rozwińzwiń

Tybetańska księga umarłych

Okładka książki Tybetańska księga umarłych autor nieznany
Okładka książki Tybetańska księga umarłych
autor nieznany Wydawnictwo: A religia
192 str. 3 godz. 12 min.
Kategoria:
religia
Tytuł oryginału:
Bardo thödol / བར་དོ་ཐོས་གྲོལ
Wydawnictwo:
A
Data wydania:
2005-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2005-01-01
Liczba stron:
192
Czas czytania
3 godz. 12 min.
Język:
polski
ISBN:
8389978024
Tłumacz:
Ireneusz Kania
Tagi:
buddyzm Tybet lamaizm
Średnia ocen

7,6 7,6 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,6 / 10
44 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
225
71

Na półkach: ,

Głęboko przemyślana i inspirująca podróż przez tajemnice życia, śmierci i transcendencji. Zapraszam na krótką wideo-recenzje:

Głęboko przemyślana i inspirująca podróż przez tajemnice życia, śmierci i transcendencji. Zapraszam na krótką wideo-recenzje:

Pokaż mimo tovideo - opinia

avatar
179
130

Na półkach: , , , ,

Tybetańska Księga Umarłych dla mnie jako nastolatki, była ciekawym odkryciem.

Za to czytanie książki na studiach (mongolistyka i tybetologia na UW),z fragmentami czytanymi po tybetańsku wywarła znacznie większe wrażenie. Nie każdy ma możliwość poznawania Tybetańskiej Księgi Umarłych od środka, ale warto przed jej przeczytaniem choć trochę poznać kulturę i historię Tybetu.

Tybetańska Księga Umarłych dla mnie jako nastolatki, była ciekawym odkryciem.

Za to czytanie książki na studiach (mongolistyka i tybetologia na UW),z fragmentami czytanymi po tybetańsku wywarła znacznie większe wrażenie. Nie każdy ma możliwość poznawania Tybetańskiej Księgi Umarłych od środka, ale warto przed jej przeczytaniem choć trochę poznać kulturę i historię Tybetu.

więcej Pokaż mimo to

avatar
110
3

Na półkach:

Oprócz paru wartych cytowania zdań (np. "Gdy rozpoznasz jasną istotę własnego umysłu jako buddę, spoglądanie w głąb umysłu będzie kontemplacją buddy") to w książce znajduje się bardzo niewiele ciekawych treści (zwłaszcza że sam Budda uważał dywagacje na te tematy za zwyczajną stratę czasu). Z plusów - napisane jest że warto medytować, z czym się zgadzam, oraz to że rzekome pośmiertne straszne wizje to tak naprawdę projekcje naszego jestestwa (czyli zasadniczo my sami) więc książka uczy samoakceptacji własnych lęków i myśli. Na plus też komentarz Junga. Z minusów - czytanie całości zlewa się w potok słów w stylu - pojawia się któryś z kolei buddsativa z widłami od strony zachodniej, a tuż za nim inny od strony wschodniej z czaszką, co jest zwyczajnie nudne i nie ma przełożenia na inne kultury.

Oprócz paru wartych cytowania zdań (np. "Gdy rozpoznasz jasną istotę własnego umysłu jako buddę, spoglądanie w głąb umysłu będzie kontemplacją buddy") to w książce znajduje się bardzo niewiele ciekawych treści (zwłaszcza że sam Budda uważał dywagacje na te tematy za zwyczajną stratę czasu). Z plusów - napisane jest że warto medytować, z czym się zgadzam, oraz to że rzekome...

więcej Pokaż mimo to

avatar
168
43

Na półkach:

Ta książka ma dość spore obciążenie (pop)kulturowe. Sam sięgnąłem po nią przez odniesienia w „Twin Peaks” i „Enter The Void”. Poza tym, powiedzmy to sobie szczerze, ten tytuł brzmi potężnie. Zwłaszcza w angielskiej wersji gdzie często pomija się przymiotnik „tybetańska”. Książka jest też dość krótka, więc nie żal czasu żeby się z nią zapoznać. Mimo wszystko naturalnym efektem sięgania po coś przez to jak coś jest przedstawione gdzieś indziej, a zwłaszcza w filmach, nie w pracach naukowych/socjologicznych, jest to, że mamy dużo oczekiwań wstępnych względem takiego utworu, które niekoniecznie muszą być spełnione przy bezpośrednim kontakcie. Czego więc ja oczekiwałem? Niektórzy już się pewnie domyślają: sporo psychodelii (warto tu przypomnieć, że źródłowo znaczy ono rozszerzenie świadomości),trochę quasi-filozofii buddyjskiej odnośnie do śmierci, a także wgląd w tybetańską kulturę

Warunek pierwszy jest spełniony. Warto to przeczytać dla samych początkowych mantr, stosowanych tuż po śmierci klinicznej, gdzie, wedle tybetańskich poglądów, umysł zmarłego znajduje się w Bardo Dharmaty. Te mantry są przy tym bardzo uniwersalne, absolutnie nie są to jedynie puste religijne formułki. To oczywiście subiektywna sprawa, ale myślę, że świat byłby lepszym miejscem gdyby ludzie stosowali się do wskazywanych tam zaleceń. Nie lubię dawać obszernych cytatów, ale tutaj naprawdę najlepiej będzie to zrobić ostensywnie. O to fragment z samego początku;
Szlachetny synu! Oto przyszedł na ciebie czas tego, co nazywają śmiercią, i stoisz w jej obliczu. Dlatego myśli twoje niech będą takie: „Ach, skoro przyszedł na mnie czas śmierci i stoję w jej obliczu, to wobec tej mojej śmierci umysł swój napełniam jedynie miłością, współczuciem i Bodhiczittą; obym dla dobra wszystkich czujących istot, podobnych w liczbie nieobjętym niebiosom, osiągnął stan Buddy! I wszystko, co zaistnieje w moim umyśle, a szczególnie obecne moje myśli, niech obróci się na dobro wszelkich czujących istot. Niechaj w jasności śmierci rozpoznam Dharmakaję i w jej sferze niech mi będzie dane osiągnąć najwyższe urzeczywistnienie Mahamudry, dla pożytku wszystkich czujących istot! A jeślibym tego nie osiągnął, to obym w bardo mógł poznać, ze jestem w bardo. Urzeczywistniając Mahamudrakaję poprzez jogę bardo, wszelkimi posobami pragnę działać dla dobra wszelkich istot czujących, nieskończonych w liczbie swej jak niebo!”. Nie porzucając takich właśnie rodzących się w umyśle pragnień, przypominaj sobie wcześniej otrzymane pouczenia o praktyce medytacyjnej!

Proszę nie zrozumieć mnie źle, daleko mi do takiej woo spirytualności, zwłaszcza gdy próbuje się uzasadniać twierdzenia TBK poprzez podobieństwo jej treści do doświadczeń osób w stanie śmierci klinicznej (czy to nie jest wygodne, że zgodnie z doktryną najintensywniejsze doświadczenia mistyczne otrzymują jogini najwyższego poziomu?),ale dla mnie spokojnie można podejść do tematu na świecko. To zresztą też nie tak, że odrzucam mistyczne doświadczenia indywidualnych ludzi, one mogą mieć na pewno dużą wartość, vide mój pierwszy polubiony cytat na tej stronie, wolałbym jednak żeby traktowano je z właściwą im subiektywnością i pluralizmem doświadczeń. W każdym razie jak już mamy ze sobą te wyjaśnienia muszę powiedzieć, że szczerze podziwiam ten fragment, ten przekaz. Jest niesamowity. Po prostu kilka dobrych rad, bez fałszywego optymizmu, ale jednocześnie z dużą dawką nadziei. Jako że żyjemy gdzie żyjemy ciężko mi nie skontrastować tego z przekazem chrześcijańskim, a zwłaszcza katolickim, gdzie prędzej usłyszmy o męce bolesnej Jezusa Chrystusa Baranka Bożego, o karze za grzechy, cała ta retoryka piekła i nieba. Może niektórym to się podoba, ale mnie nie. To nie uchwytuje smaku życia ani trochę

Ale wróćmy się na chwilę, bo w sumie miało być o psychodelii, a już tekst zaczął podchodzić pod dziwne moralizatorstwo. Te mantry to tylko jedna warstwa psychodelii, można tu powiedzieć o psychodelicznym sposobie życia. Oprócz tego mamy też psychodelię już bardziej bezpośrednią. Mnóstwo opisów różnych wcieleń Buddy, opisy demonów, aniołów, różnych światów duchowych. Ta cała mitologia robi wrażenie, działa na wyobraźnię. Dosyć przypomina mi wizje z „Ewangelii Judasza”, doprawdy zadziwiająca zbieżność

To teraz tzw· aspekt mądrościowy, żeby zapożyczyć terminologii biblijnej. Rady są proste, ale czasem nie trzeba skomplikowanych i myślę, że naprawdę można tutaj o ile nawet nie zmienić własne postrzeganie różnych spraw, choć to może też, to bardziej wykrystalizować sobie pewne rzeczy, które i tak się uznaje, zobaczyć je pod innymi kątami. Poza tym jak wiadomo strach przed śmiercią; nie jest trudno mi sobie wyobrazić, że to może pomóc ludziom przezwyciężyć swoje lęki w trudnych dla nich chwilach. Na pewno nie wszystkim, ale zawsze zobaczenie jak do czegokolwiek podchodzą inni daje większy spokój wewnętrzny

Ta książka poza tym przedstawia osobliwy duchowy portret psychologiczny typowy dla rejonów Tybetu. TKU jest wbrew pozorom całkiem pragmatyczna, bo poprzez samo powtarzanie mantr można znacząco zwiększyć prawdopodobieństwo tego, że po śmierci ludzi czeka dobry los, a nie reinkarnacja w postaci na przykład robaka, przynajmniej zakładając, że wszystkie religijne kwestie tam przedstawione są prawdziwe. Mamy tam opisane zalecane praktyki medytacyjne, które mogą zwiększyć szansę na pomyślny koniec, nie mogę jednak nic zagwarantować, bo ludzie po śmierci dużo rzeczy zapominają i nawet jogini wysokiego poziomu potrzebuję pomocy tej książki. Naprawdę przerąbane mają za to osoby, które nie słyszały o buddyzmie, a nikt im nie czytał tej książki po śmierci (i to przez 49 dni! Tyle trwają te rytuały). W każdym razie jeśli buddyzm jest prawdziwy, to to może być niezły life hack, a raczej death hack. Ja jednak chyba podziękuję za wdrażania ich do własnego (nie)życia i w najgorszym wypadku skończę jako kamień, a kto wie, może coś tam jednak zapamiętam i uda mi się przekabacić duchy na moje ;)

Ta książka ma dość spore obciążenie (pop)kulturowe. Sam sięgnąłem po nią przez odniesienia w „Twin Peaks” i „Enter The Void”. Poza tym, powiedzmy to sobie szczerze, ten tytuł brzmi potężnie. Zwłaszcza w angielskiej wersji gdzie często pomija się przymiotnik „tybetańska”. Książka jest też dość krótka, więc nie żal czasu żeby się z nią zapoznać. Mimo wszystko naturalnym...

więcej Pokaż mimo to

avatar
106
93

Na półkach:

Doktryna wadżrajany, czyli tzw. ,,diamentowego wozu" buddyzmu, głosi możliwość oświecenia BEZ uprzedniej praktyki i nawet BEZ dobrych uczynków. Pomysł, że trup zostanie oświecony - i wydarty z zaklętego kręgu narodzin i śmierci - poprzez samo czytanie mu tej księgi wydaje się szalony; jednak jest ona, w warstwie metaforycznej, istnym skarbcem prawdy o naturze cierpienia i lęku przed śmiercią.

Doktryna wadżrajany, czyli tzw. ,,diamentowego wozu" buddyzmu, głosi możliwość oświecenia BEZ uprzedniej praktyki i nawet BEZ dobrych uczynków. Pomysł, że trup zostanie oświecony - i wydarty z zaklętego kręgu narodzin i śmierci - poprzez samo czytanie mu tej księgi wydaje się szalony; jednak jest ona, w warstwie metaforycznej, istnym skarbcem prawdy o naturze cierpienia i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1464
29

Na półkach: ,

[na godziny przed śmiercią ojciec Asmo poprosił o blok i kredki, malował tylko twarze z profilu]

[na godziny przed śmiercią ojciec Asmo poprosił o blok i kredki, malował tylko twarze z profilu]

Pokaż mimo to

avatar
34
23

Na półkach:

Książka ciężka dla czytelnika zupełnie niezaznajomionego z kulturą Tybetu, przynajmniej takie było moje subiektywne odczucie. Jest to zbiór formuł recytowanych zmarłemu po śmierci, aby łatwiej mógł osiągnąć stan oświecenia. Zdecydowanie nie poszukiwałbym w niej (jak sugeruje notatka z tyłu okładki) głębszego zrozumienia naszej egzystencji, ale jest swojego rodzaju podróżą w głąb umysłu, przedstawioną ze strony poglądu buddyjskiego. Co do formuł samych w sobie, osobiście ciężko było mi przez nie przebrnąć, aczkolwiek mogłyby być ciekawe do przesłuchania podczas medytacji.

Książka ciężka dla czytelnika zupełnie niezaznajomionego z kulturą Tybetu, przynajmniej takie było moje subiektywne odczucie. Jest to zbiór formuł recytowanych zmarłemu po śmierci, aby łatwiej mógł osiągnąć stan oświecenia. Zdecydowanie nie poszukiwałbym w niej (jak sugeruje notatka z tyłu okładki) głębszego zrozumienia naszej egzystencji, ale jest swojego rodzaju podróżą w...

więcej Pokaż mimo to

avatar
381
380

Na półkach:

Tybetańska Księga Umarłych* – Padmasambhawa? (VIII w.)
(Wielkie wyzwolenie z bar-do przez słuchanie [Bard-do t'os-grol cz'en-mo])

„Odchodzisz z tego świata na drugą stronę, ale nie jesteś w tym jedyny. Zdarza się to wszystkim. Nie pożądaj już i nie tęsknij do tego życia. Gdybyś jednak pożądał go i tęsknił do niego, nie będziesz mógł tutaj trwać; nie wyzwolisz się z ustawicznego błądzenia po kolisku samsary” (str. 51).



„Omawiana tutaj TKU [Tybetańska Księga Umarłych] jest buddyjskim tekstem rytualnym związanym ściśle z tradycją »sekt« rŃing-ma i ‘Brug-pa, a także bKa’bgrjud, i odzwierciedla właściwe im wyobrażenia eschatologiczne. Jest to jeden z wielu tego rodzaju znanych w Tybecie tekstów i bynajmniej nie najbardziej rozpowszechniony” (str. 25).

„TKU przynależy do bardzo szerokiego i cieszącego się szczególnym statusem kręgu piśmiennictwa tybetańskiego zwanego gter-ma (dosł. »skarb«). Obejmuje on teksty bezpośredniego bądź pośredniego autorstwa Padmasambhawy, rzekomo ukryte przez niego w zamierzchłej epoce (VII wiek**),i ujawniane począwszy od XI wieku przez joginów i wizjonerów dysponujących specjalnymi uzdolnieniami. Jednym z ich był Kar-ma gling-pa [Karma Lingpa (1326–1386)], prawdopodobnie zresztą autor tekstu Księgi, skoro – jak twierdzą obecnie niektórzy badacze – Padmasambhawa być może w ogóle nie był postacią historyczną” (str. 24).

Treść tych pouczeń jest głęboko osadzona w tradycji buddyjskiej i rdzennych wierzeniach Tybetu (Jundrung Bön). To nie jest uniwersalna solucja dla każdego, z czego zresztą twórcy*** zdają sobie sprawę, sugerując, by zmarły w ostateczności, kiedy nie uda mu się przejść w wyższy stan bytu, salwował się odrodzeniem gdzieś na terenie Azji, w obszarze dharmy****.

Aby prawidłowo odbierać ten tekst, dobrze jest znać tybetańską sztukę sakralną: posagi, malowidła ścienne, ryciny. Jeśli czytelnik miał z tym do czynienia wcześniej – od razu wizualizuje sobie charakterystyczne postacie, buddów i ich atrybuty. Przekład jest w zasadzie jasny, i nie nastręcza większych trudności – jednak niektóre terminy będą dla nas enigmatyczne. Nie sposób odczytać ich znaczenia z kontekstu, dlatego pomysł by umieścić przypisy na końcu jest bezsensowny (piszę o wydaniu z 2012).

Wstęp Ireneusza Kani (1940) byłby lepszy, gdyby było w nim mniej rzadkich, akademickich terminów, albo chociaż przypisy – tak aby był zrozumiały dla każdego. Tłumacz przełożył tekst z oryginału (1984),co musiało stanowić ogromny wysiłek, nastręczający wielu zagwozdek i frustracji. Taką prace trzeba docenić. Redakcja mahajana.net, na której możemy znaleźć ten przekład, informuje: „Niniejsze tłumaczenie ma charakter literacki, nie było ono przygotowywane pod kątem praktyki buddyjskiej” (https://mahajana.net/teksty/tybetanska_ksiega_umarlych.html),dla nas, profanów, nie ma to jednak żadnego znaczenia. Odmienność tybetańskiego względem polskiego jest tak duża, że nie może być mowy o odtworzeniu szyku oryginału (typowe tybetańskie zdanie składa się tak: podmiot + dopełnienie + orzeczenie, czyli polskie „kot pije mleko” to „kot mleko pije”). Nie da rady przełożyć pewnych zwrotów, idiomów itd. Można natomiast przekazać sens, i to przekład Kani realizuje. Mimo pewnych ciągotek do archaizacji języka, można powiedzieć że jest prosty i oszczędny. Powtórzenia kluczowych fraz, zwrotów kierowanych do zmarłego i opisów istot nadają mu rytualny, poetycki charakter*****. Bardzo przyjemny, kiedy czytamy to z odpowiednim nastawieniem.

_____________________________
* Zachodni tytuł (The Tibetan Book of the Dead) jest nawiązaniem do egipskiej „Księgi umarłych”, który także nie jest nazwą oryginalną. Notatka odnosi się do przekładu Ireneusza Kani (1940) – VIII wydania z 2012 (wydawnictwo A).
** Wedle Wikipedii żył wiek później (ok. 730-810).
*** Piszę „twórcy” bo tego typu robota zwykle jest rozłożona na kilka osób, nierzadko w odstępie kilku pokoleń. Nawet jeśli większość należy do jednej osoby, to ktoś to przepisywał, skracał, rozbudowywał, poprawiał itd.
**** Co z ludźmi urodzonymi daleko od Azji, poza obszarem religii dharmicznych? Jaki jest plan dla nich? Czy także widzą po śmierci buddów? A skoro tak, skąd te wyobrażenia? TKU mówi wprost, bez ogródek – wszelkie istoty spotykane w bar-do to dzieło naszego mózgu, nie realnie byty. Czy mogłyby zrodzić się w głowie Inki, Egipcjanina lub Malgasza?
***** Osobiście kojarzy mi się to ze schematami z popkultury i gier. W przypadku seriali jakie oglądałem jako dzieciak, pamiętam kolejne starcia z przeciwnikami podobnej klasy, typowe zwłaszcza w przypadku anime. W Diablo II (2000),na późniejszych etapach, trafiałem na potwory identyczne jak te które stawały na mojej drodze początkowo – różniły się tylko barwą, ale miały inne klasy. Jest to oczywiście pewne uproszczenie, podyktowane pragmatyzmem twórców, ale przeprawa przez bar-do skojarzyła mi się właśnie z takimi produkcjami.



Czy Tybetańczycy są bliżej absolutu, prawdy o naturze wszechrzeczy? Nie sądzę, choć nie miałbym nic przeciwko aby tak było.

Na pewno warto to przeczytać, chociażby po to by wiedzieć czym „Tybetańska Księga Umarłych” faktycznie jest. Dla twórców będzie to inspirujące. Dla ludzi którzy przekopują się przez różne mitologie, którzy nie unikają tekstów źródłowych, lektura stanie się kolejnym klockiem w układance. Pozwoli lepiej zrozumieć kulturę Tybetu, trochę ją odczarować, i spojrzeć szerzej na zagadnienie religii, to z czego wyrasta i czemu ma się nieźle.



„[...] narodzenie się w kształcie człowieczym jest czymś nieprawdopodobnie wręcz rzadkim. Spośród bilionów rodzących się w każdej chwili we Wszechświecie istot żywych taka szansa trafia się jednej raz na eony” (str. 20-21) i jest to bardzo cenne doświadczenie. Odrodzenie się na innej planecie, jako humanoidalny efekt innej ścieżki ewolucji, albo odmienny, ale równie inteligentny byt nie jest już takim szczęściem? Również należy do gorszych inkarnacji?

„W kosmologii indyjskiej (a stąd tybetańskiej) świat składa się z czterech kontynentów (skr. dwipa, właśc. »wyspa«),oblanych wodami Wszechoceanu. Pośrodku nich stoi wielka, święta góra Meru, axis mundi [oś kosmiczna, oś świata]. Oto nazwy kontynentów, poczynając od wschodu (poprzez południe itd.): Purwawideha, Dżambudwipa, Aparagodanija, Uttarakuru. Nasz świat znajduje się na drugim z nich” (str. 175). Nasz świat, czyli nasz kontynent (Azja/Eurazja) – są również inne podziały, bardziej zgodne ze współczesną wiedzą o świecie – wyróżniające więcej regionów (https://en.wikipedia.org/wiki/Dvipa). Prócz tego mamy jeszcze płaszczyzny duchowe, ale nic o życiu w innych, materialnych światach. A przynajmniej nie wprost, i nie tutaj.

Wydaje mi się, że gdyby ten tekst odnosił się do faktycznego porządku rzeczy, dotykał jego istoty, nie tylko byłby sensowniejszy, uzasadniając konieczność kolejnych testów, ale mówił też szerzej o możności życia poza tym światem, na innych planetach. Kosmos to niewyobrażalny nadmiar przestrzeni, w którym na pewno istnieją inne, odizolowane od nas cywilizacje. Zapewne i one mają swoje religie, i w zależności od zaawansowania i stopnia wiedzy o Wszechświecie, również mogą myśleć o swoim globie jak o pewnej całości, kompletnym uniwersum. W takim przypadku, przełomem będzie uświadomienie sobie, że gwiazdy nie wcale takie małe.

„W 1584 Giordano Bruno w swym dziele De l’infinito universo e mondi (O nieskończonym Wszechświecie i światach) zasugerował, że gwiazdy mogą być w istocie innymi Słońcami, wokół których też krążą planety, także takie podobne do Ziemi. Nie była to idea nowa, podobne koncepcje wysuwali już starożytni greccy filozofowie Demokryt i Epikur oraz średniowieczni kosmologowie muzułmańscy, na przykład Fakhr al-Din al-Razi. Myśl tę początkowo napiętnowano jako herezję, lecz w kolejnych wiekach zyskała ona duże poparcie wśród astronomów i urosła do rangi obowiązującej teorii” (https://pl.wikipedia.org/wiki/Gwiazda). Giordano Bruno przepłacił tę tezę życiem*.

Wtedy, z perspektywy prostego człowieka, dla którego słońce krążyło wokół Ziemi – wydawało się to czystą fantazją.

_____________________________
* „Jego poglądy religijne były bliskie panteizmowi. Został skazany przez Kościół katolicki pod zarzutem herezji na karę śmierci i spalony na stosie na Campo de’ Fiori, gdzie później postawiono mu pomnik […]. Jego zuchwałe i pogardliwe drwiny z dogmatów dały mu niezrównany rekord ekskomunik: oprócz katolickiej także kalwińską i luterańską” (https://pl.wikipedia.org/wiki/Giordano_Bruno).



„Nie lgnij do owego bezpołyskliwego zielonego światła dziedziny zwierząt! Jeśli bowiem znajdziesz w nim upodobanie, wpadniesz do mrocznej sfery zwierząt, aby bez końca cierpieć tam nędzę głupoty, otępienia i poddaństwa, i nigdy nie będziesz mógł się z niej wydostać!” (str. 68).

Jeśli zawalimy, i wybierzemy źle – czeka nas wieczna egzystencja w formie zwierzęcej. Z jednej strony jest to perspektywa przerażająca, niewiele lepsza od całkowitego wyłączenia wiadomości, z drugiej strony każdemu z nas przydałby się dobry, kilkunastoletni żywot domowego kota...



„Tybetańska Księga Umarłych” informuje jak rozpoznać które projekcje symbolizują płaszczyznę inferno, po czym pisze tak: „Jeśli tam wstąpisz, wpadniesz do piekieł, gdzie będziesz cierpiał nieznośne udręki gorąca i zimna, i skąd nigdy nie wyjdziesz” (str. 109).

Często spotkałem się z informacją, że kara w buddyjskim piekle nie jest wieczna. I zawsze było to stawiane w kontraście do chrześcijańskiej wizji, z komentarzem odnośnie światłości buddyzmu, górującego nad religią Europejczyków.



„Jest to [medytacja] bardzo ważne, bo zapobiega narodzinom” (str. 101).

Ciekawe, że z perspektywy człowieka Zachodu, najatrakcyjniejszą ofertą buddyzmu (czy też szerzej: religii dharmicznych) jest możliwość kolejnych inkarnacji. Tymczasem dla buddystów odrodzenie jest porażką. Idzie zrozumieć takie zapatrywanie – zwłaszcza jeśli każdy dzień wypełniał monotonny wysiłek, nie należało się do uprzywilejowanej mniejszości, a los był niepewny, niemniej rejestracja rzeczywistości jest tak absorbująca, że dobrowolne trwanie w jakimś błogostanie, poza własnym ja – nie wydaje się niczym kuszącym...



„ […] ludzie hołdujący Tajemnym Mantrom, choćby i najpospolitsi z pospolitych, nie pochodzący ze znakomitych rodów, nieuczeni, nawet jeśli postępowali szkaradnie, w niezgodzie z moralnością, nawet jeśli nie byli w stanie dokładnie przyswoić sobie owych Mantr – to jednak nie przyjmą błędnej postawy ani nie powezmą wątpliwości [wędrując poprzez bar-do]; właśnie dlatego, że czcili Tajemne Mantry, osiągną tutaj wyzwolenie. I jeśli nawet niepiękna była droga ich postępowania w ludzkiej sferze bytu, to w chwili śmierci towarzyszyć im będą znaki – jak na przykład relikwie lub świetlista tęcza, albowiem Tajemne Mantry zapewniają bardzo wiele błogosławieństw” (str. 73).

„Ponieważ tekst ten nazywa się właśnie Pouczenie o wielkim wyzwoleniu z bar-do przez słuchanie, nawet człowiek obciążony pięcioma głównymi występkami, lecz który przyswoi sobie te pouczenia poprzez ucho – na pewno dostąpi wyzwolenia” (str. 86).

Czym są te przewinienia? „1) zabójstwo matki, 2) zabójstwo arhata (świętego buddyjskiego),3) zabójstwo ojca, 4) wywoływanie rozdźwięków i podziałów we wspólnocie buddyjskiej, 5) zranienie do krwi bodhisattwy albo buddy” (str. 174).

To troszkę odległe od powszechnego (zachodniego) wyobrażenia o prawie karmy.



„Postacie te [Buddy Heruki i jego małżonki] z twego własnego wywodzą się mózgu i objawiają się teraz, tutaj, tobie. Dlatego nie trwóż się z nimi. Nie lękaj się ich!” (str. 75).

„Te złączone w uścisku postacie jab-jum z twojego wywodzą się mózgu […]. Dlatego nie trwóż się nimi! Nie lękaj się ich! Nie żyw ku nim gniewu! Rozpoznaj w nich formę twego umysłu! […] Rozpoznawszy, dzięki pouczeniu Guru, we wszystkich tych postaciach zręczną grę własnego umysłu – osiągnie wyzwolenie, podobnie jak wyzwala się ten, kto spostrzega, że lew jest tylko wypchaną skórą” (str. 78).

„Każdy z tych Panów Śmierci też jest tylko emanacją samoistnego blasku twego umysłu, przeto nie jest utworzony z substancji materialnej. […] Nie jest to nic innego jak tylko ukazująca się tobie zręczna gra twojego umysłu. […] Spotykane po tamtej stronie bóstwa dobrotliwe, gniewne, krwiożercze, przerażające postacie, świetliste tęcze, budzące grozę postacie Pana Śmierci i inne podobne nie mają realnego bytu, to rzecz pewna. Toteż gdy poznajesz ich naturę w ten właśnie sposób, uwalniasz się od lęku i obaw; rozpływając się w niedwoistości, stajesz się buddą” (str, 83-84).

„[...] postacie z piekła, ze sfery bogów i wszystkie inne pojawiające się w bar-do wchodzą w istnienie mocą iluzji” (str. 90) – „[...] są one w istocie projekcjami umysłu podmiotu i symbolizują rozmaite tegoż umysłu władze, energie i podświadome skłonności” (str. 169).

To jest ciekawe, i dosyć osobliwe.



„Dokładne pouczenie o wyzwoleniu przez obserwację oznak zapowiadających śmierć, [stanowiące część] Głębokiej nauki o wyzwoleniu spod władzy strażników gniewnych oraz spokojnych” z dodatku drugiego, to esencja ciemnoty i zabobonu: zestawienie pseudomedycyny oraz ludowego wróżbiarstwa – obrzydliwe i bezsensowne.

Komentarz Carla Gustava Junga (1875-1961) przedstawia kilka oczywistości, i jednocześnie bezsensownie gmatwa.



UWAGI TECHNICZNE (wydanie VIII z 2012): str. 9 – książka „Życie po życiu” to głos nie sprzed kilku, ale kilkudziesięciu lat (data pierwszej publikacji na rynku amerykańskim to ‘75, pierwszy polskie przekład powstanie dopiero w ’92 – objaśnienia tłumacza pochodzą z lat: 1989/1993/2004/2006),warto by to zaktualizować; str. 10 – wypowiedziało (opowiedziało); str. 23 – brak podkreślenia; str. 31 – świadomość czysta (czystej świadomości); str. 66/168 – pojawy (zjawy? widziadła?) + razem (zarazem); str. 73 – pospolitakom (hołocie, „plebejuszom”/”pospólstwu”?); str. 75 – trwóż się z nimi (zbędne „z”); str. 77 – tutaj khwatwanga nie jest wyróżniona kursywą (niekonsekwencja); str. 95 – brak kropki po cudzysłowie (?); str. 124 – Po drugie x2 (na początku strony powinno być „po pierwsze”); str. 134 – ani?; str. 135 – poczeniu (pouczeniu); str. 141 – ss. (s.) + C.C. Jung (C.G. Jung) str. 164 – niedomknięty cudzysłów.



„Tybetańska Księga Umarłych” przeleżała u mnie na półce kilka lat. Najpierw w domu rodzinnym, a potem w moim mieszkaniu. Nie spieszyłem się z lekturą, podobnie jak wiele innych tekstów religijnych czekała na odpowiedni moment, przerwę między ciekawszymi pozycjami. Podobnie jak „Opisanie Świata” spółki Polo-Rusitcello, „Epos o Gilgameszu” czy „Dzieje” Herodota – uważam ją za element kanonu lektur współczesnego Europejczyka. Takie osobiste must-read, jedną ze starych, popularnych pozycji które po prostu trzeba znać, bo mówią sporo o ludziach i ich odbiorze rzeczywistości.

Niestety, moment skłaniający do lektury się pojawił. 9 maja o 16:30 mój dziadek zgasł. Całkowicie sam, nie licząc reanimujących go lekarzy. Miał 83 lata, był po kilku zawałach, wielu operacjach, parę lat temu pokonał raka prostaty, a na skutek leków jakie przyjmował doszło w końcu do powikłań które skutkowały ostrą białaczką.
Przeczuwałem jego śmierć, myślałem intensywnie aby podjechać i się z nim zobaczyć, jeśli nie w niedzielę, to w poniedziałek, ale kiedy robiłem kanapki niespodziewanie zadzwoniła matka.
• Jesteś w pracy?
• W domu.
• Dziadek nie żyje.
I poleciałem na podłogę, bo nogi mi się ugięły. Domyśliłem się kiedy tylko usłyszałem ton głosu. Spodziewałem się tego od dwóch tygodni, czułem to – ale liczyłem że jestem w błędzie.

„Tybetańska Księga Umarłych” nie przyniosła mi pocieszenia, a komentarz Junga przypomniał że wszyscy mamy taki sam stan wiedzy o tamtej stronie. O ile w ogóle można mówić o jakiejś tamtej stronie, rzeczywistości niejawnej, bar-do czy zaświatach.

Śmierć dziadków to zwykle ta pierwsza która nas dotyka, zwłaszcza jeśli nie mamy licznej rodziny. To oczywiście naturalna kolej rzeczy, ale przygnębia mnie, że ten człowiek był, żył, egzystował – a teraz go już nie ma. Że nie może rejestrować rzeczywistości, wyglądać przez okno, jeść śniadania, gapić się bezmyślnie w telewizor.
Nie interesuje mnie moja perspektywa, tylko jego. On nie chciał żeby to wszystko się skończyło, przed chorobą żartował że planuje dociągnąć do setki. Niestety, nie udało się.

Ja miałem swoje życie, i on miał swoje życie. Ja mam nadal, on już nie.

Trafiam czasem na sensowne, wiarygodne świadectwa sugerujące, że świat nie jest wyłącznie materialny. Że jednak sporo nam umyka. Bardzo bym sobie życzył, by nie były efektem koincydencji, złej woli lub pomyłki.

1938-2021

Tybetańska Księga Umarłych* – Padmasambhawa? (VIII w.)
(Wielkie wyzwolenie z bar-do przez słuchanie [Bard-do t'os-grol cz'en-mo])

„Odchodzisz z tego świata na drugą stronę, ale nie jesteś w tym jedyny. Zdarza się to wszystkim. Nie pożądaj już i nie tęsknij do tego życia. Gdybyś jednak pożądał go i tęsknił do niego, nie będziesz mógł tutaj trwać; nie wyzwolisz się z...

więcej Pokaż mimo to

avatar
74
2

Na półkach:

Fantastyczny komentarz Younga. Zastanawiam się co prawda nad zasadnością umieszczenia go na samym końcu. Jednak polecam lekturę całości dla poszerzenia horyzontów kulturowych.

Fantastyczny komentarz Younga. Zastanawiam się co prawda nad zasadnością umieszczenia go na samym końcu. Jednak polecam lekturę całości dla poszerzenia horyzontów kulturowych.

Pokaż mimo to

avatar
60
27

Na półkach:

Książka myślę, że dla wszystkich, lecz przede wszystkim dla osób kontemplujących zagadnienia śmierci, i wydarzeń które mają miejsce w okolicach śmierci. Dla mnie jako dla buddysty tradycji theravada, która niejako jest w opozycji do Mahajany Tybetańska Księga Umarłych jest bardzo ciekawa. Pokazuje zupełnie inne spojrzenie na wydarzenia mające miejsce pod koniec obecnego życia. Tradycje i obrzędy buddyzmu tybetańskiego są czymś bardzo interesujący, otwierającym umysł na inne postrzeganie śmierci. Samo pojęcie bar-do jest dla mnie czymś wartym bliższego poznania, kontemplacji, co nie jest łatwe zwarzywszy na mnogość wydarzeń mogących mieć w nim miejsce np spotkania z różnymi imaginacjami, marami, złymi i dobrymi duchami.
Polecam zapoznać się z tą książką chociażby z względu na bardzo ciekawe inne niż powszechnie przyjęte/znane (w tej części geograficznej) wizje tego co po śmierci, ale też tego co towarzyszy umieraniu, jej niejako objawy/symptomy, które są opisane w książce.
Ja do tej książki miałam pare podejść, gdyż trzeba się przywyczaić do pojęć w niej zawartych i sposobu prowadzenia czytelnika, mimo to warto przez to przebrnąć.

Książka myślę, że dla wszystkich, lecz przede wszystkim dla osób kontemplujących zagadnienia śmierci, i wydarzeń które mają miejsce w okolicach śmierci. Dla mnie jako dla buddysty tradycji theravada, która niejako jest w opozycji do Mahajany Tybetańska Księga Umarłych jest bardzo ciekawa. Pokazuje zupełnie inne spojrzenie na wydarzenia mające miejsce pod koniec obecnego...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    1 142
  • Przeczytane
    455
  • Posiadam
    135
  • Teraz czytam
    21
  • Ulubione
    15
  • Chcę w prezencie
    12
  • Filozofia
    12
  • Buddyzm
    8
  • Do kupienia
    4
  • Religia
    4

Cytaty

Więcej
autor nieznany Tybetańska księga umarłych Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także