Tommyknocker

Profil użytkownika: Tommyknocker

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 3 dni temu
29
Przeczytanych
książek
47
Książek
w biblioteczce
25
Opinii
87
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| 1 ksiązkę
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: ,

„Długo siedziałem w samotności. Wiedziałem, że to ja oddałem moją suczkę na śmierć. (...) Kręciłem głową bardzo długo, a wreszcie przestałem i powiedziałem sobie tak: „Jeśli ktoś jeszcze zawoła do mnie po imieniu, już nigdy mu nie odpowiem”.”

„Nie mam własnego imienia” to antologia wybranych opowiadań chińskiego pisarza Yu Hua. Pomimo popularności na rodzimym rynku literackim oraz międzynarodowego uznania krytyków, twórczość Yu jest dla polskiego czytelnika w dużej mierze nieznana i ogranicza się do hermetycznych kręgów wschodnich obserwatorów. Osobiście było to moje pierwsze spotkanie z polskim przekładem tekstu Yu Hua i jednocześnie wprowadzenie do jego osobliwego pisarstwa.

Zbiór składa się z kilkunastu (przeważnie) krótkich opowiadań, które reprezentują bogatą mozaikę przeróżnych gatunków literackich. Każdy tekst wyróżnia się czymś szczególnym: treścią, fabułą, formą narracji i stylu. Dominuje realizm. Wierne przedstawienie rzeczywistości sprawia, że opowiadania stają się oknami, przez które można zobaczyć realia chińskiego życia w późnych dekadach XX wieku, kiedy powoli opadał kurz rewolucyjnej zawieruchy, a w życie wchodziły reformy modernizacyjne. Historie obracają się najczęściej wokół relacji międzyludzkich i są osadzone na bardzo stabilnym gruncie, który każdy z nas dobrze zna i kojarzy. Małżeńskie kłótnie, zdrady, wycięte z życia anegdotki i miłostki. Na ten realistyczny grunt ukradkiem wkradają się elementy surrealizmu, absurdu i metafizyki, tworząc sytuację na wskroś dziwaczne i nieprawdopodobne. Niektóre z opowiadań są osadzone wyłącznie w absurdzie i grotesce (na przykład „Dlaczego mam się ożenić” oraz „Północno-zachodni wiatr w ciągu dnia”), inne cechują elementy horroru i metafizyki („Wspomnienia i egzekucje” oraz „Przeznaczenie”). Na szczególną uwagę zasługuje opowiadanie „Kwiat Śliwy i krew”, które jest specyficzną interpretacją popularnego w Chinach gatunku Wuxia, historii o heroicznych wojownikach.

Yu Hua eksperymentuje z treścią i stylem, przez co wiele z opowiadań różni się między sobą. Część z nich porusza trywialne aspekty codziennego życia, ukazuje specyfikę chińskiego społeczeństwa, jego wzloty i upadki. Inne opowiadania cechuje naturalizm, poruszają tematy ciężkie i bolesne. Kolejne opowiadania to krótkie, zabawne anegdoty. Gdy dodamy do siebie cały ten zlepek, wychodzi nam naprawdę bogata i nieprzewidywalna pozycja. Ze względu na mocną epizodyczność, nie polecam tej książki osobom, które nie przepadają za krótką formą.

Do moich faworytów należą „Opowieść o miłości”, „Kwiat Śliwy i krew” oraz „Wspomnienia i egzekucje”. „Opowieść o miłości” to gorzka historia pary małżonków, którzy pobrali się w bardzo młodym wieku. Historia, opowiedziana z perspektywy mężczyzny, jest przesiąknięte żalem, bólem, poczuciem straty młodości, niechęcią wobec kobiety i dziecka. „Kwiat Śliwy i krew” to przewrotna historia osadzona w klasycznych Chinach, o chłopaku, który czuje się w obowiązku spełnić ostatnie życzenie swojej matki i zabić morderców własnego ojca. „Wspomnienia i egzekucje” to tak pięknie groteskowa historyjka, że aż zrezygnuję z próby jej streszczenia.

Zdecydowanie polecam. Jeżeli ktoś chciałby poszerzyć horyzonty, przybliżyć sobie twórczość chińskich pisarzy albo po prostu przeczytać coś z innego kręgu kulturowego, to niech sięgnie po tę antologię. Szerokie spektrum opowieści sprawia, że każdy znajdzie tu coś dla siebie.

„Długo siedziałem w samotności. Wiedziałem, że to ja oddałem moją suczkę na śmierć. (...) Kręciłem głową bardzo długo, a wreszcie przestałem i powiedziałem sobie tak: „Jeśli ktoś jeszcze zawoła do mnie po imieniu, już nigdy mu nie odpowiem”.”

„Nie mam własnego imienia” to antologia wybranych opowiadań chińskiego pisarza Yu Hua. Pomimo popularności na rodzimym rynku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Pamiętam, że kiedyś - miałam wtedy 13 lat - stanęłam przed lustrem i biłam się po twarzy. Powtarzałam: to za to, że dziś znów żarłaś. Zapamiętaj, nie możesz żreć.”

Młoda, jasnowłosa piękność spogląda na klientów sklepu spożywczego z okładki popularnego magazynu. Jej oczy (starannie podkreślone tuszem do rzęs i cieniutką kreską eyelinera) są zalotnie przymrużone, ciepłe usta wypukłe, cera nieskazitelna i delikatnie rumiana. Skąpy biustonosz starannie podkreśla jej okazałe piersi, których krągłości przyjemnie kontrastują z płaskim i twardym brzuchem. Długie nogi, pełne biodra, skóra gładka jak aksamit. Nad zdjęciem sztucznej pani pochylają się panie prawdziwie: niewymiarowe, owłosione, pulchne, płaskie, stare. Czyli brzydkie.

Elżbieta Turlej zagłębia się w tajemniczy świat branży beauty, która kilka dekad wcześniej chwyciła kobiece ciała w swoje szpony. Ugniatając, wypełniając i naciągając (za drobną opłatą), jej wysłannicy są w stanie stworzyć sylwetkę idealną. Namiętnie utrwalają nas w przekonaniu (a my równie namiętnie w to wierzymy), że kobieta idealna to kobieta piękna. Na której najpierw można zawiesić oko, a dopiero później posłuchać, co ma do powiedzenia. Jeżeli coś ma.

Książka prowadzi czytelnika przez kompilację różnorodnych historii, które ukazują prawdziwe oblicze szeroko pojętego przemysłu piękności: oblicze zakłamane, zachłanne i przesiąknięte konsumpcjonizmem. Zakompleksionym kobietom się nie pomaga — na nich się zarabia. Pozwolimy im (niech mają!) wystąpić w programie telewizyjnym, w którym będą się korzyć przed widzami z całej Polski i podnosić naszą oglądalność swoimi łzawymi historiami. Wymyślimy diety-cud, a później dodamy do nich suplementy, opatrzone nazwiskami sławnych celebrytów. Postawimy klinikę chirurgii plastycznej, w której będzie można się naciągnąć i skurczyć, w zależności od fanaberii. Będziemy się żywić na ich desperacji i kompleksach.

A w sumie, to chciałabym, aby ta książka była właśnie o tym. O tajemnicach branży kosmetycznej. Pomimo adnotacji na okładce, treść reportaży zawartych w „Naciągnięte” praktycznie nie skupia się na przemyśle beauty. Skupia się na różnorodnych aspektach prób osiągnięcia współczesnego ideału piękna. Przedstawia historie z dwóch różnych krańców półki. W jednym momencie czytamy opinię chirurga plastycznego, gdy nagle znajdujemy się na oddziale detoksykacji. Nim zdążymy się przyzwyczaić, sceneria zmienia się znowu: obozy odchudzające, szpitale psychiatryczne, amazońskie żaby (?), blogi fitness, streszczenie historii Photoshopa. W efekcie występuje przerost treści nad formą, a króciutkie rozdziały rozchodzą się w szwach od natłoku wątków. Przykro mi to mówić, ale praktycznie nic z tej lektury nie zapamiętałam, z pominięciem kilku najbardziej kontrowersyjnych fragmentów. A to przecież nie o to chodzi.

Książka sporo zyskałaby na wartości, gdyby zdecydowano się skupić na tylko jednym, konkretnym temacie (albo chociaż nie zwodzić czytelnika dopiskiem o „prawdziwych historiach ofiar przemysłu beauty”; opis na tyłach książki bardziej odpowiada prawdzie). Opisać „sekrety” branży kosmetycznej, zerwać jej maskę, oddać głos klientkom (zadowolonym i niezadowolonym) oraz specjalistom. Opowiedzieć o strachu przed starością, strachu przed „wypadnięciem z gry”, w której stawką jest wszystko. Żywiłam duże nadzieje w stosunku do tej pozycji, ale moje oczekiwania rozbiegły się w zderzeniu z rzeczywistością.

Jeżeli ktoś jest fanem krótkiej i zwięzłej formy, to ta książka może mu wpaść do gustu.

„Pamiętam, że kiedyś - miałam wtedy 13 lat - stanęłam przed lustrem i biłam się po twarzy. Powtarzałam: to za to, że dziś znów żarłaś. Zapamiętaj, nie możesz żreć.”

Młoda, jasnowłosa piękność spogląda na klientów sklepu spożywczego z okładki popularnego magazynu. Jej oczy (starannie podkreślone tuszem do rzęs i cieniutką kreską eyelinera) są zalotnie przymrużone, ciepłe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Ale wies, ze chyłka w aucie mas?"

Mam pewien czytelniczy zwyczaj. Nigdy nie czytam opisów książek. Przy doborze lektury kieruję się gatunkiem, tytułem, ogólną znajomością literackiej spuścizny autora albo – wbrew zdrowemu rozsądkowi – oceniam książkę po okładce. Po raz pierwszy dostrzegłam „Polowaniu na małego szczupaka” podczas scrollowania internetu, jeszcze przed publikacją polskiego wydania. Pobieżnie rzuciłam okiem na reklamowaną książkę, przeczytałam tytuł. Okay, jest szczupak, jest Finlandia. To wystarczy.

Książka Karila i jej nieprzystępny świat północnej Finlandii jest wspaniałym, oryginalnym przykładem realizmu magicznego. Bagienne, zdradliwe mokradła, dziewicze lapońskie puszcze i natrętne roje komarów. A w samym sercu tego zdradliwego grzęzawiska koegzystują ze sobą dwa odmienne światy: ludzki i nadnaturalny. Nadnaturalny, ale w żadnym sensie obcy. Wszystko tutaj jest swojskie i swojskie pozostanie. Ludzie żyją tak samo, jak wszędzie, ale od czasu do czasu muszą wypędzić chyłka z obejścia. I to właśnie pomiędzy tymi dwoma światami rozkwitła historia o samotności, miłości i głębokim żalu.

Historia czyta się sama, wciąga jak (no, chyba że akurat pojawia się szczegółowy opis oporządzenia wędkarskiego, to wtedy się nie czyta, tylko literuje). Aby polski czytelnik mógł odczuć językową wyjątkowość Laponii, tłumacz zdecydował się na ryzykowny zabieg samodzielnego wymyślenia gwary. Moim zdaniem jak najbardziej trafny, chociaż przy pierwszych dialogach miałam wrażenie, że podczas edycji tekstu pomiędzy literki wdarł się jakiś chyłek drukarski (hehe).

Dwa szczególne elementy sprawiły, że ta książka mnie tak mocno zauroczyła. Po pierwsze, elementy humorystyczne. Od czasu przeczytania Wiedźmina już żaden humor mi nie podszedł tak mocno, jak rubaszne i niewybredne żarciki Sapkowskiego. Przaśny, przystępny dowcip Pana Karila jest godnym konkurentem. Po drugie, wzruszająca historia, która udowadnia, że miłość nigdy nie wystarcza.

Gorąco polecam.

"Ale wies, ze chyłka w aucie mas?"

Mam pewien czytelniczy zwyczaj. Nigdy nie czytam opisów książek. Przy doborze lektury kieruję się gatunkiem, tytułem, ogólną znajomością literackiej spuścizny autora albo – wbrew zdrowemu rozsądkowi – oceniam książkę po okładce. Po raz pierwszy dostrzegłam „Polowaniu na małego szczupaka” podczas scrollowania internetu, jeszcze przed...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Tommyknocker

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


Lew Tołstoj Anna Karenina Zobacz więcej
Lew Tołstoj Anna Karenina Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
29
książek
Średnio w roku
przeczytane
7
książek
Opinie były
pomocne
87
razy
W sumie
wystawione
28
ocen ze średnią 7,7

Spędzone
na czytaniu
179
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
10
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
1
książek [+ Dodaj]