rozwiń zwiń

Utracone status quo

Sylwia Sekret Sylwia Sekret
08.08.2016
Okładka książki Koniec warty Stephen King
Średnia ocen:
7,1 / 10
3013 ocen
Czytelnicy: 5637 Opinie: 356

Każdy człowiek potrzebuje w swoim życiu pewności, kilku punktów, których zawsze może być pewien - wtedy utrzymuje jakoś swoje status quo, wraca do nich, kiedy na innych polach zaczyna dziać się coś niedobrego. Słowem - może na nich polegać i stanowią one pewne wytyczne, pozwalają utrzymywać nas na nogach dzięki naszej wierze w ich niezmienność. Takim właśnie niezmiennym punktem często jest dla nas miłość (rodzicielska, siostrzana czy ta partnerska), wieloletnia przyjaźń, świadomość, że zawsze możemy wrócić do domu, czy że jakaś osoba zawsze nam pomoże, kiedy będziemy w potrzebie. Z rzeczy bardziej przyziemnych może to być ulubiona marka odzieżowa czy kosmetyczna, na której nigdy się nie zawiedliśmy i do której zawsze możemy wrócić po nieudanych eksperymentach; może to być przepis, który zawsze nam wychodzić i dzięki któremu nie zepsujemy ważnego dla nas obiadu; może to być reżyser, na którego filmy chodzimy pewni, że pieniądze wydane na bilety nie będą zmarnowane. Takim stałym punktem może być też pisarz, którego książki zawsze są dobre, choćby nie wiadomo, co się działo. I takim pisarzem jest dla mnie Stephen King - miewał lepsze i gorsze tytuły, zawsze były to jednak albo rewelacyjne dzieła albo przynajmniej dobre. Niestety... równowaga w moim małym, prywatnym świecie literatury została zachwiana, kiedy ukazała się ostatnia część kryminalnego cyklu Króla Horroru, zatytułowana „Koniec warty”.

Trylogia „Pan Mercedes od samego początku budziła sprzeczne uczucia wśród fanów pisarza z Maine. Byli tacy, którzy uważali, że King nie powinien porywać się z motyką na słońce, czyli brać się za pisanie kryminałów, tylko pozostać przy tym, co wychodzi mu najlepiej, a więc przy horrorach i ogólnie literaturze grozy, ewentualnie przy powieściach obyczajowych. Jakoś jednak przełknęli dwa pierwsze tomy - „Pan Mercedes” i „Znalezione nie kradzione - ale kiedy finał drugiej części jasno dał do zrozumienia, że tytułowy zabójca posiadł w wyniku wypadku nadnaturalne moce, czytelnicy znów podzielili się na dwie grupy. Jedni narzekali i kategorycznie sprzeciwiali się mieszaniu gatunków, w dodatku w cyklu, który od początku nakreślony został jako kryminał, drudzy natomiast upatrywali w tym szansy na podniesienie walorów historii o Bradym Hartsfieldzie i emerytowanym detektywie Billu Hodgesie. Teraz, kiedy książka została już wydana i przeczytana przez tych, którzy najbardziej jej wyczekiwali, a także po tym, kiedy pierwsze emocje już opadły, można ocenić zarówno ostatnią część, jak i cały, zakończony na dobre, cykl.

„Koniec warty” to powieść według mnie kiepska. Mówię to bez ogródek ze względu na to, że pozwala mi na to subiektywizm wypowiedzi podkreślony wyrażeniem: „według mnie”. Jedyne, co ją broni, to w zasadzie fakt, że na całe szczęście jest ostatecznym zakończeniem historii i nie będę musiała brnąć dalej w żywot Pana Mercedesa. Najbardziej zawiodłam się jednak na dwóch rzeczach - fabule i stylu, w jakim został napisany Koniec warty”. Przy czym pragnę zaznaczyć, że w momencie wydania pierwszej części trylogii, nie zaliczałam się do przeciwników i marud, nie narzekałam na gatunek, jaki wybrał King, a samego „Pana Mercedesaczytało mi się naprawdę dobrze. Nie był to King w najwyższej formie, ale lektura sprawiała mi przyjemność. Druga część, „Znalezione nie kradzione, okazała się lepsza od pierwszej. Pojawili się w niej nowi bohaterowie, którzy wzbudzili we mnie ogromną sympatię (w przeciwieństwie do większości postaci z otwierającego cykl tomu), a fabuła opierała się na nowej historii, dla której wydarzenia z Targów Pracy w 2009 roku, od których rozpoczynał się „Pan Mercedes”, były w zasadzie tłem. Byłam więc pewna, że finał trylogii będzie jeszcze lepszy, że autor zakończy historię w sposób porywający i godny zapamiętania. Niestety - Koniec wartyto najgorsza książka Stephena Kinga, jaką dane mi było czytać, i naprawdę przykro mi, że muszę to powiedzieć.

Najbardziej bolesne i niepokojące jest to, że w powieści brakuje przede wszystkim specyficznego dla autora „To” czy „Dallas ‘63” stylu - tego lekkiego, wyśmienitego pióra i gawędziarstwa, które niejednokrotnie sprawiało, że nawet, jeśli historia, którą nam przedstawiał, sama w sobie nie była porywająca, to czytało się ją świetnie, bo pisarzowi udawało się każdorazowo wybrnąć właśnie za sprawą stylu. Snute przez Stephena Kinga opowieści urzekały szczegółowością otoczenia i detalami ludzkiej psychiki, dialogi były wiarygodne i lekkie, a całość zawsze czytało się przyjemnie (nawet, jeśli z gęsią skórką). Tymczasem Koniec wartyto powieść męcząca, napisana topornym językiem, poszczególne zdania sprawiają wrażenie twardych i zgrubiałych, a dialogi są sztuczne, miałkie i często przypominają rozmowy z tandetnych filmów. W niektórych momentach King ewidentnie chciał wywołać u czytelnika wzruszenie, jednak zamiast tego - przynajmniej u mnie - pojawiała się konsternacja i początki gniewu na samego autora. Zachodzę w głowę, co się stało, co poszło nie tak i jak to w ogóle możliwe, że ta książka podpisana jest nazwiskiem Stephena Kinga. Zdarzyło mi się nawet zadać sobie pytanie, czy to absolutnie pewne, że to on ją napisał. Nie wyczuwam w niej Kinga, a uwierzcie mi - starałam się.

Fabuła zawodzi równie mocno, co z kolei sprawia, że powieść jest po prostu męcząca i nudna. Poprzednie dwie części połknęłam w maksymalnie trzy dni, tę natomiast czytałam chyba przez niecałe dwa tygodnie, z czego moje podejście do ostatnich kilkudziesięciu stron, zawsze wyglądało tak, że obiecywałam sama sobie, że: „dziś już na pewno skończę” - i tak przez tydzień. Szczerze mówiąc, nawet nie interesowało mnie, jak skończy się ta powieść. Ciekawa byłam jedynie prywatnych losów Billa Hodgesa, które ostatecznie potoczyły się dokładnie tak, jak można było się tego domyślać. Pomysł, który wdrożył w „Końcu wartyKing, może sam w sobie nie był zły, ale sposób jego rozpisania sprawił, że całość jest mało wiarygodna, a niekiedy nawet… śmieszna. Jak bowiem wynikało już z finału „Znalezione nie kradzione” Brady Hartsfield, czyli niepokojący Pan Mercedes, nie jest tak sparaliżowany, jak mogłoby się wydawać, a przynajmniej nie umysłowo. Po ciosie zaaplikowanym mu przez Holly na koncercie w pierwszej części trylogii, mózg zabójcy okazuje się pracować na pełnych obrotach. Co więcej, mężczyzna zdobył nowe zdolności, w które wpisuje się telekineza, a także możliwość hipnotyzowania pewnych osób, których ciała może ostatecznie przejąć i sprawować nad nimi kontrolę. A wszystko za sprawą niepozornych, mobilnych konsol do gier, Zappitów. Kiedy Brady odkrywa, co potrafi, postanawia dokończyć to, co zaplanował i zaczął w „Panu Mercedesie”. I oczywiście tylko Bill, irytująca Holly Gibney i niezbyt śmieszny Jerome mogą go powstrzymać.

Taki czytelniczy zawód nie zdarza się często. Na szczęście, bo musiałyby powstawać specjalne oddziały lub przynajmniej tabletki do każdorazowego uporania się z czymś takim. Mam szczerą nadzieję, że Stephen King powróci z czymś, co zatrze to niemiłe wspomnienie, co wydrapie mi z gardła tę nieprzyjemną, tępą gorycz, która została po lekturze „Końca warty”. Gdyby nie poprzednie dwie części, możliwe, że książkę oceniłabym jeszcze niżej, ale ostatecznie - da się ją jakoś przeczytać. Jednak drobne błędy, które popełnił King wcześniej w tej trylogii, w finale wiodą prym, a to, co sprawiało, że „Pan Mercedes” i „Znalezione nie kradzione” były dobrymi lekturami i które ostatecznie dawały satysfakcję - zniknęło i nie wiadomo, gdzie się podziało. Czekam z utęsknieniem na najnowszą powieść Króla - zbiór opowiadań, nowel, cokolwiek - i mam nadzieję, że następne jego dzieło poskleja to moje literackie status quo, które przez Koniec wartypotłukło się, rozsypało i straszy teraz ostrymi krawędziami.

Sylwia Sekret

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Poczekaj, szukamy dla Ciebie najlepszych ofert

Pozostałe księgarnie

Informacja