rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Italo Calvino to autor jednogłośnie uwielbiany przez osoby, z recenzjami których co do za zasady się zgadzam. Kupując "Niewidzialne miasta" czułam ekscytację i gotowość do przeżycia wielkiej, płomiennej miłości.
Niestety, nie tylko nie ma miłości, ale nawet zauroczenia. Jest pewna nadzieja, że początkowa niechęć przerodzi się w coś więcej, zgodnie z zasadą, że od nienawiści (chociaż to słowo jest tutaj zdecydowanie zbyt mocne) do miłości jeden krok. Ta iskierka nadziei wiąże się z bardzo plastycznym językiem, który może urzec, oraz z nowatorskim pomysłem, który na poziomie intelektualnym podziwiam, ale na poziomie uczuć odrzucam. "Niewidzialne miasta" to bowiem powieść-eksperyment, składająca się z opisów 55 fikcyjnych miast. Każde miasto jest inne, wyjątkowe, w każdym tli się magia.
O "Niewidzialnych miastach" szybko nie zapomnę. Dawno nie spotkało mnie takie rozczarowanie, przy czym nie jest to rozczarowanie książką, a moim jej odbiorem. Nie poddam się, to nie będzie moja ostatnia książka Calvino.

Italo Calvino to autor jednogłośnie uwielbiany przez osoby, z recenzjami których co do za zasady się zgadzam. Kupując "Niewidzialne miasta" czułam ekscytację i gotowość do przeżycia wielkiej, płomiennej miłości.
Niestety, nie tylko nie ma miłości, ale nawet zauroczenia. Jest pewna nadzieja, że początkowa niechęć przerodzi się w coś więcej, zgodnie z zasadą, że od nienawiści...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od najmłodszych lat lubiłam historię, a najbardziej fascynowało mnie poznawanie wpływu konkretnych postaci na określone wydarzenia historyczne. Szkoda, że w większości wypadków takie "smaczki" są niepewne, to raczej domysły niż niezaprzeczalne fakty historyczne.
Podobnie jest z książką Kamila Janickiego "Żelazne damy. Kobiety, które zbudowały Polskę", którą, muszę przyznać, doskonale mi się czytało. Głównymi bohaterkami książki Kamila Janickiego są pierwsze władczynie Polski: Dobrawa, Oda, Emnilda. Trudny materiał, bo danych na temat IX i X wieku jest niewiele, a co dopiero o małżonkach władców. O odwadze autora niech świadczy chociażby fakt, że nikt tak naprawdę nie wie, czy pierwsza (chrześcijańska) żona Mieszka I naprawdę miała na imię Dobrawa, kiedy się urodziła i ile miała lat w chwili ślubu z Mieszkiem.
Mimo skąpych źródeł autor dwoi się i troi, żeby ze strzępków informacji (a niejednokrotnie z przemilczeń) zbudować sylwetki pierwszych polskich władczyń, które mogły mieć na swoich małżonków większy wpływ, niż się wydaje.
Czytałam tę książkę z ogromną ciekawością. Do stworzonych przez Janickiego postaci władczyń podchodzę z dystansem, jednak ogromnie fascynowało mnie podglądanie (na podstawie imponującej bibliografii), jak autor stworzył coś praktycznie z niczego.
Świetna pozycja dla miłośników historii.

Od najmłodszych lat lubiłam historię, a najbardziej fascynowało mnie poznawanie wpływu konkretnych postaci na określone wydarzenia historyczne. Szkoda, że w większości wypadków takie "smaczki" są niepewne, to raczej domysły niż niezaprzeczalne fakty historyczne.
Podobnie jest z książką Kamila Janickiego "Żelazne damy. Kobiety, które zbudowały Polskę", którą, muszę przyznać,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rzadko, bo rzadko, ale bywają takie chwile, kiedy mam ochotę na coś lekkiego i niewymagającego. Nie jest mi jednak łatwo znaleźć takich książek! Wciąż bowiem oczekuję, że będą przyzwoicie napisane i nie będą zbyt głupie i żenujące. Te kryteria spełnił nietypowy kryminał "Nie to miejsce, nie ten czas" autorstwa Gillian McAllister.
Historia rozpoczyna się, jak to w kryminale, od morderstwa. Todd, osiemnastoletni chłopak, zabija starszego od siebie mężczyznę na oczach przerażonej matki, Jen. Jen nie może tego zrozumieć, jej syn przecież nigdy nie sprawiał problemów wychowawczych. Gdy Jen w końcu zasypia, okazuje się, że nie nastało jutro, lecz wczoraj. I z każdym dniem cofa się coraz bardziej w przeszłość. Bohaterka znajduje się w pętli czasu, żeby dowiedzieć się, dlaczego jej syn zdecydował się na dokonanie tak strasznego czynu.
Lubię historie związane z zawirowaniami czasowymi, dlatego konstrukcja tej książki trafiła w mój gust. Dodatkowo, główna bohaterka nie zachowywała się zbyt histerycznie, co często się zdarza w tego typu książkach, co też było na plus. Sama intryga może nie była zbyt zaskakująca, ale nie przeszkadzało mi to śledzić jej z zainteresowaniem.
Książka zdecydowanie nie jest wybitna, ale bardzo dobra jako przerywnik lub do słuchania przy prasowaniu i sprzątaniu.

Rzadko, bo rzadko, ale bywają takie chwile, kiedy mam ochotę na coś lekkiego i niewymagającego. Nie jest mi jednak łatwo znaleźć takich książek! Wciąż bowiem oczekuję, że będą przyzwoicie napisane i nie będą zbyt głupie i żenujące. Te kryteria spełnił nietypowy kryminał "Nie to miejsce, nie ten czas" autorstwa Gillian McAllister.
Historia rozpoczyna się, jak to w kryminale,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Był czas, że intensywnie zaczytywałam się w książkach peruwiańskiego noblisty Mario Vargasa Llosy. Przeczytałam już znaczną część jego powieści, ucieszyłam się więc, kiedy niedawno wpadła mi w ręce jeszcze nieznana przeze mnie pozycja - "Burzliwe czasy".
Vargas Llosa często porusza w swoich książkach wątki polityczne. Nie inaczej jest w przypadku "Burzliwych czasów". Głównym tematem tej powieści są wydarzenia, które miały miejsca w Gwatemali w latach 50. XX wieku. A działo się tam wtedy niemało: próby reform, spiski, zamachy stanu (z którego jeden organizowany był przez USA), morderstwa polityczne. Na tle wydarzeń politycznych toczy się życie osób, które odegrały główne role w tych wydarzeniach.
Przyznam szczerze, że pomimo tego, że lubię w książkach wątki polityczne, nie jest to moja ulubiona książka Vargasa Llosy. Wciągające fragmenty przeplatały się bowiem z dość nużącymi ustępami, które przypominały mi bardziej rozbudowany referat, niż fragment powieści. Doceniam, że dzięki temu dowiedziałam się więcej na temat gwatemalskiej (i nie tylko) polityki w drugiej połowie XX wieku, ale nie zawsze wiedza ta została podana w porywający sposób. Łatwo można się też pogubić w gąszczu imion i nazwisk. Ja miałam zawsze fatalną pamięć do imion, więc momentami musiałam się mocno wysilić, żeby nie zgubić wątku.
Czy warto przeczytać? Na pewno nie zaczynajcie znajomości z noblistą od "Burzliwych czasów". Jeśli jednak jesteście już fanami jego twórczości, pewnie nie będziecie zachwyceni, ale na pewno zaciekawieni.

Był czas, że intensywnie zaczytywałam się w książkach peruwiańskiego noblisty Mario Vargasa Llosy. Przeczytałam już znaczną część jego powieści, ucieszyłam się więc, kiedy niedawno wpadła mi w ręce jeszcze nieznana przeze mnie pozycja - "Burzliwe czasy".
Vargas Llosa często porusza w swoich książkach wątki polityczne. Nie inaczej jest w przypadku "Burzliwych czasów"....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Amy i Isabelle" to moje pierwsze i na pewno nie ostatnie spotkanie z prozą amerykańskiej pisarki Elizabeth Strout. Książka ta skupia się na relacji odrobinę sztywnej i neurotycznej samotnej matki Isabelle z jej nastoletnią córką, która przechodzi okres buntu i przeżywa pierwsze miłości. Nie są to jednak jedyne bohaterki powieści, doskonale zarysowane są również liczne postaci drugoplanowe, głównie kobiece. A całość dzieje się w małym amerykańskim miasteczku w czasie wyjątkowo gorącego lata.
Spodziewałam się, że "Amy i Isabelle" będzie typową opowieścią na pograniczu dramatu i powieści obyczajowej. Pozytywnie się zdziwiłam, gdy po kilkudziesięciu stronach odkryłam, że ta książka aż kipi od bardzo subtelnego humoru. Humor ten nie jest oczywisty, nie rzuca się w oczy, ale tam jest i gdy się go dostrzeże, książka nabiera dodatkowego uroku. Fragmenty, w których Isabelle decyduje się na zapełnienie luk w swoim wykształceniu to prawdziwy majstersztyk.
Nie ma tutaj wiele akcji, ale książka aż kipi od emocji, które bohaterowie starannie ukrywają nawet przed swoim najbliższym otoczeniem. Każdy stara się być normalny, a tak naprawdę wszyscy mają swoje problemy, dziwactwa, pragnienia i niepokoje. Każdy zdaje się każdego oceniać, każdy przejmuje się opinią członków społeczności, a tak naprawdę wszyscy przede wszystkim skupieni są na sobie i na próbie ukrycia, że czują się gorsi od innych.
Doskonała lektura. Do uśmiechu i do zadumy. Myślę, że każdy odnajdzie siebie w bohaterach tej powieści.

"Amy i Isabelle" to moje pierwsze i na pewno nie ostatnie spotkanie z prozą amerykańskiej pisarki Elizabeth Strout. Książka ta skupia się na relacji odrobinę sztywnej i neurotycznej samotnej matki Isabelle z jej nastoletnią córką, która przechodzi okres buntu i przeżywa pierwsze miłości. Nie są to jednak jedyne bohaterki powieści, doskonale zarysowane są również liczne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na palcach jednej ręki mogę policzyć liczbę przeczytanych w życiu horrorów. Mimo to skusiłam się na książkę Józefa Kariki "Szczelina". Przekonały mnie bardzo dobre recenzje, pochodzenie autora (do tej pory nie wpadły mi w ręce książki słowackich pisarzy) oraz fakt, że zagadka dotyczy gór.
"Szczelina" to przedstawiona w paradokumentalny sposób historia zagadkowych zniknięć w słowackim paśmie górskim Trybecz. Głównym bohaterem jest bloger Igor, który zainteresował się tematem po znalezieniu starych dokumentów dotyczących pacjenta szpitala psychiatrycznego, który oszalał po 3,5-miesięcznych zaginięciu w okolicach Trybecza. To, co z początku wydaje się idealnym tematem na rozkręcenie bloga, wkrótce staje się koszmarem.
Jak już pisałam, horrory to nie jest "mój" gatunek. Nie czytam takich książek, a filmy oglądam od niechcenia, dla towarzystwa, Nie dlatego, że się boję, po prostu straszne historie mnie nudzą lub śmieszą. "Szczelina" na szczęście pozytywnie mnie zaskoczyła.
Książka ma rewelacyjną atmosferę, trzyma w napięciu, wciąga. To naprawdę fajna historia, przy której można doskonale spędzić czas. Co prawda główny bohater był dla mnie bardzo antypatyczny i momentami jak na mój gust było za dużo powtórzeń, ale nie zepsuło mi to odbioru całości.
Kiedyś, chociaż nie w najbliższej przyszłości, jeszcze chętnie sięgnę po jakąś książkę autora. W przypadku "Szczeliny" świetnie sprawdził się audiobook i pewnie przy tej formie pozostanę.

Na palcach jednej ręki mogę policzyć liczbę przeczytanych w życiu horrorów. Mimo to skusiłam się na książkę Józefa Kariki "Szczelina". Przekonały mnie bardzo dobre recenzje, pochodzenie autora (do tej pory nie wpadły mi w ręce książki słowackich pisarzy) oraz fakt, że zagadka dotyczy gór.
"Szczelina" to przedstawiona w paradokumentalny sposób historia zagadkowych zniknięć w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest dopiero maj, ale już mogę z przekonaniem oznajmić, że najnowsza książka Amora Towlesa to moje największe tegoroczne rozczarowanie. Po genialnym, wciągającym i pełnym ciepła "Dżentelmenie z Moskwy" byłam gotowa na kolejny zachwyt, który niestety nie nastąpił.
"Lincoln Highway" to powieść drogi, akcja której rozgrywa się w Ameryce w latach 50. Mamy tutaj całą plejadę głównych bohaterów - świeżo zwolnionego z poprawczaka Emmetta, jego 8-letniego brata Billy'ego, oraz zbiegów z tegoż poprawczaka: Duchessa i Woolly'ego. Emmett wraz z bratem planują udać się w podróż z Nebraski do Kalifornii, ale pod wpływem dwóch uciekinierów cała czwórka zmierza do Nowego Jorku.
Mimo doskonałego warsztatu autora, książka przede wszystkim strasznie mnie nudziła. Nie umiałam zaangażować się w losy bohaterów. Ba, nie umiałam ich nawet polubić. Emmett był mi obojętny, do Billy'ego czułam lekką niechęć, Woolly był oderwanym od rzeczywistości narkomanem, a Duchess wzbudzał we mnie ogromną irytację. Znudzona i zirytowana przez bohaterów ledwo dobrnęłam do połowy i z wielkim bólem musiałam przyznać się do porażki i odłożyć książkę. Gdyby chodziło o innego autora, pewnie pożegnałabym się z nią dużo wcześniej. Cały czas miałam jednak nadzieję, że i ja poczuję magię tej powieści.
Wiem, że książka zbiera bardzo pozytywne recenzje. Jest mi naprawdę przykro, że nie mogę się przyłączyć do zachwyconych głosów. Cóż, może następnym razem?

Jest dopiero maj, ale już mogę z przekonaniem oznajmić, że najnowsza książka Amora Towlesa to moje największe tegoroczne rozczarowanie. Po genialnym, wciągającym i pełnym ciepła "Dżentelmenie z Moskwy" byłam gotowa na kolejny zachwyt, który niestety nie nastąpił.
"Lincoln Highway" to powieść drogi, akcja której rozgrywa się w Ameryce w latach 50. Mamy tutaj całą plejadę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Długo wzbraniałam się przed zapoznaniem się z twórczością ubiegłorocznej Noblistki Annie Ernaux. Na podstawie recenzji obawiałam się, że to proza przeintelektualizowana, zbyt zaangażowana politycznie, że będzie to bardziej manifest polityczny niż powieść. Nie mogłam się jednak oprzeć, gdy zobaczyłam "Bliskich" na bibliotecznej półce z nowościami. Jak dobrze, że ta książka tam wtedy stała, bo okazało się, że byłam w ogromnym błędzie.
"Bliscy" składa się z trzech części, każda z nich poświęcona jest jednemu członkowi rodziny autorki: tacie, mamie i zmarłej w dzieciństwie siostrze. Części poświęcone rodzicom to przepiękne, intymne wspomnienia napisane po ich śmierci, a część poświęcona siostrze to list do nieznanej małej dziewczynki, dzięki śmierci której narratorka mogła się urodzić.
Jestem oczarowana stylem pisania Annie Ernaux. Opowieści o rodzicach były z pozoru prostymi wspomnieniami o życiu ojca i matki. Jest tu to, co uwielbiam w literaturze - życie zwykłe, codzienne opisane tak, że wsiąka się w te historie. Autorce udało się coś niesamowitego. Opisując prostym językiem zwyczajne życie stworzyła arcydzieło i wywołała we mnie masę emocji. Wiele autorów nachalnie próbuje wzbudzić w czytelnikach emocje używając mocnych słów i sentymentalnych opisów. Tutaj tego nie znajdziemy, a mimo to efekt jest piorunujący.
Trochę mniej podobała mi się trzecia i na szczęście najkrótsza część. Tutaj momentami było trochę "zbyt", ale jestem w stanie to wybaczyć autorce. Jak do tej pory "Bliscy" to najlepsza przeczytana przeze mnie książka w tym roku.
Czytałam, że "Lata" często podoba się mniej niż "Bliscy". Nie mogę się doczekać, żeby sprawdzić, jakie będą moje wrażenia, bo teraz na pewno sięgnę po inne książki autorki.

Długo wzbraniałam się przed zapoznaniem się z twórczością ubiegłorocznej Noblistki Annie Ernaux. Na podstawie recenzji obawiałam się, że to proza przeintelektualizowana, zbyt zaangażowana politycznie, że będzie to bardziej manifest polityczny niż powieść. Nie mogłam się jednak oprzeć, gdy zobaczyłam "Bliskich" na bibliotecznej półce z nowościami. Jak dobrze, że ta książka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Strefę mroku" Nony Fernández kupiłam jakiś czas temu w akcji charytatywnej wydawnictwa. Opis mnie zaintrygował - książka opowiada o rządach terroru Pinocheta, a pretekstem do snucia tej opowieści jest postać członka tajnej policji, który publicznie wyspowiadał się ze swoich czynów, jeszcze zanim dyktatura upadła. Co za akt odwagi!
Przed przystąpieniem do lektury nie czytałam recenzji, więc byłam zdziwiona formą książki. Spodziewałam się powieści z pogłębionym portretem psychologicznym skruszonego zbrodniarza, a "Strefa mroku" okazała się być bardziej reportażem-powieścią, gdzie główną bohaterką jest autorka. W książce przedstawione są historie ofiar reżimu, jednak obok faktów mamy tutaj wyobrażenia autorki na temat tego, co mogło się dziać w głowach tych ludzi. Nona Fernandez snuje też przypuszczenia i fantazje na temat myśli i uczuć "mężczyzny który torturował.
Na początku ciężko było mi przywyknąć do takiej narracji, ale mniej więcej w połowie zaakceptowałam fakt, że dostaje trochę inną opowieść niż się spodziewałam. Ostatecznie spodobała mi się ta nieoczywista forma, trudna do jednoznacznego określenia gatunkowego. Podobał mi się również język, momentami wręcz poetycki,
Gdybym przeczytała o tej książce więcej przed zakupem, pewnie bym jej nie kupiła. Nie oznacza to, że żałuję. Jest to bardzo ciekawy głos na temat mało znanej mi współczesnej historii Chile. Nie zmienia to jednak faktu, że chętnie przeczytałabym książkę, którą sobie wyobrażałam - klasyczną powieść psychologiczną o człowieku, który torturował.

"Strefę mroku" Nony Fernández kupiłam jakiś czas temu w akcji charytatywnej wydawnictwa. Opis mnie zaintrygował - książka opowiada o rządach terroru Pinocheta, a pretekstem do snucia tej opowieści jest postać członka tajnej policji, który publicznie wyspowiadał się ze swoich czynów, jeszcze zanim dyktatura upadła. Co za akt odwagi!
Przed przystąpieniem do lektury nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie przepadam za opowiadaniami, ale od czasu do czasu mimo wszystko po nie sięgam. Za każdym razem liczę na to, że tym razem trafię na coś wyjątkowego. Do zbioru opowiadań George'a Saundersa "Sielanka" zachęciła mnie przede wszystkim... ciekawa, rzucająca się w oczy okładka.
"Sielanki" to niewielka objętościowo książka, taka na dwa wieczory. Znajduje się w niej sześć opowiadań, podobnych jeśli chodzi o poziom, język, głównych bohaterów. Bardzo podobały mi się pomysły na opowiadania, najbardziej ten o parze neandertalczyków i tancerzu erotycznym, który ma problemy ze swoją niedawno zmarłą ciotką. Bardzo dobrze się przy nich bawiłam. Trochę mniej podobali mi się bohaterowie. We wszystkich opowiadaniach byli to niezbyt inteligentni, niezbyt urodziwi i niezbyt obdarzeni jakimikolwiek talentami ludzie, którzy mimo swoich wad nie mieli litości dla wad i niedoskonałości innych. W życiu raczej nie mam styczności z takimi osobami i dlatego trudno było mi patrzeć na świat ich oczami.
Podobała mi się pewna groteskowość i abstrakcja. Momentami może było ich za dużo (np. w okólnikach otrzymywanych przez neandertalczyków), ale w stopniu niepsującym lekturę. Nie podobało mi się natomiast to, że są to... opowiadania. Po raz kolejny nie mogłam przełamać swojej niechęci do krótkiej formy. Byłam ciekawa, jak historia potoczyłaby się dalej. Praktycznie po każdym opowiadaniu czułam niedosyt.

Nie przepadam za opowiadaniami, ale od czasu do czasu mimo wszystko po nie sięgam. Za każdym razem liczę na to, że tym razem trafię na coś wyjątkowego. Do zbioru opowiadań George'a Saundersa "Sielanka" zachęciła mnie przede wszystkim... ciekawa, rzucająca się w oczy okładka.
"Sielanki" to niewielka objętościowo książka, taka na dwa wieczory. Znajduje się w niej sześć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Oto kolejna książka, która wpadła mi w oko na bookstagramie. Założenie tego konta może nie ma ogromnego wpływu na to, co czytam, ale ułatwia znalezienie kolejnych książek, z którymi mam ochotę się zapoznać.
"Eleanor Oliphant ma się całkiem nieźle" to zgrabna historia o trzydziestoletniej pracownicy działu księgowego, która wiedzie bardzo uporządkowane i samotne życie. Gdy zakochuje się w wokaliście lokalnego zespołu, postanawia coś zmienić i otworzyć się na nowe doznania.
Książka nie jest może zbyt oryginalna i odkrywcza, ale bardzo przyjemnie spędziłam przy niej czas. Zgrabnie napisana, z ciekawymi bohaterami, z kilkoma śmiesznymi momentami. Fabuła raczej łatwa do przewidzenia, ale nie jest to pozycja, w której fabuła odgrywa pierwszorzędną rolę. Ważniejsze są emocje i życie wewnętrzne głównej bohaterki.
Nie jest to książka, która zostanie ze mną na dłużej, ale mimo to wspominam ją ciepło. Idealna na ponure zimowe dni i długie wieczory.

Oto kolejna książka, która wpadła mi w oko na bookstagramie. Założenie tego konta może nie ma ogromnego wpływu na to, co czytam, ale ułatwia znalezienie kolejnych książek, z którymi mam ochotę się zapoznać.
"Eleanor Oliphant ma się całkiem nieźle" to zgrabna historia o trzydziestoletniej pracownicy działu księgowego, która wiedzie bardzo uporządkowane i samotne życie. Gdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Muszę przyznać, że gdy rozpakowałam paczkę od @artrage, byłam zdziwiona, jak malutka jest ta książka - cienka i o niewielkim formacie. Faktycznie do złudzenia przypomina paszport. Genialny pomysł! Jedyny minus to drobna czcionka. Mi osobiście to nie przeszkadza, ale wiem, że na przykład dla mojej mamy byłby to czynnik, który skutecznie by ją zniechęcił. Dla takich osób pozostaje wydanie elektroniczne.
"Przemieszczenie" to historia pochodzącej z Ukrainy Daszy, która w wieku siedmiu lat emigrowała z rodzicami do Hiszpanii. Jej rodzina nie uciekała przed wojną lub prześladowaniami, jedyne czego pragnęli, to życie na odpowiednim poziomie ekonomicznym. Rodzice Daszy ciężko pracowali, oczywiście znacznie poniżej swoich kwalifikacji, żeby zapewnić córce dostatnie życie i świetlaną przyszłość w nowym kraju. W rezultacie ich córce doskwiera samotność i tęsknota, a w dorosłym życiu nie może nigdzie zapuścić korzeni - nie czuje się w domu ani w Hiszpanii, ani w Ukrainie.
Jest to książka na jeden wieczór, ale opowiedziana w niej historia zostaje w głowie na dłużej. Nie mam takich doświadczeń życiowych jak bohaterka powieści, więc trudno było mi się odnieść do jej stanu psychicznego, ale mimo to, po początkowej rezerwie, polubiłam ją.
Bardzo spodobał mi się temat braku korzeni i nostalgii. Chętnie przeczytam kiedyś książki poruszające podobne zagadnienia.

Muszę przyznać, że gdy rozpakowałam paczkę od @artrage, byłam zdziwiona, jak malutka jest ta książka - cienka i o niewielkim formacie. Faktycznie do złudzenia przypomina paszport. Genialny pomysł! Jedyny minus to drobna czcionka. Mi osobiście to nie przeszkadza, ale wiem, że na przykład dla mojej mamy byłby to czynnik, który skutecznie by ją zniechęcił. Dla takich osób...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Miałam spore obawy przed rozpoczęciem czytania "Na południe od Brazos" Larry'ego McMurtry'ego. Po pierwsze, jest to western, czyli gatunek, którego nie lubię, po drugie, nie znalazłam żadnej negatywnej recenzji. Często tak szeroko chwalone książki okazują się bowiem sporym rozczarowaniem. Moje obawy były jednak bezpodstawne. Dołączam do grona osób zachwyconych tą historią.
Fabuła toczy się w głównej mierze wokół spędu bydła z Teksasu do Montany. Po drodze są Indianie, bandyci, kobiety lekkich obyczajów, niebezpieczeństwa związane z pogodą i ogromną przestrzenią, którą trzeba przebyć.
Autorowi udało się stworzyć niezapomnianych bohaterów z krwi i kości. Każdy z nich ma wady i zalety, jednych się lubi, drugich nie. Jak to w życiu. Książka jest naprawdę obszerna, więc przez tyle stron zdążyłam się zżyć z bohaterami i po przeczytaniu ostatniego zdania poczułam pustkę. Takie wrażenie pozostawia po sobie tylko bardzo dobra literatura.
Co do gatunku, którego się obawiałam. Owszem, niby jest to western, ale taki nieoczywisty. Nie ma tutaj wyraźnego podziału na dobro i zło, a typowo westernowe motywy potraktowane są z przymrużeniem oka. Mamy bowiem szeryfa ścigającego mordercę brata, ale poszukiwania prowadzone są bez większych chęci i zapału. Mamy kowbojów, którzy mają swoje lęki, nie zawsze najlepiej radzą sobie ze swoimi obowiązkami, a do tego są leniwi. Jest rewolwerowiec, który nie umie celnie strzelać. Bardzo mi się ta nieoczywistość podobała.
Jedyny zarzut mam do postaci kobiecych, które najgorzej wyszły autorowi. Zarówno Lorena, jak i Elmira działały mi na nerwy i były nie najlepiej napisane. Wyjątkiem jest Klara, postać rewelacyjna, ale czy to na pewno postać kobieca? Z charakteru przypominała bowiem bardziej mężczyznę.
Kto nie czytał - ogromnie polecam!

Miałam spore obawy przed rozpoczęciem czytania "Na południe od Brazos" Larry'ego McMurtry'ego. Po pierwsze, jest to western, czyli gatunek, którego nie lubię, po drugie, nie znalazłam żadnej negatywnej recenzji. Często tak szeroko chwalone książki okazują się bowiem sporym rozczarowaniem. Moje obawy były jednak bezpodstawne. Dołączam do grona osób zachwyconych tą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lisa Genova to doktor nauk neurologicznych na Uniwersytecie Harvarda oraz autorka książek fabularnych, w których bohaterowie cierpią na różne choroby neurologiczne (np. Alzheimer, Huntington). Tym razem pani Genova postanowiła napisać książkę non-fiction o tym, jak działa pamięć, dlaczego zapominamy i co zrobić, żeby poprawić swoją pamięć.
Jestem totalnym laikiem jeśli chodzi o zagadnienia neurologiczne. Nigdy nie byłam orłem z biologii i ta dziedzina w latach szkolnych nie bardzo mnie interesowała. Mocno podstawowa wiedza ogólna nie była jednak przeszkodą w zrozumieniu tej książki. Język jest ekstremalnie prosty, brak tam skomplikowanego słownictwa naukowego, a większość zagadnień jest wyjaśniana na przykładach i anegdotach. Dzięki temu naprawdę każdy zrozumie podstawowe zagadnienia związane z funkcjonowaniem pamięci. Szczerze mówiąc, czasami ta nadmierna prostota języka mi przeszkadzała.
Bardzo widoczne jest, że ta książka była pisana z myślą o czytelniku amerykańskim. Stąd pewnie tak prosty język, sporo odwołań do kultury amerykańskiej oraz przykłady związane z życiem codziennym Amerykanów (np. dotyczące monety jednocentowej).
Polecam każdemu, kto chce poznać ogólne informacje na temat pamięci. Jeśli jednak macie już większą wiedzę w tym temacie, z pewnością nie dowiecie się niczego nowego.

Lisa Genova to doktor nauk neurologicznych na Uniwersytecie Harvarda oraz autorka książek fabularnych, w których bohaterowie cierpią na różne choroby neurologiczne (np. Alzheimer, Huntington). Tym razem pani Genova postanowiła napisać książkę non-fiction o tym, jak działa pamięć, dlaczego zapominamy i co zrobić, żeby poprawić swoją pamięć.
Jestem totalnym laikiem jeśli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po kryminały sięgam rzadko, a jak już to raczej po sprawdzonych pisarzy. Jednym z takich pisarzy jest Wojciech Chmielarz, głównie z uwagi na przyzwoity styl i język. Niedawno wyszła nowa książka z cyklu o Jakubie Mortce, więc postanowiłam zrobić sobie krótką przerwę od poważniejszych lektur.
"Długa noc" różni się nieco od poprzednich części cyklu. Przede wszystkim tym, że akcja rozgrywa się podczas jednej nocy. Co prawda są retrospekcje, jednak główny wątek kryminalny zostaje rozwiązany właśnie w ciągu nocy. Praktycznie od początku policjanci wiedzą kto jest sprawcą, więc pozostaje "tylko" znaleźć zabójcę.
W najnowszej książce Wojciech Chmielarz umieszcza dwa wątki: próba oczyszczenia przez Mortkę z zarzutów swojego syna oraz morderstwa prostytutek. Wszystko to wciągające, lekkie i przyjemnie się czyta. Idealna lżejsza lektura.

Po kryminały sięgam rzadko, a jak już to raczej po sprawdzonych pisarzy. Jednym z takich pisarzy jest Wojciech Chmielarz, głównie z uwagi na przyzwoity styl i język. Niedawno wyszła nowa książka z cyklu o Jakubie Mortce, więc postanowiłam zrobić sobie krótką przerwę od poważniejszych lektur.
"Długa noc" różni się nieco od poprzednich części cyklu. Przede wszystkim tym, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdyby nie fakt, że otrzymałam książkę "Stanisław Lem. Wypędzony z Wysokiego Zamku" pod choinkę, z całą pewnością nigdy bym jej nie przeczytała. Jednym z powodów jest moja niechęć do biografii, a drugi powód jest dosyć wstydliwy - nigdy nie czytałam nic autorstwa Stanisława Lema. Na szczęście prezentu gwiazdowego nie wypada nie przeczytać i w rezultacie książka wciągnęła mnie do reszty.
Pierwsze strony zapowiadały nudną i nużącą lekturę. Agnieszka Gajewska zaczyna bowiem biografię Lema od historii jego rodziny. Pada wiele imion i nazwisk, w gąszczu których od razu się pogubiłam. Ale później rodzi się Stanisław i nuda ustępuje. Nie zrażajcie się więc ciężkawym początkiem.
Autorka stworzyła niezwykle żywy i wielowymiarowy obraz pisarza. Zapewne Stanisława Lema bym nie polubiła za jego apodyktyczność i narcyzm, ale pod częścią jego poglądów podpisałabym się obiema rękami. Bardzo cenię, że Agnieszka Gajewska starała się być obiektywna w opisie swojego bohatera, nie zauważyłam, żeby dopasowywała fakty pod z góry założoną tezę.
To co najbardziej mi się podobało to bardzo dokładnie przedstawione tło społeczno-polityczne. Ta książka to wręcz nie tyle biografia Lema, co fascynująca historia XX wieku. A historia zawsze mnie bardzo interesowała.
Gorąco polecam.

Gdyby nie fakt, że otrzymałam książkę "Stanisław Lem. Wypędzony z Wysokiego Zamku" pod choinkę, z całą pewnością nigdy bym jej nie przeczytała. Jednym z powodów jest moja niechęć do biografii, a drugi powód jest dosyć wstydliwy - nigdy nie czytałam nic autorstwa Stanisława Lema. Na szczęście prezentu gwiazdowego nie wypada nie przeczytać i w rezultacie książka wciągnęła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Science fiction to gatunek po który sięgam skrajnie rzadko, ale po udanym "Marsjaninie" z entuzjazmem sięgnęłam po kolejną książkę autora - "Projekt Hail Mary".
Na początku zaznaczę, że jest to pierwsza przesłuchana przeze mnie książka fabularna, więc nie wiem, czy interpretacja lektora nie miała wpływu na mój odbiór tej pozycji. Czy gdybym książkę przeczytała a nie przesłuchała, miałabym o niej lepsza zdanie?
"Projekt Hail Mary" to historia jedynego ocalałego członka załogi statku kosmicznego Hail Mary. Budzi się on w innym układzie słonecznym i nie pamięta kim jest, ani dlaczego tam się znalazł. Szybko przypomina sobie, że jego misja to jedyna szansa na ocalenie ludzkości.

Jestem bardzo rozczarowana tą powieścią, znajduję w niej niewiele plusów. Nie polubiłam głównego bohatera, który miał sposób myślenia i żarty na poziomie średnio rozgarniętego nastolatka, więc trudno mi było uwierzyć w jego rzekomy intelekt i przygotowanie do prowadzenia skomplikowanych badań i obliczeń. Tutaj nie jestem pewna, czy na mój negatywny sposób postrzegania postaci nie wpłynął w dużej mierze lektor.
Całkowicie odrzuca mnie również wątek komunikacji z Rockym. Nie wierzę, że tak łatwo udało im się znaleźć wspólny język. Jest to temat na długi wywód, więc nie będę wchodziła w szczegóły.
Sama fabuła szybko traci impet i historia po jakimś czasie staje się zwyczajnie nudna. Sekwencja zdarzeń jest w każdym rozdziale następująca: pojawia się problem, bohater wyjaśnia dlaczego to problem, "robi naukę" i rozwiązuje problem.
Raziły mnie też stereotypy dotyczące narodowości. Na przykład Rosjanie piją wódkę, Francuzi są dystyngowani i piją wino, Niemcy rozkoszują się piwem.

Nie uważam jednak, że czas poświęcony na słuchanie tej książki był stracony. Oto dlaczego:
- fabuła była na tyle prosta, że nie musiałam się nad nią skupiać w 100%, co pozwoliło mi na słuchanie podczas spacerów z bliźniakami,
- słuchałam po angielsku, więc mogłam poćwiczyć sobie słuchanie w tym języku.

Science fiction to gatunek po który sięgam skrajnie rzadko, ale po udanym "Marsjaninie" z entuzjazmem sięgnęłam po kolejną książkę autora - "Projekt Hail Mary".
Na początku zaznaczę, że jest to pierwsza przesłuchana przeze mnie książka fabularna, więc nie wiem, czy interpretacja lektora nie miała wpływu na mój odbiór tej pozycji. Czy gdybym książkę przeczytała a nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W życiu bywają naprawdę szczęśliwe przypadki. Taki właśnie przypadek sprawił, że w moje ręce trafiła książka szwedzkojęzycznego fińskiego pisarza Kjella Westö "Niebo w kolorze siarki". Otóż zdarzyło się tak, że ta książka przyszła do mnie przez pomyłkę zamiast innej zamówionej pozycji. Jak się cieszę z tej pomyłki!
W tej książce podobało mi się dosłownie wszystko: styl pisania, piękne długie zdania, fabuła, ciekawe i doskonale przedstawione postaci.
"Niebo w kolorze siarki" to opowieść o życiu trójki przyjaciół i obejmuje swoim zakresem dziesięciolecia. Mamy tutaj opisane zwyczajne życie: od wieku dorastania aż po lata przekwitania. I jak to w życiu: jest miłość, kariera, są konflikty, kłótnie, namiętności i przyjaźnie. A jest to wszystko opisane tak pięknie i ciekawie, że nie mogłam się od tej książki oderwać i na pewno zapadnie mi w pamięć.
Było mi strasznie smutno, gdy książka się skończyło, chciałam, żeby opowieść trwała i trwała. A to chyba największa pochwała.

W życiu bywają naprawdę szczęśliwe przypadki. Taki właśnie przypadek sprawił, że w moje ręce trafiła książka szwedzkojęzycznego fińskiego pisarza Kjella Westö "Niebo w kolorze siarki". Otóż zdarzyło się tak, że ta książka przyszła do mnie przez pomyłkę zamiast innej zamówionej pozycji. Jak się cieszę z tej pomyłki!
W tej książce podobało mi się dosłownie wszystko: styl...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyznam szczerze, że to nie była miłość od pierwszej strony - trochę mi zajęło zanim zaczęłam doceniać tę książkę. Na początku wydawało mi się, że "Pod słońcem" jest powieścią zbyt chaotyczną, ze zbyt poetyckim jak na mój gust językiem. Po jakimś czasie jednak przywykłam do stylu Julii Fiedorczuk i polubiłam się z nim.
"Pod słońcem" to piękna opowieść o życiu codziennym zwyczajnych ludzi. Trudno mi nawet opisać fabułę tej książki, ponieważ na pozór nie dzieje się tam nic szczególnego. Ot, żyją sobie ludzie gdzieś na Podlasiu i przeżywają codzienne radości i troski. Zakochują się w sobie, spędzają ze sobą życie, umierają. A pod powierzchnią kipią subtelne emocje - też takie zwykłe, ale piękne w swojej zwykłości.
Śmiało mogę stwierdzić, że lektura "Pod słońcem" to była uczta literacka, którą zapamiętam na dłużej. Nie zrażajcie się proszę, jeśli początkowe strony wywołają u was znużenie i niechęć. To książka, której warto poświęcić swój czas.

Przyznam szczerze, że to nie była miłość od pierwszej strony - trochę mi zajęło zanim zaczęłam doceniać tę książkę. Na początku wydawało mi się, że "Pod słońcem" jest powieścią zbyt chaotyczną, ze zbyt poetyckim jak na mój gust językiem. Po jakimś czasie jednak przywykłam do stylu Julii Fiedorczuk i polubiłam się z nim.
"Pod słońcem" to piękna opowieść o życiu codziennym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Aż mi głupio pisać o tej książce, bo wszyscy się nią zachwycają, a ja mam wrażenie, że jestem jedyną osobą, której "Wojenka" się średnio spodobała. Do tej pory nie znalazłam żadnej negatywnej recenzji i zastanawiam się jak to możliwe.
Temat poruszany przez reportaż Magdaleny Grzebałkowskiej "Wojenka. O dzieciach, które dorosły bez ostrzeżenia" porusza temat bardzo ciekawy i ważny: obraz zawirowań wojennych widzianych oczami dzieci. Byłam przygotowana na lekturę trudną emocjonalnie, ale ciekawą.
Zawiodłam się już od pierwszych stron - głównie ze względu na sposób napisania reportażu. Nie podobały mi się krótkie akapity, które często nagle się urywały. Zamiast ładnie zbudować zdanie i cały akapit, historia jest niepotrzebnie poszatkowana. Być może miało to dodać książce dramatyzmu - jeśli tak, na mnie to nie zadziałało. Nie mogłam skupić się na treści, bo miałam wrażenie, że czytam notatki do czegoś, co może być wybitnym reportażem, a nie gotowy produkt.
Mimo zastrzeżeń językowych skończyłam tę książkę, bo część historii była naprawdę ciekawa. Szczególnie zainteresował mnie temat syna Hansa Franka oraz hiszpańskich dzieci w ZSRR.
Z czystym sercem polecić nie mogę. A szkoda, bo książka miała ogromny potencjał.

Aż mi głupio pisać o tej książce, bo wszyscy się nią zachwycają, a ja mam wrażenie, że jestem jedyną osobą, której "Wojenka" się średnio spodobała. Do tej pory nie znalazłam żadnej negatywnej recenzji i zastanawiam się jak to możliwe.
Temat poruszany przez reportaż Magdaleny Grzebałkowskiej "Wojenka. O dzieciach, które dorosły bez ostrzeżenia" porusza temat bardzo ciekawy...

więcej Pokaż mimo to