-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-04-05
Paco Roca po raz pierwszy wzruszył mnie powieścią graficzną pt.: „Dom”. Teraz też nie odchodzi za bardzo od tematu, jedynie poszerza horyzont. „Powrót do Edenu” to historia, która wywodzi się od rodzinnego zdjęcia i opowiada o powojennej Hiszpanii pod dyktaturą generała Franco. Surowy styl życia, skromność i praca, dużo pracy, to wizja, jaką dla obywateli miał nowy rząd, obstawiony m.in. ludźmi Akcji Katolickiej. O tym jak radziły sobie w tych warunkach zwyczajne rodziny, w sposób niezwykle obrazowy pokazuje autor, czerpiąc również inspirację z najbliższego otoczenia.
Powojenna Hiszpania nie była krajem łatwym do życia. Stosowano wiele form represji, brakowało wszystkiego, mocno rozwinął się czarny rynek. Nie było zbyt wiele jedzenia, często niedojadano, a kiedy już coś było, np. ziemniaki, dzieliło się je na pół, by starczyło dla wszystkich. W takich warunkach żyje rodzina Antonii. Autor tak kreśli kadry, że wzruszenie podchodzi do gardła. „Powrót do Edenu” to wspaniałe spektrum postaci, od obiboków po działaczy politycznych, boleśnie odrysowana rzeczywistość kobiet, próby wyzwolenia się z kieratu, wyjścia poza patriarchalne schematy. Bieda i terror. Marzenia, na które czasem warto, a nawet trzeba sobie pozwolić. Absolutnie poruszająca, wspaniała (choć do bólu szara) opowieść graficzna. Operowanie innymi kolorami mistrzowskie. Klimat tamtych lat bezbłędny. Jeśli będziecie mieli okazję, sięgnijcie. Warto.
IG @angelkubrick
Paco Roca po raz pierwszy wzruszył mnie powieścią graficzną pt.: „Dom”. Teraz też nie odchodzi za bardzo od tematu, jedynie poszerza horyzont. „Powrót do Edenu” to historia, która wywodzi się od rodzinnego zdjęcia i opowiada o powojennej Hiszpanii pod dyktaturą generała Franco. Surowy styl życia, skromność i praca, dużo pracy, to wizja, jaką dla obywateli miał nowy rząd,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-12
„Hałastra” to mikropowieść austriackiej pisarki, Moniki Helfer, stanowiąca część trylogii rodzinnej, która wznosi się ponad przeciętną autofikcję, gdyż niesie ona ze sobą uniwersalne prawdy o życiu, dotyczące każdego z nas, i choć brzmi to górnolotnie, zapewniam, że klimat austriackiej wsi początku XX wieku pochłonie Was zupełnie.
Maria i Josef Moosbruggerowie mieszkają na samym końcu wsi, w skromnej chałupie, do której, zanim się dojdzie, trzeba się porządnie zmachać. Maria to młoda kobieta obdarzona wyjątkowym pięknem, które kusi niejednego miejscowego. Josef jest nieco surowy w obyciu, jednak w murach domu potrafi okazać żonie czułość. Maria kocha Josefa najbardziej nocą, czego dowodem jest czwórka ich dzieci. To skromne, ale dobre życie, przerywa wybuch Wielkiej Wojny i powołanie, które zmieni koleje losu wszystkich, a najbardziej zmieni Josefa.
W tej książce jest jeszcze jeden bohater. To mikrospołeczeństwo zamknięte w swoim kręgu, ekstremalnie tradycjonalistyczne, będące pod wpływem miejscowego księdza, a ten, mimo pełnionej funkcji, wciąż jest mężczyzną. „To ta przeklęta twarz! Kto uwierzy, że Bóg stworzył tę twarz ”, i kiedy więc nie można kimś zawładnąć, sieje się ferment, i Maria jest w tym wszystkim sama. Na domiar złego poproszony o opiekę burmistrz dostrzega dla siebie szansę. Gdzieś w tym wszystkim pojawia się przez chwilę płomyk nieoczekiwanej miłości, przy którym osamotniona kobieta ogrzewa swoje serce. Każdy z nas potrzebuje miłości, by żyć.
Poruszająca jest prostota tej opowieści, emocje, które lśnią jak diamenty, degradacja człowieczeństwa wynikająca z niszczącego wpływu wojny, delikatność, z jaką pisze o tym wszystkim autorka, która jest wnuczką Marii. Czytając „Hałastrę”, przewijały mi się w tle takie książki jak: „Akuszerki” czy „Hanulka Jozy” i nie chodzi o podobieństwo, tylko klimat małej społeczności i kobiety, które doświadczały wszystkiego, co związane jest z życiem na wsi. Z mojej strony GORĄCO polecam!
IG @angelkubrick
„Hałastra” to mikropowieść austriackiej pisarki, Moniki Helfer, stanowiąca część trylogii rodzinnej, która wznosi się ponad przeciętną autofikcję, gdyż niesie ona ze sobą uniwersalne prawdy o życiu, dotyczące każdego z nas, i choć brzmi to górnolotnie, zapewniam, że klimat austriackiej wsi początku XX wieku pochłonie Was zupełnie.
Maria i Josef Moosbruggerowie mieszkają na...
Z utworami, które latami ukrywa się w szufladach, jest tak, że nie zawsze nadają się do publikacji, ale boli, jeśli zaginą, jeśli zaś odnajdują się po latach, a nawet dziesiątkach lat, szczęścia nie do się opisać. „Wojna” Louisa-Ferdinanda Céline jest takim właśnie odnalezionym skarbem, który jednych będzie zachwycać, a inni spluną przez lewe ramię. Fabuła to autofikcja, która w jakimś momencie obrasta w wydarzenia fikcyjne, to oficjalnie, zaś realnie rzecz biorąc wszystko, co napisał Céline, może być prawdą.
Dla mnie absolutny fenomen. Autor ma głęboko w d u pie wycyzelowane zdania, poprawność polityczną i wrażenia odbiorcy, a mimo to, ciężko oderwać się od lektury. Główny bohater budzi się z twarzą w błocie, pod kanonadą szrapneli, z roztrzaskanym ramieniem i kolanem. Zanim dotrze do lazaretu, przejdzie przez pole rozkawałkowanych ciał, pośród których biesiadują szczury. Będzie pił własną krew, a ból już nigdy nie wyjdzie z jego głowy. Rekonwalescencja wachmistrza Ferdinanda to clue tej historii. Krótkie zdania, prymitywny język, uliczny żargon będą zniesmaczać, tak jak powinna zniesmaczać nas wojna, a mimo to, ona bezustannie się toczy, zmieniając tylko formę i regiony.
Céline uważał, że ludzie tylko udają lojalność, pobożność czy patriotyzm, w rzeczywistości zaś są zwierzętami, które defekują, śmierdzą, piƐprzą się, jedzą, zabijają i umierają. Taka też jest „Wojna” Ferdinanda. W całym tym turpistycznym ero ty zmie rozbłyskują powidoki bliskości, pulsują resztki życia (Lala L`Espinasse najmocniej mast u rbuje tych na krawędzi śmierci), ożywają nadzieje na dawno już utraconą zwyczajność dni. Mocna rzecz warta uwagi. Swoją drogą szacun za wykorzystanie imienia swojego kota dla kompana podróży Ferdinanda, Bébert dumnie pręży wąsy za tęczowym mostem :)
IG @angelkubrick
Z utworami, które latami ukrywa się w szufladach, jest tak, że nie zawsze nadają się do publikacji, ale boli, jeśli zaginą, jeśli zaś odnajdują się po latach, a nawet dziesiątkach lat, szczęścia nie do się opisać. „Wojna” Louisa-Ferdinanda Céline jest takim właśnie odnalezionym skarbem, który jednych będzie zachwycać, a inni spluną przez lewe ramię. Fabuła to autofikcja,...
więcej Pokaż mimo to