rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Taki polski Neil Gaiman, Amerykańscy Bogowie tylko w kraju z promocji. Plus jeden za pop-region.

Taki polski Neil Gaiman, Amerykańscy Bogowie tylko w kraju z promocji. Plus jeden za pop-region.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Były chwile, kiedy zło uważał po prostu za środek nieodzowny dla realizowania swej koncepcji piękna. Tymi słowy można pokrótce określić postawę Doriana Graya, tytułowego bohatera powieści. Utwór ten to credo pisarza przystrojone w kreację artystyczną. Obraz, który bierze na siebie całokształt przewinień modela, był tym, co pozostawało w sferze marzeń artysty – hedonistycznego dandysa, ulubieńca londyńskich salonów.
W środku pokoju na pionowych sztalugach stał naturalnej wielkości portret młodzieńca przedziwnej urody. W ten sposób poznajemy Doriana Graya. Jawi się nam jako postać idealna i zdecydowanie niezwykła, jakby wynikać mogło z opowieści Bazylego Hallwarda, autora obrazu, którego poznał na jednym z przyjęć. Jakiego rodzaju przyjaźń, lub jakiego rodzaju nienawiść, mogła wyniknąć z tego szczególnego zdarzenia? Dorian staje się dla Bazylego kimś więcej niż tylko modelem. Dla widza to zaledwie motyw artystyczny, dla malarza jednak to sugestia nowej zupełnie kategorii. Mimo zachęceń przyjaciela, Henryka Wottona, nie chce on pokazać światu swego dzieła. Twierdzi, iż włożył w niego zbyt wiele siebie. Każdy portret malowany z przejęciem jest portretem artysty, nie modela. (…) Racja, dla której nie wystawię nigdy tego portretu, leży w obawie, że musiałbym przezeń ukazać tajemnicę własnej duszy.
Według lorda Henryka, Dorian posiada jedyną rzecz godną posiadania – młodość. Masz pan twarz zachwycająco piękną. (…) A piękność jest jedną z form geniuszu. (…) Tak panie Gray, bogowie dla pana byli łaskawi. Dorian jednak ze swoją urodą musi cierpieć za to, czym został tak hojnie obdarowany. To, co bogowie dali, zbyt rychło pragną odebrać. Przyjdą czasy, gdy stanie się obrzydliwy i pomarszczony i nie zostanie mu nic prócz pamięci dawnych niezaspokojonych pragnień. Zaś w czasie, gdy on będzie się starzeć, malowidło pozostanie zawsze młode i piękne. Dorian buntuję się przeciwko odwiecznemu prawu natury. Gdyby portret ten mógł się zestarzeć! Gdybym ja mógł pozostać takim, jakim jestem! Za wieczną młodość, jest w stanie oddać wszystko. Nawet duszę… nawet duszę.
Długo żyje Dorian nieświadom tajemnicy skrywanej przez malowidło. Dopiero, gdy znajduje na nim ślad swej pierwszej zbrodni, czuje, że oto nadszedł czas wyboru. Czyż już nie wybrał? Tak, życie samo za niego zadecydowało… Życie i tego życia cierpka ciekawość. Wieczna młodość, wieczna namiętność, rozkosze tajne i wyrafinowane, radości gorące i grzechy jeszcze gorętsze. Wszystko to staje się odtąd nieodłącznym elementem egzystencji Doriana. Portret zaś bierze na siebie ciężar jego win. Całymi dniami przesiaduje przed nim, zachwycając się nad swoją urodą. Na myśl o zbezczeszczeniu jakiemu ulegnie piękna jego postać na płótnie, przez chwilę pragnie, aby móc zerwać ten przerażający związek między nim a obrazem. Nie potrafi jednak wyrzec się szansy jaka została mu dana – szansy zachowania wiecznej młodości. Co go może obchodzić to, co się stanie z wizerunkiem namalowanym na płótnie. On będzie ocalony. Wszystko się w tym zamyka!... Niesamowite malowidło zdaje się być zwierciadłem jego duszy, może nawet własną jego duszą. Jest coś fatalistycznego w portrecie. Ma on swoją własną istność…
Dorian często starannie badał obraz. Staranność owa niekiedy przybierała formę okrutnej niemalże rozkoszy i dumy. Stojąc przed portretem z lustrem w dłoni, drwił ze szpetnie zmienionego ciała na płótnie. Przykładał swoje białe ręce do twardych, nabrzmiałych rąk portretu, i uśmiechał się. Im więcej Dorian doświadczał, tym więcej doświadczyć pragnął. Od czasu do czasu dochodziły do uszu ciekawskich dziwne wieści o sposobie jego życia. Ilekroć jednak tylko go spostrzegli, milkli. Niemożliwym było, by istotę tak piękną i czarującą skalały brudy epoki tak zmysłowej, naznaczonej grzechem. Fin de siècle… Skrajny dandyzm, który z całych sił łaknie piękna. Wszakże tylko ludzie zepsuci w rzeczach pięknych upatrują brzydkich dążeń. Szukanie pod powierzchnią okazuje się bowiem ryzykowne. Pod tą piękną maską krył się bowiem potworny rozkład. Plugawe oblicze staje się mu sumieniem. Sumieniem brudnym, które nie pozwala spokojnie spać. Zniszczy go!... Chwyta nóż i wbija go w potworny obraz swojej duszy. Służba odnajduje pod portretem niezwykłej urody martwego człowieka o twarzy tak szpetnej, że poznano go jedynie po pierścionkach.
W istocie trzej główni bohaterowie to sam Oscar Wilde. Henryk, jakim go postrzegano. Bazyli, jakim był naprawdę. Oraz Dorian, jakim pragnął się stać. Mimo to, według niego, sztuka ma za zadanie ukryć artystę, a objawić samą siebie. Sztuka dla sztuki – oto hasło epoki, w której żyje. Lord Paradoks, okrzyknięty „królem życia”, z góry rozgrzeszył się ze wszystkich możliwych win w imię pełnej swobody manifestowania własnej osobowości. I choć uważał, że sztuka jest zupełnie bezużyteczna, w utwory wkładał całe swoje życie, myśli, obawy, pragnienia. Życie jego moralne, ale też występek i cnota, stanowiły materiał twórczy dla artysty, choć ukryć się nie da, że upadek fascynował go najbardziej. Książka nie może być moralna lub niemoralna. Jest tylko dobrze lub źle napisana.

Były chwile, kiedy zło uważał po prostu za środek nieodzowny dla realizowania swej koncepcji piękna. Tymi słowy można pokrótce określić postawę Doriana Graya, tytułowego bohatera powieści. Utwór ten to credo pisarza przystrojone w kreację artystyczną. Obraz, który bierze na siebie całokształt przewinień modela, był tym, co pozostawało w sferze marzeń artysty –...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Czerwona kreda, zielona kreda, NIEBO. Chodnik tam, w Burzaco, kamyczek wybierany z taką troskliwością, krótkie kopnięcie końcem buta, powoli, powoli, mimo, że Niebo jest blisko, ma się całe życie przed sobą". Ten właśnie kamyk, drobiazg, zdawać by się mogło, o zupełnie nieistotnym znaczeniu, decyduje o prze-biegu owej niezwykłej gry. W zależności, gdzie się zatrzyma, tak też potoczą się losy jej uczestników, zaznaczając kierunek ich wyborów. A kim są gracze? Maga i Oliveira, głowni bohaterowie powieści, ale także Morelli, Gregorovius czy Travelerowie. Wszyscy oni są w ciągłej drodze do „Nieba”. Inteligentni, pozujący na cyników, a w rzeczywistości po prostu zagubieni i przestraszeni koniecznością obcowania z absurdem życia. Prowadzą życie pełne spięć niezwykłych, w nierealnych sytuacjach. Przy gramofonie ze zbiorem starych, jazzowych płyt snują roz-ważania filozoficzne o przeżyciu się współczesnej cywilizacji, literatury, mówią o muzyce, o losach ludzkich, o niespełnionych miłościach, nieuchwytnym czasie…
Najbardziej istotną cechą ich sposobu istnienia jest gra. Jeśli nie ma stałych nakazów i norm życie staje się grą czy też zbiorem gier o zmiennych, każdorazowo ustalanych regułach. Na tej zasadzie grą w powieści Cortázara staje się niemal wszystko: kontemplacje dzieł sztuki, samotne rozmyślania bohaterów, ich rozmowy, wzajemne relacje, nawet miłość. Całe wreszcie życie tych ludzi.
Dziwna to jednak gra, w której wciąż umyka nam jakiś szczegół. Cytaty z najróżniejszych, fikcyjnych lub prawdziwych książek i gazet, urywki tekstów bluesowych i jazzowych utworów, których słuchają bohaterowie, fragmenty twórczości Morellego… Jaki cel tkwi w doniesieniach o papużce zamkniętej w zbyt ciasnej klatce, wypadkach dotyczących używania zamków błyskawicznych, ogłoszeniach i reklamach pasty do zębów? W ten sposób pisarz ukazuje nam nieprzewidywalność ludzkich losów i reakcji. Prowokuje, zakłada pisanie między wierszami, nieustannie zaskakuje i zdumiewa, dzięki czemu lektura nigdy nie staje się naprawdę przeczytana i wiąże nas ze sobą na zawsze.
Wszak świat nie kończy się nigdy w swych szczegółach. "W jakimś zakazanym kącie ślad zapomnianego Królestwa, w jakiejś gwałtownej śmierci kara za przypomnienie sobie o nim. W jakimś uśmiechu, w jakiejś łzie – jego przetrwanie". „Zapomniane Królestwo” to nic innego jak Niebo – stawka najwyższa, dziesiątka – do którego prowadzi dzieciny rytuał kamyków i podskakiwań na jednej nodze, gra, którą prowadzi Horatio Oliveira. I dlatego właśnie, że gra, nie dotrze on dalej niż do ósemki – kwadratu z napisem l’enfer (franc ‘piekło’). Mimo wszystko bohater podejmuje walkę o odzyskanie zagubionej tożsamości, o to aby poznać jedność w pełni wielości Pragnienie absolutu, błędne koło bytowania, z którego jedynym wyjściem jest albo obłęd, albo śmierć samobójcza, "klap, skończyło się".

"Czerwona kreda, zielona kreda, NIEBO. Chodnik tam, w Burzaco, kamyczek wybierany z taką troskliwością, krótkie kopnięcie końcem buta, powoli, powoli, mimo, że Niebo jest blisko, ma się całe życie przed sobą". Ten właśnie kamyk, drobiazg, zdawać by się mogło, o zupełnie nieistotnym znaczeniu, decyduje o prze-biegu owej niezwykłej gry. W zależności, gdzie się zatrzyma, tak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to