Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Zdecydowanie najsłabsza z kontynuacji autorstwa Pilipiuka, które czytałem. Zalążek pomysłu może i był, ale wykonanie fatalne.
Raz, że fabuła - sama w sobie nieprawdopodobnie infantylna i naiwna - wydaje się być wyraźnie wtórną wobec "Pana Samochodzika i Arsena Lupina". Dwa, że ten cały genialny, nieuchwytny złoczyńca i jego metody, czego to on jeszcze przebiegłego nie wymyśli, zaczynają już być po prostu nudne - bo i tak wiadomo, że po raz kolejny wszystkich wykołuje, obejdzie każdy system alarmowy, otworzy każdy sejf, wymknie się z każdej matni... Zresztą już gdzieś od połowy książki wiemy przecież, kim jest, czego szuka i dlaczego to robi, więc dalsze czytanie jest w sumie nużącą formalnością, a i sam finał trudno nazwać ekscytującym.
Zdecydowanie za dużo jest miernickopodobnego wypełniacza - tu w postaci szczegółowych opisów wykopalisk archeologicznych, których przebieg i rezultaty nie mają najmniejszego związku z główną intrygą. Nieprzyjemnym zgrzytem - biorąc pod uwagę kanony serii - jest też wprowadzenie przesadnie dużej ilości narracji w trzeciej osobie, i to nie tylko osobie Pana Samochodzika, ale i Vytautasa. Książka zawiera dużo informacji historycznych, obiektywnie nawet ciekawych, ale bardzo topornie wklejonych w treść.
No i Daniec mimo, że przecież nienajstarszy, cierpi już najwyraźniej z powodu demencji (może to skutkiem nieskończonej liczby uderzeń w głowę, które inkasuje u Niemirskiego) - nie ma tu pojęcia co to jest "trójkąt murarski", mimo że w tegoż Pilipiuka "Zaginionym pociągu" objaśniał ten termin Zosi. Świadczy to, niestety, o cokolwiek małej wadze przykładanej przez Pilipiuka do pisania kontynuacji PS - skoro sam nie pamięta, co pisał we wcześniejszych tomach.

Zdecydowanie najsłabsza z kontynuacji autorstwa Pilipiuka, które czytałem. Zalążek pomysłu może i był, ale wykonanie fatalne.
Raz, że fabuła - sama w sobie nieprawdopodobnie infantylna i naiwna - wydaje się być wyraźnie wtórną wobec "Pana Samochodzika i Arsena Lupina". Dwa, że ten cały genialny, nieuchwytny złoczyńca i jego metody, czego to on jeszcze przebiegłego nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Olszakowski vel Pilipiuk był jednym z lepszych wczesnych kontynuatorów serii PS, acz "Zamek w Chęcinach" nie należy, niestety, do jego najlepszych kontynuacji. Książka, tradycyjnie dla tego autora, napisana jest sprawnie warsztatowo, brak na szczęście technologicznych wodotrysków czy innych macgyveryzmów, acz brak i bardziej sugestywnego klimatu, a fabuła - mniej więcej do połowy książki wciągająca i intrygująca - potem zaczyna się rozłazić na kilka równoległych wątków i rozmieniać na drobne, nie prowadząc w zasadzie do niczego konkretnego. Koniec końców, książka okazuje się być raczej kryminałem, niźli opowieścią o poszukiwaniu skarbów, zagadka rozwiązuje się praktycznie sama, a najcenniejsze historycznie odkrycie dokonane zostaje na marginesie głównych poszukiwań i długo przed ich końcem.

Olszakowski vel Pilipiuk był jednym z lepszych wczesnych kontynuatorów serii PS, acz "Zamek w Chęcinach" nie należy, niestety, do jego najlepszych kontynuacji. Książka, tradycyjnie dla tego autora, napisana jest sprawnie warsztatowo, brak na szczęście technologicznych wodotrysków czy innych macgyveryzmów, acz brak i bardziej sugestywnego klimatu, a fabuła - mniej więcej do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nudne jak flaki z olejem. Zasadniczo, jeśli chodzi o kontynuacje Pana Samochodzika, to jeśli połączymy wszystko co najgorsze ze stylów Szumskiego oraz Niemirskiego - to wyjdzie nam Miernicki.
Całkowity brak spójnej fabuły, w zasadzie większość akcji składa się z wątków pobocznych, przygód i zdarzeń, z których nic w praktyce konkretnego nie wynika, a w tuzinach przewijających się postaci można się pogubić. W sumie trudno nawet powiedzieć, że akcja książki prowadzi do rozwikłania tajemnicy, jest raczej kompletnym kwiatkiem do kożucha - Daniec plącze się cały czas to tu, to tam, a to sobie pływa, a to zwiedza, a to knuje, całkowicie bez pomysłu na cokolwiek, a w ostatnim rozdziale po prostu dostaje od kogoś innego za ładne oczy wskazówkę podaną na tacy. Pierwsze pięć rozdziałów o podwodnych poszukiwaniach to komandosko-militarystyczny koszmar, którego lekturę sobie w połowie podarowałem, zresztą bez najmniejszej szkody dla zrozumienia reszty intrygi. Na siłę doklejony został wątek młodzieżowy - jak wiadomo, w prawdziwych PS zawsze jakąś rolę odgrywała młodzież, więc i tu Miernicki ją dodał - ale jako statystów plączących się w tle, których równie dobrze mogłoby nie być. Tradycyjnie dla tego autora schematyczne, przerysowane postacie; uderza za to niezwykle skrupulatne opisywanie wszelakich potraw i trunków spożywanych przez bohaterów, dobrze, że oszczędził sobie podania na nie przepisów. I zupełnie niepotrzebna jest zaakcentowana tu erotyka, zwłaszcza biorąc pod uwagę reguły i adresatów serii PS.

Nudne jak flaki z olejem. Zasadniczo, jeśli chodzi o kontynuacje Pana Samochodzika, to jeśli połączymy wszystko co najgorsze ze stylów Szumskiego oraz Niemirskiego - to wyjdzie nam Miernicki.
Całkowity brak spójnej fabuły, w zasadzie większość akcji składa się z wątków pobocznych, przygód i zdarzeń, z których nic w praktyce konkretnego nie wynika, a w tuzinach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka dość słaba, no ale w końcu to Miernicki. Fabuła nudnawa, niepotrzebnie przekombinowana. Za dużo wypełniacza niezwiązanego z główną intrygą, co najmniej jeden rozdział można usunąć w całości bez najmniejszej szkody dla akcji. Po raz kolejny widać, że Miernicki nie potrafi stworzyć spójnej fabuły - z feerii pomysłów wychodzi mu zlepek równoległych wątków, w większości będących tylko ozdobnikami głównej akcji, która skutkiem tego zajmuje tylko niewielki procent treści. Za dużo zbyt drętwych opisów i niepotrzebnych szczegółów, sporo błędów stylistycznych i niezręczności językowych. Dość mnie to zmęczyło.
Widać też słabe przygotowanie merytoryczne autora - teorie na temat przeznaczenia Riese głoszone w książce nie odpowiadają stanowi wiedzy z okresu jej pisania, wręcz są kompletnie bzdurne i bezpodstawne, bo wtedy rzeczywista funkcja Riese była już dokładnie znana od kilku dobrych lat. No i z pistoletu samopowtarzalnego nie można strzelić trzy razy pod rząd ślepymi nabojami.

Książka dość słaba, no ale w końcu to Miernicki. Fabuła nudnawa, niepotrzebnie przekombinowana. Za dużo wypełniacza niezwiązanego z główną intrygą, co najmniej jeden rozdział można usunąć w całości bez najmniejszej szkody dla akcji. Po raz kolejny widać, że Miernicki nie potrafi stworzyć spójnej fabuły - z feerii pomysłów wychodzi mu zlepek równoległych wątków, w większości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do połowy nawet ciekawe, potem robi się nudne. Do tego rozwiązanie zagadki pereł jest zupełnie przypadkowe i niezwiązane z prowadzonymi poszukiwaniami, a cała intryga - jak się na końcu okazuje - rozgrywa się poza główną akcją i poznajemy ją tylko z opowieści Pana Samochodzika.

Do połowy nawet ciekawe, potem robi się nudne. Do tego rozwiązanie zagadki pereł jest zupełnie przypadkowe i niezwiązane z prowadzonymi poszukiwaniami, a cała intryga - jak się na końcu okazuje - rozgrywa się poza główną akcją i poznajemy ją tylko z opowieści Pana Samochodzika.

Pokaż mimo to


Na półkach:

To jest dramat po prostu. Fakt, że książka gatunkowo nie ma praktycznie nic wspólnego z serią Pana Samochodzika, a jest to zwykłe naśladownictwo zachodniej literatury akcji skrzyżowane z łzawym melodramatem, to jeszcze najmniejszy problem.
Jest to przede wszystkim nudne jak flaki z olejem, z objętością sztucznie zwiększoną jakimiś do niczego niepotrzebnymi wielostronicowymi wspomnieniami życia i opowieściami ze służby wojskowej, tudzież niepotrzebnie rozbudowanymi opisami, a z książki bez najmniejszej szkody dla fabuły można usunąć kilka całych rozdziałów, głównie ukazujących szkolenie w GROM - które nie tylko nic do niej nie wnoszą, a jedynie uwydatniają nieprawdopodobne dyletanctwo autora w sprawach wojskowych. Przykładowo - karabin nazywa karabinkiem, karabinek karabinem, terminy rewolwer i pistolet, pistolet, pistolet maszynowy i karabin, samolot i śmigłowiec, koła i płozy używa zamiennie. Naoglądawszy się telewizyjnych seriali wyobraża sobie, że broń wytłumiona "kląska" - nie, strzał z karabinu z tłumikiem to nadal jest strzał, tyle że nieco cichszy.
Sama akcja odbicia PKiN jest tak idiotyczna, że nawet trudno ją komentować - dokonuje jej potężny oddział złożony z trzech żołnierzy (w tym dwóch rekonwalescentów po odrze) i jednego doraźnie przyuczonego rezerwisty, mający przeciwko sobie ponad dwudziestu terrorystów wyszkolonych w specnazie; siła ta czteroosobowa jest wszystkim, co państwo polskie było w stanie wystawić do akcji, a czym zajmują się w międzyczasie policyjni antyterroryści z całego kraju, pozostaje zagadką - pojawiają się dopiero na samym końcu, pełniąc funkcję służb porządkowych zabezpieczających teren. Moją ulubioną sceną jest ta, gdy żołnierz na dźwięk strzału uchyla się przed nadlatującym pociskiem karabinowym wystrzelonym z odległości góra kilkudziesięciu metrów (pomijając już kwestię czasu reakcji, pociski karabinowe lecą mniej więcej dwa-trzy razy szybciej od dźwięku). Nie mniej idiotyczna jest historia kradzieży obrazów z Muzeum Narodowego - w tym, orkiestra tusz - "Bitwy pod Grunwaldem", które to złodzieje, po uśpieniu strażników, po prostu wynieśli głównymi drzwiami do stojących na ulicy przed wejściem do muzeum samochodów.
Jako, że język jest narzędziem pracy pisarza, rażą nie tylko błędy gramatyczne, ale też językowe - jak mylenie pylonu z pałąkiem czy dystrybutora z saturatorem.
Postacie są schematyczne i karykaturalnie przerysowane, a główny bohater - którego nazwiska nawet nie pamiętam (i który chyba już się więcej w serii nie pojawi?) - to toporna kalka Pawła Dańca, historyk sztuki i komandos w jednym. Co ciekawe, pomimo, że służył on 9 miesięcy w kawalerii powietrznej, to przypominając sobie jakieś kwestie związanie z wojskowością, wspomina nie służbę wojskową, ale lekcje PO w liceum - sprawia to wrażenie, jak gdyby autor dopisał mu tę służbę wojskową pod koniec pracy nad książką i zapomniał skorygować wszystkie niezbędne fragmenty.
Reasumując - jak i jeden z przedpiszców - poczułem ulgę, że książka wreszcie się skończyła.

To jest dramat po prostu. Fakt, że książka gatunkowo nie ma praktycznie nic wspólnego z serią Pana Samochodzika, a jest to zwykłe naśladownictwo zachodniej literatury akcji skrzyżowane z łzawym melodramatem, to jeszcze najmniejszy problem.
Jest to przede wszystkim nudne jak flaki z olejem, z objętością sztucznie zwiększoną jakimiś do niczego niepotrzebnymi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Urbex History. Wchodzimy tam, gdzie nie wolno Łukasz Dąbrowski, Konrad Niedziułka, Jakub Stankowski
Ocena 7,4
Urbex History.... Łukasz Dąbrowski,&n...

Na półkach: , ,

Książka, niestety, rozczarowuje. Stanowi - jak można oczekiwać - niejako uzupełnienie do filmów Urbex History zamieszczanych na Youtube, ale prezentuje głównie ich tło obyczajowe czy organizacyjne, dostarcza zaś bardzo niewiele informacji o samych odwiedzanych miejscach (a już zdecydowanie nic ponad to, co pokazano w filmach). Ot taka raczej pozycja przygodowa o kolegach uprawiających urbex, gdzie zdawkowe opisy samej tzw. eksploracji poszczególnych obiektów stanowią nieraz mniejszą część poświęconych im rozdziałów, reszta zaś to w założeniu dowcipne słowne przepychanki, opisy jazdy samochodem, biwakowania, czy też narad poprzedzających wyprawę. Stosunkowo najciekawiej wypadają na tym tle relacje z wyjazdów zagranicznych, ukazujące odmienne od polskich realia. Ale poza tym nie dowiemy się na przykład niczego o technicznej stronie urbexu. Dużo jest za to dość drętwych dialogów, rażącej sztucznością, wysilonej, pretensjonalnej narracji, uderza też mocno młodzieżowy, nieraz ocierający się o knajackość język opisów (no, ale biorąc pod uwagę treść komentarzy widzów na YT, dopasowany jest on raczej trafnie do upodobań dominującej grupy wiekowej odbiorców).
Reasumując - jeśli oglądaliśmy już filmy na kanale Urbex History, z książki nie dowiemy się specjalnie nic nowego o prezentowanych miejscach, poznamy głównie towarzyską historię poszczególnych wypraw. Pytanie - na ile rzeczywistą.

Książka, niestety, rozczarowuje. Stanowi - jak można oczekiwać - niejako uzupełnienie do filmów Urbex History zamieszczanych na Youtube, ale prezentuje głównie ich tło obyczajowe czy organizacyjne, dostarcza zaś bardzo niewiele informacji o samych odwiedzanych miejscach (a już zdecydowanie nic ponad to, co pokazano w filmach). Ot taka raczej pozycja przygodowa o kolegach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jeżeli ktoś pasjonuje się psychiatrią i interesują go urojenia niedorozwiniętego przedszkolaka - to jest to książka dla niego. Poza tym, historyjki są wydumane, fabuła wysilona i rażąca sztucznością. Ani to śmieszne, ani ciekawe, ani nawet specjalnie sensowne - raczej irytujące.

Jeżeli ktoś pasjonuje się psychiatrią i interesują go urojenia niedorozwiniętego przedszkolaka - to jest to książka dla niego. Poza tym, historyjki są wydumane, fabuła wysilona i rażąca sztucznością. Ani to śmieszne, ani ciekawe, ani nawet specjalnie sensowne - raczej irytujące.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dość męcząca książka - bardzo rozwlekle napisana, do przesytu przepełniona bogactwem do niczego niepotrzebnych szczegółów, bez wyraźnego głównego bohatera... Niby to postacią wiodącą jest kapitan Chisholm, ale każdy inny narrator, Anglik, Amerykanin, Niemiec itd., a pojawia się ich co najmniej pół tuzina, wykreowany jest do bólu detalicznie - choćby gościł tylko na dwóch-trzech stronach, poznać musimy jego przemyślenia na każdy temat, wrażenia z kąpieli, odczucia związane z noszeniem getrów, opinię na temat ulubionego munduru, czy nastrój, w jaki wprawia go naszyta na nim odznaka - i tak dalej. Zdecydowanie zabrakło umiaru w opisach i wyważenia wątków, co na dłuższą metę nudzi i męczy, a szum informacyjny powoduje zatracenie się głównej intrygi. Dodajmy do tego drętwe, nieraz schematycznie przerysowanie dialogi - i ogólnie wychodzi z tego książka trudna do przebrnięcia bez popadania w kartkowanie, a na pewno nie taka, do której chciałoby się wrócić. W sumie największe wrażenie robi bardzo sugestywny opis żeglugi w konwoju atakowanym przez U-Booty - no ale autor był w końcu w czasie wojny marynarzem.

Dość męcząca książka - bardzo rozwlekle napisana, do przesytu przepełniona bogactwem do niczego niepotrzebnych szczegółów, bez wyraźnego głównego bohatera... Niby to postacią wiodącą jest kapitan Chisholm, ale każdy inny narrator, Anglik, Amerykanin, Niemiec itd., a pojawia się ich co najmniej pół tuzina, wykreowany jest do bólu detalicznie - choćby gościł tylko na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Onegdaj książka ta była moją ulubioną lekturą, swego rodzaju biblią wojny powietrznej na Pacyfiku. Problem tylko taki, że z czasem okazało się, że jej merytoryczna wiarygodność jest, oględnie rzecz mówiąc, mocno taka sobie. Pierwszy z brzegu przykład, bitwa o Midway. Lotniskowiec Akagi nie został zaatakowany przez cały dywizjon dauntlessów, ale przez ledwie trzy samoloty z dywizjonu por. Besta i trafiony jedną, a nie dwoma bombami. Z kolei Kaga nie została zaatakowana przez dywizjon por. McClusky'ego plus omyłkowo trzy samoloty z dywizjonu Besta, ale razem przez oba dywizjony, za wyjątkiem trzech samolotów Besta, które zaatakowały Akagi. Pomieszanie z poplątaniem. Tak samo zadaniem wydzielonego z zespołu japońskiego niszczyciela Arashi nie było wyławianie lotników, którzy wodowali, ale odpędzenie amerykańskiego okrętu podwodnego USS Nautilus.
Aż strach sprawdzać, czy reszta książki napisana jest równie "rzetelnie"...

Onegdaj książka ta była moją ulubioną lekturą, swego rodzaju biblią wojny powietrznej na Pacyfiku. Problem tylko taki, że z czasem okazało się, że jej merytoryczna wiarygodność jest, oględnie rzecz mówiąc, mocno taka sobie. Pierwszy z brzegu przykład, bitwa o Midway. Lotniskowiec Akagi nie został zaatakowany przez cały dywizjon dauntlessów, ale przez ledwie trzy samoloty z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zagadką jest dla mnie, do kogo ta książka jest adresowana. Autor miał oczywisty zamiar zaznajomić czytelnika z tematyką zdrowego żywienia, a infantylizujące obsadzenie w głównych rolach zwierząt (przy jednoczesnym całkowitym poprowadzeniu akcji w świecie niczym nie różniącym się od ludzkiego, jedynie z podmianą postaci na zwierzęce) zda się kierować powieść do młodszych dzieci. Problem jeno, że cała intryga kryminalna bynajmniej dziecięca nie jest, wyróżnia się natomiast wyraźnie brutalnością - tłumy uzbrojonych oprychów, pogonie, bójki, strzelaniny, kopniaki z półobrotu, wybijanie zębów, inspektor Parma doznająca przyjemnych odczuć po znokautowaniu w walce przeciwnika... Naprawdę takie wartości mam wpajać dziecku? To jest poziom - w najlepszym razie - liceum, tu jednak zwierzęca obsada w ludzkim świecie pasuje jak pięść do nosa i raczej będzie młodzieżowego czytelnika odstręczać.

Zagadką jest dla mnie, do kogo ta książka jest adresowana. Autor miał oczywisty zamiar zaznajomić czytelnika z tematyką zdrowego żywienia, a infantylizujące obsadzenie w głównych rolach zwierząt (przy jednoczesnym całkowitym poprowadzeniu akcji w świecie niczym nie różniącym się od ludzkiego, jedynie z podmianą postaci na zwierzęce) zda się kierować powieść do młodszych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka barwnie i szczegółowo, tak w formie opisu jak i zdjęć, prezentuje podziemne budowle regionu wałbrzyskiego z okresu III Rzeszy. Z tego tylko względu - bez wątpienia warto ją mieć. Niestety - w warstwie interpretacyjnej jest już gorzej, autor ma z góry założony pogląd co do przeznaczenia wielu z tych obiektów i temu bezkrytycznie podporządkowuje swe wnioski, nawet gdy nie ma żadnych twardych dowodów na ich poparcie. Jeśli nie ma dowodów potwierdzających jego koncepcję - zostały celowo zniszczone, jeśli jej zaprzeczają - są celowo sfabrykowaną dezinformacją.

Książka barwnie i szczegółowo, tak w formie opisu jak i zdjęć, prezentuje podziemne budowle regionu wałbrzyskiego z okresu III Rzeszy. Z tego tylko względu - bez wątpienia warto ją mieć. Niestety - w warstwie interpretacyjnej jest już gorzej, autor ma z góry założony pogląd co do przeznaczenia wielu z tych obiektów i temu bezkrytycznie podporządkowuje swe wnioski, nawet gdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niby wszystko jest - kameralne, klimatyczne miejsce akcji, barwne postacie, pasjonująca historyczna zagadka, obowiązkowy złoczyńca, przygody... Zdawało by się, materiał na murowany sukces w stylu Nienackiego czy Niziurskiego - jednak w przypadku "Trzynastej komnaty" całość zdecydowanie nie zagrała i książka wypadła po prostu nijako, czemu przysłużył się przede wszystkim styl narracji, a raczej jego brak. Tekst sprawia w zasadzie wrażenie nieco podciągniętego zarysu fabuły, napisany jest beznamiętnie, mechanicznie, bez jakiegokolwiek budowania nastroju czy tempa akcji, że o opisach nie wspomnę - składa się praktycznie tylko z monotonnych dialogów. Na dłuższą metę po prostu nudzi.

Niby wszystko jest - kameralne, klimatyczne miejsce akcji, barwne postacie, pasjonująca historyczna zagadka, obowiązkowy złoczyńca, przygody... Zdawało by się, materiał na murowany sukces w stylu Nienackiego czy Niziurskiego - jednak w przypadku "Trzynastej komnaty" całość zdecydowanie nie zagrała i książka wypadła po prostu nijako, czemu przysłużył się przede wszystkim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bohaterowie tej książki podróżują, latają, pływają, chodzą, rozmawiają, myślą, spotykają inne stworzenia i roboty, wpadają w tarapaty, wydostają się z nich, drapią się po głowie, rozmawiają z kamieniami, bolą ich łapy... Dzieją się tysiące rzeczy, z których absolutnie nic nie wynika.
Pani Onichimomska niewątpliwie ma bogatą wyobraźnię, zabrakło jedyne jakiegokolwiek zespojenia feerii jej pomysłów z fabułą, a książka sprawia wrażenie, jakby autorka na papier przelewała wszystko, co w danym momencie przyszło jej do głowy. Nuda i chaos.

Bohaterowie tej książki podróżują, latają, pływają, chodzą, rozmawiają, myślą, spotykają inne stworzenia i roboty, wpadają w tarapaty, wydostają się z nich, drapią się po głowie, rozmawiają z kamieniami, bolą ich łapy... Dzieją się tysiące rzeczy, z których absolutnie nic nie wynika.
Pani Onichimomska niewątpliwie ma bogatą wyobraźnię, zabrakło jedyne jakiegokolwiek...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Bunia kontra fakir Anna Oparkowska, Agnieszka Stelmaszyk
Ocena 7,6
Bunia kontra f... Anna Oparkowska, Ag...

Na półkach: ,

Książka to tak naprawdę obszerne wypisy z przewodników, spojone na siłę beznamiętną fabułą (opisującą jazdę samochodem, wynajmowanie pokoi w hotelach, spożywanie posiłków, zakupy, absurdalne zachowania Buni - ani to zajmujące, ani zabawne, ani porywająco opisane) okraszoną, w roli kwiatka do kożucha, naiwną intrygą kryminalną (pozbawioną zresztą większego sensu).
Zawiera sporą porcję wiedzy historycznej czy krajoznawczej, natomiast czytelników poszukujących przygód i akcji spotka tu spory zawód - bo proporcje opisów i fabuły są w tej książce wręcz karykaturalnie przerysowane.

Książka to tak naprawdę obszerne wypisy z przewodników, spojone na siłę beznamiętną fabułą (opisującą jazdę samochodem, wynajmowanie pokoi w hotelach, spożywanie posiłków, zakupy, absurdalne zachowania Buni - ani to zajmujące, ani zabawne, ani porywająco opisane) okraszoną, w roli kwiatka do kożucha, naiwną intrygą kryminalną (pozbawioną zresztą większego sensu).
Zawiera...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Tajemnica mumii Martin Widmark, Helena Willis
Ocena 7,8
Tajemnica mumii Martin Widmark, Hel...

Na półkach:

Jedna z ciekawszych pozycji o przygodach Lassego i Mai, z dość tajemniczą intrygą. Na swój sposób bardzo typowa książka w serii, jednak dość infantylnej nawet jak dla przedszkolaków - z bardzo uproszczonym przedstawieniem świata, strywializowanymi postaciami i wątpliwej urody ilustracjami. Tym niemniej pomysłowa intryga nieco ją wyróżnia na tle innych z tych książek.
Fabułę psuje jednak w kulminacyjnym momencie dramatycznie bezsensowny zwrot akcji. Lasse i Maja zostają się na noc w muzeum, aby spróbować wyjaśnić zachodzące tam tajemnicze zdarzenia. Gdy rano z sali wybiega strażnik wystraszony przez mumię, Lasse i Maja zamiast zajrzeć do sali muzealnej, aby zobaczyć, o co chodzi z ożywioną mumią - co było przecież chyba głównym powodem ich nocowania w muzeum - jak gdyby nigdy nic biegną za strażnikiem do telefonu. Gdzie tu sens?

Jedna z ciekawszych pozycji o przygodach Lassego i Mai, z dość tajemniczą intrygą. Na swój sposób bardzo typowa książka w serii, jednak dość infantylnej nawet jak dla przedszkolaków - z bardzo uproszczonym przedstawieniem świata, strywializowanymi postaciami i wątpliwej urody ilustracjami. Tym niemniej pomysłowa intryga nieco ją wyróżnia na tle innych z tych książek.
Fabułę...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Duchy polskich miast i zamków Witold Vargas, Paweł Zych
Ocena 7,4
Duchy polskich... Witold Vargas, Pawe...

Na półkach: , , ,

Książka w zasadzie do oglądania, jeśli ten styl rysunku komuś się podoba. Natomiast, jeśli chodzi o warstwę merytoryczną, jest już kiepsko, i to bardzo - publikacja zawiera wprawdzie imponującą ilość haseł, ale z racji na brak spisu treści czy indeksów trudno odnaleźć konkretne miejscowości, zdarzają się też błędy w kolejności opisów.
Przede wszystkim jednak książka jest bardzo, ale to bardzo słaba w warstwie faktograficznej. Hasła są bardzo skrótowe, lakoniczne, do tego pisane irytująco potocznym, w założeniu lekkim językiem i okraszone dowcipnymi chyba w zamyśle autora komentarzami, niepotrzebnie zajmującymi miejsce, w którym znaleźć by się mogły rzetelne informacje merytoryczne; uderza zdecydowana przewaga miałkiej formy nad treścią. Opisy są też miejscami zaskakująco nierzetelne - i w sposób niedopuszczalny odbiegające od przywołanej dla danego hasła bibliografii.

Książka w zasadzie do oglądania, jeśli ten styl rysunku komuś się podoba. Natomiast, jeśli chodzi o warstwę merytoryczną, jest już kiepsko, i to bardzo - publikacja zawiera wprawdzie imponującą ilość haseł, ale z racji na brak spisu treści czy indeksów trudno odnaleźć konkretne miejscowości, zdarzają się też błędy w kolejności opisów.
Przede wszystkim jednak książka jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Z racji na język czyta się ciężko - ale naprawdę warto. Spojrzenie na świat oczami człowieka sprzed ponad 350 lat warte jest tego niewielkiego wysiłku.

Z racji na język czyta się ciężko - ale naprawdę warto. Spojrzenie na świat oczami człowieka sprzed ponad 350 lat warte jest tego niewielkiego wysiłku.

Pokaż mimo to

Okładka książki Artyleria rakietowa Wehrmachtu Zygmunt Czarnotta, Zbigniew Moszumański
Ocena 7,0
Artyleria raki... Zygmunt Czarnotta, ...

Na półkach: , ,

Jest to w naszym kraju książka w zasadzie pionierska jeśli chodzi o opisywaną tematykę - i upływ czasu niestety tu widać.
Oparta jest o ciekawą, acz wątłą, podbudowę bibliograficzną (z dominującym wykorzystaniem jednej niemieckiej pozycji), stąd i ujęcie tematu jest tu i dość szczegółowe, i wyrywkowe zarazem. Sporo też więc braków, niemało błędów.
Ale w języku polskim nie ma jednak lepszego całościowego opracowania na temat niemieckiej artylerii rakietowej drugiej wojny światowej.

Jest to w naszym kraju książka w zasadzie pionierska jeśli chodzi o opisywaną tematykę - i upływ czasu niestety tu widać.
Oparta jest o ciekawą, acz wątłą, podbudowę bibliograficzną (z dominującym wykorzystaniem jednej niemieckiej pozycji), stąd i ujęcie tematu jest tu i dość szczegółowe, i wyrywkowe zarazem. Sporo też więc braków, niemało błędów.
Ale w języku polskim nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Włodzimierz Antkowiak jest niewątpliwym guru polskiej literatury skarbowo-eksploratorskiej. Wydane niemal ćwierć wieku temu "Tajemnice ukrytych skarbów" były podówczas prawdziwą biblią tej tematyki, z którą (oraz z wypiekami na twarzy) niejednokrotnie zwiedzałem tereny Gór Sowich, Lubiąż czy Srebrną Górę. Późniejsze "skarbowe" książki Antkowiaka, pisane już z perspektywy przewodniczącego MAP są w zasadzie stopniowymi rozwinięciami tej pierwszej, pisanymi już przez wytrawnego eksploratora, oferującymi znacznie poszerzony zakres opracowania oraz rzetelniejsze podstawy merytoryczne, poszerzającymi też i uaktualniającymi wcześniejsze teksty.
Nie inaczej jest w przypadku "Złotego pociągu" - otrzymujemy tu krótki, w miarę aktualny leksykon wybranych lokalizacji "skarbonośnych", będący dobrym wstępem do tematu dla osób bliżej go nie znających, zaś już wgryzionych dostarczy garść nowości. Książka, jak i poprzednie części jest ciekawa i przystępnie napisana, zawiera też - zgodnie z tytułem - dość obszerny rozdział traktujący o teoriach dotyczących ukrytego potencjalnie na Dolnym Śląsku pociągu.
In minus policzyć można wtórny charakter tego opracowania, będącego w sporej części wyraźnie kompilacją cytatów z wcześniejszych opracowań autora. Widoczna jest przy tym pewna niestaranność edycji, będąca zapewne rezultatem pośpiechu wynikłego z chęci komercyjnego wykorzystania tematu "złotego pociągu" - w tekście znajdują się np. odsyłacze do haseł nie zawartych w książce, czy odniesienia do niezamieszczonych w niej zdjęć, wyraźne ślady po mechanicznym przeklejeniu tekstu z innych publikacji.
Całościowo jest to pozycja zdecydowanie warta polecenia, szczególnie za tak atrakcyjną cenę.

Włodzimierz Antkowiak jest niewątpliwym guru polskiej literatury skarbowo-eksploratorskiej. Wydane niemal ćwierć wieku temu "Tajemnice ukrytych skarbów" były podówczas prawdziwą biblią tej tematyki, z którą (oraz z wypiekami na twarzy) niejednokrotnie zwiedzałem tereny Gór Sowich, Lubiąż czy Srebrną Górę. Późniejsze "skarbowe" książki Antkowiaka, pisane już z perspektywy...

więcej Pokaż mimo to