rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Kojarzycie „The Love Hypothesis”? Jest to romans tej samej autorki wydany w zeszłym roku, który stał się bestsellerem. Ja również go przeczytałam i byłam oczarowana humorem autorki, świeżym tematem i spojrzeniem na niektóre sprawy. To była moja pierwsza przeczytana książka, która działa się w środowisku akademickim. Co to dokładnie znaczy? Że główni bohaterowie byli naukowcami, robili doktorat, jeździli na konferencje naukowe, starali się o granty i pisali artykuły o swoich badaniach. W dodatku główna bohaterka studiowała kierunek STEM, czyli typowo zdominowany przez mężczyzn. To ważny temat i ucieszyłam się, że autorka podjęła się w swojej historii opisanie, jak czasami wciąż w dzisiejszych czasach kobiety są traktowane jako te głupsze, nie znające się tak dobrze jak na przykład na inżynierii, jak mężczyźni.
„Love on the Brain. Gdy miłość uderza do głowy” to inna książka tej autorki, która także toczy się wokół środowiska akademickiego. W tej historii jednak nie są opisane same studia, bo główna bohaterka skończyła doktorat i zaczęła prace w Narodowym Instytucie Zdrowia, a później zaproponowano jej pracę przy projekcie NASA, ale same podwaliny naukowego świat zostały zachowane. Ta książka była wciągająca, dobrze spędziłam przy niej czas, ale niestety miałam wrażenie, że czytam o tym samym, co w „The Love Hypothesis”. Historia poznania głównych bohaterów i ich wątek miłosny były całkowicie inne, ale cała rzeczywistość dookoła przebiegała wokół tego samego schematu. Każdy mężczyzna (oprócz głównego bohatera) był seksistą i nie doceniał kobiet, główna starała się walczyć o dobro mniejszości i była zagorzałą feministką. Do tego stopnia, że zrugała głównego bohatera, że jego zespół badawczy składa się z samych białych mężczyzn, a w późniejszej myśli stwierdziła, że gdyby ona budowała zespół, to miałaby w nim same kobiety. Nie zrozumcie mnie źle, doceniam to, że chce wspierać swoją płeć, ale dlaczego tak mocno walcząc o to, by nie wykluczać kobiet, chce zrobić to samo w stosunku do mężczyzn? Powinna zatrudnić osoby, które miałby po prostu dobre kwalifikacje, nie patrząc na to, czy dany kandydat jest kobietą czy mężczyzną. Autorka dotknęła wiele ideologicznych tematów, których był czasami przesyt i mam wrażenie, że zrobiła to kosztem wątku miłosnego, który został gdzieś tam zepchnięty na bok i który nie dał mi wystarczających wrażeń i motyli w brzuchu, jakich oczekiwałam po romansie.
Mam wrażenie, że gdybym nie przeczytała wcześniej TLH, tę historię odebrałabym dużo lepiej i nie towarzyszyłoby mi uczucie, że czytam o tym samym. Te same problemy, podobne charaktery głównych bohaterów, podobny schemat fabularny. Tak jak w TLH wszystko dążyło do jednego punktu, w którym nagle wszystko, co mogło pójść źle, po prostu poszło. Było to tak przytłaczające, że końcówkę książki dosłownie przemęczyłam. Niemniej jednak nie można zaprzeczyć, że sam styl pisania autorki jest ciekawy, żarty są trafne, a dialogi naturalne. Całą książkę przeczytałam na raz, więc jeśli szukacie czegoś lekkiego na wieczór, to zdecydowanie polecam. Ostrzegam jednak, że jeśli ktoś czytał wcześniej TLH, może odnieść tak samo jak ja wrażenie – że to wszystko już było.

Kojarzycie „The Love Hypothesis”? Jest to romans tej samej autorki wydany w zeszłym roku, który stał się bestsellerem. Ja również go przeczytałam i byłam oczarowana humorem autorki, świeżym tematem i spojrzeniem na niektóre sprawy. To była moja pierwsza przeczytana książka, która działa się w środowisku akademickim. Co to dokładnie znaczy? Że główni bohaterowie byli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeśli to w ogóle możliwe, moja obsesja na punkcie tych książek jeszcze bardziej się powiększyła. Tom pierwszy był wprowadzeniem do historii i towarzyszyła mi przy nim w większości ciekawość i ekscytacja związana z odkrywaniem nowego świata, poznawaniem bohaterów i styku z nowym stylem pisania, do którego musiałam się przyzwyczaić. Podczas czytania tomu drugiego, części pierwszej, czułam się jakbym spotkała dawno niewidzianych przyjaciół. Ogromnie oczekiwałam na tę książkę i jej lektura pozwoliła mi poczuć się jak w domu. Ta zaś książka, czyli także tom drugi, ale jego druga część, była dla mnie jak na razie najlepsza i zdecydowanie najzabawniejsza. Znałam bohaterów, znalałam styl, więc z uśmiechem na ustach śledziłam kolejne przygody naszych postaci, a szczególnie coraz dojrzalszej Hailie. Nieustannie stawia się swoim braciom, nie chcąc być traktowana jak dziecko. Miała nawet okazje udowodnić im, że potrafi o siebie zadbać (te pałeczki na okładce związane są z jedną z najlepszych scen w książce). Jak wspomniałam, zdecydowanie ten tom był najzabawniejszy. Wielokrotnie podczas czytania dosłownie dusiłam się ze śmiechu, a niekiedy musiałam odłożyć książkę na bok, bo już po prostu nie mogłam wytrzymać z zapowietrzenia. Uwielbiam humor Weroniki. A wiecie co jeszcze uwielbiam? Obserwować dorastanie głównej bohaterki, Hailie. Wielokrotnie wzruszałam się, widząc jak z nieśmiałej czternastolatki staje się coraz pewniejszą siebie piętnasto-, potem szesnasto- i siedemnastolatką. Nie raz czułam się, jak dumna mama. Jestem strasznie przywiązana do tej historii i ogromnie cieszę się, że mogę obserwować jak jest wydawana. „Rodzina monet” jest serią, która uzależnia, wciąga i zostawia po sobie ślad w sercu. Już nie mogę się doczekać, aż na półce będę miała wszystkie tomy i zrobię ich reread zaczynając od samego początku

Jeśli to w ogóle możliwe, moja obsesja na punkcie tych książek jeszcze bardziej się powiększyła. Tom pierwszy był wprowadzeniem do historii i towarzyszyła mi przy nim w większości ciekawość i ekscytacja związana z odkrywaniem nowego świata, poznawaniem bohaterów i styku z nowym stylem pisania, do którego musiałam się przyzwyczaić. Podczas czytania tomu drugiego, części...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moją pierwszą książką tej autorki było przeczytane w tamtym roku "The Spanish Love Decpetion", w którym się zakochałam. Dlatego, gdy tylko pojawiła się zapowiedź jej drugiej książki, od razu się na nią napaliłam. Uwielbiam styl pisania Armas i powolne napięcie między bohaterami, które buduje, dlatego miałam nadzieję, że i "The American Roommate Experiment" mnie nie zawiedzie.

I na szczęście tak się nie stało.

Jakiś czas temu przeczytałam opis tej książki, ale nie zwróciłam na niego zbyt dużej uwagi. Książka zaciekawiła mnie ze względu na zaufane nazwisko autorki, a nie opis marketignowy. Dlatego moje zdziwienie było ogromne, gdy już na samym początku powieści, dowiedziałam się, że historia opowiada o kuzynie głównej bohaterki z "The Spanish Love Decpetion" i jej najlepszej przyjaciółce, którą poznaliśmy już w poprzedniej książce. Był to przyjemny smaczek, który tylko zachęcił mnie do dalszego czytania. Jeśli jednak nie czytaliście TSLD, nie musicie się martwić. Bez znajomości tej pozycji i tak będziecie wiedzieć o co chodzi, fabuły nie łączą się ze sobą, choć rozgrywają się w jednym uniwersum.

Czytając, nie musiałam się długo wdrażać, by się wciągnąć. Książka pochłonęła mnie od pierwszych stron. Na przemian chichotałam i rumieniłam się. Uwielbiam motywy, które tu wystąpiły. Główna bohaterka Rose i Lucas w wyniku pewnego nieporozumienia, a także kilku innych czynników, musieli ze sobą zamieszkać. Nie znali się, choć oboje coś o sobie słyszeli od Liny. Pomysł na fabułę był po prostu znakomity, a Lucas, jako bohater zdecydowanie skradł moje serce (nawet bardziej niż Aaron z TSLD!). Mieliśmy tu przedstawiony piekielnie dobry slow-burn, a chemia i erotyczne napięcie wprost buchało przez kartki. Bardzo zaprzyjaźniłam się również z Rose - pisarką, która jakiś czas temu rzuciła etat w korporacji, by zająć się pełnoetatowym tworzeniem powieści. Był to jednak dość poważny problem, ponieważ, po pierwsze: nie powiedziała o tym swojej rodzinie, w obawie przed tym, że się na niej zawiodą, a po drugie: straciła swoją wenę. Prywtanie również piszę książki i czytanie o tym, jak Rose otwierała plik i miała dosłownie pustą głowę, a presja oddania tekstu ją zżerała, sprawiło, że mocno ją rozumiałam i utożsamiałam się z nią. A przez to książka stała się jeszcze bliższa mojemu sercu, niż na początku się zapowiadało.

"The American Roommate Experiment" jest romansem, jakich świat potrzebuje. Dobrze napisanym, z bohaterami których się lubi i którym się kibicuje, a także emocjonującym. Wszystko było w punkt: dialogi, opisy, cały świat przedstawiony i poboczne problemy bohaterów. Jeśli więc szukacie czegoś, co pozwoli wam odpocząć i odetchnąć, polecam właśnie tę książkę.

Moją pierwszą książką tej autorki było przeczytane w tamtym roku "The Spanish Love Decpetion", w którym się zakochałam. Dlatego, gdy tylko pojawiła się zapowiedź jej drugiej książki, od razu się na nią napaliłam. Uwielbiam styl pisania Armas i powolne napięcie między bohaterami, które buduje, dlatego miałam nadzieję, że i "The American Roommate Experiment" mnie nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kończąc czytać pierwszy tom Rodziny Monet, czyli "Skarb", nie mogłam przestać myśleć o tej książce. Już w recenzji pierwszej części pisałam o tym, że te książki mają w sobie coś takiego, że stają się obsesją. Dosłownie odliczałam dni do premiery drugiego tomu i nie było dnia, w którym w głowie nie miałabym Hailey, Tony'ego, Shane'a, Dylana, Vincenta i Willa. Jakby mnie opętali. Nastał jednak w końcu dzień, gdy wyszła "Królewna". Gdy tylko dostałam książkę, rzuciłam wszystkie obowiązki i zaczęłam czytać. I czytałam przez całą noc, kończąc nad ranem. Nie powinnam tego robić, bo był to środek tygodnia, ale ja po prostu nie mogła się oderwać. Co chwilę tylko patrzyłam, jak stron ubywa i płakałam w duchu, że do końca zostało coraz mniej. To jedna z tych pozycji, których nie chcesz kończyć. Chciałbyś czytać i czytać, nieważne o czym, byleby jeszcze choć przez chwilę, przez sekundę, zostać w świecie wykreowanym przez Weronikę.
W "Królewnie" nasza Hailey jest odrobinę starsza, robi się także dojrzalsza i coraz lepiej radzi sobie z braćmi. Niektórzy nawet mówią, że owinęła ich sobie wokół palca, czego sama nie widzi, bo kłótnie między nimi nigdy się nie kończą. Czuć jednak miłość, jaką ją obdarzają i to jak mocno się o nią troszczą. Choć mimo wszystko wciąć traktują ją jak dziecko, czego Hailey nie znosi. W tej części pojawiają się nowi bohaterzy, a szczególnie czwróka, która szczególnie utkwiła mi w pamięci. Pewien mężczyzna, którego tożsamości nie chcę zdradzać, Leo, nowy uczeń w szkole, ochroniarz, a także... Adrien. Miłość od pierwszego wejrzenia. Pojawił się na krótko, odegrał epizodyczną rolę, choć jego słowa wypowiedziane do Dylana tak mocno utkwiły mi w głowie, że do teraz czerwienię się na samą myśl. Wiem jednak od czytelniczek, które zapoznały się z historią jeszcze na Wattpadzie, że nasz lovelas pojawi się nie raz i sporo namiesza. Naprawdę nie mogę się tego doczekać.
Podsumowując, drugi tom był chyba nawet jeszcze lepszy od pierwszego. Nie potrzebowałam w ogóle czasu żeby się wdrożyć i wkręcić. Fabuła pochłonęła mnie od pierwszych stron, pozbawiając tchu. Pogłębiła jeszcze bardziej moją obsesję i naprawdę cała się trzęsę w oczekiwaniu na kolejny tom. Czuję się dosłownie jak narkomanka na odwyku. Na szczęście nie będziemy musieli długo czekać, bo druga część drugiego tomu pojawi się w księgarniach już 22 lutego!

Kończąc czytać pierwszy tom Rodziny Monet, czyli "Skarb", nie mogłam przestać myśleć o tej książce. Już w recenzji pierwszej części pisałam o tym, że te książki mają w sobie coś takiego, że stają się obsesją. Dosłownie odliczałam dni do premiery drugiego tomu i nie było dnia, w którym w głowie nie miałabym Hailey, Tony'ego, Shane'a, Dylana, Vincenta i Willa. Jakby mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubicie książki, w których akcja toczy się powoli? W których relacja rozwija się naturalnie, a bohaterzy poznają się dokładnie zanim zaczną coś do siebie czuć? „Wielki Mur z Winnipeg i ja” to właśnie tego typu książka. To slow-burn przez wielkie „S”.

Vanessa Mazur jest asystentką cichego i gburowatego Aidena, gwiazdy amerykańskiego futbolu. W końcu jednak ma dość swojego szefa, który nie potrafi jej podziękować, stanąć w obronie, i który nie odpowiada na „dzień dobry” ani „do widzenia”. Dwa lata pracy w takich warunkach całkowicie ją wykończyły. Chce założyć własną firmę i zacząć działać graficznie, robiąc okładki do książek i tatuaże.
Gdy w końcu odważyła się na ten krok i powiedziała swojemu szefowi, że odchodzi, nie spotkała się z żadną reakcją. Co w sumie nie było dla niej aż takie dziwne, Aiden rzadko ukazywał jakiekolwiek emocje. Jednak, gdy po kilku tygodniach zjawia się na progu jej domu i prosi, by do niego wróciła, kobieta jest w szoku. A szok ten powiększa się wraz z propozycją mężczyzny, który pragnie wziąć z nią ślub, by uzyskać stałą wizę na pobyt w Stanach Zjednoczonych. I… właśnie od tego momentu zaczyna się najlepsza akcja książki 😏

Na początku ciężko było mi się wgryźć w tę pozycję. Było dużo opisów i dokładne przedstawienie całego backgroundu historii. Bohaterowie mało ze sobą rozmawiali, co odrobinę mnie frustrowało. Ale od✨tego momentu✨nagle przyłapałam się na tym, że nie mogę odłożyć książki i muszę się dowiedzieć, co będzie dalej. Skończyło się na tym, że tę ponad pięćset stronicową pozycję łyknęłam praktycznie na raz, czytając do czwartej nad ranem. Uwielbiam jak książki wciągają mnie do tego stopnia, że całkowicie zapominam o świecie rzeczywistym. Dokładnie tak było w tym przypadku.
Bohaterowie zostali dobrze i rzetelnie nakreśleni. Każdy z nich był inny i wyjątkowy, miał swoją historię i swoje problemy. A chemia między Vanessą i Aidenem dosłownie przesiąkała przez strony książki. Styl pisania autorki i poprowadzona fabuła całkowicie wpasowały się w mój typ. Uwielbiam takie drobne niuanse i szczegóły jak przypadkowy dotyk, przeciągłe spojrzenia i wyczuwalne napięcie seksualne. Na kulminację musieliśmy czekać długo, ale mi to w ogóle nie przeszkadzało. Czasami właśnie taki przypadkowy dotyk powoduje u czytelnika większe emocje niż seks. Tak było w tym przypadku. Scena w windzie, gdy bohaterka wpadła w atak paniki, a Aiden wziął ją na kolana i zaczął tulić, albo moment gdy była burza i zgasły światła, a on przyszedł do jej pokoju i się z nią położył, bo wiedział, że ona boi się ciemności, idelanie opisują to, czego możesz spodziewać się w książce. Gestów i czynów, które lepiej niż słowa pokazywały to, co czuli bohaterowie. Nie lubię, gdy w książkach po zaledwie kilku rozdziałach postacie wyznają sobie miłość i w zasadzie nawet nie wiadomo skąd się wzięła. Może właśnie dlatego „Wielki Mur z Winnipeg i ja” aż tak bardzo mi się spodobał. Bo tu jesteśmy świadkami powoli rodzącej się relacji. To nie tak, że oni czuli do siebie coś wcześniej, zanim zaczęła się akcja książki. Nie, przeszli przez cały ten proces razem z czytelnikiem.
To moja pierwsza styczność z twórczością Mariany Zapaty i już teraz wiem, że muszę przeczytać wszystko co napisała. „Wielki mur z Winnipeg i ja” polecam szczególnie dla fanów „Purpurowych serc”, „Ryzykownego pocałunku” i „The Spanish Love Deception”.

Lubicie książki, w których akcja toczy się powoli? W których relacja rozwija się naturalnie, a bohaterzy poznają się dokładnie zanim zaczną coś do siebie czuć? „Wielki Mur z Winnipeg i ja” to właśnie tego typu książka. To slow-burn przez wielkie „S”.

Vanessa Mazur jest asystentką cichego i gburowatego Aidena, gwiazdy amerykańskiego futbolu. W końcu jednak ma dość swojego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest to książka, dla której przepadłam całkowicie. Pochłonęła mnie, wciągając w swój świat i nie wypuściła ze swoich szponów, dopóki jej nie skończyłam. Pozycja jest dość cienka, taka idealnie do poczytania na jeden raz. Mi akurat umiliła podróż w pociągu. Dzięki niej trasa zleciała szybko, choć nie obyło się bez rumieńcach na policzkach :)

Ava Harrison jest dwudziestosześcioletnią malarką, która niedawno zerwała ze swoim zdradzającym chłopakiem. Akcja książki zaczyna się w momencie, gdy jest w barze ze swoimi przyjaciółkami. Dziewczyny dają jej wyzwanie, by pocałowała nieznajomego. Ta pod wpływem namowy zgadza się, a tajemniczy mężczyzna, który pada jej ofiarą, skutecznie mąci jej w głowie. Do końca wieczoru nie potrafi o nim zapomnieć, a gdy w końcu zbiera w sobie odwagę by znów do niego podjeść, okazuje się, że jego już nie ma. Cóż, nie ma nawet czasu by za nim zatęsknić i pluć sobie w brodę, że nie wykorzystała w pełni okazji, bo spotyka go już na drugi dzień. Niestety, w niezbyt sprzyjających okolicznościach. Bowiem jej prawnik, Carter Underwood, który ma pomóc jej w sprawie byłego chłopaka, okazuje się właśnie nieznajomym z baru.

Ryzykowny pocałunek totalnie trafił w mój gust. Jest to slow-burn, a napięcie między bohaterami doprowadzało mnie do szału. Choć nie ma tu zbyt wielu opisów zbliżeń - książkę określiłabym bardziej jako niewinny romans niż jako erotyk - to cały czas czuć chemię między Avą a Carterem. Ich relacja została nakreślona w świetny, naturalny sposób. Nie ma spijania sobie z dziubków już po pierwszym spotkaniu. Ich znajomość dojrzewała powoli i realistycznie.
Oprócz wątku romantycznego, dostajemy tu małą tajemnicę kryminalną. Sprawia to, że pozycja jest jeszcze bardziej ciekawa i wciągająca. Na zakończenie powiem, że kocham styl pisania Julii - tak dobrze nakreślonej relacji między bohaterami nie czytałam już dawno. A te dialog były tak naturalne i zabawne, że jestem zaskoczona, iż jest to pierwsza książka autorki. Czekam z niecierpliwością na drugi tom!

Jest to książka, dla której przepadłam całkowicie. Pochłonęła mnie, wciągając w swój świat i nie wypuściła ze swoich szponów, dopóki jej nie skończyłam. Pozycja jest dość cienka, taka idealnie do poczytania na jeden raz. Mi akurat umiliła podróż w pociągu. Dzięki niej trasa zleciała szybko, choć nie obyło się bez rumieńcach na policzkach :)

Ava Harrison jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Kiedy cały świat będzie krzyczeć, że nie jesteśmy dla siebie odpowiedni, będę po prostu krzyczał głośniej."

Rzadko kiedy daje cytat na sam początek recenzji, ale ten tak idealnie pasuje, by opisać całą historię Vittore i Noemi, że po prostu musiał się tu znaleźć.

Vincere l'amore to opowieść o wchodzeniu w dorosłość, o rodzinie, o pierwszych poważnych decyzjach i o tym, że nie ważne ile osób byłoby dookoła ciebie i tak na końcu to ty zostajesz z konekwencjami swoich wyborów.

Vittore to dzięwiętnastoleni uczeń szkoły średniej. Z pozoru zwykły nastolatek. Jednak każdy uczeń i mieszkaniec miasta wie, że Vittore Beneventti jest przyszłym donem mafii, a cała jego rodzina zajmuje się nie do końca legalnymi rzeczami. Już w prologu dowiadujemy się, że gdy miał sześć lat, została mu przyrzeczona dziewczyna - Noemi Santino. I to od tego wątku zaczyna się cała historia. Noemi przez pół życia mieszkała we Włoszech i gdy po trzynastu latach wraca do miasta, przyszły don nie może się już doczekać, aż ją spotka. W końcu tyle lat o niej marzył. Noemi nie ma jednak pojęcia o tym, że jej rodzina pracuje dla mafii... a tym bardziej o istnieniu Vittore. I przede wszystkim nie wie nic o umowie, którą zawarto wiele lat temu.
Pierwsze o czym chciałabym wspomnieć, to świetny styl pisania Ani, przez który po książce dosłownie się płynie. Podziwiam to, jak wykreowała świat. Zarówno tę część szkolną jak i mafijną. W dodatku każda myśl miała sens, w trakcie czytania nie czuje się zagubienia, wszystko jest logicznie wyjaśnione. W stopniu technicznym książka była dopięta na ostatni guzik.
Co do bohaterów, byli oni tak oryginalni, że nie przypominam sobie, bym spotkała gdzieś indziej takiego bohatera jak Vittore. To po prostu ideał. Zrobiłby wszystko dla Noemi, a to z jaką miłością i szacunkiem się do niej zwracał... książkowy świat potrzebuje takich męskich postaci jak on. Dosłownie rozpływałam się z każdym wypowiedzianym przez niego zdaniem. Trochę przyćmił tym o wiele skromniejszą i cichszą Noemi, choć były momenty, gdzie i główna bohaterka pokazała pazurki.
A te zakończenie... Moje serce roztrzaskało się na milion kawałków. Niemniej jednak uważam, że książka skończyła się w odpowiedni sposób. Jeśli Ania zrobiłaby to inaczej, mój ogólny odbiór chyba nie byłby tak pozytywny. To co się stało było po prostu potrzebne. Ale jednocześnie sprawiło, że aż drżę na samą myśl, co autorka wymyśliła w kolejnym tomie, po który oczywiście sięgnę z ciekawością!

"Kiedy cały świat będzie krzyczeć, że nie jesteśmy dla siebie odpowiedni, będę po prostu krzyczał głośniej."

Rzadko kiedy daje cytat na sam początek recenzji, ale ten tak idealnie pasuje, by opisać całą historię Vittore i Noemi, że po prostu musiał się tu znaleźć.

Vincere l'amore to opowieść o wchodzeniu w dorosłość, o rodzinie, o pierwszych poważnych decyzjach i o tym,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Moc amuletu Bianca Iosivoni, Laura Kneidl
Ocena 6,7
Moc amuletu Bianca Iosivoni, La...

Na półkach: ,

Gdy tylko zobaczyłam tę książkę i jej autorki, od razu się podekscytowałam. Uwielbiam zarówno jedną, jak i drugą panią. Byłam zatem ciekawa jak sprawdzą się w duecie i to jeszcze w fantastyce. A fabuła zapowiadała się bardzo interesująco.
Cóż, skończyło się na tym, że płakałam z żalu. To mogło być naprawdę dobre... A okazało się dnem totalnym. Połowa to wina tłumacza, a połowa samych autorek.
Przede wszystkim irytację budziło we mnie nietłumaczenie niektórych angielskich zwrotów. O ile zrozumieć mogłabym pojedyncze zostawienie „bye, bye”, czy „fuck”, o tyle nie rozumiem pozostawiania w oryginale „bloody hell”, „holy shit”, a wspomniane „fuck” to pojawiało się w co drugim akapicie. Poza tym notorycznie każdy z bohaterów (mamy dwie perspektywy) myślał czy mówił „kurna”. To takie niemodne i rzadko używane słowo... I cały czas powtarzanie „cholera” i „do cholery”.
Dialogi w tekście leżały. Były sztuczne i choć postacie chciały być zabawne, nie udawało im się to. Styl pisania to powtarzające się cały czas wcale nieśmieszne żarty, sztywność, sztampowość, na siłę bycie młodzieżowym. Kojarzycie te momenty, gdy starsi ludzie chcą powiedzieć coś po „młodzieżowemu” i być jak oni, a wychodzi z tego jedna wielka niezręczność? No, właśnie tak się czułam czytając tę książkę. Tanie teksty, cały czas jakieś aluzje do seksu, sprowadzanie bohaterów do bycia bardzo płytkimi.
Ciągłe opisy wyglądu i zachwycanie jak to ktoś jest seksowny/piękny/przystojny. Ciągłe. Jakby nic innego się nie liczyło. A przypominam, że nie rozmawiamy o jakimś podrzędnym erotyku, tylko o powieści fantasy z fabułą, która niby miała być czymś więcej niż romans między bohaterami.
W pewnym momencie bohaterka musiała zrobić resuscytację krążeniowo-oddechową, po czym w kilku kolejnych rozdziałach, co rusz padały do tego aluzje i podteksty. Na litość boską, ona ratowała komuś życie, a oni zachowywali się jak przedszkolaki.
I pełno dziur fabularnych... Mam wrażenie, że autorki nie zrobiły dobrego reaserchu.
Ogólnie książka nie zaciekawiła, nie wciągnęła, a tylko zirytowała. Jak dla mnie klapa. Ale może już po prostu jestem już za stara na takie rzeczy.

Gdy tylko zobaczyłam tę książkę i jej autorki, od razu się podekscytowałam. Uwielbiam zarówno jedną, jak i drugą panią. Byłam zatem ciekawa jak sprawdzą się w duecie i to jeszcze w fantastyce. A fabuła zapowiadała się bardzo interesująco.
Cóż, skończyło się na tym, że płakałam z żalu. To mogło być naprawdę dobre... A okazało się dnem totalnym. Połowa to wina tłumacza, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jest to godna polecenia pozycja, w sam raz na sobotni wieczór. Pozwoli oderwać się od rzeczywistości i całkowicie zatopić się w innym świecie. Niby występuje w niej dość typowy schemat, gdzie dziewczyna przeprowadza się i od razu wpada w oko największemu bad boyowi szkoły, ale autorka ujęła to w dość ciekawy sposób. Największą zaletą tej powieści jest oryginalnie wykreowana postać głównej bohaterki. Nie jest to zdecydowanie cicha myszka. Wytatuowana, o nietypowym sposobie ubierania się, wyszczekana i z narkotykową przeszłością. I widzicie? Schemat przełamany.
Mam tylko jeden problem z tą książką. Do połowy czytałam tak zachłannie, że nie mogłam się oderwać. Przepadłam całkowicie. Ale druga jej część zaczęła mnie już nudzić 😢 Zmuszając się, przewracałam coraz to kolejne strony, a końcówkę to już w ogóle czytałam, pomijając większość opisów. Jedne co mnie przy mniej zatrzymało, to ciekawość, jak to wszystko się skończy. Miałam wrażenie, że jest to pisane na siłę, tam już nic ciekawego się nie działo, a małe dramaty bohaterów, nie można było nazwać nawet dramatami. Ale już dawno zauważyłam u siebie dziwną przypadłość, że jak główni zaczynają już być ze sobą, znika te całe napięcie między nimi i niepewność, to odechciewa mi się brnąć dalej w historię 😂 Ale ogólnie książkę oceniam na plus, bo początek i rozwijane wątki były naprawdę porywające i dobrze napisane!

Jest to godna polecenia pozycja, w sam raz na sobotni wieczór. Pozwoli oderwać się od rzeczywistości i całkowicie zatopić się w innym świecie. Niby występuje w niej dość typowy schemat, gdzie dziewczyna przeprowadza się i od razu wpada w oko największemu bad boyowi szkoły, ale autorka ujęła to w dość ciekawy sposób. Największą zaletą tej powieści jest oryginalnie wykreowana...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie będę za wiele się rozpisywać, powiem tylko tyle, że mi się nie podobało. Przyciągnęła mnie okładka, ale naprawdę się zawiodłam wnętrzem 😔
Historia banalna, choć to mi akurat nie przeszkadzało, bo lubię czasem poczytać coś prostego i schematycznego. Przeszkadzała mi za to masa innych rzeczy. Zabrakło chemii między bohaterami, którzy swoją drogą zostali bardzo słabo nakreśleni. Niby mieli jakąś tragiczną przeszłość, ale mam wrażenie, że ten wątek był potraktowany trochę niestarannie. Został za mało rozwinięty i właściwie to widzimy tylko wpływ przeszłych wydarzeń na teraźniejszość, bez konkretniejszejego wgłębienia się w temat. Postacie były niezdecydowane i niekonsekwentne w swoich działaniach. Główna bohaterka niesamowicie mnie irytowała, to samo główny, co już skreśliło u mnie tę książkę. A przy okazji w treści było masę błędów, literówek, złych końcówek. Ale to już dawno zauważyłam w książkach z tego wydawnictwa 😔 Czas chyba zmienić osobę odpowiedzialną za korektę, albo bardziej przyłożyć się do pracy.
Książki bym nie poleciła, strata czasu. Nie doczytałam nawet do końca, choć nieczęsto się u mnie to zdarza.
https://www.instagram.com/cholernie_zaczytana/

Nie będę za wiele się rozpisywać, powiem tylko tyle, że mi się nie podobało. Przyciągnęła mnie okładka, ale naprawdę się zawiodłam wnętrzem 😔
Historia banalna, choć to mi akurat nie przeszkadzało, bo lubię czasem poczytać coś prostego i schematycznego. Przeszkadzała mi za to masa innych rzeczy. Zabrakło chemii między bohaterami, którzy swoją drogą zostali bardzo słabo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mia zaczyna pracować na stanowisku recepcjonistki w dość eksluzywnym, ale jednocześnie mrocznym klubie, w którego piwnicach wiele się dzieje. Mimo swojej nieśmiałości, niewinności i nierozwiniętej świadomości seksualnej, potrzebuje tej pracy, której głównym pozytywem jest płaca. Musi się bardzo starać, aby zdobyć te stanowisko, a potem utrzymać, bo co rusz wychodzi jej niewiedza odnośnie chociażby zabawek erotycznych. Szef klubu jest pełen wątpliwości, co do tego, że dziewczyna się nadaje. Choć później sam zaczyna powoli wprowadzać ją do tego świata 😳 Między tym wszystkim tworzy się (bardzo dobrze poprowadzony) trójkąt miłosny, a relacje między bohaterami jeszcze bardziej się komplikują.

Moi mili, jeśli macie ochotę na coś gorącego, wykraczającego poza schematy i wszelkie wyobrażenia, przeczytajcie tę pozycję koniecznie. Ja jestem już po dwóch częściach, z czego drugi tom uważam za lepszy od pierwszego. Ale to tylko przez głównego bohatera 😉
Mimo swojej tematyki, nie jest to pusta książka, mająca dostarczyć tylko rumieńców na twarzy. Autorka przemyciła tu sporo wątków psychologicznych, a sami bohaterowie są dobrze rozwinięci i napisani. Ich działania mają sens i są konsekwentne. Historia, która została zbudowana wokół całej tej tematyki BDSM i seksu, była naprawdę wciągająca.
Książka nie raz mnie zszokowała, więc czytając ją trzeba mieć otwarty umysł i nie mysleć, że „tak nie przystoi”, „to co robią jest nienormalne”. Należy zapomnieć o konwenansach, które zostały nam wpojone i tylko wtedy uda nam się zrozumieć, co kieruje bohaterami i w pełni zanurzyć się w całkowicie innym świecie, który wykracza poza wszystko, co utarte i znajome.
Zdecydowanie polecam, szczególnie fanom erotyków, romansów i tym, którzy oczekują powiewu świeżości!
https://www.instagram.com/cholernie_zaczytana/

Mia zaczyna pracować na stanowisku recepcjonistki w dość eksluzywnym, ale jednocześnie mrocznym klubie, w którego piwnicach wiele się dzieje. Mimo swojej nieśmiałości, niewinności i nierozwiniętej świadomości seksualnej, potrzebuje tej pracy, której głównym pozytywem jest płaca. Musi się bardzo starać, aby zdobyć te stanowisko, a potem utrzymać, bo co rusz wychodzi jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo przyjemna lektura! Idealna na sobotni wieczór, spędzony przy lampce wina.

Fabuła przypomina mi trochę współczesną wersję o Romeo i Julii, ponieważ tu też mamy dwa zwaśnione rody. Kłótnie zaczęli dziadkowie głównych bohaterów, a poszło o... kobietę 😉 Która po śmierci zostawia połowę udziałów w swoim hotelu jednej rodzinie i połowę drugiej. Do ich zarządzania wybrana zostanie Sophia i Weston, którego tak bardzo nienawidzi. Jednak czas pokaże, że gniew tylko wyzwala pożądanie.

Uwielbiam w książkach motyw hate-love i czuje się naprawdę usatysfakcjonowana przeczytaną historią. Uważam, że to najlepsza książka Vi Keeland. Nie nudziłam się, było ciekawie do samego końca. Autorka bardzo dobrze rozwinęła postacie i ich przeszłość i traumy. Także mamy tu też sporo obyczajówki i problemów do rozwiązania.
Główny bohater totalnie skradł moje serce, ale Sophie także polubiłam. Była to silna, kobieca postać, która nie da sobie w kaszę dmuchać - a to cenię! 😉
https://www.instagram.com/cholernie_zaczytana/

Bardzo przyjemna lektura! Idealna na sobotni wieczór, spędzony przy lampce wina.

Fabuła przypomina mi trochę współczesną wersję o Romeo i Julii, ponieważ tu też mamy dwa zwaśnione rody. Kłótnie zaczęli dziadkowie głównych bohaterów, a poszło o... kobietę 😉 Która po śmierci zostawia połowę udziałów w swoim hotelu jednej rodzinie i połowę drugiej. Do ich zarządzania wybrana...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tytuł najgorszej okładki roku wędruje do...
Musicie wybaczyć, ale zanim przejdę do opisu wnętrza, napiszę elaborat na temat tego, co na zewnątrz. A to, co widać na zewnątrz, rzecz, która powinna zachęcić czytelnika do sięgnięcia po książkę, jest po prostu tragedią. Zamiast zachęcać, zdecydowanie odpycha. Jestem księgarzem i jak już widziałam książkę w zapowiedzi, to śmiałam się z niej ze współpracownikami. No nie powiecie, że ten Ken na okładce w porównaniu z tytułem, nie robi karykaturalnego wrażenia? Zanim przeczytałam opis myślałam, że to podrzędny, kiczowaty erotyk.
A potem książka wyszła i bliżej się jej przejrzałam. I prawie kopara mi opadła jak dowidziałam się, że to dość mroczny romans mafijny. Z ciekawości zerknęłam na okładkę oryginalną (która swoją drogą jest piękna) i dopiero wtedy książkę zdecydowałam się przeczytać.
I czytałam do czwartej nad ranem. I nie, to nie był mój wolny dzień, nazajutrz musiałam wstać do pracy 😂 Ale książki po prostu nie mogłam odłożyć.
Myślałam, że w tematyce mafijnej było już wszystko. Że nie da się wymyśleć niczego nowego, bez powielania schematów. Pani Shen udowodniła jednak, że wyobraźnia ludzka nie zna granic.
Senator, starający się wytępić przestępczość, a przy okazji wyrównać prywatne rachunki, zdobywa haka na bossa chicagowskiej mafii. Grozi mu i stawia ultimatum. Zabiera też jego córkę, Francesce, którą postanawia pojąć za żonę. Jest to część jego planu, aby zniszczyć znienawidzonego przez siebie człowieka. Francesca jednak jest zakochana w przyjacielu z dzieciństwa i nie zamierza się podporządkowywać. Jednak Wolfe, nasz senator, nie jest łatwym przeciwnikiem. Nie jest też ani trochę zainteresowany Francescą i szybko okazuje się, że daje jej tyle wolności, ile nie miała w rodzinnym domu, co zaczyna jej się podobać.
Co w tej książce było najlepsze? Zdecydowanie główny bohater. Był bardzo dobrze skonstruowaną postacią. Arogancki, zdystansowany, bez uczuć. Niektóre autorki próbują stworzyć takich zimnych drani, ale często im się to nie udaje. A tu Wolfe, zachowaniem i słowami, idealnie odegrał swoją rolę. Nie było sprzeczności, nie było cukierkowego zachowania, a dużo bezduszności i wręcz okrucieństwa.
Podsumuję całość jednym zdaniem: Dawno nie widziałam tak złej okładki i jednocześnie dawno nie czytałam tak dobrej książki.
Zapraszam na swojego Instagrama: https://www.instagram.com/cholernie_zaczytana/

Tytuł najgorszej okładki roku wędruje do...
Musicie wybaczyć, ale zanim przejdę do opisu wnętrza, napiszę elaborat na temat tego, co na zewnątrz. A to, co widać na zewnątrz, rzecz, która powinna zachęcić czytelnika do sięgnięcia po książkę, jest po prostu tragedią. Zamiast zachęcać, zdecydowanie odpycha. Jestem księgarzem i jak już widziałam książkę w zapowiedzi, to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytając, miałam w głowie tylko "Jezu, szanuj się bardziej dziewczyno". W książce scena erotyczna goni scenę erotyczną, fabuła leży i kwiczy, a nad wszystkimi przeważają bezsensowne wybory bohaterki , która myśli jedno, a robi drugie. Nie polecam, kompletna strata czasu.

Czytając, miałam w głowie tylko "Jezu, szanuj się bardziej dziewczyno". W książce scena erotyczna goni scenę erotyczną, fabuła leży i kwiczy, a nad wszystkimi przeważają bezsensowne wybory bohaterki , która myśli jedno, a robi drugie. Nie polecam, kompletna strata czasu.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cudowna książka, zdecydowane 10/10!
Nie bójcie się tytułu, możecie po nią sięgnąć nawet jeśli nie znacie takiego słowa jak „statystyka”. Oprócz tego, że książka niesamowicie bawi, to można dowiedzieć się z niej ciekawych rzeczy jak na przykład: czy na imieniny lepiej kupić czekoladki czy kokainę? Czy jak wsadzimy głowę do lodówki, a nogi do piekarnika, to będzie nam w sam raz? No sami widzicie, przecież odpowiedzi na te pytania są niezbędne do życia! Podczas lektury zaśmiewałam się do łez i dosłownie miałam ochotę każdemu pokazywać fragmenty. Mój biedny chłopak miał mnie dość, bo nie dawałam mu spokoju co chwilę wtrącając „ej, a słuchaj tego...”. Zgrabnie przemycona wiedza za pomocą życiowych anegdotek. Relaks i nauka w jednym!

Cudowna książka, zdecydowane 10/10!
Nie bójcie się tytułu, możecie po nią sięgnąć nawet jeśli nie znacie takiego słowa jak „statystyka”. Oprócz tego, że książka niesamowicie bawi, to można dowiedzieć się z niej ciekawych rzeczy jak na przykład: czy na imieniny lepiej kupić czekoladki czy kokainę? Czy jak wsadzimy głowę do lodówki, a nogi do piekarnika, to będzie nam w sam...

więcej Pokaż mimo to