawnictwa wręcz prześcigają się nawzajem w wymyślaniu ciekawych grafik oraz oryginalnej tematyki. Ale w sumie to nawet mnie to cieszy. Im większa konkurencja, tym ciekawsze tytuły ;)
Tym razem zabiorę Was do ZOO. Mało oryginalne? Może i tak, ale zapewniam Was, że na tej wycieczce nie będzie się ani odrobinkę nudzić. Bo w tym ZOO zawsze jest wesoło. Zawsze znajdzie się coś ciekawego, zabawnego lub niesamowitego. W końcu w takim miejscu tak strasznie dużo się dzieje. Gdzie się człowiek nie obejrzy - tam jakaś atrakcja. Taaak... ZOO to bardzo fajne miejsce. Sama je uwielbiam, choć byłam w nim wiele wiele razy. Ale to nie ma znaczenia. I tak zawsze bawię się w takim ogrodzie wyśmienicie!
Tym jednak razem nasze ZOO zobaczymy jedynie na obrazkach. Ale będzie ich na tyle dużo i będą one tak ciekawe, że nie sposób będzie Was od nich oderwać. Moje dziewczyny chętnie do tej książki zaglądają. Jak chyba zresztą do każdej tego typu. Jakoś ostatnio taka zabawa bardzo im się spodobała. A przecież tu poza zwykłym oglądaniem jest coś jeszcze! Ale o tym za chwilkę. Teraz opowiem Wam o samej grafice w tej lekturze.
Powiem Wam szczerze, że jeśli chodzi o ilość szczegółów umieszczonym na ilustracjach - to szału nie ma. Widziałam bardzo dużo tego typu książek i wiem, że obrazki mogłyby być bardziej skomplikowane. Tu oczywiście nie jest źle, ale gdyby tak ilustracje miały większe zagęszczenie tych wszystkich elementów byłoby na pewno nie tylko ciekawiej, ale również ciut trudniej cokolwiek odnaleźć. Moim dziewczynom co prawda w niczym to nie przeszkadza, ale obawiam się, że po pewnym czasie książka ta może im się po prostu znudzić, czego z pewnością nie mogę powiedzieć o tych bardziej skomplikowanych książkach z obrazkami, do których wracamy w zasadzie cały czas.
Kolorystyka obrazków jest raczej stonowana. Nie mogłabym powiedzieć, że zaglądając do środka zalała mnie fala barw. Oj nie. Tutaj jest ich sporo, ale są one raczej utrzymane w takich delikatnych odcieniach. To wygląda naprawdę ładnie i na pewno nie męczy oczu maluchów, które do tej lektury zaglądają. Można zatem wpatrywać się w te wszystkie ilustracje godzinami i nie mieć dość ;) Ogromną zaletą tej publikacji jest z cała pewnością pomysłowość ich autorów, bowiem obrazki, o których Wam cały czas piszę są po prostu rewelacyjne. Znajdziemy na nich na przykład małpę bawiącą się na tablecie, żyrafę całującą żółwia, pieska sikającego na nogę jakiegoś turysty, Tarzana w dżungli i wiele wiele więcej. Obrazki te zatem są naprawdę bardzo zabawne, Wystarczy dobrze się przyjrzeć by znaleźć na nich całe mnóstwo śmiesznych scenek, które niekiedy rozbawią nas do łez!
Ale jak już wspomniałam wcześniej, w tej książce poza fajnymi ilustracjami jest coś jeszcze. Gdy tylko ja otworzycie zobaczycie, że do okładki jest doklejone skrzydełko. Ma ono wielkość okładki ale wygląda inaczej niż zazwyczaj. To skrzydełko jest białe i ma powycinane kółeczka. A każdy z tych otworów ma innego koloru obramowanie. Identycznie wygląda skrzydełko dołączone do tylnej okładki. Tyle tylko, że tam otworki te są inaczej rozmieszczone i mają inną wielkość. Przeglądając książkę dostrzeżemy, że na każdej z ilustracji są umieszczone teksty. To pytania, a raczej krótkie polecenie mówiące małemu czytelnikowi co powinien w danym miejscu odnaleźć. Na przykład: Gdzie kryje się złodziej? Kto tu nie pasuje? Gdzie jest zielony wąż? itp.
Obok każdego z tych pytań jest mała wskazówka. Czyli małe kółeczko w konkretnym kolorze. Jeśli dziecko ma kłopot z odnalezieniem odpowiedzi, lub też chce sprawdzić, czy wskazał dobry szczegół wystarczy, że sięgnie po skrzydełko, o którym pisałam wcześniej. Umieszczając je na ilustracji, którą w danym momencie przeszukiwaliśmy, większość obrazka zostanie przysłonięte. Pozostaną nam na wierzchu tylko te elementy, które zostały umieszczone w miejscach, gdzie z w skrzydełku są otwory. Odpowiedzi na zadane pytanie szukamy w tym kółeczku, którego obramowanie jest w tym samym kolorze co kółeczko obok pytania :)
Ogólnie muszę przyznać, że książka mi się podoba. Nie wiem jak długo będzie cieszyć moje dzieciaki, bo na pewno przyjdzie moment, w którym moje dziewczyny dokładnie zapamiętają co jest na obrazkach i gdzie kryją się odpowiedzi na zadane na ilustracjach pytania. Ale nie ukrywam, że pomysł na stworzenie takiej książki jest naprawdę super, a zabawa przy niej rewelacyjna. Nam się podoba. Szczególnie Natalce, która jak tylko załapała o co chodzi stale z nią biega. Także polecam. Życzę Wam wesołej zabawy!
Nie ulega wątpliwości, że książeczki nie posiadające tekstu, za to mające ogromne bardzo szczegółowe ilustracje są ostatnio na topie. Wydawnictwa wręcz prześcigają się nawzajem w wymyślaniu ciekawych grafik oraz oryginalnej tematyki. Ale w sumie to nawet mnie to cieszy. Im większa konkurencja, tym ciekawsze tytuły ;)
Tym razem zabiorę Was do ZOO. Mało oryginalne? Może i...
2016-01-08
Znacie Marysię? Powinnam teraz usłyszeć głośne "taaak". W końcu seria ta liczy sobie już naprawdę sporo tytułów. Poza tym już kiedyś miałyśmy okazję Wam przedstawić tą uroczą misię, więc jeśli czytacie nas regularnie od dawna z pewnością pamiętacie te recenzje. Ale głośnego tak nie usłyszałam, więc z przyjemnością ją Wam przedstawię. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że technika jeszcze nie poszła aż tak do przodu, żebyście mogli mi teraz odpowiedzieć. Ale przyznam Wam się w sekrecie, że robię to z premedytacją. Mam teraz przynajmniej powód, by wspomnieć o tym uroczym zwierzaku raz jeszcze. A myślę, że warto, bo te opowiadania są naprawdę fajniutkie :)
Marysia jak już wiecie to mały misiaczek Koala. Ma uroczych i bardzo mądrych rodziców oraz nieco psotnego przyjaciela - chomiczka Gryzaka. I w takim to oto gronie nasza mała bohaterka przeżywa różne ciekawe przygody. Ja i moje dziewczynki miałyśmy okazję poznać cztery z nich więc z ogromna przyjemnością Wam o nich opowiem.
Pierwsza książeczka, która przeczytałyśmy nosi tytuł "Marysia i wycieczka do ZOO". Tak w sumie to pewnie domyślacie się co przeczytamy dalej. Marysia wraz z rodzicami i małym pupilem udaje się do ogrodu zoologicznego. Tam cała rodzinka z wielkim przejęciem ogląda wszystkie zwierzęta. Wesołe słoniki puszczające wodę trąba, smukłe i dostojne żyrafy, puszyste niedźwiedzie, sprytne delfinki i foki i wiele więcej. Wizyta w ogrodzie bardzo im się podoba. Wszystko jest takie ekscytujące! A jak się kończy ten spacer? No cóż powiem Wam tylko, że ostrożności nigdy nie za wiele ;)
Kolejna bajeczka opowiada o wizycie Marysi i Gryzaka w cyrku. Ogromna arena i niezwykle piękne występy wręcz zapierają nam dech w piersiach. Marysia patrzy jak osłupiała na potężne słonie i ich małych przyjaciół, na groźne lwy i tygrysy. Na zabawny pokaz klaunów czy chociażby bardzo niebezpieczny występ panny Kociłapki na trapezie i na linie. Naprawdę atrakcji nie było końca. Stale coś się działo. Nie można było oderwać oczu od areny. Ale i tak najwspanialszy występ odbył się na samym końcu. Był tam pokaz magi. Ale ciii... więcej Wam nic nie powiem. Przeczytacie sami :)
Kolejna lektura z Marysią w roli głównej to opowiadanie o jej wizycie na wesołym miasteczku. Ta mała misia Koala uwielbia karuzelę. Dziewczynka nie mogła się jej oprzeć. Wszystkie zabawki umieszczone na niej wręcz ja wołały. Na szczęście mama misi nie kazała się długo prosić. Poszła kupić bilet dla córeczki i jej przyjaciela. A w tym czasie nasza bohaterka wybierała, na którym pojeździe chciałaby się kręcić. Wybór nie był łatwy, ale jakoś się udało. A potem? To była już tylko zabawa. Myślicie, że można coś spsocić na karuzeli? Przeczytajcie tą książkę, to się dowiecie!
I na koniec część o urodzinach mamy. Marysia od tygodnia zastanawiała się jak uczcić ten wielki dzień. W końcu urodziny mamusi to wielkie święto i trzeba zrobić wszystko, by ta kochana solenizantka będzie się tego dnia czuła jak królowa. A jak tego dokonać? To proste! Wystarczy przygotować pyszne śniadanko do łóżka, przystroić je ulubionymi kwiatami mamy zadbać by niczego jej nie brakowało. Ale czy wszystko się uda? Czy aby na pewno wszystko pójdzie z planem? No cóż, to kolejna zagadka, którą rozwiążecie już sami czytając tą lekturę. Z pewnością Wam się spodoba :)
Jak widzicie te lektury są po prostu urocze. Zarówno tej naszej przesympatycznej bohaterki jak i jej przyjaciela i rodziców po prostu nie da się nie lubić. Opowiadania te są dość krótkie i takie... ciepłe. Może to trochę dziwnie brzmi, ale mam wrażenie, że od takich wesołych i pogodnych historyjek bije taki spokój, który od razu nam się udziela. Uwielbiam takie lektury. Mogłabym je czytać moim dziewczynom bez końca. Tym bardziej, że czyta się je wręcz błyskawicznie. Nawet moja wiecznie niecierpliwa Natalka spokojnie wysłuchuje każdą od początku do końca. A to już dobry znak.
Fajne jest także wydanie tych lektur. Oczywiście nie zaszkodziłoby, gdyby seria ta doczekała się twardych okładek, ale w sumie to nic nie przeszkadza. Za to z całą pewnością grafika tych opowiadań zasługuje na pochwałę. Obrazki są żywe i kolorowe. Postacie bardzo sympatyczne. Naprawdę nie mam się do czego przyczepić! I jest coś jeszcze o czym koniecznie muszę wspomnieć, a co sprawi, ze jeszcze przychylniej spojrzycie w jej kierunku. Bo opowiadania te poza zabawą także uczą! A czego? Odpowiedniego zachowania w konkretnych miejscach. Gdy Marysia jest w ZOO, dowiaduje się, że nie wszystkie zwierzaki które wyglądają naprawdę bardzo sympatycznie nie zawsze są bezpieczne. Co więcej, w ZOO absolutnie nie mozna karmić zwierząt! W cyrku miedzy wierszami dowiemy się, że podczas występów trzeba być cichutko, by nie nie przeszkadzać innym. Będąc na karuzeli musimy zachować wszystkie środki bezpieczeństw by nikomu nic się nie stało. A poza tym, nawet szykując komuś niespodziankę powinniśmy pytać, czy wolno nam wziąć.
Ta książeczka naprawdę bardzo mi się podoba. Krótkie i treściwe opowiadania. A do tego historyjka napisana w dość zabawny sposób. Podoba mi się duża i bardzo czytelna czcionka, która ułatwia lekturę nawet małym dzieciaczkom. Podobają mi się ogromne zdjęcia i poręczny gabaryt całej lektury. Hm... jakby się tak zastanowić, podoba mi się tu wszystko. Bez wyjątku. Dlatego też Was także gorąco zachęcam do czytania. Wasze brzdące będą na pewno będą bardzo zadowolone :) Polecam!
Znacie Marysię? Powinnam teraz usłyszeć głośne "taaak". W końcu seria ta liczy sobie już naprawdę sporo tytułów. Poza tym już kiedyś miałyśmy okazję Wam przedstawić tą uroczą misię, więc jeśli czytacie nas regularnie od dawna z pewnością pamiętacie te recenzje. Ale głośnego tak nie usłyszałam, więc z przyjemnością ją Wam przedstawię. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-01-08
Jak to było u Waszych dzieciaczków? Chętnie maszerowały pierwszego dnia do szkoły? A może jeszcze wszystko przed Wami? Może ten wielki dzień nadejdzie dopiero w przyszłym roku i już zaczynacie przyzwyczajać się do tej myśli? Ja już pierwsze kroki w szkole mam za sobą. To znaczy moja Ala przeżywała te emocje w ubiegłym roku. A na Natalkę jeszcze czas, więc jak na razie mogę odetchnąć z ulgą. Bo przyznam Wam się szczerze, że Alicja nie przeżywała tak bardzo tej wielkiej zmiany. Za to ja denerwowałam się za nas dwie.
Dziś chciałabym pokazać Wam książkę, która - o ile się nie mylę - zapoczątkuje nową serię oferowaną przez wydawnictwo Debit. Jest to oczywiście kolejny cykl dla maluchów, które zaczynają przygodę ze szkołą, a co za tym idzie - także z czytaniem. Stąd jej tytuł: "Uczę się czytać". Bo lektura ta przygotowana jest odpowiednio dla naszych małych początkujących czytelników. Autor tej publikacji zadbał o to, by czcionka wewnątrz była wystarczająco duża i czytelna. Poza tym tekst opowiadania zawsze jest umieszczony na białym tle, by kolory pod spodem nie rozpraszały dziecko podczas lektury. Nie jest to jednak propozycja dla tych smyków co dopiero zaczynają stawiać pierwsze kroki w tym temacie. Publikacja ta bowiem nie jest pozbawiona dwuznaków, a historia, którą opowiada jest dość długa, więc maluch mógłby się nią znudzić.
No właśnie. Nawet nie opisałam Wam treści tej książki. A jestem przekonana, że większość z Was na pewno to interesuje. Pierwszy dzień w szkole to oczywiście historia dzieciaczków, przed którymi stoi właśnie to nowe wyzwanie. Rozpoczęcie nowego etapu w ich życiu, czyli nic innego jak szkoła! Julka i Oliwia - nasze główne bohaterki - będą chodzić do klasy I b. Dziewczynki dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego przeżywają ten wielki dzień. Opowiadają sobie jak wyglądały ich przygotowania i jakie przybory szkolne już mają. Obie są bardzo podekscytowane tą nową sytuacja i nie mogą się doczekać następnego dnia. Jednak ich radość wkrótce zostaje zmącona przez brata kolegi z ich nowej klasy.
Kuba przyszedł na plac zabaw wraz Wiktorm. Starszy chłopiec wiedział dokładnie jak to jest w szkole, ponieważ nowy rok powita już w piątej klasie. Łobuziakowi nie podobało się jednak, że dziewczynki tak bardzo cieszą się z tego, że wakacje dobiegły już końca i postanowił troszkę je nastraszyć. Na początku próbował zniechęcić je do nauczycieli. Opisywał jedną z pań jak złośliwą i brzydką kobietę. Ale to nie pomagało. Przyjaciółki wciąż bardzo cieszyły się z nowej sytuacji. I wtedy chłopiec wpadł na pomysł by je trochę oszukać. Wymyślił, że w szkolnej piwnicy mieszka duch, który porywa nowych uczniów. I to też by się nie udało, gdyby... No właśnie. A jeśli w piwnicy rzeczywiście coś jest?
Historia opisana w tej książeczce to nie żaden dreszczowiec czy kryminał. To zwykłe opowiadanie, które dobrze się kończy. Dzieciaczki nie będą czuły dreszczyku emocji na plecach podczas czytania, ale jestem pewna, ze opowiadanie to z pewnością je zainteresuje. Bo z drugiej strony, kto nie byłby ciekawy co tak naprawdę ukrywa się w piwnicy? Skąd dochodzą te dziwne odgłosy i co takiego zobaczyły dzieci w oknie? Na te wszystkie pytania znajdziecie oczywiście odpowiedzi czytając książkę. Ale powiem Wam szczerze, że choć rozwiązanie jest dość proste, moja Ala była bardzo ciekawa co wydarzy się dalej :)
Jak już wspomniałam lektura ta jest odpowiednio przygotowana dla małych brzdąców, które dopiero rozpoczynają przygodę z literaturą. Opowiadanie, o którym właśnie wspominałam jest dość długie, ale ponieważ czcionka jest duża - czyta się je naprawdę bardzo szybko. Fajne są także ilustracje zamieszczone wewnątrz. Nie są one może jakieś pstrokate, ale na pewno nie brak im koloru. A do tego są dość zabawne. Dzieciakom na pewno się spodobają :)
Ogólnie całość prezentuje się naprawdę bardzo fajnie. Jestem pewna, że taka lektura spodoba się nie tylko początkującym czytelnikom, ale również tym ciut lepiej zorientowanym w temacie. Moja Alicja choć czyta już całkiem fajnie - chętnie po tę lekturę sięgnęła. Dlatego też z czystym sumieniem ją Wam polecam. Myślę, że Wam się spodoba.
Jak to było u Waszych dzieciaczków? Chętnie maszerowały pierwszego dnia do szkoły? A może jeszcze wszystko przed Wami? Może ten wielki dzień nadejdzie dopiero w przyszłym roku i już zaczynacie przyzwyczajać się do tej myśli? Ja już pierwsze kroki w szkole mam za sobą. To znaczy moja Ala przeżywała te emocje w ubiegłym roku. A na Natalkę jeszcze czas, więc jak na razie mogę...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Dominik jest jeszcze malutki, ale powiem Wam, że już widzę u niego jakiś pociąg do książeczek ;) Nie wie jeszcze o co chodzi, nie umie przewracać stron, ale z wzrokiem u niego wszystko ok więc ogląda z zainteresowaniem obrazki. To nic, że tylko przez moment, bo potem próbuje zjeść książkę, ważne że choć przez chwilę się poprzygląda. Ma pół roczku, robi się coraz bardziej ciekawy tego wszystkiego co go otacza, z coraz większym zainteresowaniem chwyta po różnego rodzaju zabawki. Ma kilka swoich ulubionych i są wśród nich książeczki. Co prawda narazie kąpielowe, bo inne by po prostu zaślinił i obgryzł, ale jestem pewna, że niebawem bez obaw będzie można wręczyć mu też inne :)
Te które dzisiaj Wam pokażę przeznaczone są już nawet dla maluszków trzymiesięcznych i oczywiście także dla tych nieco starszych. Mam dla Was cztery części z serii "Bystre oczka". Jak łatwo można się domyślić książeczki te powstały po to, aby już od maleńkości stymulować wzrok naszych dzieciaczków.
Każda z tych niewielkich książek zawiera w sobie tylko i wyłącznie ilustracje. Nie ma tutaj ani jednego słowa, a mimo to są one naprawdę ciekawe! Jak to możliwe? Oczywiście dzięki obrazkom, które zainteresują nawet malutkie dziecko. Obrazki te są bardzo kolorowe co zdecydowanie przyciąga wzrok dziecka. Są dosyć proste, nie mają żadnych niepotrzebnych szczegółów. Mają grube kontury dzięki są super widoczne. Posiadają też proste wzory takie jak linie, fale, kropki czy też kształty takie jak kwadraty, koła, trójkąty. Dzięki temu wszystkiemu nasz niemowlaczek nie będzie mógł oderwać od nich wzroku :)
"Zwierzęta" to książeczka, w której zobaczymy kotka, krówkę, owcę, pawia, sowę, jeża, rybę, motylka, biedronkę oraz pszczołę. Mimo, że są tutaj same zwierzęta o i tak znajdziemy tu mase innych rzeczy do oglądania przez malucha. Łaty krowy oraz jej żółty dzwoneczek, paw ze swoim kolorowym wzorzystym ogonem, czarno biały jeżyk z czerwonym, dorodnym jabłuszkiem na grzbiecie, czerwona biedronka w czarne kropki czy też żółta pszczoła w czarne linie. "Wzory i kolory" posiadają na jednej stronie jakiś wzór, na drugiej ilustrację z użyciem tego wzoru. Na przykład czarno białe pasy, a obok miś w krawacie w takie same linie, czerwone kropki na białym tle, a obok grzybek i identycznym kapeluszu itd.
"A kuku" przedstawia nam małe dziecko, które znajduje się w różnych miejscach i robi nam "a kuku". Wózek, samochód, wanna, statek, balon to tylko kilka z tych miejsc. Oczywiście tutaj także nie zabraknie kolorów i wzorów. "Kształty" po jednej stronie posiadają jakiś kształt na przykład kwadraty, koła, trójkąty, gwiazdki itd, a po drugiej ilustracje gdzie dane kształty możemy zobaczyć, na przykład skrzynka z zabawkami, piłka, bębenek czy grzechotka.
Wszystko jest naprawdę bardzo kolorowe, wszystkie ilustracje, które są taj zamieszczone są bardzo kontrastowe, są proste bez szczegółów, a mimo to zawierają w sobie wiele do odkrycia przez maluszka. Zarówno niemowlaki jak i odrobinę starsze dzieci znajdą tutaj coś dla siebie. Na początek oglądanie, obserwowanie, przyglądanie się, później poznawanie kolorów, kształtów, liczenie, opowiadanie co znajduje się na obrazkach itp. Z pewnością mamusie znajdą zastosowanie do kolejnych zabaw :)
Książeczki te nie są ani duże, ani grube i to jest w nich idealne ponieważ są poręczne nawet dla maluszków. Dodatkowo są oczywiście leciutkie. Mają sztywne i śliskie kartki więc krótkotrwałe ślinienie ze strony oglądającego z pewnością im nie zaszkodzi. Całość prezentuje się ładnie i jest naprawdę fajna. Dominik ma 6 miesięcy i od jakiegoś czas przygląda się z ciekawością tym ilustracjom. Ja pokazuje, on parzy, śmieje się i próbuje zjeść :)
Dominik jest jeszcze malutki, ale powiem Wam, że już widzę u niego jakiś pociąg do książeczek ;) Nie wie jeszcze o co chodzi, nie umie przewracać stron, ale z wzrokiem u niego wszystko ok więc ogląda z zainteresowaniem obrazki. To nic, że tylko przez moment, bo potem próbuje zjeść książkę, ważne że choć przez chwilę się poprzygląda. Ma pół roczku, robi się coraz bardziej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Zaczęła się jesień, a wraz z nią rozpoczął się także sezon zarazkowy. Przedszkola, zerówki, szkoły - to jedne gigantyczne zbiorowiska zarazków wszelakich. Dlatego dzisiejsza książka pasuje idealnie na ten jesienny czas. Fajna, krótka bajeczka, który nauczy nasze dziecko jak unikać zarazków ;)
Z pewnością każdy z Was doskonale zna bajkę o trzech małych świnkach, prawda? Dzisiaj mam dla Was coś co powstało na jej podstawie lecz ma nieco inną treść... Zły wilk wcale nie jest taki zły, a trzy małe świnki mimo tego nie chcą mu pomóc w potrzebie za co dostają nauczkę...
Trzy małe świnki dostały od mamy pieniążki i wyruszyły, aby stworzyć własne domki. Jednak kupiła słomę i zbudowała domek ze słomy, druga kupiła drewno i zbudowała domek z drewna, trzecia kupiła cegły i zbudowała domek z cegieł. I kiedy biedny, przeziębiony wilk szedł kupić chusteczki zauważył pierwszy domek, a w nich świnkę przy której leżała paczka chusteczek higienicznych, których naprawdę ogromnie potrzebował.
Pukał i prosił, aby go wpuściła lecz ona nie chciała spełnić jego prośby kiedy próbował wyjaśnić o co mu chodzi kichnął i cały słomiany domek rozpadł się w drobny mak. Świnka uciekła do swojej siostrzyczki do drewnianego domku więc wilk poszedł za nią i kiedy chciał wyjaśnić o co mu chodzi znowu okropnie kichnął i rozwalił drewniany domek na kawałki. Świnki uciekły więc do brata, do jego murowanego domku. Wilk znowu podążył za nimi, ale mimo, że kichnął jeszcze bardziej niż poprzednio domek wcale się nie rozpadł, a małe świnki śmiały się, że one mają chusteczki, a wilk nie...
Nie zdradzę Wam co było dalej sami będziecie musieli się przekonać ;) Powiem Wam tylko, że świnki dostały nauczę i dowiedziały się w jaki sposób rozprzestrzeniają się zarazki i jak powinno się ich unikać. Książeczka ta jest cieniutka i króciutka, ale mimo to bardzo fajna i pomocna. Dzieciaki wraz z bohaterami tej książki zrozumieją jak ważne jest wydmuchiwanie noska podczas kataru.
Moim zdaniem fajnym pomysłem jest wykorzystanie w tym celu tak bardzo znanej bajki. Pomysłowo :) Oprócz krótkiego, pouczającego tekstu znajdziemy tutaj także śliczne, bardzo kolorowe ilustracje, które są idealnym połączeniem z tym co czytamy. Całość jest dosyć niepozorna ponieważ książeczka ta jest naprawdę cieniutka, okładka jest natomiast miękka, ale wcale mi to nie przeszkadza. Bardzo mi się podoba i mam nadzieję, że powstanie cała fajna seria takich ciekawych bajeczek :)
Zaczęła się jesień, a wraz z nią rozpoczął się także sezon zarazkowy. Przedszkola, zerówki, szkoły - to jedne gigantyczne zbiorowiska zarazków wszelakich. Dlatego dzisiejsza książka pasuje idealnie na ten jesienny czas. Fajna, krótka bajeczka, który nauczy nasze dziecko jak unikać zarazków ;)
Z pewnością każdy z Was doskonale zna bajkę o trzech małych świnkach, prawda?...
Już nie jednokrotnie pisałam Wam o tego typu książkach, za każdym razem powtarzam jak to Nikodem lubi poszukiwania tych różnych szczegółów na ilustracjach. Ale to szczera prawda więc u nas w domu nie brakuje takich książeczek. Wiadomo, że po jakimś czasie wszystko co jest do odszukania jest już odszukane i to kilkakrotnie więc przeszukiwanie obrazków staje się nudne i dlatego każda kolejna taka pozycja jest u nas w domu przyjmowana bardzo entuzjastycznie :)
Tym razem trafiła do nas nowość wydawnictwa Debit. Książeczka pełna zwierzaków żyjących tak jak ludzie i robiących to samo co robimy my. Zobaczymy tutaj zwierzaczki jeżdżące samochodami, motorami, rowerami, robiące zakupy na targu, zajadające się ciastami, lodami, watą cukrową, pracujące ba budowie, wypoczywające w parku na pikniku, grające w golfa, pływające łódkami, jeżdżące pociągiem, bawiące się nad morzem, lezące na ręcznikach na plaży, chlapiące się w wodzie, nurkujące, odwiedzające cyrk, robiące zakupy w supermarkecie i bawiące się na lodowisku...
Sporo tego prawda? Książka podzielona jest na dziewięć różnych scen. Na każdej z nich znajdziemy mnóstwo wesołych zwierzaków, bardzo wiele szczegółów. Warto wytężyć wzrok, żeby dostrzec te wszystkie niesamowitości ;) Lew naprawiający samochód w warsztacie, mały bóbr płaczący ponieważ spadł mu lód, lis z taczką, tukan robiący fioletowe ślady ubrudzonymi nogami, para szopów biorąca ślub, mały jeżyk w wózku, dzik na deskorolce, lama kupująca picie, flaming opalający się na ręczniku na plaży, gepard łowiący ryby, żonglująca małpka, misiek zajadający popcorn, sowa kupująca buty, struś ważący owoce, koala ze stłuczonym słoikiem dżemu, myszka sprzedająca precle, renifery na łyżwach, wilk tnący drewno... To tylko malutka część szczegółów jakie możemy tutaj znaleźć...
Pod każdym z tych obrazków zamieszczony jest króciutki opis oraz lista tego co mamy znaleźć na ilustracjach. Są to jakieś rzeczy, które kryją się gdzieś wśród tego bałaganu pełnego tych zwierzęcych mieszkańców. Jakiś kosz na śmieci, 5 kół ratunkowych, tort truskawkowy, 2 raki, budzik, 4 koszyki z zakupami czy też aparat fotograficzny. Przy każdej ze scenek jest pokazanych 11 lub 12 rzeczy, które należy odnaleźć na obrazkach.
Moim zdaniem jest to naprawdę bardzo fajna, zajmująca, ciekawa, śliczna książka. Po odszukaniu wszystkich szczegółów zabawa wcale nie musi się kończyć! Możemy wymyślić nowe rzeczy do szukania, możemy poprosić dziecko, aby wskazywało różne zwierzątka, aby je samodzielnie liczyło, aby opowiadało co widzi na obrazkach, możemy poprosić, aby to ono wskazało nam co mamy znaleźć. Pomysłów do wykorzystania tej książki może być wiele, nauka liczenia, nauka kolorów, nauka zwierząt, czynności, opowiadania własnymi słowami, szukanie szczegółów - pewnie znalazłoby się jeszcze wile innych zastosowań...
Ta książka jest naprawdę bardzo ładna. Pierwsze co rzuca się w oczy to zdecydowanie ilustracje. Bardzo ładne, kolorowe, przyciągające wzrok, rozczulające. Bez wątpienia sprawią, że mali czytelnicy je pokochają :) Sztywna oprawa, duży format, śliskie kartki, spore ilustracje - jak widzicie same plusy! Ja nie będę Was już zamęczała tą moją pisaniną, z pewnością sami z przyjemnością zapoznacie się z tą książką i sami ocenicie :)
Już nie jednokrotnie pisałam Wam o tego typu książkach, za każdym razem powtarzam jak to Nikodem lubi poszukiwania tych różnych szczegółów na ilustracjach. Ale to szczera prawda więc u nas w domu nie brakuje takich książeczek. Wiadomo, że po jakimś czasie wszystko co jest do odszukania jest już odszukane i to kilkakrotnie więc przeszukiwanie obrazków staje się nudne i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
I znowu czas na naszą ulubioną kurę Adelę! Mam okazję zaprezentować Wam kolejną książkę z serii o zwariowanej kurze i jej przedziwnych pomysłach. Synek od dawna nie mógł się jej doczekać, więc teraz jest naprawdę przeszczęśliwy :) Tym razem poznamy kolejne trzy przygody naszej pierzastej bohaterki. Do tego oczywiście jeszcze literkowe nauki, ale o tym za chwilkę :)
Pierwsze opowiadanie jest o małym krasnoludku mieszkającym pod podłogą Adeli i spełniającym życzenia. Kurka za nic nie da wyspać się swojemu małemu sąsiadowi. Najpierw zażyczyła sobie, aby jej piórka pokryły czarne kropki na czerwonym tle, jednak przyjaciele jej nie poznali i wzięli ją za biedronkę. Potem zażyczyła sobie kratkę i została uznana za poduszkę ;) Dalej były jeszcze niebieskie kropelki i wszyscy uciekali przed deszczem, białe kwiatuszki na zielonym tle także nie zbyt się przyjęły, chyba że dla motylków...
Druga historyjka jest o tym jak to Kura Adela pilnowała małego Trollka, który uwielbiał malować. A kiedy kura była zajęta, maluch postanowił dokończyć obraz na ścianie Adeli. Kolorowe farbki poszły w ruch, powstała piękna tęcza i nawet Adeli spodobało się dzieło Trollika na jej nowej tapecie w truskawki :)
Ostatnia bajeczka opowiada nam o kulinarnych planach Adeli. Kurka postanowiła ugotować zupę z kapusty, ale wszystkie na polu były albo za małe, albo za duże, albo za miękkie, albo za twarde. A kiedy w końcu znalazła idealną to okazało się, że jest ona zamieszkała przez Ymelkę, która za nic nie chce wyprowadzić się z kapustkowego mieszkanka. Na obiadek będzie trzeba wymyślić coś innego ;)
Jak widzicie opowiadania te są bardzo fajne i zapewniam Was, że są także zabawne. Pomysły Adeli są czasami rozbrajające, a przygody, które przeżywa są zawsze ciekawe. Ale oprócz nich jest tutaj także mała nauka kilku liter. W poprzednich częściach były to - B, P, D oraz W, U, M natomiast tym razem skupimy się na literkach Y, K, T.
Oprócz tego, że są to naprawdę godne uwagi opowiadania pochwalić muszę także ich czcionkę, która jest bardzo duża i czytelna, w której wyrazy na literkę K, T i Y są wyróżnione, pogrubione, w innym kolorze. Pozachwycam się jak zwykle także wydaniem tej książki. Nie po raz pierwszy i z pewnością nie po raz ostatni :) Sztywna okładka, śliskie strony, spory format i całe mnóstwo ilustracji, na dodatek bardzo ładnych, kolorowych, zabawnych ilustracji, które pasują do tej książeczki wprost idealnie, nie mogłabym już nawet wyobrazić sobie innych :) Także nie przedłużając powiem Wam tylko tyle, że zarówno Nikodem jak i ja uwielbiamy tę serię. Już niedługo przyda nam się z pewnością idealnie jako pierwsze nieco dłuższe opowiadania do samodzielnego czytania :)
I znowu czas na naszą ulubioną kurę Adelę! Mam okazję zaprezentować Wam kolejną książkę z serii o zwariowanej kurze i jej przedziwnych pomysłach. Synek od dawna nie mógł się jej doczekać, więc teraz jest naprawdę przeszczęśliwy :) Tym razem poznamy kolejne trzy przygody naszej pierzastej bohaterki. Do tego oczywiście jeszcze literkowe nauki, ale o tym za chwilkę :)...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Kolejna książka pełna historii trafiła w nasze ręce! A ja historię lubię (stałą się o wiele ciekawsza kiedy już nikt nie stawiał mi ocen za znajomość tych wszystkich ważnych dat) ;) Historia jest pełna przeróżnych ciekawostek, a ciekawostki to jest to co chłonę całą sobą. Jestem pewna, że już zawsze, do końca życia dowiadywanie się różnych nowych rzeczy - nawet zupełnie błahych i często zwyczajnych - będzie sprawiało mi radość :)
Dlatego jak sami się domyślacie po tę książkę chwyciłam z wielkim entuzjazmem i powiem Wam, że jestem zadowolona, bo w środku na zaledwie 120 stronach znajduje się cały ogrom przeróżnych informacji! Koniecznie muszę Wam choć odrobinę opowiedzieć o czym przeczytać tutaj możemy.
Wszystko zaczyna się miliony lat temu, w czasach kiedy pojawili się pierwsi ludzie. Potem pojawienie się ognia, odkrycie mowy, malowidła naskalne. Wszystko setki i dziesiątki tysięcy lat wstecz. Dalej jest spory przeskok do kilku tysięcy lat przed naszą erą. Początki rolnictwa, pierwsze miasta, wynalezienie pługa, żagla, pompy, założenie Rzymu, budowa Wielkiego Muru Chińskiego, powstanie imperium rzymskiego, narodziny Jezusa Chrystusa, wynalezienie papieru, druku, prochu, Mieszko I i Chrzest Polski, epidemia dżumy, Kolumb dociera do Ameryki, Kopernik udowadnia, że Ziemia krąży wokół słońca, Mozart komponuje. Pierwsza linia kolei parowej, wynalezienie lodówki, telefonu, żarówki, samochodu, telewizji, zatonięcie Titanica, wybuch I wojny światowej, początki robotyki, wybuch II wojny światowej, powstanie ONZ, pierwszy satelita, mur berliński, człowiek ląduje na księżycu, narodziny internetu, Papież Jan Paweł II, wirus HIV/AIDS, powstanie Solidarności, katastrofa w Czarnobylu, Harry Potter podbija świat, atak na WTC i Pentagon, powodzie, trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów, wycieki ropy...
Wiem, że przytoczyłam Wam tutaj naprawdę ogrom przeróżnych ważnych wydarzeń w ciągu istnienia naszej planety, ale wierzcie mi, że to nie jest nawet połowa tego co tutaj się znajduje. Tytuł tej książki jest jak najbardziej trafiony. Opisanych jest tutaj aż 200 różnych sytuacji, zdarzeń, odkryć, a każde z nich w mniejszym lub większym, a czasem nawet ogromnym stopniu miało wpływ na naszą planetę, na nasze życie.
W końcu co by było gdyby nie wynaleziono ognia, koła, mowy... Sięgnęłam bardzo, bardzo daleko, ale patrząc bliżej, co by było gdyby nie było internetu, telefonów, telewizji, lokomocji czy też prądu? Wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej, cały świat byłby zupełnie inny niż w tym momencie. Czy byłby lepszy? Któż to wie... Tak naprawdę nie ma co gdybać, ale po prostu zapoznać się z naszą przeszłością. Przeszłością Polski, Europy, całego świata, tą bliższą i bardzo odległą przeszłością. Sądzę, że naprawdę warto znać wydarzenia, które miały miejsce na naszej Ziemi :)
Moim zdaniem książka ta to naprawdę wspaniały zbiór historyczny. Choć skierowana jest ona raczej do młodzieży ze względu na swój wygląd, ilustracje itd. sądzę, że niejeden dorosły skorzysta z niej równie chętnie jak jego dziecko. W końcu całe życie dowiadywać będziemy się nowych rzeczy nieraz dotyczących także przeszłości. Dlaczego nie zdobyć tej wiedzy za jednym razem, właśnie w formie takiej ciekawej książki :) ?
Kolejna książka pełna historii trafiła w nasze ręce! A ja historię lubię (stałą się o wiele ciekawsza kiedy już nikt nie stawiał mi ocen za znajomość tych wszystkich ważnych dat) ;) Historia jest pełna przeróżnych ciekawostek, a ciekawostki to jest to co chłonę całą sobą. Jestem pewna, że już zawsze, do końca życia dowiadywanie się różnych nowych rzeczy - nawet zupełnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Było o "Prostych przepisach" to teraz czas na "Udane przyjęcia" :) To właśnie ta druga książka kucharska, o której poprzednio wspominałam i tą również pozachwalać mam zamiar, bo nie dość, że pomysłowa to na dodatek ogromnie mi się podoba!
Przyjęcia, odwiedziny gości, spotkanie ze znajomymi czy może też zwykły rodzinnie spędzony dzień. Każda okazja jest dobra do upichcenia czegoś dobrego, mam rację? Bo któż nie miałby ochoty na jakąś słodkość malutką, czy może przekąskę pyszną. A jeśli imprezka się szykuje jakaś? To książeczka ta z pewnością tym bardziej przyda się w Waszym domu :) Bo przeróżnych okazji jest mnóstwo, my z Nikodemem szykujemy się na przykład na koniec lipca kiedy to urodzinki będzie miał mój syn. A, że co roku dzieciaczków u nas cała masa, do tego rodzice ich oraz Nikusiowe babcie i ciocie i wujkowie... Chata zawsze pełna w dniu urodzin, dlatego książka ta z nieba nam spadła, naprawdę :)
W środku 20 przepisów się znajduje. Są one bardzo różne, wszystkie wyglądają niezwykle smakowicie i co najfajniejsze są one na tyle łatwe, że starszaki z same przygotować dania tu przedstawione mogą. Oczywiście zawsze pod okiem osoby dorosłej, bo ostre narzędzia i inne sprzęty kuchenne to jednak nie zabawki więc pilnujemy, żeby nic złego się nie przytrafiło.
Przykładowe przepisy Wam podam, żebyście wiedzieli mniej więcej z czym macie do czynienia, same pyszności, aż ślinka cieknie ;) "Bagietkowe nadziewanki", "Czekoladowe makaroniki", "Koktajl truskawkowy", "Lody w miseczkach cytrynowych", "Mus czekoladowy", "Nadziewane pomidory", "Strudle gruszkowo-czekoladowe", "Szynka w kieszonkach"... To oczywiście tylko część z zamieszczonych tu przepisów, ale jak widzicie będzie i na słodko i na słono.
Dzieciaki zazwyczaj uwielbiają pomagać w kuchni, więc dlaczego by tego nie pielęgnować? Jeśli Wasza pociecha jest mniejsza nieco to weźcie ją ze sobą do kuchni, ubierzcie fartuszek, dajcie jakąś łatwą pracę do wykonania. Z doświadczenia wiem ile to frajdy dla dziecka. Nikodem już jako 2-latek w kuchni ze mną siedział, kotlety pomagał klepać, chlebek smarować, miksować ciasta... A jeśli dziecko starsze już to dlaczego samo nie miałoby czegoś przygotować? Przepisy w tej książce są proste, więc jestem pewna, że poradziłoby sobie ono świetnie :) Wyobraźcie sobie jaką radość i dumę odczuwałoby Wasze dziecko gdyby na własnym przyjęciu urodzinowym mogło pochwalić się własnoręcznie zrobionymi przysmakami! My z Nikodemem z pewnością w lipcu przed jego urodzinkami właśnie z tą książką we dwoje w kuchni się zamkniemy ;)
A jaka jest ta książka? Z pewnością wzrok przyciąga. Uśmiechnięte buziaki dzieci zawsze są magnetyczne :) A w środku? Też nic, tylko chwalić. Są wypisane składniki, są opisy, są też zdjęcia przedstawiające proces przygotowań. Jest też podany czas jaki powinno zająć nam przygotowanie oraz rady przydatne przy wykonywaniu danej potrawy. Wszystko czytelne i przejrzyste nawet mimo ogromu zdjęć :) Jest tutaj bardzo wesoło i kolorowo, jestem przekonana, że Wam i Waszym dzieciom książka ta spodoba się równie mocno jak mi i mojemu synkowi :) Tym bardziej, że cena jest naprawdę bardzo przystępna. Polecam!
Było o "Prostych przepisach" to teraz czas na "Udane przyjęcia" :) To właśnie ta druga książka kucharska, o której poprzednio wspominałam i tą również pozachwalać mam zamiar, bo nie dość, że pomysłowa to na dodatek ogromnie mi się podoba!
Przyjęcia, odwiedziny gości, spotkanie ze znajomymi czy może też zwykły rodzinnie spędzony dzień. Każda okazja jest dobra do upichcenia...
Aleeee dawno nie miałam w domu nowej książki kucharskiej! A ja przecież tak bardzo je uwielbiam! No, ale nadrabiam, nadrabiam i teraz mam dwie, choć narazie jedną z nich Wam przedstawię. Tak naprawdę to książka nie dla mnie, ale dla dziecka mojego, jednak dopóki samodzielnie potraw z niej wykonać nie będzie umiał to ją pożyczam, a synka mojego do pomocy wezmę przy przygotowywaniu dań z tych przepisów, bo on już od kilku lat w kuchni pomagać uwielbia :) (Może kucharz mi rośnie?)
Gotowanie, któż tego nie robi? Przecież gotować trzeba, rodzina jeść coś musi. Przyznam się Wam, że wcale za tym nie przepadam, choć (o ironio) książki kucharskie uwielbiam :P Jeść także uwielbiam, co nie jest wcale dla mnie korzystne, ale o tym nie będę Wam tu opowiadała ;) Nie wiem jak to będzie z gotowaniem będzie wyglądało u Nikodema. Może polubi za jakiś czas samodzielne pichcenie? Moim zdaniem wart dzieciaki zachęcać do takich akcji w kuchni, bo z całą pewnością i frajdy mnóstwo przy tym będzie i duma wielka, że samodzielnie przygotowali jakąś potrawę dla całej rodzinki. Więc warto mieć taką książeczkę w domu, z pewnością warto.
A w książce tej jak się domyślacie są przepisy. Różne, ciekawe, proste... W środku znajdziemy pomysły zarówno na przekąski, koktajle, obiadki, desery... 20 przepisów ułożonych alfabetycznie. Są nimi między innymi "Chrupki cukiniowe", "Koktajl owocowy z delfinkiem", "Kurczak z cytryną", "Muffinki z czekoladą", Omlet z szynką", "Pieczone ryby", Pizza", "Racuszki z jagodami", "Roladki orzechowo-serowe", "Zapiekanka bakłażanowa" i kilka innych ciekawych dań :)
Zdecydowanie ogromny plus ode mnie za sposób przygotowania, który jest nie tylko opisowy, ale także zdjęciowy. Na zdjęciach przedstawione jest kilkoro dzieciaczków, które właśnie potrawy z tych przepisów samodzielnie przygotowywało. Do każdego przepisu jest oczywiście podana także lista składników, czas przygotowania, a czasami również pomocna rada.
Przepisy są naprawdę bardzo ciekawe i jednocześnie prościutkie. Dzieciaki z pewnością z łatwością sobie poradzą. Może nie takie "małe" jak mój prawie sześciolatek, ale te nieco większe pewnie będą miały mnóstwo zabawy podczas gotowania dla swojej rodzinki czy też znajomych. A jak tam smaki tych potraw? Jeszcze nie wiemy, ale wierzcie mi, że z pewnością kilka z przepisów niedługo wykorzystamy, bo kuszą mnie bardzo i koniecznie wypróbować będę musiała :) Pyszna książka, polecam!
Aleeee dawno nie miałam w domu nowej książki kucharskiej! A ja przecież tak bardzo je uwielbiam! No, ale nadrabiam, nadrabiam i teraz mam dwie, choć narazie jedną z nich Wam przedstawię. Tak naprawdę to książka nie dla mnie, ale dla dziecka mojego, jednak dopóki samodzielnie potraw z niej wykonać nie będzie umiał to ją pożyczam, a synka mojego do pomocy wezmę przy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
W każdym z nas drzemie trochę dziecka. A we mnie to chyba na prawdę wyjątkowo dużo, bo zauważyłam, że mimo upływającego czasu wciąż z ogromną przyjemnością sięgam po literaturę dla najmłodszych i często czytanie jej nawet samej sobie sprawia mi ogromną radość. Tak też było i w tym przypadku. Fakt, czytamy tę książeczkę razem z Alicją, ale dla mnie to już drugie spotkanie z nią. Najpierw przeczytałam ją sobie sama :)
"Cztery pory roku" to bardzo ciekawa lektura dla dzieci w różnym wieku. Z całą pewnością zainteresują się nią przedszkolaki i z wielkim zainteresowaniem będą śledzić wydarzenia w niej zawarte. Ale myślę, że nie tylko one. Nieco młodsze brzdące, oraz te już całkiem spore, które rozpoczęły naukę w szkole także nie powinny się przy niej nudzić. Bowiem przygody tego małego puszystego przyjaciela są bardzo ciekawe i spędzanie czasu przy tej książce to naprawdę fajna zabawa.
Historie opowiedziane w tej lekturze poznajemy z perspektywy małego pluszowego hipopotamka, którego Asia dostaje w święta od Świętego Mikołaja. Mały Hipek Plopopotam jest zachwycony wszystkim co go otacza, a świat widziany jego oczami jest niezwykle fascynujący. Dla niego wszystko jest nowe i zupełnie obce. A przy tym jakże niezwykłe! Cóż za szczęście móc poznawać tyle nowych rzeczy, doznawać nowych wrażeń i żyć pełnią życia jak nasz Plopopotam :)
I tak towarzyszymy Hipciowi przez calutki okrągły rok poznając uroki każdej z pór roku. Na początek Zima, śnieg i zabawa na podwórku. Maluszek towarzyszy Asi podczas zjeżdżania na sankach z wielkiej górki, a wieczorem poznaje sympatycznego bałwanka i dowiaduje się, gdzie ten biały stworek wraz z innymi podobnymi do siebie przyjaciółmi udaje się, gdy nadchodzi odwilż. Niestety Hipcio gubi się pewnego dnia i... kolejną porę roku poznaje już na własną rękę. I choć wolałabym, abyście sami poznali dalsze przygody małego Plopopotama to zdradzę Wam sekret, że na przykład wiosnę nasz pluszczek spędzi w leśniczówce poznając całe mnóstwo nowych przyjaciół. A latem? Hm... może jednak zostawię Wam tę przyjemność z poznawania przygód Hipcia...
Ta książeczka jest przede wszystkim bardzo wesoła i ciekawa. Hipcio Plopopotam podczas poszukiwania swojej Asi przeżywa szereg przygód. Niektóre są dość niezwykłe, inne całkiem zwyczajne. Ale każda z nich sprawia, że nasze dzieciaki podczas słuchania tej lektury na pewno się nie nudzą. Wręcz przeciwnie, książka wciąga małego czytelnika i sprawia, że z wielkim zainteresowaniem śledzi on dalsze losy tego pluszaka. I choć rozdziały są dość długie jak dla bardzo małych dzieci, a czcionka bardzo malutka i zdecydowanie nie nadaje się na pierwszą lekturę dla początkującego czytelnika to i tak ciekawość co wydarzy się dalej zwycięża, i maluchy z niecierpliwością czekają na kolejne spotkanie z Hpiciem.
Nie byłabym sobą gdybym nie zwróciła Wam także uwagi na wydanie tej lektury. Książka gabarytowo nie jest zbyt duża ani gruba. Jak już wspomniałam wewnątrz jest dość drobna czcionka, więc czytania jest tu trochę. Ale poza treścią znajdziemy wewnątrz mnóstwo pięknych , kolorowych i bardzo wesołych ilustracji, które nie tylko doskonale uzupełniają nam tekst, ale również wspaniale urozmaicają czytanie i zdobią każdą ze stron. Moje dziecko choć ostatnio znacznie częściej skupia się na tym, co jest w książce napisane i stara się samodzielnie czytać poszczególne zdania uwielbia gdy książka jest pełna barwnych ilustracji.Jak sama twierdzi, takie książeczki są dużo weselsze i moje dziecko uwielbia spędzać czas na oglądaniu każdego szczegółu w nich zawartych :) A tutaj z pewnością jej tego nie zabraknie.
Nam ta lektura bardzo się podoba. Czytamy ją z wielką przyjemnością, czego i Wam życzę :)
W każdym z nas drzemie trochę dziecka. A we mnie to chyba na prawdę wyjątkowo dużo, bo zauważyłam, że mimo upływającego czasu wciąż z ogromną przyjemnością sięgam po literaturę dla najmłodszych i często czytanie jej nawet samej sobie sprawia mi ogromną radość. Tak też było i w tym przypadku. Fakt, czytamy tę książeczkę razem z Alicją, ale dla mnie to już drugie spotkanie z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Nikodem ćwiczył czytanie przez całe wakacje. Prawie każdego dnia czytaliśmy choć kawałek książki. Musieliśmy, bo średnio mu to wychodzi... Niektóre z książek, po które chwytaliśmy dziecko moje czytało nawet i w dziesięciu podejściach. Tak własnie było z książkami, które dzisiaj Wam zaprezentuje... Dlaczego? Za moment Wam opowiem...
Na początek przedstawię Wam głównego bohatera, którym jest Kot Papla. Zdecydowanie ma on słabość do kulek wszelakich, no może poza kulkami śnieżnymi, ale całą resztę uwielbia. Papla to dobry kocur, choć jak na kocura przystało najbardziej lubi leniuchować. Jednak kiedy nastaje potrzeba, ktoś ma kłopoty lub trzeba rozwiązać jakąś zagadkę Papla oczywiście bez narzekania pomaga...
I właśnie dzisiaj opisze Wam dwie przygody, które spotkały naszego głównego bohatera oraz jego przyjaciół. Pierwsza z nich opowiada o tym jak to Lakota przybiegła powiedzieć Papli o tym, że na dworze pojawiła się wielka kałuża, która cały czas rosła i rosła. Papla postanowił dowiedzieć się skąd się wzięła i dlaczego się powiększa. Kiedy jednak okazało się, że owa kałuża to nie woda lecz mleko inne koty nie były już tak zadowolone, że Papla chce rozwiązać tę zagadkę. Jednak on musi doprowadzić sprawę do końca...
Druga książeczka opowiada o kluskach i tajemniczych dziurkach, które pojawiły się na kluskach babci Piotrusia. Chłopiec wezwał pomoc ponieważ jest strasznym łobuzem i dziwne dziurki na pewno zostaną mu przypisane. A tym razem to naprawdę nie on! Papla wraz z przyjacielem Cynamonem oraz przyjaciółka Lakotą wyruszają na poszukiwania kluskowego dziurkacza...
Książeczki te są z serii "Czytamy bez mamy" poziom pierwszy. Już kiedyś miałam książki z tego samego cyklu i tego samego poziomu i już wtedy zauważyłam rzeczy, które nieco mnie irytowały. Ale teraz kiedy Nikodem czytał te książki samodzielnie muszę się z Wami podzielić moimi wrażeniami...
Pierwsze co najbardziej rzuca się w oczy to duża ilość tekstu. Wydawać by się mogło, że poziom pierwszy jest dla dzieciaków dopiero zaczynających przygodę z czytaniem. Takich, które potrafią już wszystkie literki, ale nie czytają jeszcze płynnie. W takim przypadku tekstu na stronie powinno być niewiele. A jak jest tutaj? Tutaj jest go naprawdę dużo. Niektóre strony są całe zapełnione tekstem, na niektórych znajdziemy jakieś ilustracje, ale ogólnie czytania jest sporo i tekst wcale nie należy do łatwych. Mamy tutaj normalne, długie zdania i wszystkie możliwe dwuznaki. Mój starszak czytał tę książkę w dziesięciu podejściach...
Ale na szczęście opowiadania z tych książek są ciekawe więc nie wynudziliśmy się podczas czytania. Kot Papla to fajny gość, pomocny, pomysłowy i sympatyczny. Dziecko w trakcie czytania może wraz z nim odkrywać tajemnice mlecznej kałuży oraz dziurek w kluskach :) I choć ponarzekałam trochę na długość i trudność tekstu to mimo wszystko książeczki te polecam! Trochę niepozorne ponieważ okładka jest miękka, a format niewielki jednak mimo wszystko wewnątrz jest ciekawe opowiadanie i fajne, kolorowe, wesołe ilustracje. Cena tajże niewielka więc myślę, że to opłacalny zakup :) Polecam raz jeszcze!
Nikodem ćwiczył czytanie przez całe wakacje. Prawie każdego dnia czytaliśmy choć kawałek książki. Musieliśmy, bo średnio mu to wychodzi... Niektóre z książek, po które chwytaliśmy dziecko moje czytało nawet i w dziesięciu podejściach. Tak własnie było z książkami, które dzisiaj Wam zaprezentuje... Dlaczego? Za moment Wam opowiem...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNa początek przedstawię Wam głównego...