-
Artykuły
Ojcowie w literaturze, czyli świętujemy Dzień OjcaKonrad Wrzesiński25 -
Artykuły
Rękopis „Chłopów” Władysława Stanisława Reymonta na liście UNESCOAnna Sierant2 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 21 czerwca 2024LubimyCzytać566 -
Artykuły
Wejdź do świata, który przyspiesza bicie serca. Najlepsze kryminały w StorytelLubimyCzytać2
Biblioteczka
Z kryminałami nie mam zbyt wiele do czynienia, więc może moje umiarkowane zadowolenie wynika z braku porównania, ale dość zadowolona jestem. Niezwykle usilnie wypatrywałam jakiejkolwiek nieścisłości czy logicznej wpadki, ale nie znalazłam. Główna postać dość wyrazista, chociaż zmroziła mnie możliwość ujścia 'na sucho' z morderstwem pierwszego stopnia, bo niby to była samoobrona, ale przez nieudzielenie pomocy staje się to zwykłym zabójstwem z premedytacją. Mam wrażenie, że napisana jest książka dość sprawnie, jednak brakuje mi 'tego czegoś'. Ot zwykła opowieść o agentach FBI. Sama Brigid może i ciekawa ale nie niesie żadnego zaskoczenia. Działa metodycznie i zawsze tak samo. Co do mordercy to mam wrażenie, że wzięty 'od czapy'. Nie było co do niego żadnych podejrzeń, ale to żadnych przez co nawet nie myśli się o tej postaci, która znika zupełnie w pochodzie pozostałych, zatem nie ma praktycznie szans na odgadnięcie. Nie wiem może się nie znam, ale morderca chyba powinien być na tyle zarysowany, żeby można było go traktować jako podejrzanego, rozmyślać sobie o nim, jak to co wiemy ma się do całości. A tutaj rach ciach, prawie z nikąd spada sobie ktoś, kogo się nie wspomniało ani razu. Trochę czuję się oszukana :)
Potencjał w mężu był duży i naprawdę można było wpleść dokładniej jego postać i bardziej ją przybliżyć, niż poprzestawać na wymienianiu kilku nazwisk i przytaczaniu jakiejś alegorycznej opowieści. Moim skromnym zdaniem ta postać tak zbudowana była zbędna dla rozwoju bohaterki jak się okazuje pod koniec i przez całą powieść w sumie także. W zamian za bezinteresowną miłość od męża agentka Quinn jest w stanie odsłonić mu rąbek tajemnicy o swojej osobowości - okropieństwo. Przyznaję nie darzę agentki Quinn zbytnią sympatią.
Porównanie do "Milczenia Owiec' delikatnie ujmując na wyrost.
Dużo humoru przy kolizjach tajnego życia tajniaczki z szarym życiem szaraczków. Tłumaczenie woła o pomstę do nieba, tak jak układ graficzny. Przez pogrubianie pierwszego zdania każdego wpisu, przy obecnej dacie i numerze wpisu to jak wrzeszczenie każdego rozdziału do czytelnika: "Tak zaczynam się !! Widzisz?! Naprawdę się zaczynam! Nie przegap mnie kretynie!".
Reasumując z mojej strony zachwytu nie ma.
Z kryminałami nie mam zbyt wiele do czynienia, więc może moje umiarkowane zadowolenie wynika z braku porównania, ale dość zadowolona jestem. Niezwykle usilnie wypatrywałam jakiejkolwiek nieścisłości czy logicznej wpadki, ale nie znalazłam. Główna postać dość wyrazista, chociaż zmroziła mnie możliwość ujścia 'na sucho' z morderstwem pierwszego stopnia, bo niby to była...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
A mnie się nie podobało. To co przyciągało, było do pewnego stopnia oryginalne i tchnęło jakąś świeżością w "Chemii" tutaj powielone straciło na sile. Podobała mi się trafna refleksja zredukowania życia do kupki popiołu, ale czytając je po raz któryś, to zdanie zaczęło już powiewać nudą. Co do nudy, to towarzyszyła mi ona przez połowę książki i zupełnie nie mogłam się wkręcić. Ta tajemnica dlaczego ocalały w ogniu dłonie i stopy zupełnie mnie nie ciekawiła. Schemat powielony - ktoś zabił, ten ktoś jest z miasteczka albo nie, trzeba rozwiązać zagadkę, doktor Hunter robi co może, wszystko jest przeciwko niemu, ale on nawet z ręką na temblaku i przy siekącym deszczu musi wykonać szkic ułożenia zwłok i mu się to (o niebiosa, jaki cud) udaje. Autor stara się szokować latającymi kawałkami ciała, odciętą ręką w ręce, różnymi podstawowymi faktami medycznymi, które muszę przyznać precyzyjniej i ciekawiej są ukazane w "Kryminalnych Zagadkach Miami". Powiewa mi tu tanią sensacją i nic nie mogę na to poradzić. Jest mi smutno z tego powodu, bo widzę, że większość czytelników zachwyca się tą częścią, ale ja się rozczarowałam. Wracając do tej ręki, to doktor Hunter był zmrożony grozą tego, że trzyma ludzką kończynę w dłoni, a przecież w jego zawodzie to chyba norma, no nie? Przy tyluletnim doświadczeniu, co w tym byłoby dla niego tak porażającego?
Co do powielania to chyba za każdym razem kiedy praca była żmudna i Hunter był pewny, że już nic nie znajdzie, że tyle godzin poszło na nic i ma już wstać od komputera, akurat wtedy coś wypatruje. What a coincidence... Wielokrotnie też pojawia się porównanie sytuacji na wyspie do szalejącego sztormu, tylko że kiedy na końcu akapitu pojawiało się zdanie mniej więcej tego typu, że sztorm przybiera na sile, albo że nastąpi następne, potężne uderzenie to odbierało to ciekawość czytania, bo wiadomo było, że za chwilę coś się stanie. Jeden policjant ma też dość zabawną potrzebę, by "zło wzdrygnęło się pod jego wzrokiem." Eeeeech... Aż nie chce mi się tego komentować. Jeszcze starałam się ratować to spostrzeżenie tym, że może 'zło' ma być rozszerzone na złoczyńców, ale z tego co jest napisane wcześniej, nie wydaje mi się, no ale może się mylę. I jeszcze znowu były sny o przeszłości, które osobiście mi się nie podobają, z tym że teraz pojawiły się też o teraźniejszości, z ofiarami, które czekają by odgadnąć ich życie.
Podobał mi się fragment o owcach, które "tłoczyły się wełniście". Ładne to bardzo, tylko nie wiem czy poprawne. Może poetyckie, a mnie z poezją nie po drodze. No i cytat o trzeciej nad ranem. Jak najbardziej się z nim utożsamiam. Szczególnie starając się wycisnąć z siebie kolejne beznadziejne akapity przeklętych esejów z językoznawstwa, czy ukochanych, lecz wycieńczających psychicznie i powodujących 'zrytomózgowie' (przepraszam Victoriette : *) z literatury :P Napisana sprawnie, ale mnie brakowało zaskoczenia i już.
A mnie się nie podobało. To co przyciągało, było do pewnego stopnia oryginalne i tchnęło jakąś świeżością w "Chemii" tutaj powielone straciło na sile. Podobała mi się trafna refleksja zredukowania życia do kupki popiołu, ale czytając je po raz któryś, to zdanie zaczęło już powiewać nudą. Co do nudy, to towarzyszyła mi ona przez połowę książki i zupełnie nie mogłam się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Naprawdę dobra książka. Akcja faktycznie ciągnie się miejscami i nie jest zbyt porywająca, ale rekompensuje to wnikliwa analiza umysłu psychopaty i samej ofiary. Opowieść snuta jest z punktu widzenia kilku osób więc na zmianę siedzimy w umyśle chorego starca, który jest świadkiem porwania, potem przeskakujemy w mroki chorego postrzegania rzeczywistości porywaczy i ich sadystycznych potrzeb, obserwujemy ograniczenia prawne lokalnej policji i sposoby ich przełamania, no i oczywiście bezkresny strach samej ofiary. Od czasu do czasu pojawia się również postać pedofila, który okazuje się być niezbędny dzięki swym skłonnościom i wiedzy do odnalezienia dziewczyny. Elektryzujące przeskoki, chociaż muszę przyznać, że tak jak początkowo szokowało skrzywienie porywaczy, tak z każdym następnym powrotem lekko powszechnieje. Scena kulminacyjna pokazuje, że pomimo takiej tragedii tak naprawdę nic się nie zmienia. Epilog w sumie także, poza drobnymi wyjątkami. Samo porwanie można by odnieść do tytułowego profesora. I w jego i dziewczyny przypadku chodzi o pokonanie zniewolenia umysłu, czy to przez inny umysł czy to przez chorobę, a siłę i wolę do wyzwolenia, do działania można znaleźć tylko w sobie.
Naprawdę dobra książka. Akcja faktycznie ciągnie się miejscami i nie jest zbyt porywająca, ale rekompensuje to wnikliwa analiza umysłu psychopaty i samej ofiary. Opowieść snuta jest z punktu widzenia kilku osób więc na zmianę siedzimy w umyśle chorego starca, który jest świadkiem porwania, potem przeskakujemy w mroki chorego postrzegania rzeczywistości porywaczy i ich...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to