-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2015-09-25
2014-12-10
Do tej pory moją ulubioną lekturą szkolną był ''Tomek w krainie kangurów', jednak po lekturze ''Kamieni na szaniec'' stwierdzam, ze najszczęśliwszą decyzją Ministerstwa Edukacji odnośnie lektur jest jednak właśnie ta książka.
Jest to historia polskiej młodzieży, która dorastała w Polsce międzywojennej. Głównymi bohaterami są trzej harcerze, członkowie grupy Buków: Alek, Rudy i Zośka. Chłopcy mają bodajże po 17 lat kiedy wybucha II wojna światowa. Wtedy rozpoczynają swoja działalność konspiracyjną jako członkowie organizacji ''Wawer''. Czytanie o ich dokonaniach w Małym Sabotażu niesamowicie mnie wciągnęło, do tego stopnia, że każdą wolną chwilkę spędzałam ślęcząc nad tą książką. Bohaterowie- wszyscy, nie tylko trzej główni- obudzili we mnie ogromną sympatię, a ich historia wzruszała mnie i zachwycała niemal na każdej stronie coraz bardziej.
Właściwie ''zachwycać'' to chyba nie jest dobre słowo. Bo przecież to wszystko, ta wojna, była straszna. Ale jak mam wyrazić to słowami? Czułam, i wciąż czuję, do tych niewiele starszych ode mnie bohaterów ogromny szacunek.
I coś jeszcze. To tak, jakby oni sami mi to opowiedzieli. Bo po przeczytaniu ''Kamieni...'', i wiem, że zabrzmi to banalnie, wciąż czuję się tak, jakbym ich w jakiś sposób znała. Może to dlatego, że w gruncie rzeczy byli młodymi ludźmi takimi samymi jak my teraz... I może z tego samego powodu tak boli świadomość, że zginęli jako dwudziestokilkuletni chłopcy? Nawet nie widzieli, jak powstaje Warszawa... Chociaż przecież tam byli, prawda? Jako batalion ''Zośka'', kompania '"Rudy'', pluton ''Alek''
Nie wiem, co mogę tu jeszcze dodać. ''Kamienie na szaniec'' są taką książką, w której treść zajmuje tak bardzo, że na to, czy książka jest napisana dobrze czy źle, właściwie już nie zwracam uwagi. Chociaż, moim skromnym zdaniem, jest napisana dobrze. Prawie dosłownie widziałam to wszystko, co tam było opisane. I na pewno kiedyś do niej wrócę
Polecam wszystkim.
Do tej pory moją ulubioną lekturą szkolną był ''Tomek w krainie kangurów', jednak po lekturze ''Kamieni na szaniec'' stwierdzam, ze najszczęśliwszą decyzją Ministerstwa Edukacji odnośnie lektur jest jednak właśnie ta książka.
Jest to historia polskiej młodzieży, która dorastała w Polsce międzywojennej. Głównymi bohaterami są trzej harcerze, członkowie grupy Buków: Alek,...
2014-08-29
Zanim przejdę do recenzji tej książki, chciałabym nawiązać do tego, co wydawcy napisali na okładce. Teksty w stylu: pisarka wszech czasów, rekordy sprzedaży, cud miód i malinki. Po przeczytaniu stwierdzam: ŻE COOOO? Jaka pisarka wszech czasów? Drogi Amazonie, od kiedy to wystarczy napisać bardziej zboczoną i mniej wampirzą wersje Zmierzchu, żeby już być ''pisarką wszech czasów''?
Dobra, recenzujmy. Coś o głównej bohaterce.
Anastasia Steele jest niezwykle niezdarną, ciemnowłosą ciamajdą ze stanu Waszyngton, czerwieni się na sam dźwięk słowa ''seks'' i co chwila rozpada na kawałki, ewentualnie znajduje na krawędzi lub spada w otchłań czy gdzieś tam. Kompletnie traci głowę na niesamowicie przystojnego, jeszcze bardziej niesamowicie bogatego Christiana Greya, który świetnie tańczy, gra na fortepianie, pilotuje śmigłowiec i szybowiec, zna się na winach (ojej, przepraszam. nie zna się, ale i tak zawsze wybiera te przepyszne) daje jej drogie prezenty, których ona nie chce przyjąć i cudownie pachnie.
A jak wygląda tak zwana akcja tego smakowitego dzieła? Można powiedzieć tak: głównymi ośrodkami fabuły są fragmenty ''w trakcie seksu''. Przerywniki stanowią fragmenty ''przed seksem'' i ''po seksie'', podczas których główna bohaterka samobiczuje się mentalnie ciągłym rozmyślaniem na temat pewnej umowy. Co do tych kulminacyjnych momentów, podczas których Grey ''przelatuje'' Anę, wygląda to z grubsza tak, że ustawiają się w odpowiedniej pozycji, On się w nią ''wpycha'' następnie chwila na opisanie towarzyszących temu uczuć o różnorodności zbliżonej poziomem do krawężnika. Później sakramentalne''Dojdź dla mnie, mała'', no i to rozpadanie się na kawałki/opadanie w otchłań. W niektórych jednak momentach, kiedy są w Pokoju Zabaw, jest to trochę bardziej skomplikowane, ponieważ w tych ''zabawach'' biorą udział także rozmaite gadżety typu pejcz, szpricuta, opaska na oczy lub iPod. Z tym ze do całej sytuacji wnoszą one tyle, że dany fragment po prostu dłużej trwa.
Podsumowując, ''50 twarzy Greya'' to według mnie sprytny fortel pani James na zrobienie kariery w świecie literatury. Jej zdolności, styl i wizja są tak monotonne, wyidealizowane i dramatyczne (lub dramatycznie głupiutkie), że po prostu musiała napisać o dzikim seksie, bo gdyby napisała o czymkolwiek innym, byłaby to powieść tak nudna i pospolita, ze nawet najbardziej niewyżyta pani po menopauzie by po to nie sięgnęła.
Zanim przejdę do recenzji tej książki, chciałabym nawiązać do tego, co wydawcy napisali na okładce. Teksty w stylu: pisarka wszech czasów, rekordy sprzedaży, cud miód i malinki. Po przeczytaniu stwierdzam: ŻE COOOO? Jaka pisarka wszech czasów? Drogi Amazonie, od kiedy to wystarczy napisać bardziej zboczoną i mniej wampirzą wersje Zmierzchu, żeby już być ''pisarką wszech...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-07-10
Do przeczytania tej ksiażki zachęciły mnie niezwykle pochlebne opinie zamieszczone z tyłu okładki. Coż, jak widać powiedzenie ,,nie oceniaj ksiażki po okładce'' jest jak najbardziej trafne.
''Szkoła uczuć'' opowiada o szkolnych przeżyciach nastoletniej Lee Fiory. Dziewczyna decyduje się na opuszczenie rodzinnej okolicy i wyjazd do prestizowej szkoły z internatem. Okazuje się, ze na miejscu wszystko jest inaczej niz przypuszczała. W swojej starej szkole wyrózniała sie bystrością i inteligencja- w Szkole im. Aulta nie jest to niczym nadzwyczajnym. Lee staje sie odludkiem, boi się wejsć do towarzystwa. Samotnica wkracza w dorosłosć-: przeżywa wielkie przyjaźnie i wielkie kłótnie z przyjaciółmi, zakochuje się i traci dziewictwo.
No cóz, mogłoby się wydawac, ze z taką fabułą, niby oklepaną, ale jednak przyjemną, książka powinna być lekką, miłą lektura na wakacyjne wieczory. Niestety, powiesc ta ma znacznie wiecej wad, niz zalet.
To, co w tej ksiażce zirytowało mnie najbardziej, to główna bohaterka. Autorka zapewne chciała stworzyc zagubioną ale sympatyczną dorastają dziewczynę, radzącą sobie z trudnosciami życia codzinnego. Moim zdaniem jednak Lee jest denerwujacą i zakompleksiona, w dodatku ma lekką obsesje na punkcie tego, ''co inni sobie pomyślą''. Jest naiwna, mdła i denerwujaca. Nie jestem w stanie zdobyc sie na sympatię wobec niej.
Kolejna wada tej ksiażki to nudna, rozlazła, ciagnąca sie jak flaki z olejem akcja. Bo prawda jest taka, ze w tej powiesci własciwie nic sie nie dzieje. Autorka nie dała rady mnie zainteresowac i wciagnąć. Można powiedziec, że całą historia to takie klepanie o głupotach bez zadnego zdarzenia. Ksiażka ma kilkaset stron, a obyła by się bez większości z nich.
Wypadałoby jednak powiedzieć cos pozywtywnego. No więc podobało mi się zakończenie, mówie konkretnie o zdradzeniu dalszych losów bohaterów. Z jakiegoś powodu polubiłam ten fragment. Poza tym, przemówiły do mnie opisy kłótni Lee z rodziną, były wiarygodne i naturlane. w tych momentach naprawdę czułam wieź z bohaterką.
Podsumowujac, ''Szkołę uczuć'' pkreslam jako ksiażke nieambitną, napisaną niewyszukanych stylem i dosć nudną. Owszem, da sie przez nia przebrnąć, jednak wielbicielom ksiażek o spójnej wartkiej akcji zdecydowanie nie polecam.
Do przeczytania tej ksiażki zachęciły mnie niezwykle pochlebne opinie zamieszczone z tyłu okładki. Coż, jak widać powiedzenie ,,nie oceniaj ksiażki po okładce'' jest jak najbardziej trafne.
''Szkoła uczuć'' opowiada o szkolnych przeżyciach nastoletniej Lee Fiory. Dziewczyna decyduje się na opuszczenie rodzinnej okolicy i wyjazd do prestizowej szkoły z internatem. Okazuje...
2014-06-26
,,Carrie'' przeczytałam po obejrzeniu filmu, który mnie szczerze mówiąc zawiódł. W imię zasady ,,książka była lepsza'' wiązałam z powieścią Stephena Kinga duże nadzieje.
Owszem, jest dużo lepsza od filmu. Zjawisko telekinezy zostało przedstawione dużo realniej- czytelnik ma możliwość zajrzenia do umysłów bohaterów, są aż fragmenty ,,Nadejścia cienia'', przez co niezwykłość Carrie mniej przypomina magię, a bardziej fascynujące schorzenie. Jest to duży plus dla książki. Kolejną mocną stroną jest to, że książka, można powiedzieć, oddziałowuje na czytelnika, w związku z czym, chociaż wiedziałam, jak cała historia się skończy, miałam wielką nadzieję, ze może jednak Chris i Billy zrezygnują, może bal się uda, i bardzo współczułam Carrie na końcu.
Minusem jest natomiast, według mnie, w ogóle dobór tematu. Naprawdę trudno mi wyobrazić sobie książkę, która by przerażała, lub chociaż wywoływała dreszczyk strachu, jednocześnie opowiadając o czymś niemal niespotykanym, jeżeli nie całkowicie nierealnym. Przeczytałam tę książkę bez odczucie, ze czytam horror czy nawet dramat. Dla mnie to była powieść obyczajowa z elementami fantastyki.
Podsumowując, ,,Carrie'' oceniam jako książkę dobrą, aczkolwiek nienależącą do arcydzieł literatury.
,,Carrie'' przeczytałam po obejrzeniu filmu, który mnie szczerze mówiąc zawiódł. W imię zasady ,,książka była lepsza'' wiązałam z powieścią Stephena Kinga duże nadzieje.
Owszem, jest dużo lepsza od filmu. Zjawisko telekinezy zostało przedstawione dużo realniej- czytelnik ma możliwość zajrzenia do umysłów bohaterów, są aż fragmenty ,,Nadejścia cienia'', przez co niezwykłość...
Gdy zaczęłam czytać Draculę, długaśne opisy widoków, jakie podziwiaj Jonathan Harker podczas wyprawy d Transylwanii porządnie mnie zniechęciły. Do tego stopnia, że książka przeleżała dobre kilka tygodni na parapecie czekając, jak mi się zdawało, na powrót do biblioteki. Cieszę się, że zdecydowałam się jednak dać jej drugą szansę, bo okazała się niezwykle wciągająca, interesująca i bardzo działająca na wyobraźnię.
Na początek napisze parę słów o fabule. Otóż, jak pewnie wiedzą nawet ci, którzy nie czytali Draculi, rumuński hrabia, który za pośrednictwem Jonathana Harkera chce przeprowadzić się z transylwańskiego zamku do tętniącego życiem dziewiętnastowiecznego Londynu okazuje się być straszliwym potworem. Gdy wychodzi to na jaw, główni bohaterowie: profesor Van Helsing, doktor Seward, sędzia Holmwood i Quincey Morris, później z pomocą Jonathana i Miny, postanawiają pokrzyżować mu plany. Ich wszystkie przeżycia zostały opisane w formie dzienników, wycinków prasowych, listów i notatek, co dowodzi tylko niezwykłego kunsztu autora, Brama Stokera, bowiem w każdej notatce czy fragmencie dziennika z łatwością można wyczytać osobowość tego, kto ją napisał. To naprawdę wielki atut tej książki, doskonale określone osobowości bohaterów.
Kolejne, co bardzo mi się w Draculi spodobało, to to, ze jest naprawdę wiele wątków. Ja osobiście bardzo lubiłam czytać o Renfieldzie, pacjencie doktora Sewarda. To tajemnicza, świetnie opisana historia. Bardzo dobrze mi się ją czytało. Jest też wątek panny Lucy Westenry, również ciekawy.
I oczywiście, jak to w powieści grozy, są też te straszne momenty. Moim ulubionym przerażającym fragmentem Draculi jest wątek Statku, który przybił do angielskich wybrzeży z jednym tylko martwym kapitanem na pokładzie. Dziennik tego kapitana przeczytałam dosłownie jednym tchem. Trochę szkoda, że nie było więcej takich niepokojących, ''thrillerowych'' fragmentów. Chociaż może były, a tylko dzisiejsze realia i to, że teraz boimy się czego innego, działają na niekorzyść tej bez wątpienia wspaniałej książki?
Wszystkie te wewnętrzne przeżycia bohaterów, ich wątpliwości, strach, niepewność własnej poczytalności dają natomiast Draculi ogromnego plusa. Dla mnie- fanki zgłębiania ludzkiej psychiki w książkach ale i w filmach- prawdziwa gratka. Pewnie dlatego też tak lubię wątek Renfielda.
Żeby już nie przedłużać: Draculę polecam tym, którzy chcą czegoś głębokiego, złożonego, wymagającego skupienia. Bo Dracula to książka, w którą trzeba się zagłębić, zobaczyć to wszystko, co widzieli i opisali jej bohaterowie, poczuć to wszystko. Wczuć się w ten dziewiętnasty wiek. A wtedy ta powieść naprawdę Was wciągnie.
W wydaniu, które ja czytałam, na końcu jest bardzo interesujące posłowie: Dracula- nieśmiertelne przekleństwo pożądania autorstwa Macieja Płazy. Jest to wydanie z 2011 roku wyd. Vesper. Polecam, ponieważ to posłowie jest naprawdę bardzo ciekawe, zawiera mnóstwo interesujących ciekawostek, między innymi skąd się właściwie wzięły wampiry, gdzie pojawiły się po raz pierwszy, możecie też przeczytać o filmowych ekranizacjach Draculi. Zachęcam do przeczytania wszystkich, których interesuje nie tylko sama fabuła Draculi.
Gdy zaczęłam czytać Draculę, długaśne opisy widoków, jakie podziwiaj Jonathan Harker podczas wyprawy d Transylwanii porządnie mnie zniechęciły. Do tego stopnia, że książka przeleżała dobre kilka tygodni na parapecie czekając, jak mi się zdawało, na powrót do biblioteki. Cieszę się, że zdecydowałam się jednak dać jej drugą szansę, bo okazała się niezwykle wciągająca,...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to