Detektyw Rajski w roli głównej – rozmowa z Marcinem Silwanowem, autorem „Warstw podskórnych”

Anna Sierant Anna Sierant
11.10.2022

Marcin Silwanow, do tej pory pracujący jako detektyw, debiutuje jako pisarz, wydając „Warstwy podskórne”. Z autorem rozmawiamy o procesie powstawania jego książki, ale również o tym, dlaczego warto wrócić do tradycji powieści kryminalnej, i o sprawach, z którymi klienci zwracają się do detektywów najczęściej.

Detektyw Rajski w roli głównej – rozmowa z Marcinem Silwanowem, autorem „Warstw podskórnych” Materiały wydawnictwa

[Opis wydawcy] Stare grzechy lubią odzywać się nieproszone…

Prywatny detektyw Piotr Rajski jest nieco znudzony swoją pracą. Zamiast jak w amerykańskich filmach śledzić prawdziwych kryminalistów, zajmuje się tropieniem niewiernych małżonków. Kolejne zlecenie, które otrzymuje od znanego białostockiego biznesmena, zdaje się nie przynosić nic nowego. Co prawda będzie wymagało od Rajskiego przejrzenia zakurzonych archiwów i odświeżenia kilku znajomości, ale czy szukanie dawnego właściciela działki, na której postawiono galerię handlową, może wzbudzić w nieco zobojętniałym detektywie upragnione emocje?

Wszystko zmienia się, gdy pewnego dnia jego biuro odwiedza tajemnicza i bardzo atrakcyjna klientka, która pragnie poznać przeszłość narzeczonego. Ale chyba nie tylko…

Te dwie sprawy długo nie pozwolą Rajskiemu spać spokojnie…

 Brudne interesy, władza i zbrodnia. Doskonały obraz pracy prywatnego detektywa, odkrywającego tajemnice z przeszłości. Polecam.

Piotr Kościelny

Anna Sierant: „Warstwy podskórne” to pana debiutancka książka, chciałabym więc zapytać, jakie emocje towarzyszą panu przy okazji jej premiery i co sprawiło, że zdecydował się pan, oprócz pracy detektywa, wykonać także inną: zasiąść za biurkiem i napisać książkę. Czy pisanie książki może być równie, a nawet bardziej ekscytujące, co rozwiązywanie kolejnych spraw zgłoszonych przez klientów?

Marcin Silwanow: Czas poprzedzający premierę to mieszanka ekscytacji i obaw. Z jednej strony ogromna radość, w końcu debiut to spełnienie marzeń. Z drugiej obawa, jak książka zostanie przyjęta. Tego nie da się porównać z niczym innym. Odpowiadając na drugie pytanie, muszę przyznać, że w moim przypadku pisanie było w jakimś sensie, nomen omen, we mnie „zapisane”. Jeszcze w liceum podjąłem pierwsze, nieudolne zresztą, próby zapisywania słów w formie wierszy. Potem, już na studiach, próbowałem swoich sił w krótkich formach prozatorskich. Jednak tak zwane dorosłe życie sprawiło, że całkowicie zarzuciłem pisanie. Tyle że co pewien czas wracały do mnie myśli, że może by tak znów spróbować. Opierałem się temu całymi latami, ale jak widać, nieskutecznie. (śmiech)

Przechodząc do ostatniego pytania, muszę powiedzieć, że emocje związane z pracą detektywa i te, które towarzyszą pisaniu powieści, są bardzo intensywne, choć jakościowo jednak zupełnie odmienne. Mam to szczęście, że obie aktywności sprawiają mi ogromną przyjemność. Niemniej czas powstawania książki jest absolutnie wyjątkowy. Nie wiem, czy umiałbym nazwać to wszystko, co się wtedy w głowie i w sercu autora dzieje.

Alex Michaelides, autor „Pacjentki”, powiedział mi, że główni bohaterowie jego powieści to psychoterapeuci, bo sam kiedyś pracował w tym zawodzie i woli po prostu pisać o tym, na czym się zna. Czy zdecydował się pan stworzyć powieść z głównym bohaterem detektywem, czyli postacią, która wykonuje ten sam zawód, co pan, z tych samych powodów? A może stoją za tym również inne przyczyny?

Nie znałem słów autora, które pani przytoczyła, ale całkowicie się z nimi zgadzam. Doświadczenie zawodowe, które przenoszę na karty powieści, z jednej strony ułatwia mi pracę, z drugiej – myślę, że dodaje wiarygodności opisywanym wydarzeniem czy choćby metodom pracy. Jest to główny, ale nie jedyny powód, dla którego wybrałem postać detektywa jako głównego bohatera swojej powieści. Drugi to chęć swego rodzaju nawiązania do tradycji powieści kryminalnej. Dziś detektywa zastępuje najczęściej komisarz. Nie jest to oczywiście reguła, ale na pewno zauważalna tendencja. Nie wrócimy do czasów świetności Baker Street, ale myślę, że współcześnie Piotr Rajski ma dość miejsca i sposobności, aby udowodnić, że jako amator nie ustępuje zawodowym śledczym.

W jaki sposób pracuje pan przy pisaniu książki? Jak wyglądało tworzenie tej pierwszej powieści? Czy wyznaczał pan sobie jakieś limity słów, stron, pisał w konkretnych godzinach, miał wcześniej przygotowany plan? Prace detektywa i pisarza zdają się mieć inny charakter, ale Piotr Rajski, główny bohater „Warstw podskórnych”, też jednak pracował przy biurku, tworząc swoje ulubione raporty.

Tak, Piotr, jako profesjonalista, pracował przy biurku, a ja, choć próbowałem go naśladować, nie wyrobiłem w sobie tej umiejętności i pracuję, to znaczy piszę, leżąc. Od strony czysto technicznej, myślę, że kluczowa w procesie tworzenia powieści, a przynajmniej tak było w moim przypadku, jest dyscyplina i pisanie możliwie codziennie. Choćby jedno zdanie, ale jednak do przodu. Czasami oczywiście z różnych powodów musiałem na dzień lub kilka dni przerywać pracę, ale zaraz potem wracałem i konsekwentnie, słowo po słowie, zapełniałem kolejne strony. Książka powstawała głównie nocą, bo dopiero wtedy, po uporaniu się z codziennymi zajęciami, znajdowałem czas dla siebie. Nie jest łatwo, mając pracę i rodzinę, znaleźć jeszcze codziennie kilka godzin na, jak by nie patrzeć, dodatkową pracę. Pytała pani o plan. Cóż, na pewnym etapie spróbowałem rozrysować sobie to, co już mam, i to, co chciałbym napisać, na takiej, powiedzmy, mapie. Nawet w tym celu skleiłem ze sobą cztery kartki, żeby mieć więcej miejsca. Hmm… gdzieś chyba mam ten plan, ale nie zaglądałem do niego od dnia, kiedy go napisałem. Podsumowując, w moim przypadku nie sprawdza się drobiazgowe planowanie. Oczywiście ogólny zarys musi być, ale potem poddaję się całkowicie historii. Mówiąc obrazowo, kiedy zaczynałem pisać „Warstwy podskórne”, sam nie wiedziałem, kto zabił. (śmiech)

Piotr Rajski ma w książce do rozwiązania dwie sprawy: odnaleźć dawnego właściciela drogocennej działki (co wydaje się niemożliwe do zrealizowania) i zlecenie od pewnej pięknej klientki, które przybiera bardzo nieoczekiwany obrót. Którą z tych osi fabularnych tworzyło się panu łatwiej, ciekawiej, która była większym wyzwaniem?

Oba wątki miały swoją specyfikę i choć – można powiedzieć – ich charakter był zupełnie odmienny, jako autora pochłaniały mnie równomiernie. Mam nadzieję, że nie ujawnię w tym momencie zbyt dużo, jeśli powiem, że największym wyzwaniem było dla mnie takie poprowadzenie obu wątków, aby przy ich wewnętrznym rozbudowaniu ostatecznie udało się je sensownie i logicznie połączyć. Tu jest w moim odczuciu potrzebna precyzja i skupienie. Dwie historie żyją swoim życiem, w obu wiele się wydarza, mają częściowo odrębnych bohaterów, ale w końcu przychodzi ten moment, w którym należy je połączyć w całość, i to jest z mojej perspektywy najtrudniejsze. Nie można niczego pominąć. Trzeba wracać do tego, co już zostało napisane, bo czasem nawet jedno zdanie wypowiedziane przez którąś z postaci może być kluczowe dla tego, co dzieje się „za sto stron”.

Czasem działania, które podejmuje Rajski, okazują się niebezpieczne dla jego życia. Czy w pracy detektywa w realu też tak się zdarza?

W mojej praktyce bardziej się zdarzało, niż zdarza. Ja po prostu unikam spraw o charakterze kryminalnym, a to w nich zazwyczaj można napotkać sytuacje potencjalnie niebezpieczne. Staram się, na ile to możliwe, wykalkulować ryzyko związane z realizacją zlecenia jeszcze na etapie wstępnych rozmów z klientem. Zdaję sobie jednak sprawę, że część z moich koleżanek i kolegów po fachu podejmuje się realizacji rozmaitych zleceń. Również takich, w których to ryzyko, i idące za nim niebezpieczeństwo, realnie istnieje.

Działania Rajskiego nierzadko krzyżują się z tym, co robi policja, on jednak pozostaje z jej przedstawicielami w dobrych relacjach. Rajskiemu pomagają również współpracownicy agencji, bibliotekarze, pracownicy naukowi. Choć nie wszyscy skutecznie. Praca detektywa nie jest więc, wbrew pozorom, zadaniem dla osób działających wyłącznie samodzielnie?

Myślę, że relacje Rajskiego z przedstawicielami policji najuczciwiej byłoby nazwać skomplikowanymi. (śmiech) Co do charakteru pracy detektywa, myślę, że nie ma w niej jednej, ściśle obowiązującej reguły. Są takie zlecenia, których specyfika wręcz wymaga działania w pojedynkę. Innych zaś nie sposób zrealizować samodzielnie i trzeba się posiłkować zespołem. Bywa też tak, że osoby współpracują z detektywem, pomagają mu w pracy, a same o tym nie wiedzą. Ta praca wymaga dużej elastyczności i umiejętności odnalezienia się w przeróżnych sytuacjach. Mam nadzieję, że jej złożoność pokazuje, czy może próbuje pokazać, moja powieść, choć oczywiście nie jest to powieść dokumentalna.

Jednym z bohaterów „Warstw podskórnych” można by nazwać i sam Białystok, w którym rozgrywa się akcja książki. Czy dużo czasu musiał pan spędzić na poszukiwaniu miejsc, które warto opisać w książce, czy też pracując jako detektyw zdążył pan już tak dobrze poznać miasto, że raczej musiał pan wybierać wśród pomysłów na powieściowe miejsca akcji?

Zwróciła pani uwagę na ciekawą rzecz. Faktycznie, praca spowodowała, że moja znajomość miasta, w tym jego topografii, jest dziś o wiele lepsza niż dawniej. Z drugiej strony od lat interesuje mnie historia Białegostoku i choć z pewnością nie posiadam w tym zakresie wiedzy eksperckiej, z dużą przyjemnością czytałem i wciąż czytam wszelkie publikacje poświęcone mojemu miastu. Wybór miejsc, które zostały przeze mnie opisane w książce, odbywał się w jakiejś mierze bez mojego udziału. Owszem, niektóre były w mojej głowie już na etapie planowania zarysu powieści, ale inne pojawiały się w trakcie, i chyba jest trochę tak, że to Piotr Rajski mnie do nich zaprowadził. Część z tych miejsc jest wręcz przesiąknięta historią i to dość odległą, inne są zupełnie współczesne. Dodam, że cieszy mnie, jako autora, że zwróciła pani uwagę na ten aspekt powieści, na to, że Białystok odgrywa w nim dużą rolę. Nie ukrywam, że taki też był mój zamysł, a pani pytanie utwierdza mnie w przekonaniu, że chyba się to udało.

A jak to się stało, że został pan detektywem? Wiele osób w młodości pewnie marzy o wykonywaniu tego zawodu, jednak z marzeń tych po drodze rezygnuje i dla większości profesja ta pozostaje dość tajemnicza.

Ja akurat w dzieciństwie chciałem być najpierw Robin Hoodem, a później pilotem. Koniecznie myśliwca. O zawodzie detektywa w ogóle nie myślałem. Zadecydował przypadek, jeżeli przyjąć, że takie coś jak przypadek istnieje. Otóż zostałem oszukany. Nie będę się usprawiedliwiał, po prostu w dość prymitywny sposób dałem się nabrać. Sprawę zgłosiłem na policję, ale chyba nie miałem w tym zakresie szczęścia, przynajmniej na początku. W dużym skrócie skończyło się tak, że przeprowadziłem własne, internetowe śledztwo, które – o dziwo – przyniosło taki efekt, że ustaliłem nazwisko osoby, która mnie oszukała. To wtedy usłyszałem z ust policjantki prowadzącej sprawę, że mam talent i powinienem spróbować swoich sił w służbie. Pamiętam, że te słowa spowodowały w moim życiu spore wewnętrzne zamieszanie. O pracy w policji absolutnie nigdy nie myślałem, a jednocześnie było w tym pomyśle coś, co nie dawało mi spokoju. Wtedy też pojawił się w mojej głowie detektyw jako zawód. Zacząłem szukać informacji na ten temat i ostatecznie stanęło na tym, że munduru nie założyłem, ale uzyskałem licencję prywatnego detektywa.

Czy ma już pan kolejne pomysły na książki? Czy Rajski pojawi się tylko w tej powieści, czy powstanie cały cykl? Czy chciałby pan porzucić (lub porzucił pan) pracę detektywa, by skupić się tylko na pisaniu powieści?

Myślę, że postać detektywa w ogóle, a Piotra Rajskiego w szczególności, jest na tyle nośna, że na jednej powieści nie poprzestanę. O ile wiem, w międzyczasie zgłosiły się do niego kolejne osoby, którym będzie chciał pomóc w rozwikłaniu ich problemów, ale obu nas łączy zawodowa dyskrecja i zdradzić więcej na ten temat nie mogę. Póki co wykonuję swój zawód, a pisanie jest niejako obok. Oczywiście chyba naturalną konsekwencją opublikowania powieści przez autora jest myśl, że mógłby to być kiedyś jego zawód. Na razie jednak traktuję to jako, powiedzmy, bardzo teoretyczne rozważania. Gdyby jednak pojawiły się ku temu warunki, hmm… pewnie bym nie protestował.

No i na koniec nie mogę nie zapytać: czy sprawy związane ze śledzeniem zdradzającego małżonka czy zdradzającej małżonki rzeczywiście są tymi, z którymi ludzie zgłaszają się do detektywów (czy do pana konkretnie) najczęściej?

Mogę odpowiedzieć na to pytanie wyłącznie ze swojej perspektywy. W moim przypadku akurat tego rodzaju zlecenia nie należą do najczęstszych czy dominujących. Owszem, jest ich sporo, niemniej ze względu na swego rodzaju ukierunkowanie działalności zdecydowanie przeważają zlecenia o charakterze gospodarczym czy, najogólniej mówiąc, realizowane na zlecenie firm i kancelarii prawnych. Faktycznie jednak w powszechnej świadomości praca detektywa kojarzona jest ze śledzeniem niewiernych małżonków. I cóż, o ile wiem, nie jest to do końca pogląd pozbawiony podstaw.

O autorze

Marcin Silwanow - ur. 1980 r., z urodzenia, wyboru i zamiłowania białostoczanin, pasjonat historii miasta. Absolwent Uniwersytetu w Białymstoku. Od ośmiu lat prywatny detektyw, specjalizujący się ostatnio w detektywistyce genealogicznej. Miłośnik zespołu Kult, książek Johna Steinbecka i Aleksandry Marininy oraz gór wysokich – z których świadomie zrezygnował.

Przeczytaj fragment książki „Warstwy podskórne”:

Warstwy podskórne

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.

Książka „Warstwy podskórne” jest dostępna w sprzedaży

Artykuł sponsorowany


komentarze [2]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Remigiusz Koziński 11.10.2022 22:01
Redaktor

Muszę się zabrać za tę książkę. Ciekaw jestem, czy fachowość zawodowa da się przełożyć na ciekawy kryminał... 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Anna Sierant 11.10.2022 14:30
Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post