-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2024-05-14
2024-03-02
Współpraca reklamowa @editio.red
Zdarza się Wam sięgać po tytuły, które zawierają motywy, których raczej nie lubicie?
Może wyda się to komuś dziwne, ale od czasu do czasu zdarza mi się przeczytać takie książki i już nie raz przekonałam się, że takie publikacje potrafią mnie zaskoczyć. I to pozytywnie! Jedną z nich bez wątpienia jest również "Słodkie przeznaczenie" — debiut literacki Patrycji Szymańskiej.
Główną bohaterką historii jest Mia Montgomery, dwudziestodwulatka marząca o prawdziwej miłości, rodem z romansów, które namiętnie czyta. Czy los postawi na jej drodze mężczyznę z jej snów?
Pewnego dnia, podczas przebieżki po lesie natrafia na tajemniczego Archera, który od razu wpada jej w oko. Chociaż Mia jest nieco zażenowana z powodu okoliczności ich pierwszego spotkania, zgadza się na wieczorne wyjście z nieznajomym. Czy mężczyzna okaże się jej bratnią duszą? Czy Mia i Archer obdarzą się wzajemnie uczuciem, czy zostaną jedynie przyjaciółmi? Co stanie się, kiedy na jaw wyjdzie, że mężczyzna jest bratem jej szefa? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.
Muszę przyznać, że chociaż nie przepadam zbytnio za instant love, byłam bardzo pozytywnie nastawiona do tej publikacji, co może wydawać się dość dziwne, bo kiedyś w ogóle nie czytałam książek, które go zawierały. Mój stosunek do tego motywu uległ nieco zmianie, w momencie, kiedy poznałam historię miłości mojej koleżanki i jej zmarłego męża. Skoro taka miłość mogła wydarzyć się w prawdziwym życiu, a taka para mogła być szczęśliwa, to dlaczego podobna sytuacja nie mogłaby wydarzyć się w książce, która jest fikcją literacką?
Bardzo podobała mi się kreacja głównych bohaterów. Zarówno Archer, jak i Mia skradli moje serce. One jest ciepłą i cudowną osobą, która pragnie zaznać prawdziwej miłości. Myślę, że każda niepoprawna romantyczka mogłaby się z nią utożsamiać. Natomiast Archer jest bez wątpienia bohaterem, który skradłby niejedno serce. I wcale nie chodzi o jego wygląd, chociaż skubaniec jest przedstawiony, jako bożyszcze, ale o jego bogate wnętrze. Myślę, że niejedna kobieta chciałaby mieć takiego partnera jak on, dlatego bez zbędnej zwłoki umieszczam go na liście swoich książkowych mężów.
W "Słodkim Przeznaczeniu" odnalazłam wszystko, co lubię w romantycznych historiach. Było w niej trochę śmiechu, trochę wzruszeń i takie zakończenie, na które liczyłam już od samego początku. I w całej tej historii tylko ta jedna mała drama, wydawała mi się niepotrzebna, ale rozumiem zamysł autorki, więc nie będę tego negować.
Debiutancka powieść Patrycji Szymańskiej stała się dla mnie taką comfort book, do której z przyjemnością będę wracać, gdy w zwykłej szarej rzeczywistości będę potrzebować dużej dawki słodyczy. Myślę, że była to naprawdę dobra książka, która mam nadzieję, jest jedynie początkiem kariery literackiej autorki, dlatego z niecierpliwością będę wyglądać kolejnych publikacji jej autorstwa.
Współpraca reklamowa @editio.red
Zdarza się Wam sięgać po tytuły, które zawierają motywy, których raczej nie lubicie?
Może wyda się to komuś dziwne, ale od czasu do czasu zdarza mi się przeczytać takie książki i już nie raz przekonałam się, że takie publikacje potrafią mnie zaskoczyć. I to pozytywnie! Jedną z nich bez wątpienia jest również "Słodkie przeznaczenie" —...
2024-02-16
"Kamienie Miami" to seria, która wzbudza dużo emocji. Jedni ją kochają, a drudzy wypowiadają się o niej bardzo niepochlebnie, ale gdyby każdemu podobało się to samo, świat byłby bardzo nudny. Dlatego uważam, że należy szanować zdanie innych, nawet jeżeli sami mamy zupełnie inne odczucia Na temat danego dzieła.
„Ruby. Bloody Valentine” to czwarty tom wspomnianej serii i część, na którą szczerze powiedziawszy, najbardziej czekałam, bo główni bohaterowie to zdecydowanie największa mieszanka wybuchowa, jaką spotkałam w książkach. Ci, którzy czytali poprzednie tomy doskonale wiedzą, o kim mówię!
Veira Ventura i Keller Hartley to bez wątpienia osoby, z którymi lepiej nie zadzierać. Ich życie zdecydowanie nie było usłane różami. Zamiast tego doświadczyli w życiu wszystkiego, co najgorsze, a wydarzenia z przeszłości ukształtowały ich na wyjątkowo brutalnych i szalonych zabójców, którzy w wyniku sojuszu musieli zawrzeć związek małżeński. Czy poza żądzą zemsty połączy ich coś więcej niż tylko aranżowane małżeństwo? Czy w ich pokręconym do granic możliwości świecie jest w ogóle miejsce na miłość? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.
Muszę przyznać, że „Ruby. Bloody Valentine” jest dokładnie taką lekturą, jakiej się spodziewałam. Mroczna, trudna, traumatyczna i pełna zachowań, które wzbudzają ogólnie pojęty niepokój.
Zdecydowanie nie jest to książka, po którą sięga się, by poprawić sobie humor, czy po to, by oderwać się od szarej rzeczywistości, dlatego tak ważne jest, aby przed jej przeczytaniem zapoznać się z informacją od autorki, która ostrzega przed tym, co można w niej znaleźć, ponieważ nie jest to lektura dla osób o słabych nerwach.
Ja sięgnęłam po nią świadomie. I przyznam szczerze, że po tym, co w niej znalazłam, długo zastanawiałam się, co w ogóle powinnam napisać w swojej recenzji.
FortunateEm w swoich książkach często porusza bardzo trudne tematy, a, jako że miałam okazję przeczytać wszystkie książki jej autorstwa, które zostały wydane, jestem już trochę przyzwyczajona do tego, co serwuje swoim czytelnikom. Jednak tworząc historię Veiry i Kellera wskoczyła na zupełnie inny poziom. Dawka adrenaliny, traum, sadystycznych zachowań i wszystkiego tego, co powszechnie uznawane za złe w tej odsłonie jej twórczości zdecydowanie przekroczyło jakiekolwiek normy. Ale czy to źle? Nie! Jestem absolutnie pod wrażeniem tego, jak doskonale poradziła sobie z tym zadaniem!
Tak naprawdę jednym promyczkiem światła w tej bez wątpienia najmroczniejszej historii spod pióra Moniki jest mała Fianna. Dziecko, które wzbudza pozytywne emocje nawet u osób, których nigdy bym o to nie podejrzewała. Pewnie niektórzy powiedzą, że jest to aż niewiarygodne, ale dla mnie było mega urocze i potrzebne, by pokazać, że nawet tak bezwzględnym mafijnym świecie, jest miejsce na miłość i oddanie rodzinie.
Chociaż w mojej ocenie “Ruby. Bloody Valentine” to najlepszy tom serii “Kamienie Miami” absolutnie nie podejmę się tego, by kogokolwiek namawiać do jej przeczytania. Musicie sami podjąć decyzję, czy poruszone w niej wątki Was nie przerosną. Dlatego tak ważne jest, aby przeczytać ostrzeżenie znajdujące się na samym początku! Natomiast jeżeli o mnie chodzi, to z niecierpliwością czekam na kolejną odsłonę, szczególnie po tym, co autorka zaserwowała w epilogu.
"Kamienie Miami" to seria, która wzbudza dużo emocji. Jedni ją kochają, a drudzy wypowiadają się o niej bardzo niepochlebnie, ale gdyby każdemu podobało się to samo, świat byłby bardzo nudny. Dlatego uważam, że należy szanować zdanie innych, nawet jeżeli sami mamy zupełnie inne odczucia Na temat danego dzieła.
„Ruby. Bloody Valentine” to czwarty tom wspomnianej serii i...
2023-10-13
FortunateEm to autorka, której wszystkie wydane do tej pory książki mam już za sobą. Jej twórczość, całkiem przypadkiem, poznałam w zeszłym roku za sprawą pierwszej części "Scars", która zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Od tamtej pory sięgam po jej książki w zasadzie w ciemno, bo chociaż autorka publikuje swoje prace również na wattpadzie, czytam je, dopiero gdy zostają wydane.
"Wszystko, czego w tobie nienawidzę" to pierwsza część dylogii "Wszystko", która skupia się na historii Aziela Crawforda i młodszej o osiem lat Snow Hawley.
Ona jest młodą Irlandką, córką narkotykowego bossa, natomiast on Anglikiem, który należy do rodziny, rządzącej siecią brytyjskich kasyn. Ich ojcowie zawiązują sojusz, ale aby został on solidnie przypieczętowany, zapada decyzja o ich ślubie. Czy marząca o wielkiej i romantycznej miłości Snow, odnajdzie szczęście u boku zimnego i zdystansowanego Aziela? Czy mimo zaaranżowania ich małżeństwa staną się dla siebie kimś ważnym? Czy w ich świecie w ogóle można mówić o miłości i szczęściu? Odpowiedzi na te pytania otrzymacie, sięgając po najnowszą książkę autorstwa FortunateEm.
Muszę przyznać, że pierwszy tom dylogii "Wszystko" zaskoczył mnie tym, że pomimo tego, że rodziny Aziela i Snow są powiązane z przestępczym półświatkiem, w książce jest zaskakująco mało o samej działalności mafijnej, która w zasadzie jest jedynie tłem całej historii. I chociaż z początku wydawało mi się to co najmniej dziwne, w ogólnym rozrachunku oceniam to zdecydowanie na plus.
W swojej najnowszej książce autorka skupiła się w stu procentach na wzajemnej relacji Aziela i Snow, która jest trudna, zawiła i napisana w taki sposób, że czytelnik dopiero pod koniec dowiaduje się całej prawdy o niej. Snow w tej historii jest zdecydowanie słoneczkiem. Pomimo sytuacji, w jakiej się znalazła, ma cały czas nadzieję na to, że jej małżeństwo chociaż aranżowane, może być szczęśliwe i udane. Jednak czy są na to jakieś szanse? Tego nie zdradzę, ale mogę Was zapewnić, że Aziel będzie tym, który nie raz Was zaskoczy. Czy pozytywnie? Sprawdźcie sami.
Jedyne, co mogę Wam zdradzić to fakt, że jak w każdej książce tej autorki, możecie spodziewać się wachlarza emocji: od śmiechu, aż po łzy. Dlatego, jeżeli lubicie publikacje, które trzymają w napięciu i wywołują ogrom emocji, zdecydowanie będzie to książka dla Was.
W zasadzie jedyne, co nieco przeszkadzało mi w tej publikacji to ilość scen zbliżeń głównych bohaterów. Chociaż nie mam nic przeciwko erotyce i obrazowym przedstawianiu scen łóżkowych, a wręcz lubię, gdy takie sceny występują w książkach to jednak w pewnym momencie, było tego, przynajmniej dla mnie, zdecydowanie za dużo.
Chociaż nie jest to moja ulubiona książka FortunateEm, z niecierpliwością będę wyczekiwać premiery kolejnej części. Chociaż kto wie, może tym razem moja ciekawska natura weźmie górę i zdecyduje się zerknąć na wattpada, aby dowiedzieć się, jak dalej potoczą się losy Aziela i Snow.
FortunateEm to autorka, której wszystkie wydane do tej pory książki mam już za sobą. Jej twórczość, całkiem przypadkiem, poznałam w zeszłym roku za sprawą pierwszej części "Scars", która zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Od tamtej pory sięgam po jej książki w zasadzie w ciemno, bo chociaż autorka publikuje swoje prace również na wattpadzie, czytam je, dopiero gdy...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-08
Współpraca reklamowa z @editiored @wydawnictwohelion
"Moja zemsta" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Aleksandry Możejko. Do sięgnięcia po jej książkę zachęciła mnie przede wszystkim przyciągająca oko okładka, która jest owiana pewną nutą tajemniczości. Bo czy chwytliwy tytuł w zestawieniu z intrygującą okładką nie zwiastuje sukcesu? Mogłoby się wydawać, że tak, ale, jaka jest rzeczywistość? Muszę przyznać, że mam nieco mieszane uczucia.
Główny bohater — Marcello Manfredo to człowiek sukcesu. Biznesmen, który poza doskonale prosperującą firmą, może pochwalić się również kilkoma drogimi samochodami i luksusowymi rezydencjami. Jak sam zwykł mówić, ma już tyle pieniędzy, że choćby chciał, nie byłby w stanie wydać ich do końca swoich dni. Czy zatem można uznać, że ma już wszystko? Niekoniecznie, bowiem jedyne czego Marcello pragnie najbardziej na świecie to zemsta.
Kilkanaście lat wcześniej mężczyzna stracił oboje rodziców. I chociaż wielu uznałoby tę śmierć, jako niefortunny wypadek Marcello zna prawdę. Za wszystko odpowiedzialny jest partner biznesowy ojca — Enzo Monroe. Marcello, który musiał wziąć na swoje barki odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale również za młodszego brata poprzysiągł zemstę... Ale jak wiadomo, ta najlepiej smakuje na zimno. Ponad dziesięć lat od wypadku wreszcie nadarza się okazja, aby pozbawić Enzo wszystkiego, zarówno pieniędzy, wpływów, jak i ukochanej córki Elizabeth, którą Marcello postanawia poślubić, a następnie zamierza zmienić jej życie w piekło. Czy jego niecny plan ma szansę powodzenia? Tego dowiecie się, sięgając po najnowszą książkę Aleksandry Możejko.
Muszę przyznać, że jestem nieco zawiedziona tą publikacją. Liczyłam na naprawdę dobrą historię, napędzaną tytułową zemstą, która w miarę zagłębiania się w nią ukaże, jak przebywanie z drugim człowiekiem i uczucia mogą wpłynąć na zmianę zachowania i życiowych priorytetów. Niestety poniekąd musiałam obejść się smakiem, bo o ile przemiana głównego bohatera miała miejsce, to niestety zemsty było tutaj jak na lekarstwo. Marcello od początku miał plan, który za wszelką cenę pragnął wprowadzić w życie. Wszystko zmieniło się, jednak gdy poznał Elizabeth — kobietę, która miała być narzędziem w jego rękach. Ostatecznie mam wrażenie, że było zupełnie odwrotnie. Dziewczyna nieświadomie owinęła sobie mężczyznę wokół palca i właściwie, gdyby nie dziwne zbiegi okoliczności i miejscami brak komunikacji ich wspólne życie od samego początku byłoby niekończącą się sielanką. Szkoda, bo myślę, że jeżeli książka byłaby nieco dłuższa, a wątek zemsty zostałby rozwinięty, mogłaby to być naprawdę świetna historia.
Niemniej jednak jestem przekonana, że książka Aleksandry Możejko przypadnie do gustu osobom, które lubią nieskomplikowane i nieco przesłodzone historie miłosne z motywem aranżowanego małżeństwa. Myślę, że idealnie sprawdzi się na leniwy wieczór oraz na wyjście z czytelniczego zastoju.
Współpraca reklamowa z @editiored @wydawnictwohelion
"Moja zemsta" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Aleksandry Możejko. Do sięgnięcia po jej książkę zachęciła mnie przede wszystkim przyciągająca oko okładka, która jest owiana pewną nutą tajemniczości. Bo czy chwytliwy tytuł w zestawieniu z intrygującą okładką nie zwiastuje sukcesu? Mogłoby się wydawać, że tak, ale,...
2023-04-23
Często sięgacie po książki, które przed wydaniem były publikowane na wattpadzie? Przyznam szczerze, że kiedyś zupełnie nie zwracałam na to uwagi, ale ostatnimi czasy, gdy takich książek zaczęło pojawiać się coraz więcej, zaczęłam trochę grzebać na ten temat. Po researchu stwierdziłam, że aktualnie większość polskich autorów, korzysta z możliwości, jakie daje internet i dzieli się w nim swoimi publikacjami, zanim faktycznie zostaną wydane na papierze. Czy to dobry zabieg? Z jednej strony tak, ponieważ czytelnik może wcześniej zapoznać się z daną historią i jeżeli mu się spodoba, zdecydować o zakupie czegoś, co już zna i lubi. Jednak z drugiej strony, czasami to, co czytaliśmy na wspomnianej platformie, po przejściu redakcji ze strony wydawnictwa może okazać się dalekie od pierwowzoru, co będzie skutkować frustracją i rozczarowaniem. Zatem odpowiedź na pytanie, czy warto, pozostawię bez odpowiedzi.
Jeżeli chodzi o ten konkretny przypadek, muszę zaznaczyć, że nie miałam okazji czytać "Dark Heart" na wattpadzie, ale nie umknęła mi informacja, że ta książka właśnie tam miała swój debiut, ponieważ jest to dobitnie zaznaczone w jej opisie. Nie mogę powiedzieć, że ta informacja nie zachęciła mnie do zapoznania się z tą publikacją, ponieważ jako osoba, która swego czasu porzuciła czytanie książek, właśnie dla publikacji z tej platformy byłam ciekawa, czy spełni moje oczekiwania. Ale zanim odpowiem na to pytanie, przybliżę Wam, o czym jest ta książka.
Dree Rivera, to osiemnastolatka, której życie zdecydowanie nie rozpieszczało. Mimo swojego wieku ma za sobą ciężkie przeżycia, z którymi mógłby nie poradzić sobie dorosły człowiek, a co dopiero tak młoda osoba, jak ona. Przez szereg zdarzeń z przeszłości dziewczyna była zmuszona do tego, żeby bardzo szybko się usamodzielnić i zacząć zarabiać na siebie. Jak można się łatwo domyślić, nie było to legalne zajęcie. Dree ukrywając się pod pseudonimem — Lady Box, bierze udział w wyścigach samochodowych. Aby odciąć się od brutalnego i niebezpiecznego półświatka, zdecydowała się na wyjazd do Australii. Jednak czy uda jej się uciec i odseparować się od przeszłości?
Na nowym kontynencie, na który przeniosła się wraz ze swoim przyjacielem Chrisem, dziewczyna rozpoczyna naukę na uniwersytecie i stara się nawiązać nowe znajomości. Nie jest to jednak tak łatwe, jak mogłoby się wydawać. Dziewczyna ma bardzo duży problem, aby dopuścić do siebie kogoś zupełnie nowego, a mroczna aura, którą rozsiewa wokół, wcale jej w tym nie pomaga. Jednak wśród nowych przyjaciół Chrisa jest ktoś, kogo intryguje jej aura tajemniczości. Dylan Black, za wszelką cenę próbuje zbliżyć się do Dree i zdobyć jej zaufanie. Jednak ona ma poważne wątpliwości dotyczące jego intencji. Czy słusznie? Tego dowiecie się, sięgając po "Dark Heart" autorstwa Jasmine Sarah M.
Muszę przyznać, że jestem trochę rozczarowana tą publikacją, ponieważ po opisie książki, spodziewałam się historii, której nieodzownym elementem będzie motyw nielegalnych wyścigów samochodowych. W rzeczywistości jednak były one jedynie wspomniane, jako przeszłość głównej bohaterki, a cała fabuła kręciła się wokół czegoś zupełnie innego. Szkoda, bo ten wątek mógł być bardzo interesujący i niewątpliwie historia zyskałaby pazur. Zatem, jeżeli ktoś chciał sięgnąć po tę książkę, tylko za sprawą wyścigów i szybkich samochodów, muszę go rozczarować. Chociaż niewątpliwie kolekcja pojazdów Chrisa i Dree robi wrażenie, to jednak ich udział w całej historii ogranicza się do krótkich wycieczek do szkoły i na lotnisko.
Miałam też problem z płynnością czytania tej historii, ponieważ łączenie scen pozostawiało wiele do życzenia. Oczywiście nie było to notoryczne, ale w niektórych momentach trudno było mi się zorientować, czy to, co aktualnie czytam, jest kontynuacją poprzedniej sceny, czy czymś zupełnie innym.
Kolejnym minusem była również ilość szczegółowych opisów ubioru bohaterów. Strasznie mnie to nużyło i w pewnym momencie stwierdziłam, że zacznę liczyć, ile razy w tekście wystąpiło słowo "ermaksy". Rozumiem, że te buty robią furorę (chociaż nie do końca rozumiem ich fenomen), ale ileż można. Szczerze powiedziawszy w pewnym momencie, zaczęłam omijać te fragmenty, ponieważ miałam wrażenie, że zaraz usnę. Myślę, że przynajmniej połowę z nich można było spokojnie usunąć, bo nie wnosiły zupełnie niczego do całej historii.
Mam jeszcze jedno zastrzeżenie, ale nie chciałabym się nim dzielić wprost, aby nie spoilerować osobom, które nie czytały. Nie mam zastrzeżeń co do jednej sytuacji dotyczącej bezpośrednio Dree i Dylana, ale identyczna sytuacja powielona w stosunku do innych bohaterów... Jest to dla mnie po prostu nieprawdopodobne.
Było trochę minusów, więc teraz czas na plusy. Chociaż zachowania niektórych bohaterów były często lekkomyślne i niedojrzałe to jednak w przypadku tych konkretnych osób miały rację bytu, ponieważ głównie są to jeszcze bardzo młodzi ludzie, którzy mają prawo działać pochopnie i popełniać błędy. Najważniejsze jednak, aby umieli się na tych błędach uczyć.
Bardzo podobał mi się również rozwój relacji między Dylanem a Dree, chociaż nie nazwałabym tego enemies to lovers, ponieważ oprócz samego początku, nie odczułam, żeby byli jakoś specjalnie wrogo do siebie nastawieni.
Niewątpliwie moją ulubioną postacią tej książki jest Dylan. Polubiłam go w zasadzie od samego początku i do końca nie zmieniłam o nim zdania. Muszę przyznać, że urzekł mnie swoim zachowaniem, a szczególnie w momencie, gdy Dree miała swoje comiesięczne trudne dni oraz gdy poznał tajemnice jej przeszłości.
Książka miała dość duży potencjał i naprawdę podobał mi się pomysł na fabułę, jednak z przykrością muszę stwierdzić, że wykonanie nie należało do najlepszych. Tak jak wspominałam na początku, nie czytałam tej historii na wattpadzie, więc nie jestem w stanie stwierdzić jakie zmiany zaszły pomiędzy wersją papierową a pierwowzorem.
Zatem reasumując, nie jest to historia, która mnie porwała, ale myślę, że znajdą się osoby, które w przeciwieństwie do mnie będą nią zachwycone, dlatego, jeżeli chcecie się przekonać, czy "Dark Heart" to książka dla Was, zachecam Was do zapoznania się z nią oraz do wydania własnej opinii na jej temat.
Często sięgacie po książki, które przed wydaniem były publikowane na wattpadzie? Przyznam szczerze, że kiedyś zupełnie nie zwracałam na to uwagi, ale ostatnimi czasy, gdy takich książek zaczęło pojawiać się coraz więcej, zaczęłam trochę grzebać na ten temat. Po researchu stwierdziłam, że aktualnie większość polskich autorów, korzysta z możliwości, jakie daje internet i...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-09
"Zabójcze uczucie" to pierwsza książka Eweliny Kwiatek, która została wydana jako jej samodzielne dzieło. Wcześniej wprawdzie nie miałam styczności z jej twórczością, ale zdążyłam zorientować się, że ma na koncie wspólną publikację z Magdaleną Jachnik.
Muszę przyznać, że po "Zabójcze uczucie" sięgnęłam, ponieważ opis tej książki zaintrygował mnie na tyle, że nie mogłam przejść obok niej obojętnie.
Georgina to agentka FBI, która zostaje zwolniona dyscyplinarnie po tym, jak naruszyła nietykalność cielesną jednego z przełożonych, który dobierał się do jej przyjaciółki — Rebecki. Jej aktualna sytuacja mogłaby wydawać beznadziejna, gdyby nie mężczyzna, z którym się aktualnie spotyka, a który finalnie zostaje jej mężem. Dzięki wsparciu, jakie od niego otrzymała, stanęła na nogi i przełknęła gorycz utraty pracy. Jednak jak to zazwyczaj w takich książkach bywa, świeżo poślubiony małżonek zaczyna ukazywać swoje prawdziwe oblicze. Właśnie wtedy Gigi zdaje sobie sprawę, że wychodząc za Ryana, popełniła największy błąd w swoim życiu, ponieważ mężczyzna nie dość, że całkowicie uzależnił ją od siebie, to w dodatku zaczął stosować wobec niej przemoc. Jednak pewnego dnia, gdy kobieta próbuje uciec od męża, los postanawia ulżyć jej w cierpieniach. Mężczyzna, będąc pod wpływem alkoholu, rozbija samochód o jedno z drzew i ginie na miejscu, uwalniając kobietę spod swojego terroru.
Gdy Gigi wreszcie oddycha z ulgą i stara się zbudować swoje życie na nowo, na jej drodze stają dwie młode dziewczyny, które, tak samo, jak ona, zostały dotkliwie skrzywdzone przez los. Georgina daje im dach nad głową i pomaga im stanąć na nogi, by następnie trenować je i szkolić, aby w przyszłości umiały się bronić. Jednak Emily i Jennifer zdają sobie sprawę z tego, że dopóki ich oprawcy chodzą swobodnie po ulicach, one nigdy nie zaznają ukojenia. Właśnie w ten sposób zaczyna się ich nielegalna działalność, polegająca na usuwaniu z ulic miasta najgorszych szumowin. I pewnie robiłyby to nadal, gdyby pewnego dnia nie okazało się, że ich kolejnym celem ma zostać — Cayden Jackson, najmłodszy prokurator w historii stanu Nowy Jork, który robi na Jennifer piorunujące wrażenie. Czy mężczyzna faktycznie okaże się tym złym? I czy Jennifer będzie umiała traktować go, wyłącznie jak kolejne zlecenie.? Tego dowiecie się, sięgając po "Zabójcze uczucie".
Szczerze powiedziawszy, zanim zaczęłam czytać tę historię, byłam przekonana, że jej główną bohaterką będzie Georgina i oczywiście, gdyby nie ona i jej życiowe doświadczenia, cała fabuła tej książki nie miałaby sensu, jednak finalnie uznaję, że jej postać stanowi jedynie tło do właściwej historii, która została w niej opisana.
Muszę przyznać, że jestem trochę w szoku, że tak zagmatwana, nietuzinkowa i pełna zwrotów akcji fabuła została zawarta zaledwie na 192 stronach. Do tej pory zachodzę w głowę, jak autorce udała się ta sztuka.
Mogłoby się wydawać, że skoro stron jest tak niewiele, to sama historia z pewnością zawiera dużo braków, jednak po jej przeczytaniu absolutnie nie mam wrażenia, że czegoś mi w niej zabrakło. Oczywiście mam świadomość, że będzie kolejna część, ponieważ jest to dobitnie zaznaczone na jej końcu, ale myślę, że jeżeli książka zostałaby zakończona na tym tomie, nikt nie odczułby, że historia jest niekompletna.
Zatem jeżeli jesteście fanami nietuzinkowych historii, które trzymają w napięciu od początku do końca, to z czystym sumieniem polecam Wam najnowsze dzieło autorstwa Eweliny Kwiatek. Mam nadzieję, że przypadnie Wam ona do gustu, zupełnie tak, jak mnie.
"Zabójcze uczucie" to pierwsza książka Eweliny Kwiatek, która została wydana jako jej samodzielne dzieło. Wcześniej wprawdzie nie miałam styczności z jej twórczością, ale zdążyłam zorientować się, że ma na koncie wspólną publikację z Magdaleną Jachnik.
Muszę przyznać, że po "Zabójcze uczucie" sięgnęłam, ponieważ opis tej książki zaintrygował mnie na tyle, że nie mogłam...
2023-01-29
Melanie Moreland to autorka, która ma na swoim koncie wiele książek. I co ciekawsze, jako zwolenniczka szczęśliwych zakończeń, wszystkie właśnie tak się kończą.
Czy to źle?
Absolutnie nie, chociaż trochę pozbawia to czytelników elementu zaskoczenia.
"Przeklęty kontrakt" to pierwsza część cyklu Kontrakt. Z jednej strony fajnie, bo ogólnie lubię cykle, ale nie mam zielonego pojęcia, co jeszcze można dopowiedzieć do tej historii, ponieważ po przeczytaniu zakończenia stwierdzam, że w zasadzie mogłaby to być jednotomówka. Jednak nie będę zagłębiać się w angielskie opisy kolejnych tomów, poczekam — być może zostaną wydane w Polsce, a jeżeli nawet nie to myślę, że historia Katharine i Richarda, i tak będzie dla mnie kompletna.
Ale zacznijmy od początku...
Katharine pracuje jako osobista sekretarka. Jedynym mankamentem tej pracy jest fakt, że ma naprawdę okropnego szefa, który ani razu nie był dla niej miły. Zanim zaczęła dla niego pracować, wiedziała, że przed nią miał on wiele sekretarek, które dość szybko rezygnowały z pracy. Dlaczego więc panna Elliot mimo licznych upokorzeń w dalszym ciągu trwa na stanowisku? Przyczyna jest dość prosta i przewidywalna — dlatego, że bardzo potrzebuje pieniędzy.
Richard VanRyan to mężczyzna, który bardzo źle znosi porażki. Jego głównym celem jest awans na stanowisko partnera w firmie, w której pracuje. Jednak gdy okazuje się, że jego przełożony, mimo jego ciężkiej pracy, po raz kolejny wybrał kogoś innego na to miejsce, postanowił odejść z firmy.
Jego przyjaciel, pracujący jako headhunter informuje go, że konkurencyjna firma potrzebuje kogoś z jego doświadczeniem i osiągnięciami. I pewnie Richard z miejsca dostałby tę posadę, gdyby nie fakt, że właściciel ponad wszystko ceni sobie wartości rodzinne, więc playboy taki jak Richard nie ma czego szukać w jego firmie.
Właśnie wtedy mężczyzna wpada na pomysł zaangażowania swojej sekretarki w tytułowy kontrakt. Richard proponuje Katharine, by razem z nim zwolniła się z poprzedniej pracy i udawała jego narzeczoną, by pomóc mu zdobyć posadę w firmie Grahama Gavina. Oczywiście proponuje jej również ogromne wynagrodzenie za udawanie jego ukochanej.
Dziewczyna z początku myśli, że Richard stroi sobie z niej żarty, jednak ostatecznie przyjmuje jego propozycję i zostaje jego fałszywą narzeczoną. I choć z początku ich relacja jest tylko popisem aktorskich umiejętności, to z czasem przeradza się w coś zgoła innego. W prawdziwe i silne uczucie, które spada na nich jak grom z jasnego nieba.
Z początku historia bardzo mi się podobała, nie brakowało w niej uszczypliwości, chamskich odzywek i wygórowanych oczekiwań. W miarę czytania można było dostrzec zmianę w zachowaniu bohaterów w stosunku do siebie, jak i do otaczających ich osób, przez co rozwijające się uczucie między nimi w mojej ocenie było wiarygodne i wywoływało uśmiech na mojej twarzy. Jednak końcówka nieco mi się dłużyła. Odebrałam ją trochę, jako pogoń za koniecznym szczęśliwym zakończeniem, które autorka tak ubóstwia. Osobiście, gdybym na miejscu autorki planowała kolejne części, zostawiłabym jednak czytelnika w niepewności i przesunęła happy end dopiero do kolejnej części.
Melanie Moreland to autorka, która ma na swoim koncie wiele książek. I co ciekawsze, jako zwolenniczka szczęśliwych zakończeń, wszystkie właśnie tak się kończą.
Czy to źle?
Absolutnie nie, chociaż trochę pozbawia to czytelników elementu zaskoczenia.
"Przeklęty kontrakt" to pierwsza część cyklu Kontrakt. Z jednej strony fajnie, bo ogólnie lubię cykle, ale nie mam...
2023-01-27
"Poskładaj mnie na nowo" to nie tylko kolejny romans, który miałam okazję w tym miesiącu przeczytać. W swojej książce autorka poruszyła bardzo poważny temat, jakim jest przemoc, a konkretniej przemoc wobec dzieci.
Główna bohaterka Sue, mimo że jest już dorosła, to w dalszym ciągu nie może zapomnieć o traumie, jaką w dzieciństwie zafundował jej ojczym. Zdarzenia z przeszłości odcisnęły swoje piętno na psychice Sue, przez co doprowadziły do tego, że dziewczyna jest nieufna i wycofana. Jedynym jasnym punktem jej egzystencji są treningi karate. Sue poznajmy w momencie, gdy rozpoczyna przygotowania do turnieju, na którym może wygrać sporą sumę pieniędzy, potrzebnych, aby spłacić część długu z przeszłości.
Właśnie wtedy na jej drodze pojawia się Chris. Kapitan drużyny rugby. Sue od razu wpadła mu w oko, jednak jego koledzy z drużyny, uświadamiają mu, iż nie ma szans, by się z nim umówiła, gdyż jest znana w ich szkolnym środowisku, jako panna niedotykalska. Właśnie wtedy Chris postanawia założyć się z kolegami. Zamierza w ciągu miesiąca przekonać ją do tego, by się z nim umówiła.
Na początku Chris jest bardzo zaangażowany w to, by wygrać zakład, jednak bardzo szybko orientuje się, że przyjęcie go było najgłupszą rzeczą, jaką mógł zrobić. Dlatego, gdy dziewczyna zaczyna mu ufać i odkrywać się przed nim, postanawia z niego zrezygnować.
Historia przedstawiona przez Paulinę Zalecką w zasadzie wciąga czytelnika już od pierwszych stron. Jest niezwykle przejmująca i wzruszająca. Pełna zwrotów akcji i niespodziewanych powiązań z przeszłością. Myślę, że przypadnie do gustu niejednemu czytelnikowi, który lubi, gdy książka wywołuje w nim wiele skrajnych emocji, których w tej krótkiej publikacji z pewnością nie brakuje.
"Poskładaj mnie na nowo" to nie tylko kolejny romans, który miałam okazję w tym miesiącu przeczytać. W swojej książce autorka poruszyła bardzo poważny temat, jakim jest przemoc, a konkretniej przemoc wobec dzieci.
Główna bohaterka Sue, mimo że jest już dorosła, to w dalszym ciągu nie może zapomnieć o traumie, jaką w dzieciństwie zafundował jej ojczym. Zdarzenia z...
2023-01-22
Gdy na początku miesiąca skoczyłam czytać pierwszą część tej dylogii, miałam zdecydowanie apetyt na więcej. Wręcz nie mogłam doczekać się, żeby dowiedzieć się, jak zakończy się historia Veriny i Zeny, więc wyczekiwałam na kontynuację, jak na najlepszy bożonarodzeniowy prezent licząc, że może jednak będzie można dostać ją na chwilę przed premierą.
A gdy wreszcie publikacja znalazła się w moich dłoniach, nie pozostało mi nic innego, jak tylko zabrać się za czytanie!
Czasami mam wrażenie, że od książek, na których premierę czekamy się z niecierpliwością, oczekujemy zdecydowanie więcej, niż ostatecznie otrzymujemy. Czy również tak było w tym przypadku?
Z ręką na sercu odpowiadam, że tym razem było wręcz odwrotnie!
Jednak zanim przybliżę Wam dlaczego, po prostu muszę wspomnieć, że przez tę książkę, nabawiłam się zwierzęcej manii. Pokochałam wyderki Zeny równie mocno, jak Verina, więc teraz obsesyjnie oglądam wszelkiego rodzaju filmiki z tymi zwierzętami w roli głównej.
Ale wracając do meritum...
Druga część dylogii "Amethyst" autorstwa FortunateEm dosłownie wbiła mnie w fotel. Po przeczytaniu pierwszej miałam bardzo duży niedosyt, z uwagi na zakończenie, jakie zaserwowała nam autorka. Po skończeniu drugiej wiem, że mimo iż mamy dopiero styczeń, będzie to jedna z książek, które znajdą się w moim top 10 tego roku!
W tej części świat ponownie zawalił się Verinie na głowę. Przez wydarzenia, które miały miejsce w pierwszej części, nie ma pojęcia czy będzie potrafiła komukolwiek ponownie zaufać. Dlatego z początku wydaje się zagubiona. Wyraźnie boi się Zeny, który przecież jeszcze niedawno był dla niej wszystkim. Jednak czy rzeczywiście nadal jest tą kruchą istotą, którą była na początku?
Zdecydowanie nie.
Tym razem poznajemy zupełnie inną Verinę. Silną, nieustępliwą i gotową na to, by pokazać Zenie, że odzyskanie jej zaufania to ciężki kawałek chleba. Zatem, jak łatwo się domyślić, w „Amethyst. Yes, please” role trochę się odwróciły. Teraz to Verina, rozdaje karty, a Zena z pokorą spełnia wszystkie jej życzenia i rozkazy, przez co akcja książki wciąga już od samego początku.
W tej części dość często odbywamy wycieczki do przeszłości, którą Zena postanawia odkryć przed swoją ukochaną. Dzięki temu możemy zrozumieć, dlaczego w pewnych kwestiach mężczyzna zachowywał się tak, a nie inaczej. Muszę przyznać, że jego historia niesamowicie wzrusza i naprawdę chwyta za serce.
Nie wiem, jak było w Waszym przypadku, ale ja już poprzednio zastanawiałam się nad motywami jego postępowania i muszę przyznać, że strasznie się pomyliłam w niektórych kwestiach, zakładając zbyt banalne powody jego zachowania. Autorka naprawdę bardzo mnie zaskoczyła, co oczywiście traktuję, jako wielki plus.
Jednak to, co podobało mi się w tej części najbardziej, to powrót postaci, które doskonale znamy z pierwszej części cyklu Kamienie Miami. Dzięki temu obie historie wydają mi się kompletne. Jednakże nie myślcie sobie, że był to koniec całego cyklu! Autorka bowiem zapowiedziała już kolejny tom, więc z wielkim podekscytowaniem będę wyczekiwać premiery kolejnej części, której tytuł będzie brzmieć "Rubin. Bloody Valentine".
Gdy na początku miesiąca skoczyłam czytać pierwszą część tej dylogii, miałam zdecydowanie apetyt na więcej. Wręcz nie mogłam doczekać się, żeby dowiedzieć się, jak zakończy się historia Veriny i Zeny, więc wyczekiwałam na kontynuację, jak na najlepszy bożonarodzeniowy prezent licząc, że może jednak będzie można dostać ją na chwilę przed premierą.
A gdy wreszcie publikacja...
2023-01-01
Twórczość FortunateEm nie jest mi obca. Po zachwycie książką "Scars. Blizny zapisane na skórze", która bezapelacyjnie została moim zeszłorocznym numerem jeden, postanowiłam pójść za ciosem i przeczytać pozostałe publikacje tej autorki.
Czy "Emerald" okazała się równie dobrą książką, jak wspomniane przeze mnie "Scars. Blizny zapisane na skórze"?
Myślę, że akurat tej pierwszej, przeczytanej przeze mnie pozycji, długo nic nie przebije, ale to wcale nie znaczy, że pierwszy tom serii "Kamienie Miami" nie zasługuję na uwagę.
"Emerald" to historia, która niewątpliwie zasługuje na miano wyjątkowej. Publikacja wciągnęła mnie już od pierwszej strony i trzymała w napięciu przez wszystkie 440 strony. Chociaż muszę przyznać, że to końcówka była niewątpliwie najlepsza, a pewien list rozczulił mnie nawet do łez.
Ale zacznijmy od początku!
Główna bohaterka - Valeria Avada to charyzmatyczna cukierniczka, o wyjątkowych - szmaragdowozielonych oczach. Dziewczyna posiada niesamowity talent do pieczenia, co jest zadziwiające, szczególnie że w całym swoim życiu, nie pobierała żadnych lekcji cukiernictwa. Valeria kocha swoją pracę, w którą wkłada całe serce.
Pewnego dnia dostaje zlecenie na wykonanie tortu urodzinowego na specjalne zamówienie jednego ze starych znajomych jej szefa. I pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie okazało się, że dziewczyna ma osobiście udać się na rzeczone przyjęcie i pokroić tort na oczach wszystkich zaproszonych gości.
Solenizant - Vincent Visser jest zupełnym przeciwieństwem słodkiej Valerii. Mężczyzna jest biznesmenem, który sprawia wrażenie bardzo tajemniczego, władczego i nieco przerażającego człowieka. Niemal od razu zakwalifikowałam go, jako osobę z przestępczego półświatka. Ale czy słusznie?
Pierwsze spotkanie głównych bohaterów, do którego doszło na przyjęciu, wywołało u dziewczyny kilka sprzecznych emocji, ponieważ Vincent okazał się być bardzo osobliwym i nieodgadnionym mężczyzną. I chociaż mogłoby się wydawać, że był to pierwszy i ostatni raz, kiedy Valeria i Vincent stanęli na swojej drodze, w rzeczywistości było zupełnie odwrotnie.
Tajemniczy nieznajomy postanowił bowiem zaskoczyć i poinformować Valerię, iż zamierza zabrać ją ze sobą do domu. Kobieta oczywiście nie wzięła jego słów na poważnie... Ale czy słusznie to zbagatelizowała?
Mogę Was zapewnić, że z tą książką z pewnością nie będziecie się nudzić, ponieważ zarówno główni, jak i poboczni bohaterowie na to nie pozwolą. Książka jest pełna zabawnych, zmysłowych i zadziornych dialogów, dreszczyków emocji oraz scen namiętności. Myślę, że będzie idealną pozycją, dla osób, które lubią również nutkę tajemniczości, gdyż czytając ją, przez cały czas, ma się wrażenie, że jest w niej jakieś ukryte dno.
Dlatego z całego serca gorąco polecam.
Twórczość FortunateEm nie jest mi obca. Po zachwycie książką "Scars. Blizny zapisane na skórze", która bezapelacyjnie została moim zeszłorocznym numerem jeden, postanowiłam pójść za ciosem i przeczytać pozostałe publikacje tej autorki.
Czy "Emerald" okazała się równie dobrą książką, jak wspomniane przeze mnie "Scars. Blizny zapisane na skórze"?
Myślę, że akurat tej...
2023-01-06
Idąc za ciosem, po przeczytaniu pierwszej części cyklu Kamienie Miami, sięgnęłam po drugą, czyli "Amethyst. Of course, sir".
Czy była to słuszna decyzja?
Pewnie, że tak! I mało tego, cieszę się, że zaczęłam czytać ten cykl tak późno, ponieważ nie wiem, jak przeżyłabym tak długie wyczekiwanie na drugi tom historii Veriny i Zeny, których dosłownie pokochałam całym sercem!
Na szczęście premiera drugiej części już za niespełna 20 dni, więc tyle jakoś wytrzymam! Choć muszę przyznać, że będzie naprawdę ciężko! I gdy tylko dostanę ją w swoje ręce, najpewniej rzucę aktualnie czytaną książkę, aby dowiedzieć się, co było dalej!
Oczywiście nie mogę powiedzieć, że książka jest dla wszystkich, i że zachwyci każdego czytelnika, ponieważ jest dość specyficzna. Znajduje się w niej bardzo dużo scen erotycznych, więc jeżeli ktoś nie lubi tego typu literatury, to pewnie nie zachwyci się nią tak, jak ja!
Jednak jeżeli ktoś nie ma nic przeciwko, to nie może przejść obojętnie obok tej publikacji!
Verina Berry, przez przyjaciół zwana Rin, to urocza i pełna życia młoda kobieta, której los zdecydowanie nie rozpieszcza. Dziewczyna pracuje ponad swoje siły, aby za wszelką cenę spełnić jedyne marzenie, jakie posiada. Verina chce uciec od uzależnionych od hazardu rodziców, którzy znęcają się nad nią zarówno psychicznie, jak i fizycznie, nie przejmując się jej chorobą - cukrzycą.
Pewnego dnia los stawia na jej drodze Zenę - przystojnego, choć z całą pewnością niebezpiecznego mężczyznę, który ma dla niej dość śmiałą propozycję. Jego oferta jest bardzo hojna. Zena chce uwolnić ją od rodzinnego koszmaru, jednak cena za wolność jest niezwykle wysoka, bowiem Rin ma oddać mu całą siebie.
Oszołomiona dziewczyna z początku jest zszokowana i oburzona jego propozycją, ale Zena daje jej czas na zastanowienie. Gdy po powrocie do domu Rin po raz kolejny staje się ofiarą przemocy, wie, że nie ma się nad czym zastanawiać i prędko zgadza się na układ ze swoim nowym szefem.
Umowa, którą podpisali, pozwoliła Verinie poznać siebie, nauczyć się nowych rzeczy oraz przezwyciężać swoje najgłębiej skrywane lęki.
Historia była zupełnie inna od tej przedstawionej w "Emerald", więc trudno mi w ostatecznym rozrachunku stwierdzić, która podobała mi się bardziej. Jednak jestem przekonana, że Verina i Valeria świetnie by się dogadały!
Na uwagę zasługują również postacie drugoplanowe! Ron (autorka odczarowała to imię, bo tak strasznie nie lubię tego z Harry'ego Pottera), Flynn i mały Elie. Mam nadzieję, że nie zabraknie ich również w kolejnym tomie, do którego premiery z niecierpliwością odliczam dni.
Idąc za ciosem, po przeczytaniu pierwszej części cyklu Kamienie Miami, sięgnęłam po drugą, czyli "Amethyst. Of course, sir".
Czy była to słuszna decyzja?
Pewnie, że tak! I mało tego, cieszę się, że zaczęłam czytać ten cykl tak późno, ponieważ nie wiem, jak przeżyłabym tak długie wyczekiwanie na drugi tom historii Veriny i Zeny, których dosłownie pokochałam całym...
Współpraca reklamowa @editiored
"Spętani przeznaczeniem" to debiut literacki Zuzanny Dominik i zarazem pierwszy tom serii "The Thomas Family". Debiuty literackie to dość specyficzny rodzaj książek, ponieważ sięgając po dzieło nowego autora, nigdy nie wiemy, czego możemy spodziewać się w środku. Nie inaczej było również w tym przypadku, ale ci, którzy czytają moje opinie nie od dziś, doskonale wiedzą, że uwielbiam ten dreszczyk emocji, który towarzyszy poznawaniu "świeżynek". Czy teraz kiedy jestem już po lekturze, mogę zaliczyć "Spętanych przeznaczeniem" do debiutów, które podbiły moje serce? Już spieszę z wyjaśnieniem.
Głównym bohaterem historii jest Archer Thomas — wdowiec, który wychowuje trzy córeczki. Na co dzień Archer zajmuje się odziedziczonym po zmarłym ojcu ranczem, na którym mieszka od urodzenia. Życiowy dobytek Thomasów znajduje się w niezwykle atrakcyjnym miejscu, na które chrapkę ma jedna z firm skupująca nieruchomości. Czy zatem Archer otrzyma propozycję sprzedaży rodzinnej spuścizny?
Pewnego dnia na jego ziemi pojawia się niespodziewany gość. Brooklyn przyjechała na rancho, by przekonać Thomasów do sprzedaży swojej ziemi, jednak po tym, jak spektakularnie wylądowała w błocie i nie zrobiła dobrego pierwszego wrażenia na Archerze, postanawia nie przyznawać się do tego, w jakim faktycznie celu przybyła na jego ziemię. Dlatego, gdy mężczyzna zaproponował jej pobyt w swojej posiadłości w zamian za pomoc przy drobnych pracach domowych, nie wahała się ani chwili. Czy kobiecie uda się dogadać ze wszystkimi członkami rodziny Thomasów? Czy między Brooklyn a Archerem dojdzie do czegoś więcej? Co stanie się, gdy najstarszy z braci dowie się, jaki był prawdziwy powód pojawienia się Brooklyn w jego życiu? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.
Muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym debiutem. Podczas czytania "Spętanych przeznaczenia" miałam trochę takie wrażenie, jakbym wybrała się z wizytą do starych dobrych znajomych, szczególnie że kiedyś miałam okazję oglądać film o podobnej tematyce, który również przypadł mi do gustu.
Bardzo spodobało mi się to, że autorka wprowadziła do historii motyw samotnego ojca. I to taki dość hardcorowy zwarzywszy na to, że dzieciaki Archera to trzy dziewczynki, z których dwie to nastolatki. Jednak jego postać i relację z córkami zostały opisane w taki sposób, że ani przez chwilę nie miałam wrażenia, że jest to tylko i wyłącznie fikcja literacka. Zresztą podobne odczucia miałam w stosunku do Brooklyn. Kreacja jej postaci również mnie zachwyciła, szczególnie jej przemiana z zahukanej przez apodyktycznych rodziców, zagubionej kobiety, w tę zdająca sobie sprawę z własnej wartości.
Myślę, że na uwagę zasługuje również fakt, że w książce pojawia się wiele pobocznych postaci, a przede wszystkim to, iż mamy okazję poznać braci Archera, którzy jak można się spodziewać po zapowiedzi drugiej części, po kolei staną się głównymi bohaterami kolejnych tomów serii. Dlatego z niecierpliwością będę wypatrywać premier ich historii.
"Spętani przeznaczeniem" to lekka, przyjemna i poruszająca książka, którą czyta się bardzo szybko, dlatego mam nadzieję, że pomimo iż jest to debiut literacki, dacie jej szansę i docenicie jej prostotę i niezwykły klimat, który w niej panuje.
Współpraca reklamowa @editiored
więcej Pokaż mimo to"Spętani przeznaczeniem" to debiut literacki Zuzanny Dominik i zarazem pierwszy tom serii "The Thomas Family". Debiuty literackie to dość specyficzny rodzaj książek, ponieważ sięgając po dzieło nowego autora, nigdy nie wiemy, czego możemy spodziewać się w środku. Nie inaczej było również w tym przypadku, ale ci, którzy czytają moje opinie...