rozwiń zwiń

„Miasto Zwycięstwa” – esencjonalny epos Salmana Rushdiego

Remigiusz Koziński Remigiusz Koziński
15.11.2023

Określeniem kluczem podczas lektury tej książki jest: „nie tylko”. Gdy bowiem spróbujemy opowiedzieć, o czym jest najnowsza powieść noblisty, na końcu zdania powinny paść właśnie te słowa. Na pewno jest o żeńskim pierwiastku i o tym, że ma on moc tworzenia i zmieniania świata. Ale nie tylko…

„Miasto Zwycięstwa” – esencjonalny epos Salmana Rushdiego © 2023, Rachel Eliza Griffiths

Nie tylko o tym, co było na początku

Na początku jest ofiara, potem popiół – jej efekt, przy czym w proch obrócą się nie tylko ciała, ale i emocje. Następne są słowa: tworzące, wskrzeszające – tworzące mur, za który można się schować. Słowa kojące, chroniące i tnące. Gdy po oślepieniu główną bohaterkę otacza ciemność pulsująca bólem, znów zostaje ono – słowo. Istnieje niezależnie od tego, czy je widzimy. Istnieje nie tylko dlatego, że możemy je zarejestrować. Jest bytem niezależnym.

Logos – pojawia się też w jednym z esejów, w „Językach prawdy” tego samego autora. Wysłowienie myśli. Uczynienie idei. Uosobienie wiedzy. Wcielenie wiary.

Moc tworzenia w kobietach jest niepohamowana – twierdzi narrator „Miasta Zwycięstwa”. Rozsypanie nasion można powierzyć komukolwiek. Gdy magia nasącza powietrze, nasiona kiełkują zaraz po rzuceniu na ziemię. Wyrasta z nich miasto. Mury, budynki, ludzie. Są nie w pełni rzeczywiści – nienazwane i nienazwani. Obywatele miasta to zaledwie skorupy. Wykonują czynności, ich działania noszą znamiona pewnej logiki, jednak są „pustymi istotami, o pustych spojrzeniach”. Do istnienia, do tworzenia wspólnoty niezbędna jest idea. Im i nam. Potrzebujemy napełnienia.

Rwąca rzeka słów – wystarczy dać się ponieść

Logos jest czymś więcej niż tylko częścią mowy. Ma moc tworzenia, wypełnia i nasyca. Ze słów, którymi boginii Pampa wypełnia swoją imienniczkę tak bardzo, że aż wylewają się z jej ust, Salman Rushdie tworzy swoją własną wersję Mahabharaty. Epos bogaty w treści, kolory, zapachy i smaki.

Miasto Zwycięstwa – Bisnaga – jest ufortyfikowane, otaczają je pierścienie murów, jednak kwitnie tylko wtedy, gdy jest otwarte. Chwieje się i upada, gdy wrota do niego się zamykają, gdy społeczności grodu brakuje powietrza.

Słowa definiują i konstruują

Książka ta to podróż przez niespełna dwieście pięćdziesiąt lat życia głównej bohaterki, Stwórczyni (feminatywna wersja demiurga nijak nie chce spłynąć ze stalówki pióra, którym piszę pierwotną wersję tego tekstu) świata otaczającego czytelnika podczas lektury. Ten epos ma niezwykle skondensowaną formę. Przywołana wcześniej Mahabharata to ponad milion dwuwersowych zwrotek, dwa miliony dwieście tysięcy szesnastozgłoskowych wersów! Dla porównania, metrum bliskie naszej, jak by nie było, epickiej kulturze, to trzynastozgłoskowiec. Zapisany nim Mickiewiczowski „Pan Tadeusz” liczy sobie ponad dziewięć tysięcy siedemset wersów. Starożytne „Iliada” i „Odyseja” razem wzięte mają tych wersów raptem dwadzieścia siedem tysięcy.

Mahabharata to księga totalna. Ma w sobie wszystko: część dla hinduistów świętą – „Bhagavad-gitę”, zapis wiedzy na temat medycyny, astronomii, sztuki (!) miłości, etyki i wojennej strategii. Instrukcja dla tworzących światy ze słów? Dla pisarzy. Skoro „bogiem było słowo”, to kimże zatem jest operujący nim twórca, twórczyni (tu feminatyw napływa naturalnie, jak wdech)? Pytanie to pada w „Językach prawdy”.

Czyżby to właśnie Mahabharatę szeptała Pampa Kampana, gdy wypełniała ich puste ciała treścią? Czy „Miasto Zwycięstwa” jest właśnie tym dziełem, które Salman Rushdie chciałby zapieczętować w glinianym dzbanie i zakopać głęboko na czterysta pięćdziesiąt lat? A może historia miasta Bisnagi jest zaledwie abstraktem, niezwykle skondensowaną treścią, którą ktoś, kto ją znajdzie, będzie mógł rozbudować, rozprowadzić w wodzie. Może to esencja, na tyle mocna, że zaledwie kropla nada wyraz spożywanej intelektualnej potrawie.

Zwycięstwo i porażka

„Dźajaparadźaja” – „Zwycięstwo i Porażka”. Tak zatytułowała, jak chce narrator, swoje dzieło Pampa Kampana. W porównaniu z innymi eposami niezbyt długie.

My, współcześni, nie chcemy, by ktoś nam podawał wszystko na tacy. Wolimy krócej? Na pewno szybciej, ale też chcemy wybierać – samodzielnie.

Książka ta jest jak niewielki dom z ogromną liczbą okien i drzwi. Hulają w nim przeciągi, to prawda, ale niosą, wzbijając trochę kurzu, ożywcze, świeże powietrze. Wyglądajmy przez okna – za każdym z nich inny widok, nawiązania do innych eposów. Jest i „Sto lat samotności”, jest i Stary Testament. Są echa słów Marqueza i pogłosy opowieści Tomasza Manna. Salman Rushdie wspominał, że podczas pandemicznego zamknięcia sięgnął po wielu latach po „Czarodziejską górę” – tu jednak słyszę „Józefa i jego braci”, może też Kafkowski „Zamek”. W „Językach prawdy”, zbiorze esejów, który pojawia się tu raz po raz, mamy gotowe, wytyczone szlaki. Narrator, który opowiada historię w powieści, zostawia wskazówki delikatniej, są one jak wyrafinowana pieszczota. To nie tak, że Bisnaga jest Maconde, czy Kanaanem. „Miasto Zwycięstwa” nie jest Mahabharatą.

Wzorce i odniesienia pokazują paternalistycznym pierwowzorom, gdzie ich miejsce. To bogini wypowiada Słowo, to żeński pierwiastek nadaje stworzeniu sens istnienia, to kobieta wraca z wygnania. Wkracza nierozpoznana do Bisnagi niczym Odyseusz do Itaki.

Szeherezada ratuje życie opowieściami, a Rushdie?

Mit ratuje. Snucie interesujących historii dawało Szeherezadzie kolejne noce życia, aż w końcu ocaliło ją ostatecznie. Czy „Dźajaparadźaja”, jak „Księga tysiąca i jednej nocy”, maskuje podświadomą chęć okupienia swojego życia opowiadaniami? Spójrzmy na ostatnią, zamykającą „Języki prawdy”, odpowiedź na pytanie z kwestionariusza Prousta. „– Jak chciałbyś umrzeć? – Chciałbym tego nie robić”, odpowiada już nie narrator, ale Salman Rushdie. Kilka tygodni po oddaniu manuskryptów będzie bliżej śmierci, niż zapewne przypuszczał. Nie przekonują mnie profetyczne tropy w tym akurat wypadku. Nie trzeba być prorokiem, by wiedzieć, że śmierć jest nieuchronna. Opowieści mogą ją oddalić, zaklęcia budowane ze słów – pomagają. Przedłużą życie o tysiąc i jedną noc, o dwieście czterdzieści siedem lat, ale tylko one są naprawdę wieczne, zamknięte w glinianym dzbanie.

Na początku było Słowo. „Ja sama jestem niczym” – mówią: Szeherezada, Pampa Kampana, Homer, Wjasa spisujący Mahabharatę tysiące lat temu. Wreszcie Salman Rushdie. Tylko on nie jest mitem. Jednak ostatnie zdania jego powieści zamykają to, co otwarła opowieść Jana Ewangelisty. Jana pochowanego w Turcji, po którym zostały: Ewangelia i Apokalipsa.

„Pozostało jedynie miasto ze słów. Słowa są jedynymi zwycięzcami”.

Chcesz kupić „Miasto zwycięstwa” w cenie, którą sam/-a wybierzesz? Ustaw alert LC dla tej książki!
Książka jest już dostępna w sprzedaży.

Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem.


komentarze [6]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Krzysztof Gromadzki 15.11.2023 11:25
Czytelnik

"Dzieci północy" są świetne, ale "Śalimar klaun" również jest znakomity. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Remigiusz Koziński 15.11.2023 16:16
Redaktor

Zgadzam się. Ta ostatnia książka jest, mam wrażenie esencją poprzednich. Nie jest jakoś specjalnie obszerna (Orhan Pamuk pisze dłuższe historie), ale jest napisana z nieprawdopodobnym rozmachem. Nie wiem jakiego słowa użyć, chyba najbardziej pasuje: esencjonalna lub nasycona.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Krzysztof Gromadzki 15.11.2023 16:31
Czytelnik

Wydaje mi się, że Rushdie we współczesnej literaturze spełnia mniej więcej tę samą rolę, jaką na przełomie XIX i XX wieku spełniał Henry James. James zderzał ze sobą kultury i cywilizacje (w sumie Pamuk też robi to samo) amerykańską i europejską, kontrastując amerykańską młodość, witalność i naiwność, z europejskim wyrachowaniem i przebrzmiałym odchodzeniem w cień....

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Remigiusz Koziński 15.11.2023 21:42
Redaktor

Ciekawy do analizy i przemyśleń motyw utraty wzroku w "Nazywam się Czerwień" i "Mieście zwycięstwa". 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Krzysztof Gromadzki 15.11.2023 23:06
Czytelnik

Nowej książki Rushdiego jeszcze nie przeczytałem. A w "Nazywam się Czerwień" najbardziej intrygujące jest to, że poglądy mordercy są w istocie rzeczy poglądami samego Pamuka. To znakomita książka, takie "Imię Róży z Tysiąca i Jednej Nocy". 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Remigiusz Koziński 15.11.2023 10:30
Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post