Pasqual23

Profil użytkownika: Pasqual23

Warszawa Mężczyzna
Status Bibliotekarz
Aktywność 2 lata temu
129
Przeczytanych
książek
136
Książek
w biblioteczce
7
Opinii
62
Polubień
opinii
Warszawa Mężczyzna
Dodane| 25 książek
„Jeśli brutalna gwiazda spadnie ruchem kosy i rozetnie, rozdzieli to, co nas łączyło, to przypomnij tak lekko jakby ci się śniło, że kwiat nieśmiertelności wpiąłem ci we włosy.”

Opinie

Okładka książki Daring Mystery Comics #1 Ray Gill, Bob Wood
Ocena 5,0
Daring Mystery... Ray Gill, Bob Wood...

Na półkach:

Nowy cykl komiksów ze stajni Martina Goodmana, "Daring Mystery Comics" trafił na sklepowe półki w styczniu 1940 roku. Miał powiększyć zyski firmy i powtórzyć komercyjny sukces "Marvel Mystery Comics". Niestety jak pokazały wyniki sprzedaży, nowa seria nie powtórzyła osiągnięć wielkiego poprzednika. Ba, nowi bohaterowie nie zdobyli nawet ułamka popularności, jaką cieszyli się chociażby Namor (Submariner) bądź Human Torch. Po skończonej lekturze pierwszego numeru szczerze mnie to nie zdziwiło. Fani są wymagający, i w tym aspekcie bezlitośni. Nowe historie , a także wykreowani w nich nowi superherosi nie mają już tego polotu. Scenariusze są płytkie, przewidywalne, a co gorsza liniowe. O ile cechami nadal odwołują się do utrwalonych i hołubionych w tamtych latach wzorców, to swoimi przygodami wywołują uśmiech na twarzy czy politowanie, aniżeli zachwyt.

Fiery Mask. Toczące się śledztwo swoim mrocznym klimatem początkowo przykuwa uwagę czytelnika, niestety zamiast kulminacyjnego "Wow" mamy farsę w postaci nowego superbohatera, który posiadł moc trzech żywiołów.

Przygody Johna Steela'a, Texas Kida - gorszą kopię Masked Raidera czy też iluzjonisty Monako - który pośród wszystkich swoich sztuczek potrafi też rozmawiać z ostrzem gilotyny, wymusić na nim wyrwanie się z okowów i przecięcie więzów, nie zasługują na większą uwagę.

Przygoda Doca Dentona też nie jest z tych, co to pozostają na dłużej w pamięci.

Może to wydać się dziwne, ale najbardziej podeszła mi historia footballisty, Flasha Fostera - prosta historyjka, w której obiecujący młody pomocnik prowadzi swoją lokalną drużynę, Middlewestern ku upragnionemu trofeum - Rose Plate.

Być może kolejne numery serii przyniosą ciekawsze i bardziej lotne pomysły, ale chcąc nie chcąc, swoich wzorców już nie przebiją.

Nowy cykl komiksów ze stajni Martina Goodmana, "Daring Mystery Comics" trafił na sklepowe półki w styczniu 1940 roku. Miał powiększyć zyski firmy i powtórzyć komercyjny sukces "Marvel Mystery Comics". Niestety jak pokazały wyniki sprzedaży, nowa seria nie powtórzyła osiągnięć wielkiego poprzednika. Ba, nowi bohaterowie nie zdobyli nawet ułamka popularności, jaką cieszyli...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Marvel Mystery Comics #2 Al Anders, Carl Burgos, Bill Everett, Paul Gustavson, Paul J. Lauretta
Ocena 5,5
Marvel Mystery... Al Anders, Carl Bur...

Na półkach:

Druga część z serii Marvela. Podobnie jak jej poprzedniczka trzyma poziom. Na uwagę zasługują dwie kontynuacje przygód niezniszczalnego Human Torcha czy zaciekłego wroga ludzkości, Submarinera. Ciekawostką jest polski akcent w krótkim opowiadaniu tekstowym, którego akcja rozgrywa się w małym miasteczku, Grzybowie. Ciekawie zapowiada się pierwsza część historii z cyklu "American Ace" Paula Lorety. O ile nazwy państw są fikcyjne, samą fabułą nawiązuje do wybuchu pierwszej wojny światowej. Zdecydowanie piętą achillesową drugiego numeru jest historia obrazkowa Angela, zbyt krótka i naiwna w całej swojej prostocie.

Druga część z serii Marvela. Podobnie jak jej poprzedniczka trzyma poziom. Na uwagę zasługują dwie kontynuacje przygód niezniszczalnego Human Torcha czy zaciekłego wroga ludzkości, Submarinera. Ciekawostką jest polski akcent w krótkim opowiadaniu tekstowym, którego akcja rozgrywa się w małym miasteczku, Grzybowie. Ciekawie zapowiada się pierwsza część historii z cyklu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wyobraź sobie, że jesteś „człowiekiem” – w stanie „żywo-trupim” wysłanym wespół z innymi badaczami w przestrzeń kosmiczną na same krańce Układu Słonecznego. Uściślając: w rejon pasa Kuipera, rozciągającego się za orbitą Neptuna. Mi przychodzi to łatwo. Traf chciał, iż nasz statek-matecznik, Tezeusz w trakcie naszej hibernacji zboczył z kursu. I tak niepomni niczego znaleźliśmy się w obłoku Oorta pośród pyłu, drobnych okruchów i niezliczonych planetoid. Naszą misją jest eksploracja źródła Świetlików, które nawiedziły Ziemię 13 lutego 2082 roku. 65536 sond równomiernie rozsianych według siatki geograficznej i przyłapanych na wykonywaniu zdjęć naszej planety. Każdy wycinek powierzchni o rozmiarach metr x metr uwieczniony na stop-klatce. Pierwsze pytania rodzące się w głowie to: kto? i w jakim celu tego dokonał?

Ziemia na skraju XXI wieku nie jest tą planetą znaną z Waszej epoki. Czy też należałoby raczej stwierdzić, iż to my – ludzie – nie jesteśmy już do końca tym samym gatunkiem. Postęp technologiczno-cywilizacyjny z rozwojem gospodarki postniedoboru zbierał swoje żniwo. Wszechogarniający chaos - skutek wzajemnie zwalczających się grup ideologicznych, był zewsząd namacalny. Egzystencja ludzka wyewoluowała do nieprzewidywalnych kształtów. Mimo całego postępu utraciła na poczuciu fizyczności, namacalności, która przynajmniej w dawnych czasach dawała pozór szczęścia. Teraz wszystko zaczyna i kończy się w naszych głowach, mózgu, który jest centrum naszego postrzegania. Stale niwelujemy nasze wady i niedoskonałości – niejednokrotnie wrodzone. Z pomocą przychodzi nam szereg operacji, wszczepek oraz powoli już odchodząca do lamusa neuroestetyka. Seks został zastąpiony szeregiem impulsów serwowanych właściwym splotom nerwowym. Rozwój cyfrowego transferu pozwolił nam oszukać śmierć. W naszym świecie mamy coś na modłę Nieba, które jest niczym więcej jak pasożytniczym, cyfrowo zrekonstruowanym w umyśle ochotnika światem, w którym przebywa jego jaźń. Wystarczy tylko podpiąć swój mózg przewodem i mamy namiastkę wieczności. Nieobce są nam wędrówki w przestrzeń kosmiczną. Po całym Układzie mamy rozproszone statki handlowe, wchodzimy powoli na drugi stopień w skali Kardaszewa, czerpiąc energię z naszego Słońca do produkcji antymaterii przez tajemniczą Macierz Ikara. Wspominałem już wcześniej, że wszystko praktycznie zaczyna się i kończy w naszych głowach? Informacja to jeden z najcenniejszych towarów na rynku. Analiza topologii poszczególnych osobników, ich zachowań stanowi chleb powszedni syntetyków, działających na usługi rządów, organizacji czy różnego rodzaju instytutów naukowych. To świat, gdzie powszechną religią jest teoria gier, której wyznawcy za wszelką cenę próbują być zawsze o kilka kroków przed konkurencją. Czego jeszcze nie udało nam się osiągnąć? W dalszym ciągu u progu naszego technologicznego rozwoju leżała i pukała do drzwi Osobliwość. Skuteczna softwareowa emulacja ludzkiej świadomości.

Tak oto zaczęła się moja pierwsza przygoda z literaturą stricte hard science fiction. Dla mniej wtajemniczonych pragnę zaznaczyć, iż jest to podgatunek fantastyki naukowej, który kładzie nacisk na naukę i technologię. Koncepcje i twierdzenia oprócz szczegółowych opisów najczęściej są zgodne i nie zaprzeczają obecnemu stanowi wiedzy, chociażby z takich dziedzin jak fizyka czy biologia. Są hipotezami, które mogą być prawdziwe i być podejmowane w dyskusjach akademickich. Mimo ogromnego zamiłowania do nauki i tematyki kosmosu, moje pierwsze kroki z książką Watts’a były ciężkie, wręcz mozolne. Ale o tym później. Wróćmy do samej fabuły.

Tak jak to naprędce nakreśliłem w tonie narracyjnym mamy podgląd na świat przyszłości, świat ery cyfrowej. Brzmi dziwnie znajomo prawda? I wcale nie jest tak do końca nam odległy. Widzimy go oczami jednego z syntetyków, żargonautów – Siriego Keetona. Siri jest już dorosłym mężczyzną. W dzieciństwie w wyniku ostrych ataków padaczki poddany został wolą rodziców zabiegowi hemisferektomii, resekcji jednej półkuli mózgu. Czy po zabiegu poniekąd ratującym życie chłopca, nadal był sobą? Zachował swoją świadomość? Nie do końca. Po wszczepieniu licznych implantów, wszczepek i innych dobrodziejstw technicznych bardziej przypominał „myślącą”, wyzutą z uczuć i empatii maszynę aniżeli istotę ludzką. Nasz Siri zostaje syntetykiem – osobą, która dzięki licznym udoskonaleniom i wyższym niż u zwyklaków zdolnościom obliczeniowym oraz analitycznym, zajmowała się obserwowaniem powierzchowności, mowy ciała, postępowań innych, przekazując pozyskane informacje dalej - bez zrozumienia - do zleceniodawców. Coś jak skaner i przekaźnik w jednym. Po krótkim flashbacku, w którym Siri wspomina istotną scenę ze swojego dzieciństwa, już będąc tym „drugim ja”, wskakujemy we właściwe tory akcji. Razem z naszym dziwacznym bohaterem budzimy się po latach snu na statku kosmicznym, Tezeuszu, wysłanym w przestrzeń jako tzw. Trzecia Fala. Po nieudanych próbach eksplorowania źródła pochodzenia wspomnianych wcześniej Świetlików przez dwie poprzednie ekspedycje, przychodzi pora na naszą załogę. Siriemu towarzyszą na pokładzie nie mniej ciekawe postacie – efekt licznych poprawek genetycznych: Amanda Bates – major z platynowęglowymi wzmocnieniami na wypadek, gdyby przyszło im walczyć; Isaac Szpindel – z rozszerzonym fenotypem, ekspert od biologii i jej pochodnych; Banda Czworga: Susan James, Sascha, Michelle, Procesor - lingwiści, przykład osobowości wielorakiej, które żyją w symbiozie w jednym ciele, każda wyposażona w swoją odrębną inteligencję i świadomość, które – gdy zajdzie taka potrzeba – potrafią je razem zespolić. Dowodzi im Jukka Sarasti, który jest wampirem. To on podejmuje wszelkie decyzje, komunikując się z tajemniczym Kapitanem.

Wkrótce po przebudzeniu i korektach trajektorii kursu statku, naszej załodze przyjdzie zetknąć się z czymś, o czym do tej pory czytało się tylko w literaturze albo oglądało na ekranach kin. W cieniu wielkiego superjowisza czai się coś niespotykanego, pozaziemskiego – spełniającego kryteria Pierwszego Kontaktu…

„(…) kobieta umierająca z pragnienia, mająca pod ręką wodę, nie dlatego, że nie widziała kranu, ale ponieważ go nie poznała.”

Skupmy się teraz na koncepcji samej książki. „Ślepowidzenie” jest powieścią, która porusza szereg istotnych wątków, powieścią, która pomiędzy wierszami toczącej się fabuły zadaje pytania skądinąd kluczowe dla całej ludzkości, nie uchylając się jednocześnie od odpowiedzi na nie, jakkolwiek dziwne by one nie były. Jądrem całej linii fabularnej jest spotkanie z organizmami pozaziemskimi. Nie będę tutaj zdradzał jaki one przybierają kształt i tak dalej. Grunt, że swoją technologią międzygwiezdną wyprzedzają nas o całe wieki. Jednak to nie kwestie postępu technologicznego mają decydujący wpływ na ich odmienność. Składa się na nią szereg innych czynników: od procesów metabolicznych opartych na mechanice kwantowej, po współbieżność przetwarzania motoryczno-sensorycznego, na braku genów i wynikającej z tego faktu problematyce ich ewolucji kończąc. No i najważniejsze pytanie, dotyczące kwestii ich świadomości. Ale do tego jeszcze wrócimy. Cała narracja prowadzona jest przez naszego wszędobylskiego syntetyka, Siriego. Poprzez liczne retrospekcje, poznajemy przeszłość żargonauty – jednak tylko tą po jego operacji. Jego relacje z rodziną, najlepszym przyjacielem czy dziewczyną. Ponadto dowiadujemy się jak nasz bohater trafił na pokład samego Tezeusza. Chcąc nie chcąc ma bardzo niewdzięczną rolę. Jest tylko obserwatorem, nie zajmuje się niczym innym poza przekazywaniem danych na Ziemię. A pierwszą zasadą wszystkich syntetyków jest nieingerowanie w badany system, co mogło by być źródłem licznych przekłamań w strukturach i algorytmach. Budzi tym niechęć reszty załogi, wstępnie tłumionej, później przybierającej bardziej otwarte formy. Pierwszy Kontakt wywołuje u każdego z naukowców odmienne wnioski, rodzi różne pytania, będące swoistą pożywką dla autora książki. To wtedy na światło dzienne wychodzą kluczowe dla całej historii kwestie. Dyskurs toczy się wokół takich zagadnień jak chociażby co czyni nas ludźmi? I tutaj chciałbym się na chwilkę zatrzymać.

Idąc tokiem rozumowania Watts’a istnieje w ogólnym obiegu kilka haseł, którymi tłumaczymy i wielokrotnie utwierdzamy się w naszym przeświadczeniu, że to właśnie one czynią nas ludźmi. Na pierwszy ogień idzie inteligencja. W porządku, ale inteligentne mogą być również inne zwierzęta. Często o samych maszynach mówimy, że mają jakiś tam stopień AI. No to stawiamy na wolną wolę. Pytanie czym ona jest i czy, aby na pewno jesteśmy wolni. Watts przeciwstawia temu szereg możliwości wpływania na nasz mózg czy to polem magnetycznym czy też ultradźwiękami. Co może powodować m.in. „zespół obcej ręki”. Chodzi tutaj o poruszenia ciała wbrew woli osoby rzekomo nim zawiadującej, mimo, że same osoby mogą upierać się, że było to ich decyzją. I jak tutaj się ma zagadnienie somnambulizmu? Gdy do naszych rozważań dodamy fakt o tym, że ciało zaczyna się poruszać, jeszcze zanim „rozkaże” mu mózg, dochodzimy do wniosku, że zapędziliśmy się po raz kolejny w ślepą uliczkę. Zdezorientowani rozglądamy się na boki. Po jednej ze stron widzimy małą furteczkę – jak mogliśmy ją przeoczyć. Otwieramy nieśmiało skrzypiące drzwiczki. Wchodzimy do środka. Po drugiej stronie od razu rzuca nam się w oczy napis: ŚWIADOMOŚĆ.

W ten oto sposób doszliśmy do punktu kulminacyjnego naszej lektury. Czym jest świadomość? Czy to ona decyduje o naszym człowieczeństwie? Empatii? Autor „Ślepowidzenia” podejmuje rękawicę i nie uchyla się od pytań. Rozważania niejednokrotnie są niejasne i zawiłe, ale czy tak naprawdę sami tacy nie jesteśmy, nie tylko z medycznego punktu widzenia? Mimo postępu w psychologii, neurologii dalej nie wiemy jak działa ludzki umysł. Dlaczego wykorzystujemy tylko kilka procent powierzchni naszego mózgu? Może bardziej na miejscu postawionym pytaniem wydaje się to: w czym nam się przydaje świadomość? Jedni powiedzą, że do wykonywania różnych gestów, ruchów ciała, które umownie możemy nazwać świadomymi. Chcemy dajmy na to poruszyć palcem. Zanim zdamy sobie sprawę, że chcemy nim poruszyć, okazuje się, iż co innego wprawiło całą machinę neuronów w ruch i impuls zdążył przebyć już ponad połowę drogi przez nasze ramię, zanim nasza świadomość podjęła samą decyzję o chęci jego poruszenia. Inni powiedzą, że przy nauce gry na instrumentach, w tańcu czy też innych aktywnościach życiowych. Czy, aby na pewno? Wiele utrwalonych i wyćwiczonych rzeczy robimy automatycznie, nie zastanawiając się specjalnie nad tym. Zdajemy sobie sprawę, iż za bardzo skupiając się na jakimś niuansie możemy tylko sobie zaszkodzić. Dlatego uwalniamy nasze ciało spod okowów umysłu, wyłączamy myślenie. Wobec tego skoro tak wiele rzeczy dzieje się niby z udziałem świadomości, która jednak sama w sobie nie jest źródłem inicjowania tychże procesów, to czy naprawdę jest ona nam potrzebna? Nawet empatia nie za bardzo jest tutaj w stanie ją obronić, gdyż sama bardziej zestawiana jest z funkcjonalnością tzw. neuronów lustrzanych. Summa summarum świadomość przydaje się nam tylko w rutynowych, codziennych okolicznościach, przy odbieraniu wiadomości od nieświadomego, ale bardziej rozwiniętego systemu jakim może być u nas chociażby pień mózgu. Nasz nieświadomy umysł wielokrotnie daje sobie sam świetnie radę, podejmując decyzje szybciej i wydajniej w opozycji do bardziej powolnego i kosztowniejszego przetwarzania świadomego. Być może to właśnie świadomość hamuje naszą dalszą ewolucję, czego kontrapunktem mogą być wspomniane wcześniej obce istoty i ich poziom rozwoju. Bardzo spodobała mi się koncepcja, która wskazuje, iż o ile małpy człekokształtne i dorośli ludzie są świadomi, o tyle małe ludzkie dzieci nie są. Z kolei jeśli dzieci nie są nieświadome, bez wątpienia są psychopatami. Coś w tym jest. Kończąc dywagacje warto zahaczyć o aspekt doboru naturalnego i jego udział w całym tym zamieszaniu. Bo skoro nie potrafimy ocenić przydatności świadomości w naszej egzystencji, to czemu dobór już nam jej nie wyplenił? Może jest w trakcie, a sam proces jest bardzo długotrwały. A może rozwiązanie jest znacznie prostsze i jest na wyciągnięcie ręki – to moje spostrzeżenie – że póki co, na tym etapie naszego rozwoju nie jesteśmy po prostu w stanie wskazać procesów zachodzących w naszym ciele, za których katalizowanie odpowiadałaby właśnie świadomość. I ocenianie jej przydatności na gruncie naszej aktualnej wiedzy jest po prostu nie fair względem niej samej.

Wspominałem o wampirze-dowódcy na statku kosmicznym. Peter Watts na potrzeby powieści uczynił bardzo duży krok naprzód w przedstawieniu topologii wampira jako takiego na płaszczyźnie naukowej. Tutaj wampir znacznie odbiega od archetypu i licznych stylizacji wykreowanych w szeroko pojętej literaturze pseudomłodzieżowej. Bardzo ciekawym pomysłem była idea tłumaczenia wrażliwości na krzyże tzw. Skazą krzyżową. Homo sapiens vampiris stoi na szczycie łańcucha pokarmowego. Gatunek, który przepadł bez śladu w epoce zlodowaceń został przypadkiem przywrócony do życia w wyniku eksperymentów genetycznych. Swoim postrzeganiem, zdolnością widzenia dwóch perspektyw naraz znacznie wyprzedza naszą rasę. Układ wampir-człowiek z przyczyn oczywistych jawi się jako układ drapieżca-ofiara. Tutaj jednak Sarasti za sprawą różnych medykamentów i zamienników oszukuje swój organizm. Zapędza w kozi róg swoje odwieczne instynkty. Od samego początku zastanawiają prawdziwe motywy umieszczenia wampira wśród załogi, które wychodzą na jaw dopiero na ostatnich kartach książki i – nie powiem – potrafią mile zaskoczyć przekonanego o rozwikłaniu już wszystkich tajemnic czytelnika.

Książkę czyta się miejscami bardzo ciężko. Wielokrotnie musiałem zatrzymywać się na jakimś zdaniu, wyrazie, sentencji. O częstych odwiedzinach wikipedii i innych użytecznych stron internetowych nie wspomnę. Wszystko po to, aby jak najpełniej zrozumieć zamysł autora. Według mnie nie da się po jednym przeczytaniu ogarnąć całej problematyki poruszanej w „Ślepowidzeniu”, wszystkich niuansów itp. Historia ma kilka płaszczyzn, wiele razy przychodzi nam błądzić po omacku, wychodzić na prostą, po czym cofać się ponownie o dwa kroki w tył. To czyni ją wbrew pozorom wyjątkową. A szereg smaczków naukowych z dziedziny biologii i psychologii (test Turinga, „chiński pokój”, ruchy sakadowe) dopełnia całości – czyniąc dzieło Watts’a pozycją głęboko przemyślaną i niepokojąco wręcz spójną. Uderzające są linie dialogowe członków ekspedycji. Są ograniczone do minimum. Wyzute z uczuć. Nie bez kozery już na samym początku ująłem słowo człowiek w cudzysłów. Kimże stali się ludzie? Kim lub czym uczynił ich postęp? Empatia nabiera nowego znaczenia. Brzmi dziwnie obco i groteskowo w przedstawionej rzeczywistości. Wszystkie odruchy, uczucia, emocje tłumaczone są ciągiem liczb i szeregiem mikroprocesów biochemii molekularnej. Zaprezentowana wizja Pierwszego Kontaktu, gdy wyłączymy myślenie, całkowicie nas pochłonie. Przerażający w niej nie jest sam fakt fizycznego spotkania czy też „obcość” istot pozaziemskich, co sama myśl, jak tak prozaiczna rzecz jaką jest np. język, może przez obcych zostać zinterpretowany jako oręż sam w sobie. Iż z treści fal radiowych, które są nośnikiem zdań puszczonych w eter nic nie wynika, mimo całej ich spójności i poprawności logicznej. Iż nie zawierają one żadnych zrozumiałych informacji, co może być odebrane jako swego rodzaju wirus wyemitowany tylko i wyłącznie w celu osłabienia i zużycia zasobów wroga na procesy samej deszyfracji, konwersji czy transkrypcji. Wobec takich założeń wypada zapytać czy tak naprawdę kiedykolwiek będziemy gotowi na zetknięcie z obcą rasą? Skoro póki co to my stajemy się coraz bardziej obcy względem samych siebie.

Z tego wszystkiego pominąłem jedną, ale nie mniej ważną kwestię. Czym u diabła jest tytułowe „ślepowidzenie”? Jest to zdolność lokalizacji miejsca, ruchu, kształtu a nawet koloru, chociaż badani "nic nie widzą" tylko zgadują.

W dziesięciostopniowej skali książkę oceniam na 8. Na pewno jeszcze kiedyś do niej wrócę i z pewnością wyciągnę nowe, niezauważone dotąd wnioski. Na zakończenie mojej recenzji przytoczę dwa cytaty, które najdobitniej oddają złożoność naszego umysłu, który jednocześnie pośród tak wielu różnego rodzaju psychoz, hipnoz, syndromów, nerwic, zaburzeń czy agnozji jest bardzo kruchą maszynerią.

„Gdyby ludzki mózg był tak prosty, że dałby się zrozumieć, my bylibyśmy tak prości, że nie dalibyśmy rady.”

„(…) nasze świadome jaźnie widzą w głowie tylko symulację, interpretację rzeczywistości, bez końca odświeżaną danymi wejściowymi ze zmysłów. A co się stanie, gdy zmysły zawiodą, ale model, zepsuty przez jakiś uraz czy guz, się nie odświeży? (…) Ile trzeba czasu, żeby dotarło do nas, że widziany świat już nie odzwierciedla tego, w którym mieszkamy? Że jesteśmy ślepi? (…) Odwołania do logiki całkowicie zawodzą. (…)”

Wyobraź sobie, że jesteś „człowiekiem” – w stanie „żywo-trupim” wysłanym wespół z innymi badaczami w przestrzeń kosmiczną na same krańce Układu Słonecznego. Uściślając: w rejon pasa Kuipera, rozciągającego się za orbitą Neptuna. Mi przychodzi to łatwo. Traf chciał, iż nasz statek-matecznik, Tezeusz w trakcie naszej hibernacji zboczył z kursu. I tak niepomni niczego...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Pasqual23

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [3]

Jerzy Nowosad
Ocena książek:
6,8 / 10
2 książki
0 cykli
Pisze książki z:
2 fanów
Tess Gerritsen
Ocena książek:
7,1 / 10
40 książek
5 cykli
4138 fanów
Stephen King
Ocena książek:
7,0 / 10
169 książek
14 cykli
15905 fanów

statystyki

W sumie
przeczytano
129
książek
Średnio w roku
przeczytane
5
książek
Opinie były
pomocne
62
razy
W sumie
wystawione
127
ocen ze średnią 6,3

Spędzone
na czytaniu
774
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
5
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
25
książek [+ Dodaj]

Znajomi [ 1 ]