Korzenie zbrodni sięgają głęboko. Marek Stelar opowiada o książce „Blizny”

LubimyCzytać LubimyCzytać
03.09.2020

Marek Stelar, znany z serii książek z Dariuszem Suderem („Niepamięć”, „Niewiadoma”, „Nietykalny”) wraca z nową książką. Tym razem głównym bohaterem czyni nadkomisarz Rędzię ze szczecińskiej Komendy Policji. Akcja powieści dzieje się podczas pandemii, a nietypowe okoliczności związane z wirusem pomagają głównej bohaterce w śledztwie.

Korzenie zbrodni sięgają głęboko. Marek Stelar opowiada o książce „Blizny”

[Opis wydawcy] ŚMIERĆ NIE JEST ROZWIĄZANIEM, BYŁABY DLA CIEBIE ZA DOBRA.

Na placu budowy zostają odnalezione zwłoki. Nadkomisarz Rędzia ze szczecińskiej Komendy Policji wpada na ślad, który łączy śmierć denata z tragedią sprzed lat. Musi cofnąć się w czasie i wrócić do licealnej wycieczki klasowej w okolice Złocieńca, z której jeden z jego kolegów wrócił jako bohater, a kilku innych nie wróciło wcale. Co łączy tajemnicze zabójstwo sprzed lat z odnalezionym niedawno ciałem i dlaczego wszyscy tak bardzo chcą zapomnieć o bohaterze, który kiedyś z narażeniem własnego życia uratował swoich kolegów z klasy?

MOŻE NIE MA BOHATERÓW BEZ SKAZY?

Patryk Mierzwa: Słuchasz muzyki przy pisaniu?

Marek Stelar: Nie. Mogę jej słuchać przy wykonywaniu każdej innej czynności i tak często robię, ale przy pisaniu odlatuję tak bardzo, że nie słyszę niczego, prócz dźwięków krytycznie ważnych albo intensywnych, jak płacz synka lub ujadanie psa. Nie istnieje nic innego, prócz świata, który mam w tym momencie w głowie. Dlatego jestem w stanie pisać niemal w każdych warunkach - po prostu wyłączam się na bodźce zewnętrzne. I szczerze mówiąc bardzo się z tej „przypadłości” cieszę. Tak zwana literacka „płodność” ma wiele składowych, a jedną z najistotniejszych jest właśnie zdolność maksymalnego skupienia. Zwłaszcza przy chronicznym braku czasu.

„Rozkłada kolbę i głaszcze oksydowany metal. To miłe uczucie. Niewiarygodnie miłe. Czuje, jak gdyby był w posiadaniu mocy w najczystszej postaci. Mocy, nad którą panuje tylko ten, kto ma ją w rękach”.

Á propos świata przedstawionego w „Bliznach”, to akcja dzieje się w naszych czasach współczesnych, czyli w czasach pandemii. Z jednej strony pewnie trudno tego uniknąć, ale z drugiej czy nie masz wrażenia, że czytelnicy szukają w literaturze zapomnienia i odpoczynku?

Być może. Jednak w „Bliznach” pandemia jest tylko tłem, generalnie niezbyt istotnym dla przebiegu akcji, choć zdarzają się sytuacje, w których wynikające z pandemicznych obostrzeń zachowania pomagają głównemu bohaterowi w śledztwie. Na samym początku lockdownu zostałem zapytany w jakimś wywiadzie, czy nie planuję napisania powieści, której akcja osadzona będzie właśnie w czasach covidowej zarazy. Stwierdziłem, że jak najbardziej. Już wtedy chodziła mi po głowie historia z komisarzem Rędzią, którą opowiadam w „Bliznach”. Na taki pomysł wpadło zapewne wielu moich kolegów i koleżanek po fachu, czemu trudno się dziwić: oto pojawiła się możliwość stworzenia nieoczytanej fabuły opartej o realia, a realia – przynajmniej dla mnie – mają przecież kolosalne znaczenie dla powieści kryminalnej.

Marek Stelar

Wiemy, jak było na początku: strach, niepewność, brak koncentracji. Czy to wpłynęło na tempo pisania „Blizn”? Bo trzeba przyznać, że było imponujące…

Przyznaję, sam byłem zdziwiony tym tempem. Zadawałem sobie nawet pytanie, czy w tak krótkim czasie może w ogóle powstać dobra, porządna i uczciwa powieść. Mam nadzieję, że tak i „Blizny” są tego przykładem, czego wszystkim czytelnikom serdecznie życzę (sobie również). Wbrew pozorom „Blizny” nie są bardzo skomplikowaną historią: to opowieść o tym, jak na odbiór pewnych zdarzeń wpływa to wszystko, nad czym nie mamy kontroli, choć jesteśmy pewni, że jest przeciwnie. I to właśnie to tak bardzo potrafi rzecz skomplikować i to dzieje się w „Bliznach”. Na tempo ich powstania przede wszystkim wpływ miała ilość wolnego czasu, jaką dostało wielu z nas. Poświęciłem go na te rzeczy, na które zawsze go brakowało w tym pędzie ku śmierci, do czego często sprowadza się życie, przede wszystkim na dopieszczenie rodziny. Oraz na pisanie, rzecz jasna! Istotne w przypadku „Blizn” były też dwie inne rzeczy, prócz tej, o której mówiłem odpowiadając na Twoje pierwsze pytanie. A więc po pierwsze: wprawa. Wynika z pasji i wyklikania milionów znaków, które zdążyłem przełożyć na swoje historie przez ostatnie pięć lat. A po drugie: ta opowieść bardzo szybko i sprawnie ułożyła mi się w głowie. Pozostało właściwie tylko ją przepisać, a ponieważ było trochę wolnego czasu...

„Nie ma bohaterów bez skazy. W moim przypadku ta skaza byłaby jak stygmat, znamię, jak szpecący naczyniak, widoczne zawsze i wszędzie. Zobaczcie: to bohater. Ale ma coś na twarzy… To już lepsza blizna, jest mniej widoczna i nie rzuca się tak bardzo w oczy”.

A to chyba nietuzinkowe podejście, prędzej chyba można było spotkać się z opiniami, że wszystko stanęło w miejscu, także klikanie znaków. W każdym razie „Blizny” polecają Wojtek Chmielarz i Robert Małecki. Czytając Twoją książkę trudno oprzeć się wrażeniu, że w polskim kryminale mamy do czynienia z pewną modą, trendem. Pojawiają się wątki ważne pod kątem problemów społecznych i... seks. „Blizny” się w to wpisują? To świadomy krok?

Zauważam dwa trendy w powieści kryminalnej: pierwszy to właśnie ten, o którym mówisz w pierwszej części pytania. Powieść kryminalna bez wątków społecznych jest dla mnie niepełna. Nie mówię nawet o kanonie, istnieje mnóstwo odmian kryminału, moim jednak zdaniem nieporuszenie takich wątków spłaszczy historię, pozbawi ją istotnych elementów, które przecież mają ogromny wpływ na jej odbiór. Zbrodnia nie jest aktem chwilowym, nie sprowadza się po prostu do zadania śmierci: fizycznej i biologicznej eliminacji. Zawsze są jakieś okoliczności, zawsze za czyjąś gwałtowną śmiercią z ręki bliźniego stoi jakaś historia. Korzenie zbrodni sięgają wszędzie i głęboko, a jej nawozem jest to wszystko, co dzieję się między ludźmi, nie tylko tymi bezpośrednio zaangażowanymi w akt zabójstwa. Drugi trend to skupianie się na samym akcie. Krwawo i brutalnie. Ten aspekt zdecydowanie dominuje nad warstwą psychologiczną, a ta odmiana kryminału jest popularna raczej wśród młodych ludzi. I trochę to rozumiem, dawno temu też byłem młody. Dziś z pewnością o wiele bardziej fascynujące jest dla mnie śledzenie tego wszystkiego, co doprowadziło do zbrodni, niż sam jej przebieg (mówimy o tym dziwnym, niezdrowym rodzaju fascynacji, który mamy wszyscy, sądząc po popularności gatunku). Ale też nie oszukujmy się: powieść kryminalna to co do zasady literatura rozrywkowa. Ciężko wrzucać w nią rozważania dotyczące kwestii etycznych, społecznych czy psychologicznych na poziomie akademickim. Ale sygnalizować pewne rzeczy jak najbardziej trzeba. Z umiarem, ale trzeba.

A jeśli chodzi o seks… Cóż, z jednej strony wyznaję zasadę, że w porządnej historii nie może zabraknąć pewnych wątków, a seksu to już w ogóle, z drugiej zaś… Pisałem już powieści, w których nie było o tym słowa. I teraz może Cię zdziwię, ale uwierz mi, w porównaniu ze swoimi wcześniejszymi historiami, w „Bliznach” po temacie ledwie się prześliznąłem! W „Niewiadomej”, drugiej części trylogii o Darku Suderze, opisy seksu były bardzo naturalistyczne, zahaczające wręcz o fizjologię. Ale tak naprawdę nigdy nie odważę się na przekroczenie pewnej granicy smaku, po prostu z szacunku dla Czytelnika. Jestem chyba na to zbyt dojrzały lub za stary, zależy jak na to spojrzeć…

No właśnie. Zbrodnia zaczyna się wtedy, kiedy kiełkuje pierwsza o niej myśl czy dopiero kiedy dochodzi samego aktu?

Pierwsza myśl o zbrodni nie zawsze kończy się zbrodnią, są też zbrodnie, przed popełnieniem których nie było żadnych myśli, refleksji czy zastanawiania się nad konsekwencjami. Mimo milionów popełnionych zbrodni, przeprowadzonych postępowań próbujących wyjaśnić ich przebieg i motywy, dogłębnych studiów nad tematem, wciąż zastanawiamy się, dlaczego są popełniane. Nie liczę na to, że kiedyś ktoś rozwiąże tę zagadkę. Obawiam się, że zbrodnia jest wpisana w naturę człowieka mniej więcej tak samo jak troska o dzieci, chęć zaspokajania potrzeb bytowych czy rywalizacji. Pewnych rzeczy, mimo wtłaczania od dziecka w ramy norm społecznych z człowieka nie wyplenimy. Jedną z nich jest zbrodnia. Pozostaje cieszyć się z faktu, że mimo to statystycznie niewielu ją popełnia. I owszem: jestem boleśnie świadomy, że odpowiedź na Twoje wbrew pozorom bardzo pojemne pytanie jest relatywnie płytka. Problem w tym, że tak naprawdę nikt pełnej odpowiedzi nie zna i nigdy nie pozna.

„Śmierć byłaby dla ciebie za dobra, wiesz? Śmierć to wyzwolenie”

Stara prawda, że nawet dobrzy ludzie czasem dopuszczają się złych rzeczy. Pod to twierdzenie można by podciągnąć główny wątek „Blizn”, żeby za bardzo nie zdradzać czytelnikom fabuły, mamy do czynienia z fałszywym bohaterem. Nie ma bohaterów bez skazy?

Ha, to dobre pytanie. Pewnie nie ma. Pytanie uzupełniające brzmi, czy skazy te tak naprawdę mają jakikolwiek wpływ na sam akt bohaterstwa? Czy miały jakikolwiek wpływ na ten czyn? Historia zna wiele przypadków bohaterów, najpierw fetowanych, potem hejtowanych, kiedy okazywało się, że mają mroczną stronę, jak zresztą każdy z nas. Mój ulubiony to historia z czasów PRL, o pewnym człowieku, który uratował dwójkę tonących w jeziorze dzieci. Cała akcja toczyła się na polu namiotowym. Nikt z wczasowiczów go nie znał, wiedzieli tylko, że mieszka samotnie w małym namiocie na skraju pola i praktycznie nie wychodzi na zewnątrz. I kiedy wszyscy stali na brzegu patrząc bezradnie na topiące się dzieci, on nagle przecisnął się przez tłum, rzucił się do wody i przyholował je do brzegu ostatkiem sił. Kiedy odzyskał przytomność, stwierdził, że to niemożliwe, żeby mógł to zrobić, bo prawie nie potrafi pływać. Okazało się też, że jest pijany w sztok, a w jego namiocie znaleziono walizkę pełną butelek wódki. Natychmiast z bohatera zdegradowano go do niebezpiecznego alkoholika, przez którego nieodpowiedzialne zachowanie dzieci mogły naprawdę utonąć. Wszyscy jakby zapomnieli, co zrobił. Milicyjne dochodzenie wykazało, że człowiek ten to szanowany dyrektor pewnego zjednoczenia, który przez cały rok nie bierze do ust kropli alkoholu. Tylko przez jeden tydzień zaszywa się gdzieś bez rodziny i pije, praktycznie nie trzeźwiejąc. Ta (jak najbardziej prawdziwa) historia doskonale wręcz obrazuje, jak można odbierać bohaterów przez własny pryzmat, jak można odzierać ich z zasług, jak krótka jest droga od chwały do niezawinionej klęski. A najbardziej widać tu prawdę o ludziach, którzy tymi bohaterami NIE SĄ i nie mogliby być. I chyba właśnie o tym pryzmacie, przez który patrzymy na bohaterów są „Blizny”.

Marek Stelar

Brzmi jak historia idealnie skrojona na powieść. A może masz już jakieś konkretne pomysły na książkę? Sądząc po licznych pozytywnych opiniach serii „Nie”, to może jakaś nowa?

Oczywiście, że mam. Na niejedną nawet. Bez Sudera, oczywiście i niestety, ale mam nadzieję, że komisarz Rędzia godnie go zastąpi, jako „seryjny” śledczy. No i kontynuacja trylogii o braciach Wicha: w końcu też ma swoich zwolenników [śmiech]. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie już życia bez pisania. Nie piszę, żeby z tego żyć. Ja chyba żyję po to, żeby pisać. Przynajmniej w dużej mierze…

Przeczytaj fragment książki „Blizny”

Blizny

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers. Title: Blizny, Author: Lubimyczytać.pl, Name: Blizny, Length: 6 pages, Page: 1, Published: 2020-09-03

___

* Patryk Mierzwa - redaktor prowadzący wydawnictwa Filia.

Artykuł sponsorowany


komentarze [3]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
asiulka19963 07.09.2020 10:57
Czytelniczka

Brzmi zachęcająco

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
czytamcałyczas 03.09.2020 20:48
Czytelnik

Plany są zakupu.Ale nie teraz.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać 03.09.2020 11:50
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post